Czy Irlandczycy są durniami Europy?

Od referendum w Irlandii minęło już kilka dni. Dyskusje – przynajmniej w Polsce – trochę ucichły, przykryte zresztą wielkim hałasem o książkę IPN-wskich historyków na temat przeszłości Lecha Wałęsy (a w sumie o przełości naszych elit i historii przemian). Podobnie jest zresztą w Europie, aczkolwiek niekoniecznie za przyczyną wspomnianej rozprawy dotyczącej naszego byłego prezydenta.

Przyznaję się bez bicia, że jestem zwolennikiem silniejszych związków krajów tworzących Unię Europejską, z różnych zresztą powodów – od gospodarczych po polityczne w wymiarze globalnym. I mam dla siebie sporo agrumentów, dlaczego jestem za. Natomiast założeń Traktatu Lizbońskiego nie znam, bo i skąd. Co boli. Na studiowanie oryginalnego tekstu w języku angielskim czasu nie mam (a i moja znajomość tego języka nie jest wystarczająca, by rozumieć tekst prawniczy), szukać jego wersji po niemiecku też nie mam kiedy.

Pozostaje jedynie poszukiwać wyjaśnień tego problemu w języku polskim, a z tym krucho. Politycy po kolei przyznają się do niewiedzy, więc nie jestem osamotniony. By jednak nie osiąść na laurach i pozostawać jedynie w kontakcie z podświadomością własną, mówiącą iż na nosa , to jednak lepiej byłoby gdyby etc., postanowiłem jednak trochę przyjrzeć się stanowisku Irlandczyków, a także innych nacji wchodzących w skład Unii.

Czytając komentarze w prasie i na portalach zagranicznych można dojść do kilku wniosków, z których najważniejszym jest konstatacja, że gdyby w innych krajach (poza Irlandią) o przyjęciu TL decydowałby głos obywateli, to ich kciuki skierowałyby się w większości ku dołowi. Natomiast europejscy politycy z uporem godnym lepszej sprawy są w przeważającej części zdania, że obywatele są głupkami i nie powinni o tak ważnej kwestii decydować. I wymyślają przy tym w sumie coraz gorsze koncepcje, w efekcie których ten paternalistyczny stosunek do własnych obywateli musi okazać się jedynym godnym wyjściem z sytuacji.

Tego rodzaju zachowania są tylko coraz lepszą pożywką do wzrastającego sceptycyzmu Europejczyków, którym – zamiast wyjaśnień – serwuje się naciski i groźby.

Zarówno Irlandczycy, jak i obywatele krajów, którzy później weszli do Unii (i nie tylko) nie są durniami i widzą całkiem nieźle korzyści, jakie z faktu wstąpienia dla nich się pojawiły. A już Irlandczycy szczególnie. Te pozytywy jednak w żadnym stopniu nie powinny przesłaniać dążenia do większego dopływu informacji o tym, co się ma w Unii dziać, o funkcjonowaniu poszczególnych instytucji unijnych, o sytuacji rynku wewnętrznego (i implikacjach dla obywateli), a skończywszy na konieczności zaciśnięcia pasa świadczeń socjalnych w perspektywie, o innych sferach gospodarki nie wspominając.

I tu oprę się na kilku tezach, jakie pojawiły się m.in. w politycznej publicystyce niemieckiej, by odpowiedzieć, dlaczego Europejczycy zaczynają niedowierzać Unii. Wynienia je m.in. Hubert Kleiner w “Spiegel online” (19.06.2008):

1. Unia Europejska staje się dla Europejczyków coraz mniej przejrzysta. Jeśli w krajach unijnych obywatel wie do kogo mieć ewentualnie pretensje, to struktury unijne stały się już tak zbiurokratyzowane, anonimowe i nieprzejrzyste, a jednocześnie zbyt mocno wyposażone w środki sprawowania władzy, że fakt ten zaczyna wywoływac lęk, a co najmniej sceptycyzm. Bowiem to, czego nie możemy zrozumieć i pojąć, staje się zwolna podejrzane.

2.Brak ogólnoeuropejskiej dysputy dotyczącej strategii politycznej, a tym samym m.in. I gospodarczej. I znowu: jeśli w kraju można znaleźć przykłady takiej dyskusji, to na poziomie unijnym jej brak, a przynajmniej nic o tym nie wiemy. Czy jest to tylko wina dziennikarzy zajmujących się tymi dziedzinami i dostarczających nam informacji, jakie są nasze perspektywy? Wątpię, choć wcale nie jestem w tej kwestii zwolennikiem teorii spisku. Najprawdopodobniej ten dyskurs (jeśli w ogóle jest toczony) odbywa się na poziomach nam, zwykłym obywatelom, niedostepnym.

