Ludzie przyzwoici i politycy

Przeczytałem gdzieś dzisiaj o proteście jednego z zachodniopomorskich szefów “Solidarności” wobec propozycji kolejnych negocjacji. A dokładniej protest miał dotyczyć obecności jednego z reprezentantów rządu. Tym razem stronę rządową ma reprezentować m.in. p. Michał Boni. I to jego obecność tak zbulwersowała wspomnianego działacza. Tym bardziej, że jak wieść gminna niesie, p. Boni ma jednak objąć w przyszłości stanowisko ministerialne.

Nie jestem zwolennikiem związków zawodowych, a przynajmniej większości ich działaczy, bo uważam, że panowie ci pilnują tylko i jedynie swoich interesow. Tym razem jednak przyznaję rację wspomnianemu działaczowi.

Rzadko lub niemal nigdy zabieram głos w tak kontrowersyjnych i trudnych sprawach, jak lustracja. Powodem jest moja niechęć do odgrywania roli sprawiedliwego. Jednakże tym razem głos zabiorę.

Ludzi z grubsza dzielę na przyzwoitych w różnym stopniu (w miarę, średnio i całkiem czyli chorobliwie przyzwoitych) oraz polityków. Ludzie przyzwoici – ogólnie rzecz biorąc (np. ci w miarę czyli tak jak w Biblii) – nie są bez grzechu. Popelniają swoje mniejsze lub większe świństewka wobec przykazań Boskich i ludzkich glównie w imię lepszego życia dla siebie czy swoich bliskich. Nie aspirują jednak do roli przewodników stada (a przynajmniej bardzo rzadko).

Tu przechodzę do drugiej z kategorii, o których wspomniałem powyżej, czyli polityków. Nie mam tu na myśli li tylko polityków z pierwszych stron gazet czy mediów elektronicznych ogólnopolskich lub prowincjonalnych, ale także tych, którzy są przewodnikami ludzkich stad różnych wielkości – od grup związkowców w firmach, przez działaczy rozlicznych stowarzyszeń aż po wszelkiego stopnia liderów partyjnych. Czyli wszystkich, którzy pretendują do roli naszych przywódców w mniejszym lub większym stopniu, za naszym i bez naszego przyzwolenia. (Zawsze mnie zaskakiwal fakt, że niemal w większości przypadków – poza wyborami, kiedy to my, szarzy wyborcy, nagle stajemy się esencją życia publicznego, a wszyscy przywódcy stad nadskakują nam, przymilając się w sposób niekiedy wręcz obrzydliwy – owi przewodnicy stad sami nadawali sobie ten mandat, nie pytając się w końcu o moje pozwolenie).

Ale niech im będzie: skoro są tak omnipotentni jak twierdzą, skoro tak bardzo chcą dbać o moje (twoje, nasze) dobro, o dobrze Państwa, Ojczyzny etc. nie wspominając, niech próbują się wykazać. Ale coś za coś. Niech więc wykazują się choćby w minimalnym wymiarze (ale zawsze większym od stopnia dla człowieka przyzwoitego) cechami, o których wspominali, kiedy walczyli o mandaty poselskie, senatorskie czy wreszcie radnych miast, gmin, powiatów. Czyli jeśli mówią, to niech choć po części będzie to prawda. Jeśli chcą kłamać, to lepiej niech nie mówią całej prawdy, albo niech wzorem piłkarza Boruca mówią „pomidor”.

A jeśli zostaną schwytani na ordynarnym kłamstwie czy oszustwie, niech nie usiłują mi wmawiać, że czarne jest niebieskie, a zielone – białe. I niech oni, a także ich zwolennicy, nie próbują mi tłumaczyć, że gdybym był na ich miejscu w sytuacji krytycznej, to bym wiedział, jak to było ciężko, jak boleśnie, jak tragicznie niemal. I dlatego powinienem im wybaczyć i pozwolić, aby nadal wykorzystywali swój status przewodników stada.

Tego nie wolno robić, bo to jest wlaśnie nieprzyzwoite. Nieprzyzwoite jako norma etyczna i moralna. Nawet w polityce.

Oni chcą mieć nadal wpływ na moje losy, oni chcą, abym wraz z moim bliskimi i przyjaciółmi doświadczyl wszelkiego dostępnego szczęścia. Za ich przyczyną. A to jest moim zdaniem nieprzyzwoite. Nieprzyzwoite moralnie i etycznie. I to bez dzielenia włosa na czworo.

