Gest Kozakiewicza

O związkach pracowników mediów publicznych (czyli w moim ujęciu – mediów zawodowych w odróżnieniu od społecznych jak np. niezależne fora internetowe) z politykami pisałem już wcześniej. Śmiem twierdzić nawet (o czym też już pisałem), że istnieje w mniej lub bardziej formalny sposób funkcjonująca korporacja zawodowa polityków i dziennikarzy, żyjących ze sobą w doskonałej symbiozie, bez względu na reprezentowane poglądy polityczne.

Jakiś czas temu ukuto nawet dla mediów owych określenie “Czwarta władza”, które to określenie jest dla mnie pośrednim dowodem istnienia wspomnianej symbiozy. Symbioza ta funkcjonuje więc według wszelkich zasad, na jakich opierało się istnienie wyodrębionego zawodu, jakim bez wątpienia jest polityk.

Powszechnie panująca opinia na temat polityki i polityków jest raczej zniechęcająca: obłudni, kłamliwi, nie dotrzymujący obietnic składanych w trakcie kampanii wyborczych i poza nimi, pilnujący głównie swojego interesu, podstępni, posługujący się brudnymi metodami – to niepełna lista zarzutów padających pod ich adresem.

O dziwo, w momencie rozpoczęcia każdej kolejnej kampanii wyborczej większość wyborców zapomina o wyrażanych chwilę wcześniej opiniach i zaczyna je przypisywać głównie reprezentantom przeciwników ideologicznych. Swoi natomiast zostają jakby wyłączeni z tego procesu.

Podobnie dzieje się, gdy idzie o reprezentantów mediów i same media, które dziwnym (choć właściwie dlaczego dziwnym?) trafem nabrali tych samych cech-przywar, jakimi charakteryzują się politycy. Nawet więcej, powiedziałbym, gdyż politycy nie są w stanie do końca sami manipulować wyborcami (bo przecież nie opinią publiczną, będącą w sumie niczym innym, jak tylko fikcją podawaną przez media jako panujące powszechnie przekonania obywateli) bez pomocy mediów. Nie da się przeprowadzać takich operacji bez wzajemnych porozumień, koncesji etc.

Jak do tej pory zachowywana była równowaga między umawiającymi się stronami, to znaczy i jedni i drudzy mieli świadomość tego, że bez siebie nie będą mogli sprawować rządu dusz.

Ostatnio jednak, na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, a nawet lat, zauważyć można, że te, w miarę równe, proporcje zaczynaja się zmieniać. Zaznaczać się otóż zaczyna przewaga mediów w kształtowaniu dalszego kierunku rozwoju wspomnianej przeze mnie symbiozy. Oto bowiem media doszły do wniosku, że skoro do tej pory były tylko “czwartą władzą” to, dysponując takimi możliwościami i takim wpływem, mogą stać się władzą wyższej rangi.

Świadczyć o tym mogą ostatnie wydarzenia, związane z przeszukiwaniem mieszkań osób, wobec których prowadzone jest śledztwo w sprawie poplecznictwa, rozpowszechniania tajnych informacji i korupcyjnego załatwiania kwestii weryfikacji dawnych WSI. Jeśli bowiem, by posłużyć się jedynie dla przykładu choćby wydarzeniami ostatnich dwóch lat, kooperacja między ministrem sprawiedliwości i innymi przedstawicielami establishmentu władzy były stymulowane przez polityków koalicji rządzącej, to teraz można spokojnie przyjąć, iż media postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce.

By nie było wątpliwości, w poprzednich latach także i politycy opozycyjni posługiwali się bez umiaru mediami, by skompromitować rządzących, a tym samym wpływać na opinię wyborców. O latach wcześniejszych nie wspominam, jako że zjawisko przeze mnie opisywane nie było aż tak wyraziste, co wcale nie oznacza, że go nie było. Było może bardziej chaotyczne.

Jeśli więc jeszcze do niedawna aparat władzy, opierając się na istniejących przepisach, mógł w miarę spokojnie realizować swoje plany, to teraz, mimo istnienia nadal tych samych przepisów, media zaczynaja kreować wydarzenia polityczne, spychając polityków i partie polityczne niejako do narożnika. Odwracają się od pewnego czasu także pozycje umawiających się stron wewnatrz wspomnianego związku zawodowego: klientami przestały być media, a staję się nimi politycy. Dowodem na to choćby słowa p. Moniki Olejnik (cytat niedokładny), że wojny z mediami nie da się wygrać, oraz los Jarosława Kaczyńskiego, który poszedł na wojnę z mediami, a jak ona się skończyła, nie muszę przypominać. Los Donalda Tuska i PO także zależy już głównie od mediów, a wygląda na to, że zaczyna on już wisieć tylko na włosku.