3.Podejrzaną dla obywateli staje się także filozofia pozbawionego wszelkich granic wolnego rynku, zaś anonimowe mocarstwo Europy powoli zaczyna uznawać się za nie poddające się jakimkolwiek wpływom. Unia Europejska bowiem zaczyna przejmować powoli “coraz więcej kompetencji ustawodawczych, głęboko sięgających w życie codzienne i rozliczne kulturowe i polityczne tradycje krajów członkowskich” (-> p. Hubert Kleiner). Tymczasem zwykły obywatel Unii nie jest do końca przekonany o korzyściach wynikających z praw stanowionych przez nią, i to w sytuacji, gdy coraz częściej rządy krajowe są odpowiedzialne za wdrożenie i konsekwencje dyrektyw. A na dodatek nie bardzo mają już praktycznie wpływ na ewentualne zmiany na poziomie stanowienia tychże praw czy ustaleń. Nie zapominajmy także o fali sprzeciwu wobec europejskiego “neoliberalizmu” ze strony mas pracowniczych (tak było we Francji, a potem w Holandii, gdy podrzucano kolejne projekty konstytucyjne).

4.Ostatnim elementem rosnącego sprzeciwu jest coraz gorsza kondycja, a właściwie zły obraz elit politycznych. Polska nie jest, jak się okazuje, ewenementem w skali europejskiej, choć nasi politycy z uporem maniaka chcą dowodzić czegoś wręcz przeciwnego. I stąd protest wobec unijnej unifikacji (czy dążenia do niej) staje się często przejawem protestu obywateli wobec własnych elit politycznych (o czym wspominał na txt p. Bloxer). W Polsce tak naprawdę obrazem tego protestu jest aktualna bijatyka już, bo przecież nie dyskusja, dotycząca przeszłości Lecha Wałęsy.

Negatywny stosunek Irlandczyków do Traktatu Lizbońskiego jest więc przejawem sprzeciwu przeciętnych Europejczyków wobec traktowania TL jako projektu politycznych elit (tylko) i sprzeniewierzeniu się zasadom demokracji. Fakt ten sam w sobie niesie w sobie swoistego rodzaju votum nieufności wobec tychże elit.

A elity te swoim zachowaniem jakby potwierdzają podejrzenia, starając się przy pomocy rozlicznych tricków doprowadzić do kolejnych referendów, które miałyby zatwierdzić to, co sobie elity wymyśliły w przekonaniu o głupocie swych wyborców.

Mój problem jest więc następujący: będąc – jak napisałem na wstępie – zwolennikiem silniejszych więzi krajów członkowskich, mam spory dyskomfort jeśli dzie o sposób, w jaki chce się je osiągnąć. Tak naprawdę brakuje mi też sensownej i szerokiej dyskusji, która jeśli jest prowadzona, opiera się li tylko na banałach i prawdach objawionych przez polityków.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

@Lorenzo

Bo do tego się, drogi Lorenzo, sprowadza gros kłopotów z UE: świetny pomysł wyjściowy, a potem – gdzieś po drodze – coś poszło cholernie nie tak. Zamiast pomału przekonywać obywateli, elity uznały, że wiedzą lepiej – co przy ogólnej apatii społeczeństw uszłoby na sucho, ale irlandzki miał dość jaj żeby zwołać referendum, a obywatele – żeby powiedzieć “wała”.

Co jest bardzo dobrą wiadomością nawet nie z racji samego TL, ale dlatego że zmusiło co poniektórych do jasnego zdeklarowania się na ile przywiązani są do reguł demokracji – a widać już, że nieszczególnie, jesli wyniki nie są po ich myśli.

pozdro


...

...


@Magia

Też racja – zupełnie o tym nie pomyślałem. Skutek tego, do jakiego traktowania konstytucji jestem przyzwyczajony w Polsce :(


Panie Lorenzo

Tu jest Traktat i ostateczne teksty umów, które on zmienia. Na dodatek we wszystkich bodaj językach Unii.

http://europa.eu/lisbon_treaty/full_text/index_pl.htm

Ja niestety nie zmądrzałem od lektury, ale to nie wina wrednej Unii, bo interpretacji polskiej konstytucji też bym się nie podjął, a jednak w referendum przeszła bez skarg, że tylko konstytucjonalista w pełni wyrozumie. W końcu butów również sam nie szyję, choć do tego nawet studiów nie trzeba.