To jest nawet niebezpieczne, gdyż nie daje gwarancji bezstronności tych przewodników stada różnej wielkości. Bezstronności zarówno jeśli idzie o sprawy drobne, przyziemne jak i wielkiej, państwowej wagi. Ich dalsze dążenie do sprawowania rządu dusz (na dowolnym stanowisku państwowym, bo w prywatnym biznesie niech sobie robią co chcą) też jest nieprzyzwoite. Bowiem wolę już dyktatora czy satrapę, którego intencje i ich pochodzenie są wiadome z góry i od dawna, choć to też jest nieprzyzwoite, ale w innym wymiarze. A zresztą dyktator czy satrapa są w pewnym sensie politykami, a przynajmniej byli nimi na początku.

Dlatego mam prawo do oceniania i oceniam dość jednoznacznie postępowanie polityków. Mam to prawo dlatego, że jeszcze niedawno, a także dawniej (i to kilka razy) zwracali się do mnie o poparcie, mamiąc mnie, moich bliskich oraz przyjaciół ułudą szczęścia powszechnego, kłamiąc przy tym odrobinę czy też nie mówiąc całej prawdy.

Ci jednak, którzy najpierw zgrzeszyli (co mógłbym wybaczyć), a potem oszukali mówiąc, iż nie zgrzeszyli, a teraz twierdzą, iż po wypowiedzeniu czarodziejskiego slówka przepraszam , zminimalizowali swoje grzechy i kłamstwa do zera, ci nie mogą liczyć na moje wybaczenie i prosić o ponowne poparcie w celu objęcia funkcji jednego z przewodników stada dowolnej wielkości. To po prostu nieprzyzwoite. To nieprzyzwoitość przekraczająca swoimi rozmiarami nawet nieprzyzwoitości opisane w Biblii.
 
Nawiasem mówiąc, w Księdze Ksiąg, w której opisane są wszystkie grzechy i występki rodzaju ludzkiego, nie ma ani slowa o politykach. A przynajmniej ja ich w niej nie znalazłem.
 

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Wie Pan,

Panie Lorenzo, ja się z Panem zgadzam. W kwestii ocen i wartości autotelicznych.

Ale od razu powiem, że się zgadzam jako ja – ktoś kto poznał pomienionego w 1980 roku na Uniwersytecie Warszawskim.

Mam w sobie zadziwiającą zapalczywość wobec tych, których znam.

Dlatego wciąż czekam na lustrację środowisk akademickich.

Natomiast w kwestii takiej, czy druga strona może sobie wybierać z kim będzie rozmawiać, to już takiej pewności nie mam. To już jest polityka. A polityka to dziewka wszeteczna. Tak to ujmijmy. Inne zasady, inne oceny. Boni jest kartą, którą się gra. Sam się do tej roli sprowadził.

Na szczęście nie przynależę do syndykatów i mało mnie one zajmują, chyba, że hamują ruch drogowy.

Pozdrawiam


Otóż drogi Panie NN

polityka polityką, a przywoitośc przywoitością. Nie uwierzę, że w otoczeniu Tuska nie już żadnego specjalisty od negocjacji ze związkami. Jeśli jednak tak jest, to grozą wieje.

Boni jest kartą, którą się gra. Sam się do tej roli sprowadził.

I o tym jest ten tekst. Jeśli się sprowadził, to znaczy że ktoś go akceptował. A to już jest – jak mawiano za moich czasów na krakowskim Kaźmirzu – po prostu dziadostwo.

Pozdrawiam podwieczorkowo


Tam zaraz dziadostwo,

wszyscy mają swoich przepraszających, którzy zrobią co im się karze.

Taka gra.

Toż przecież nie dla Pana jest ta rozgrywka, prawda?

Widać, że już Pan z siebie powoli urlop strząsa, Panie Lorenzo

Pozdrawiam z uśmiechem


Szanowni..

Tak..
Pomiędzy twarożkiem a rzodkiewką (ja akurat przebieram nogami aby żurek doszedł).

To nie bardzo mi się podoba sprowadzanie przyzwoitości & polityki do naźwisk.

Bo co to/tu zmienia Boni?

Politycznie przetrwał nawały czyli jest odpornym politykiem czytaj skurwysynem.
A czy nam przypadkiem nie brak polityków-skurwysynów, bo mamy tylko tych drugich?
No i pozostaje pytanie, zna się na sprawie czy nie zna?


Michał Boni

Problem z panem Michałem Bonim jest taki, że jest to naprawdę wysokiej klasy, energiczny specjalista d/s gospodarczych, który jako jeden z niewielu ma wystarczające przygotowane do pracy rządowej i który potfrafi jak mało kto zarysować swoje projekty gospodarcze w szerszym kontekście społecznym.