I nie przyjmę do wiadomości argumentów (chyba ,że mnie ktoś przekona), iż to przecież wyborcy, zjednoczeni w swym sprzeciwie wobec metod sprawowania władzy przez PiS, samodzielnie zadecydowali o takim, a nie innym wyniku wyborów. Śmiem twierdzić, że tak naprawdę świadomych wyborców był niewielki procent – reszta poddała się zmasowanej propagandzie mediów. Żeby nie było złudzeń – media doszły do wniosku, iż są w stanie dokonać tej operacji wobec każdej (!) partii czy siły politycznej, z którą nie zawrą odpowiedniego układu. Przy czym nadal wywiera się na konsumentów informacji (odpowiednio spreparowanej) nacisk, sprzedając mu pomalowane na cukierkowe kolory historyjki o rzekomych działaniach przedstawicieli mediów na rzecz swobód obywatelskich, wolności słowa, swobodnego dostępu do wiedzy o stanie państwa etc. (patrz poprzednie i aktualne protesty oraz apele dziennikarzy w tych kwestiach).

Tak więc mamy do czynienia jednocześnie z kolejnym etapem walki o władzę, tym razem pomiędzy dotychczasowymi koalicjantami, oraz “sprzedawaniem kitu” dla odbiorcy informacji, który ma tego odbiorcę uspokoić, że przecież wszystko dzieje się w jego interesie. Ba, gra ta wobec konsumentów zaczyna być już coraz bardziej perfidna; otóż sporą część roboty zaczynają wykonywać dla mediów właśnie odbiorcy informacji (?), np. szukając prawnych uzasadnień dla takich, a nie innych zachowań frontowych przedstawicieli mediów lub też argumentów na rzecz przedstawicieli administracji rządowej. Jakaż to piękna manipulacja: wmówić konsumentowi, że walczy o własne swobody, gdy w rzeczywistości wspiera media w walce z ich dotychczasowymi sprzymierzeńcami!

Czy rzeczywiście pozostaje nam wybór między dżumą a cholerą? Otóż moim zdaniem nie. W dzisiejszym świecie, by stworzyć opinię wypośrodkowaną/wyważoną (czy prawdziwą to inna kwestia), nie trzeba już tylko studiować gazet wszelkich odcieni, ani nie oglądać czy słuchać wszystkich dostępnych stacji telewizyjnych i radiowych. Mamy bowiem w zasięgu ręki medium, które jak na razie (a i chyba dalej w przyszłości, choćby ze względów technicznych) wymyka się spod wpływu korporacji medialno-politycznej. Jest nim internet, a w nim portale społecznościowe (choć nie wiem, czy taka nazwa jest prawidłowa). Należy tylko z tego medium korzystać.

Z drugiej strony jestem przekonany, że ostateczny bój o rząd naszych dusz rozegra się właśnie na płaszczyźnie internetu, co zresztą widać po wzrastającej liczbie z jednej strony blogujących polityków, z drugiej tworzenie kolejnych portali podporządkowanych mediom tradycyjnym, przy wzrastającej liczbie działaczy internetowych reprezentujących stanowiska polityków i mediów, a tym samym usiłujących wzmóc szum medialny, sprzyjający zachowaniu dotychczasowego status quo, czyli wspomnianej wojny o rząd dusz między politykami a mediami.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny Panie Lorenzo

klawo jest,że rozwinął Pan wątek,który tak jakoś nie może nabrać wagi i rumieńców na Tekstowisku i innych portalach,blogowiskach niby obywatelskich.

Może coś tym właśnie razem ruszy sumienie kapitalnych umysłów konfederackich.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo,

ja jestem leniwy z natury, więc mnie to raczej jest obojętne.

Nawet chyba wolałbym, żeby media przejęły wlądzę. Pod jednym wszekże warunkiem: żadnych abonamentów i dotacji. Niech rządzi ten, co za reklamy większą forsę zgarnie.

I proszę mi nie pisać, że potem nakradną. Taka już jest kondycja polityki, że kradną. Niezależne to jest od systemu.

Myślę, że summa summarum wyszło by na to samo, a ja bym przyoszczędził trochę.

Przecież już dziś nie muszę czytać gazet i oglądać telewizji, bo obok siebie na TXT mam rzeczników podstawowych sił politycznych. Bez większego wysiłku dowiaduję się, czemu Tusk jest zły, a Macierewicz mądry. Albo odwrotnie.

A kiedy mam się zacząć bać, to Pan mi powie. A ja prędzej Panu uwierzę, niż telewizorowi.

Zresztą tradycyjne demokracje się wyczerpały (głównie finansowo) tak ze trzydzieści lat temu. Tyle tylko, że mało która to zauważyła.