Ukłony
Konrad


Pięknie dziękuję Panie Konradzie

będę miał zajęcie w weekendy:-))

Pozdrawiam serdecznie


Lorenzo

życia Ci nie szkoda?

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Lorenzo

Myślę, że pogląd o elitach pogardliwie traktujących plebs jest naciągany. Bo zawsze elity nie będą dostatecznie skłonne. Jeżeli ktoś chce, to może sobie przecież w internecie znaleźć co chce. Jeżeli mu brak wiedzy dla zrozumienia czegokolwiek, to ma wszelkie możliwości aby stosowne wyjaśnienia uzyskać. Musi tylko chcieć naprawdę.

W znanym mi urzędzie utrapieniem były liczne organizacje ekologiczne, które stale się uważały za niedoinformowane o poczynaniach tegoż urzędu. Wyłożono tam tedy do publicznego wglądu wykaz wszelakich spraw, rozpatrywanych w najbliższym czasie. Z podaniem terminu i trybu zgłaszania zastrzeżeń. Potem kilkakrotnie bardziej zajadłych i z rozpędu krytykujących społeczników gruntownie wyszydzono w mediach. Organizacje się znacznie uspokoiły.

Myślę, że podtrzymywanie roszczeniowych postaw jest błędem. Jeżeli ktoś chce, ma możliwości uzyskania informacji. Jeżeli do nich nie dotarł, to znaczy, że ma ograniczenia, które i tak dotarcie uniemożliwią. Dokładniej – leniwy jest jak lemur.

A ja zawsze lemury podziwiałem i starałem się naśladować.

Pozdrawiam serdecznie.


...

...


Panie Lorenzo

Pełna zgoda.


Szanowny Panie Stary

Przepraszam, że tak późno, ale proza życia, czyli praca.

Wydaje mi się, że popełnia Pan pewien błąd. Otóż urząd jest urzędem czyli miejscem, gdzie realizuje sie względnie nadzoruje realizacje pewnych działań czy przedsięwzięć.

Unia Europejska póki co urzędem nie jest. Nie jest nawet rządem. Jeszcze. Tak więc jesli politycy chcą zrealizować jakąś wizję polityczna (o konsekwencjach gopspodarczych m.in.), to do ich obowiązku należy głęboka dyskusja oraz przekonanie obywateli krajów stowarzyszonych do celowości tejże wizji. Nie jest obowiązkiem obywatela zapoznawanie się z prawnymi założeniami czegoś, co jest jeszcze wizją. Wmawianie im, że jest to już obowiązującym prawem jest moim zdaniem nadużyciem.

Jeśli zaś politycy swoim postępowaniem sprawiają takie wrażenie to są moim zdaniem w błędzie. Co udowodnili im m.in. już Irlandczycy, a wcześniej Francuzi i Holendrzy. Swoimi działaniem politycy unijni sami są winni temu, co się wydarzyło.

Pozdrawiam serdecznie


...

...


Magio

Podtrzymuję swoje zastrzeżenia. Niezależnie od artykułu w wielce szacownym piśmie. Jeżeli ktoś deklaruje, że przeczyta to, co chce przeczytać, to się jednocześnie musi zgodzić na niewielki trud, jaki się wiąże ze zdobyciem tekstu, którym jest zainteresowany.

Jeżeli tego trudu nie podejmuje, to twierdząc, że nie został należycie potraktowany ukrywa własną niechęć do działania, która go jednak przejmuje wstydem. Gdyby był bowiem rzetelny powiedziałby, że nie chce mu się szukać.

Podtrzymywanie roszczeniowych postaw prowadzi, moim zdaniem, do odrzucania w powszechnych referendach takich właśnie traktatów. Ludzie, którzy ich nie rozumieją albo by do referendum nie szli albo głosowali zgodnie z przypadkiem, raz za, raz przeciw. Srednia wypadałaby na zero.
Traktat byłby przyjmowany lub odrzucany głosami tych, którzy się nim zainteresowali. Ponieważ jednak można przy okazji zarzucić coś elitom a do tego zawsze się ma nieodpartą skłonność, traktaty są odrzucane. Moim zdaniem poprzez promowanie lenistwa.