Takich ludzi jak Michał Boni ze świecą szukać i nie dziwi mnie, że jakaś drobna w sumie wtopa sprzed 20 lat nie jest dla Donalda Tuska wystarczającym powodem do pozbycia się tego eksperta.

Osobiście – widzę więcej pożytku z działalności Michała Boniego niż z całego naszego przemysłu stoczniowego.

Ja, panie Lorenzo nie oczekuję, że tylko święci i niepokalani będą politykami. Mają nie być karani, nie robić głupot i dobrze pracować – tyle mi wystarczy. A jeśli Pan uważa inaczej, to proszę zauważyć, że kij ten ma dwa końce – jeśli każda “niedyspozycja moralna” może stać się dobrym powodem do wykluczenia kogoś z funkcji politycznej, to nie powinna pana dziwić np. sprawa Buttiglione…


Mam poważne wątpliwości, Panie Zbigniewie

Po pierwsze p. Boni może i jest wybitnym specjalistą, ale na mily Bog, chyba nie jedynym?

Zarzucaliśmy PiS poslugiwaniem sie jedynie wiernymi dzialaczami, a tu co? Jak p. Boni chce, to niech sobie zaloży firmę konsultignowa i świadczy uslugi – ok. Ale sprawować funkcję państwową? Bez przesady. Poza tym kwestia doborowych kadr – j.w. A jak nie mamy swoich, to zakontraktujmy z zagranicy. Tak sobie Hiszpanie zalatwili problem fatalnych slużb skarbowych z okresu frankistowskiego – wynajęli na bodaj trzy lata dwa albo trzy tysiąc skarbowców z Niemiec i problem korupcji, nieudolności się skończyl, bo Niemcy po prostu nie brali.

O kwestiach bezpieczeństwa w przypadku p. Boniego chyba nie musimy dyskutować. Takiego numeru żadna slużba nie przepuści, a Pan nigdy nie będzie mial pewności. A jak wiadomo – najgorsza to ta niepewność.

Ja nie mówię, by p. Boni nie byl politykiem. Niech sobie będzie – na wlasny rachunek, ewentualnie na rachunek PO. Ale nie na mój, jako wysoki urzędnik państwowy.

I jeszcze jedno – drobna wtopa to zabawy premiera Tuska w mlodości, i paru jeszcze innych panów. Pelna, udokumentowana wspólpraca ze slużbą bezpieczeństwa nie jest jednak jedynie skazą na urodzie czy mlodzieńczą glupotą. Tym bardziej, że p. Boni pelnil zdaje sie nawet dość odpowiedzialne funkcje w konspiracji. Czyli co, nasz kolaborant cacy – a wasz be? To niech nikt więcej z PO nie powie zlego slowa na p. Jasińskiego.

Co jak co, ale do zwolenników PiS Pan mnie nie zaliczy (nie, żeby mnie Pan zaliczal, ale piszę tak, na wszelki przypadek) – mam po prostu taka opinię na ten temat.

Pozdrawiam wieczornie


@Lorenzo

Eee tam – po pierwsze specjalistów u nas jest jak kot napłakał – proszę mi podać jakieś nazwiska osób, które mogłyby zastąpić Boniego, bo ja nie widzę. Facet kompetentnie realizuje bardzo spójny i potrzebny plan reform i trzeba mu dać spokój, żeby swoje zadanie wykonał. A ten związkowiec – Jan Mosiński – to znana postać – Rydzykowy oszołom z Kalisza, który zasłynął m.in. próbą oskarżenia posła Palikota o nawoływanie do nienawiści wobec osób wyznania rzymskatolickiego. Kolejny święty za życia, prawdziwy Polak. Szkoda słów na takich orłów…

Po drugie, specjalista z zagranicy? Bez znajomości polskich realiów, lokalnych uwarunkowań? Bez jaj – nawet w tak mało zdawałoby się kontrowersyjnej działalności jak promocja Polski zagranicą Wally Olin wymiękł a co dopiero na odcinku, który z natury rzeczy jest kontrowersyjny i wymaga politycznego poparcia?