Pozdrawiam spokojnie, z przewagą senności


Szanowny Panie Yayco

Z premedytacją lub bez niej trafil Pan w sedno pewnego pomyslu, jaki zalągl się byl w mej glowie. Ale jak Pana znam, to z premedytacją.

Pozdrawiam porozumiewawczo


No i znowu bedą pisać, Panie Lorenzo,

że spisek i lukier.

Ja tu chciałem krytycznie podejść, a nawet ukłuć Pana ironiczne, a tu masz: w sedno!

To irytujące jest, Szanowny Panie. Że też na to gazety nie ma!

Pozdrawiam rozrzutnie


Szanowny Panie Yayco

Pan to chyba specjalnie mnie na odciski nastepuje.Widać taka Pańska uroda charakteru.
Nie dość,że temat ważny i wart szerokiej dyskusji i gromów w strone władzy,tej czwartej także,to jeszcze Pan temat olewasz pisząc,że to Panu obojętne.
Zabrzmiałoto dla mojego ucha tak jakoś beznamiętnie,bez ikry,ot tak sobie na odczepnego.
Smuci mnie to niemożebnie,bo co tu kryć wyrosłeś Pan na idola,a tu takie herezje.

Pozdrawiam z lekka rozczarowany.


Panie Lorenzo!

Jeśli przyjrzeć się karierze jednego z autorów obecnego stanu państwa, to on już w 1989. roku wiedział gdzie są konfitury. Myślę o Adamie M. podejrzewanym o wiele nieczystych zagrań. Koledzy, z którymi pił w Magdalence już wypadli z obiegu, a on się trzyma…

Tyle, że żadna „czwarta włada” nie będzie pełnić konstruktywnej roli w rządzeniu. Media muszą być z definicji opozycyjne. Inne media są do d…y.

Pozdrawiam


Panie Zenku,

proszę wybaczyć, ale czynienie sobie idolów, zwłaszcza zaś z bytów wirtualnych, nie jest dobrym pomysłem.

Ponadto mam wrażenie, że jak się Pan zastanowi, to też dojdzie Pan do wniosku, że ważniejszy jest pański ogródek.

Nadmierne przejmowanie się tym, co od nas mało zależy, męczy i skraca życie.

Pozdrawiam starannie


Lorenzo

pamiętasz pewnie jak gadaliśmy o ludziach próbójących ta przestrzeń zagospodarować , mam takie niejasne wrażenie że kasa na internet popłynie mocno ze strony polityków, kwestia dwóch lat, następne wybory będa przełomowe. Zresztą...przejrzałem sobie klikalność blogów politycznych no i cóż, najwiekszy ruch (IMHO nie do powtórzenia w najbliższym czasie) był w czasie wyborów, a ilu ludzi pracowało na ten ruch na zlecenie to inna sprawa, w każdym razie gra jest na I levelu, kto połapie kody pójdzie dalej:)
Prezes , Traktor, Redaktor


PT Konfederaci et consortes

chciałbym zachęcić Państwa do zapoznania się z “Propozycjami w konsekwencji gestu..”. Nie, żeby mi się akurat nudziło, ale niemniej:-))

Pozdrawiam ogólnie


Szanowny Panie Lorenzo

w którym miejscu mogę się podpisać pod Pańskim wpisem
Kłaniam się z szacunkiem wielkim
Marek


Szanowny Panie Marku

Juz się Pan podpisal:-)

Uklony


Lorenzo

Wydaje mi się, że jest jednak inaczej. Media muszą schlebiać odbiorcom. Nie mogą zatem wygłaszać opinii sprzecznych z ich odczuciami. Stracą kasę. Wyjatkiem jest państwowa TV i radio. One muszą schlebiać władzy. Także w trosce o kasę.
Jeżeli odbiorcy nie bedą karmili mediów komercyjnych, to one nie będa w stanie czegokolwiek kształtować. Głodomór nie jest wzorcem godnym nasladowania. Władza zaś karmi media publiczne. Sama jest jakoś tam publiczną, co karmienie uzasadnia.
Dlatego każda władza, szczególnie jak może się stać niepopularna, sięga po publiczne media. A bez niepopularnych decyzji nie da się naprawić na przykład finansów. I kształtowanie opinii się tutaj ze schlebianiem zazębia tak, że media komercyjne odzwierciedlaja nastroje ulicy, publiczne władzy.
Osiagnięciem PiSu jest doprowadzenie do takiej blokady, ze Platforma nie moze sięgnąć po publiczne media. Musi wiec schlebiac ulicy. I w ten sposób daje szansę na przylepienie sobie łatki o bierności czy populiźmie.
Tak mnie się jawi obecny spór.

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny Panie Stary

A prosze przyjąć zalożenie, że media już zaczęly ksztaltować odczucia odbiorców/konsumentów. W takiej sytuacji maja w rękach (albo będą mialy niebawem) zarówno konsumentów, jak i polityków.