Pozdrawiam serdecznie


Lorenzo

Nieporozumienie.

Urząd podałem jako przykład na działanie ogółu. Tam ten ogół reprezentują społeczne organizacje ekologiczne. Po kilkakrotnym wytknięciu im lenistwa zaprzestały ataków, że nie sa informowane, co się im z mocy wszelakiej należy.


...

...


Szanowny Panie Stary

Tak trochę pośpiesznie, bo sytuacja taka (może nie powinienem odpowiadać teraz, jako że to trochę brakiem kultury pachnie, więc z góry przepraszam). Do pewnego czasu nieznajomośc prawa (że użyję tego porównania) nie była wymówką w kwestii jego przestrzegania. Ostatnio przeczytałem u Pana Yayco, że coś się w tej kwestii zmieniło.

A mówiąc inaczej, chce Pan wprowadzać jakby nowe zasady demokracji, czyli na tych co wiedzą więcej i tych, którzy z tych czy innych powodów nie wiedzą. No, nie wiem, czy to słuszne. Acz do przemyślenia, jak każda inna propozycja.

Jak zauważyła Pani Magia materia TL jest nader skomplikowana z powodów percepcyjnych. Po częsci może byc to i lenistwo, ale czy brak wiedzy prawniczej jest aby na pewno li tylko lenistwem? Idzie mi o dyskusję szeroką między uprawnionymi partnerami, tzn. chcę aby nie tylko obywatele, ale także i politycy byli doinformowani, a w tej kwestii, jak Pan wie, jest sporo do nadrobienia.

I to permanetne działanie polityków europejskich, jakby najważniejsze rzeczy były zapisane tak małym drukiem, by obywatele je przeoczyli. A może mam tylko zwidy ? I 90% Europejczyków jest po prostu leniwych? A może jednak należałaby im po prostu wytłumaczyć wątpliwości, przynajmniej te główne? Zaś ja tej chęci nie widzę, jeno stwierdzenia, że TL będzie dla was najlepszym rozwiązaniem .

Pozdrawiam serdecznie


I jeszcze jedno, Panie Stary

Prosze przeczytać, co powiedział prezydent Słowenii na koniec swej kadencji przewodniczenia ( http://wiadomosci.onet.pl/1775541,12,item.html). Chyba nie idzie tylko i wyłącznie o przeczytanie TL, ja też nie tylko o tym pisałem.

Ukłony


...

...


Magio

Nie chyl czoła. Nie przeczytałem. Nawet nie próbowałem. Wiedząc co tam jest, zaniechałem. Traktat bowiem szczegółowo określa procedury. Wierzę, że nasi przedstawiciele to dokładnie rozważyli. I negocjatorzy nie byli zupełnymi osłami – mimo wszystko.

I uważam, że nie należy ogółowi podawać do decydowania spraw szczegółowych. A jeżeli już, to pytanie powinno być zadane przed rozpoczęciem negocjacji i powinno brzmieć: czy jesteś za tym aby Unię wzmocnić organizacyjnie poprzez przekazanie Komisji Europejskiej prawa do samodzielnego decydowania o sprawach mniej ważnych? Cześć.

Reasumując: uważam, że Irlandczycy sie okazali… jak w tytule, osłami.

Pozdrawiam serdecznie.


Lorenzo

Na szczegółowej demokracji przewieźliśmy się trzysta lat temu z kretesem. Właśnie dlatego, żeśmy chcieli każdy szczegół załatwiać za króla. Teraz, mając naglącą potrzebę poprawienia unijnych struktur przypisujemy sobie winę za to, że Irlandia owariowała. A musiała, bo tak szczegółowych ustaleń nikt nie czyta z wyjątkiem ich twórców i negocjatorów.

W takiej sytuacji ci, którzy traktat odrzucili, zadziałali na własną szkodę, jako usprawiedliwienie dając własne lenistwo. Jak bowiem miał ktoś wielusetstronicowy traktat streścić. Nie narażając się na zarzuty, że go sfałszował. Nie ma szans.

Nie jestem prawnikiem, nie czytałem tego traktatu. Podobnie jak wielu innych tego rodzaju nudziarstw. Ale jestem za tym aby Unia była organizacyjnie wydolna. Irlandczycy pewnie też. Ale proces jej usprawniania zablokowali. Czyli chcieli dobrze a wyszło źle. Jak zawsze takim…

Pozdrawiam serdecznie.