Bezpieczeństwo? A czego? Z jakimi zagadnieniami ścisłego bezpieczeństwa pan Boni ma do czynienia? On jest szefem zespołu doradców strategicznych, gdzie pracują tacy ludzie jak. np. Alek Tarkowski – szef Creative Commons Polska… często młodziaki z wizją, ale zaiste – nie ma tam nic, co byłoby ściśle tajne przez poufne…

A co do tej współpracy Boniego – to niech mnie bogi kochają – mnie to guzik, ale to zupełny guzik obchodzi. Jak się dowiem, że był z niego drugi “Ketman” to zdanie zmienię, ale za stary jestem, żeby od każdego oczekiwać najgłębszego bohaterstwa. I radzę poczytać sobie “Kubusia Puchatka” – bo z tej m.in. lektury wynika, że nawet skończony tchórz może być fajnym kumplem – coś, co Polakom jakoś bardzo trudno pojąć.


Szanowny Sąsziedzie!

Tesks tego znakomitego feleitonu zdaje mi sie klócić w wydźwiękiem innego jakże trafnego, zatytułowanego “A co mnie to wszystko obchodzi?” Otóz ja, skupiłbym się na kompetencjach i wiedzy Boniego, tamte PRL-owskie cienie zostawiając ocenie historyków. A Toruńskim piernikiem, czerstwym już, i deczko zalatującym nie zawracałbym sobie głowy!
Co do Świętej Księgi, to moim bardzo skromnym zdaniem, Mojżesz jako religijny i faktyczny przywódca Izraela był nade wszystko bardzo zręcznym politykiem. Niech mnie pokropią świeconą woda, ale mniemam, że albo dobrze wykorzystał dane od Boga cuda, albo umiejętnie dla korzyści ogółu zinterpretował znane sobie naturalne zjawiska,które się rozumowi prostegu ludu wymykały. Księga Sędziów, to zręczne lawirowanie pomiędzy interesami Amalekitów i Kananejczyków. Wojny z Filistynami, jak to wojny , to przecież było przedłużenie polityki zagranicznej przywódców Izraela. Politykami byli i Saul, i Dawid, a wyprzedza ich w tej materii Salomon!
ST to zbiór ksiąg historii ludu. Religii, wojen, dyplomacji. Polityki.

Serdecznie pozdrawiam, z prośbą do aury o bardziej zdecydowane stanowisko!

tarantula


Pewnie ma Pan rację, Sąsiedzie.

A tak przy okazji, czy przeczytał Pan moją propozycje trasy dla Pana związana z jazdą do Grybowa? Dałem ja pod Pańskim tekstem piątkowym.

Pozdrawiam serdecznie


Lorenzo

problem braku ekspertów i fachowców w pracy na rzecz państwa jest mega banalny a nie zauważyłem żeby ktoś to opisał.

Kasa.

Dziękuje za umozliwienie gościnnych wystepów :)))

prezes,traktor,redaktor


@Max

Eee tam – nie tylko kasa – brakuje technokratów z obyciem humanistycznym. To skutek pospiesznego i jednostronnego kształcenia oraz braku obycia w szerszym kontekście. Mamy niby różnych ekspertów, ale oni nie są w stanie wyobrazić sobie społecznych skutków różnych decyzji w średniej prespektywie. Więc tacy eksperci kończą porzuceni przez zaplecze polityczne, które nie chce się zderzyć z protestami wywołanymi przez ich działania, które nie uwzględniały skutków leżących, że tak powiem – poza dziedziną kompetencji autora.


Zbigniewie

dzięki za rozwinięcie,

dobrym krokiem wstecz było rozwalenia służby cywilnej, na pewno nie doskonałej ale dającej nadzieję na zmiany

p.s też masz wrażenia że za mało psychologii jest na naszych uczelniach (kierunki ekomomiczne, administracyjne) ?

pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor


@Max

Nie tylko za mało psychologii, ale w ogóle nauk społecznych. Problemem jest nastawienie studentów. Sam jestem absolwentem Politechniki Wrocławskiej i dobrze pamiętam jak moi koledzy i koleżanki wybałuszali gały na zajęciach z filozofii (była, była – wtedy jeszcze nie zlikwidowali). Dla większości tych młodziaków z dolnośląskiej prowincji była to całkowita strata czasu. Podejrzewam, że to część tych ludzi – jest dziś, w swoich miastach – Jaworze, Jeleniej Górze, Strzegomiu – miejscową elitą techniczną. I co? Jak oni będą rozwiązywać miejscowe problemy? Taki jak zaprojektuje most, to będzie to najbrzydszy most w regionie. Itd.

U nas, z resztą to jest dość symetryczne. Student na akademii plastycznej naukami ścisłymi się nie skala. Środowiska mało się przenikają i właściwie nawzajem sobą gardzą. Stąd zasadniczy brak ludzi o odpowiednim poziomie wiedzy specjalistycznej a zarazem – dobrze wykształconych ogólnie.