Uzasadnienie (pomijając sympatie polityczne Pana i moje): co bysmy nie powiedzieli, to propaganda grozy (zreszta poniekąd uzasadnionej przez wypowiedzi i zachowania polityków PiS, ale to inna bajka) w zdecydowany sposób zmobilizowaly przeciwników tej partii, a także wyborców do tej pory w miare obojetnych. Innego sposobu transmisji nie bylo, bo przeciez na spotkania wyborcze przychodzą glównie zwolennicy danego polityka.

Doświadczenia ostatniej kampanii wyborczej mogly spokojnie dać do myślenia mediom, sugerując iź naszedl już czas sprzyjający przejęcia przewodnictwa w wyscigu o rząd dusz.

Zresztą politycy bez mediów nie moga istnieć, a media bez polityków tak. Nawiasem mówiąc bodaj Andrzej Mleczko (znowu Kraków) rzucil wczoraj mimochodem propozycję, by polityków nie zapraszać do mediów. Niech pojawiaja sie tylko z okazji oficjalnych oświadczeń czy konferencji prasowych. Natomiast niech ich dzialania oceniaja w studiach czy na lamach eksperci (cokolwiek bysmy rozumieli przez to pojęcie), ale nie czynni politycy. I co wtedy zrobią pp. Ziobro, Kalisz, Cywiński, Borowski, Cimoszewicz, Komorowski et consortes? Z kim będą i o kim gaworzyć beztrosko, bez zobowiązań, bez robienia sobie kampanii permanentnej?

Pozdrawiam jeszcze porannie


Szanowni Konfederaci

w sprawie mediów dopowiem tylko z mojego doświadczenia, kiedy pracowałem w jednej takiej redakcji – lata 2002/3 został przez nas wymyślony wizerunek kandydata na radnego. Byt całkowicie fikcyjny, ale tak “ubrany” w zalety i wady, że bez najmniejszego trudu pokonał wszystkich rzeczywistych kandydatów do rady miasta i powiatu. Wygrał wszystkie sondaże z taką przewagą, że strach.
Tak, media mają wielkie możliwości. Wystarczy cofnąć się do “rękawa” Miodowicza, który załatwił Cimoszewicza na amen.


Kochani

Moim zdaniem ładujecie się w uzasadnianie spisku. Jakoś tam moze i byłby mozliwy.
Chociaz, przy sprzeczności interesów jakie targają różnymi redakcjami rzecz jest nie do zorganizowania. A jak jest spontaniczna, to działaja ogólne prawa socjologii. Czyli wychodzi na to, że trzeba się przypodobać nam a nie mediom a media sa narzędziem mogącym wzmóc oddziaływanie polityków.


Tak jest już od dawna

tyle, że jest to coraz bardziej widoczne.

Polską rządzą sitwy medialne i służb albo już po służbie.
To o ich wpływy zabiegają politycy.

Idę o zakład, że o wywiad z Olejnikową przeciętny polityczny bubek musi zabiegać.
A drugi zakład będzie o to, ze za chwile tacy dziennikarze, jak Olejnikowa, zaczną brać łapówki za wpuszczenie do studia.


Igło

a skąd pewność, że już nie biorą?
Zawsze są, co najmniej, dwie strony dających. Która wygrywa?
Byłem świadkiem rozmaitych szwindli robionych w mediach. Z pierwszej strony gazety znika nocą news o pijanym kierowcy, który zabija na przejściu dla pieszych przechodnia. Naczelny i prowadzacy sprawę sędzia w około rok od zdarzenia jeżdzą nowiutkimi renault megane, nawet numery tablic rej są jedna po sobie…
Takich przypadków jest multum.
Sprawa dla reporterki też nie jest taka cacy jakąwidzimy w telewizorni.
Tylko, że w tym “biznesie” jest tak, że kto się wychla ten wypada z gry…


Jasne

:)


Drogi Igło!

igla

Idę o zakład, że o wywiad z Olejnikową przeciętny polityczny bubek musi zabiegać.
A drugi zakład będzie o to, ze za chwile tacy dziennikarze, jak Olejnikowa, zaczną brać łapówki za wpuszczenie do studia.

O ile wiem, to po mężu pani Monika była Wasowska. Jeśli Olejnik to nazwisko jej ojca, to Olejnikówna. A swoją drogą, to nie ma gwarancji, że nie bierz…

Pozdrawiam


Szanowny Panie Jerzy

a są jakieś gwarancje, że daje :))
Pozdrawiam


Panie Marku!

A komu?

Pozdrawiam


Nie wiem Panie Jerzy

komu, ile czy za ile…

Wzajemnie


Subskrybuj zawartość