Szanowny Panie Stary

Po pierwsze nie porównywałbym sytuacji Polski sprzed trzystu lat z dniem dzisiejszym. Wtedy chodziło o nasze sprawy wewnętrzne, dziś natomiast priorytet mają jakby sprawy międzynarodowe (w końcu tworzy się już federacja, a nie tylko stowarzyszenie państw). I to państw jednak na róźnych poziomach rozwoju gospodarczego.

Pisze Pan, że najpierw należało zadać pytanie, czy chcemy (tzn obywatele państw unijnych) aby Unię wzmocnić organizacyjnie poprzez przekazanie Komisji Europejskiej prawa do samodzielnego decydowania o sprawach mniej ważnych?. Zgoda, tylko pytania tego nie zadano, tzn,. zadali je sobie politycy i chyba na nie odpowiedzieli sami, nie pytając nikogo o zdanie.

I jeszcze jedno: co to są sprawy mniej ważne? Bo dla jednych te mniej ważne mogą się okazać najważniejszymi dla innych. To też należałoby określić w szerokiej dyskusji (co nie oznacza, że dyskutować mieliby wszyscy ze wszystkimi). Też nie zauważyłem takiego dyskursu.

Nie określałbym, Panie Stary, Irlandczyków osłami, bo nie wiem, czym się tak naprawdę kierowali. Napisałem jedynie o oporze i jego przyczynach, jaki pojawił się na forum europejskiej opinii publicznej. To już nie są tylko mohery, w grę mogą przecież wchodzić również zorganizowane akcje państw niezainteresowanych takim rozwojem Unii. Możliwości jest kilka co najmniej.

A zamykanie oczu i gnanie do przodu (a taki manewr wykonują teraz wiodący politycy europejscy) nie jest najlepszym wyjściem i moim zdaniem prowadzi do kryzysu w łonie Unii. Bez względu na to, kto ma rację, jeśli idzie o cele długodystansowe. Tak skonstruowany twór nie ma szans na przetrwanie i prędzej czy póżniej rozpadnie się od środka.

Mocarstwa monopaństwowe (o koncernach nie wspominając) też się rozpadały, gdy osiągały rozmiary przekraczające masę krytyczną. A tu mamy do czynienia z próbą stworzenia mocarstwa kontynentalnego na bazie wielu państw. I to w sytuacji wzrastającego znaczenia nastrojów nacjonastycznych.

To mi przypomina próby zbudowania komputera przy pomocy młotka.

Pozdrawiam serdecznie


Lorenzo

No tak. Ale po co nam rząd, parlament, media, partie polityczne i cała polityczna infrastruktura.

Jeżeli mamy sami zbiorowo decydować o naszych sprawach, to trzeba by było parę milionów ludzi przystroić w tę samą czapkę. Już Chmielnicki zauważył absurdalność takiego postępowania. Jest nieskuteczne i powoduje ryzyko, że fanatycy, czy paranoicy (są zawsze bardzo przekonywujący – cecha charakterystyczna schorzenia) opanują opinię jakiejś skompleksowanej grupy społecznej. Pobudzając nacjonalizm albo klasową czy społeczną więź.


Trochę Pan sprawę do absurdu sprowadza, Panie Stary

Ryzyko, że opinie opanują ludzie chorzy, to już zdaje się bierzemy od pewnego czasu. Niemniej chciałbym wiedziec o co biega. A jeśli moi politycy nie maja o tym pojęcia, albo nie chcą o tym mówić, to sprawa jest chyba trochę nieczysta, nieprawdaż?

Wybraliśmy ostatnio podobno lepszych niż poprzednio. I co? Też się raczej ze swą wiedzą nie afiszują. Biorąc zaś pod uwagę moją wiedzę o sprawach gospodarczych (przynajmniej w mojej branży) śmiem twierdzić, że pewne propozycje, a nawet decyzje UE są złe. I nieprzemyślane. Albo przemyślane, ale dla nas niekorzystne.

Jeśli więc nasi wiodący politycy firmują złe i niekorzystne dla nas rozstrzygnięcia, to co ja mam myśleć o ich intencjach?

I chciałbym przypomnieć Panie Stary Szanowny, że nie dyskutujemy o regulaminach, ale pryncypiach, zasadach funkcjonowania firmy, której jestem, było nie było, akcjonariuszem.

Pozdrawiam serdecznie


Subskrybuj zawartość