Szanowny Panie Zbigniewie, a i Ty, Maxie

mam pewną lukę w wiedzy. Za czasów moich studiów, czyli wtedy jeszcze na Wyższej Szkole Ekonomicznej w Krakowie, mielismy wykłady i ćwiczenia z socjologii i filozofii. Czyżby w ramach postępu zostały te zajęcia pózniej usunięte z programu studiów?

Pozdrawiam serdecznie


Lorenzo!

Trasę wypróbowałem na kierunku odwrotnym. Mówił mi kolega, znawca historii Małopolski, szczególny pasjonat jej galicyjskiego wątku CK, że pobudowany przez Austriaków trakt południowy, należy do najpiękniejszych widokowo w kraju. Istotnie, droga z Nowego Sącza do Limanowej jest niezwykle rzadkiej urody. Coś cudownego!

Wielkie podziękowania i pozdrowienia!

tarantula


Lorenzo!

W moich(naszych?)czasach obowiąkowymi przedmiotami były: Filozofia, elementy socjologii róznie nazywane, i ekonomia polityczna. Teraz, faktycznie ich nie ma. Ale w połowie dekady Gierkowskiej, na uczelnie techniczne wprowadzono obowiązkowy przedmiot “Wybrane zagadnienia kultury”, zwane popularnie odchamianiem. W urzędniczego rozpędu objęto nimi także Wydział Architektury, gdzie przecież mieliśmy w programie malarstwo, rzeźbę, historię sztuki i historię architektury powszechnej. A nieboszczyk Zin potrafił pół roku ulać na pytaniu “W co był ubrany Pan Tadeusz w dniu ślubu?”. Profesor Frazik uważał, że student, nie znający daty np. I rozbioru Polski, ma się pofatygować na II termin egzaminu. Rzecz zależała w dużej mierze od prowadzących. Ale w rezultacie nawet bardzo opornym jakiś ślad wiedzy ogólnej w łepetynie zostawał.
Z biegiem lat patrzę na te niby niepotrzebne rzeczy inaczej. Wszystko się może przydać. I przydaje się. Człowiek ma oobowiązek zmieniać świat na lepsze, i każda wiedza jest konieczna. Poza satysfakcją i dopełnieniem życia, ma to także wymiar praktyczny!

tarantula


Drogi Sąsiedzie!

Słyszałem pełne zachwytu słowa od ludzi przybyłych z obcych stron, że Południowo wschodnia Malopolska to najpiękniejsze miejsce naszej Ojczyzny. Jako patriota lokalny,nie uważam tego za zdanie odrębne!

tarantula


Jakie niepotrzebne rzeczy, Panie Tarantulo?

Ja na egzaminie z socjologii (powtarzam, że byłem wtedy na hanldu wewnetrznym na WSE), miałem pytania o roli filmu i takie tam. A pytajacym był ówczesny magister i już omc dr Jurek Pomorski-Mikułowski. No i były kina studyjne. I nocne maratony np. filmu węgierskiego w “Jaszczurach”.

Pozdrawiam popołudniowo.

PS. A niech Pan spróbuje zobaczyć Beskid Wyspowy z drogi między Wiśniową a Kasiną. Miód!


Hm, chyba z tego, co się orientuję

c na uczelniach (kierunkach) technicznych czy ekonomicznych jest zawsze przedmiot humanistyczny jakiś, tylko w małym zakresie i do wyboru, psychologia/socjologia/filozofia itd.
Pewnie zależy od uczelni.
GOrzej odwrotnie, znaczy na humanistycznych nie ma żadnych przedmiotów pozahumanistycznych:), poza W-F czy informatyka a raczej jej podstawami, które zna, każdy, co ma komputer w domu.

pzdr


Grzesiu!

Pod pewnymi względami jest gorzej niż drzewiej bywało! Mój syn, absolwent Wydziału Prawa na UJ, nie miał nawet podstaw informatyki, nie było w programie filozofii, socjologii (poza specjalistyvcznie traktowaną socjologią prawa), a WF tylko na I roku.
Ja miałem coś takiego jak ETO, i całe dnie spędzałem na hali dziurkarek, gdzie łaziłem z plecaczkiem pełnym kart do perforowania. Parę lat później rewolucja informatyczna zniosła to do szczętu. Ale ćwiczenia umysłowe przy tworzeniu układów blokowych do programu, bez echa nie zaginęły. Chociażby przez możliwość opóźnienia i osłabienia potencjalnego zespołu Alzheimera.

tarantula


Subskrybuj zawartość