Jest dobrze, ale nie beznadziejnie

Kilka faktów na początek: Txt istnieje od 14 grudnia 2007. Na początku było nas bodaj ze czterdzieści osob, zaproszonych przez Jacka Jareckiego, Igłę i Sergiusza, głównie jednak przez tych dwóch pierwszych. Znaliśmy się z Salonu24 i chyba kilku jeszcze innych forów. Postanowiliśmy wziąć udział w tym przedsięwzięciu z powodów, o których nie ma sensu raczej pisać, bo wszyscy je znamy.

Teraz jest nas ponad setka i chyba jesteśmy zadowoleni z tego, co udało nam się osiągnąć. Piszę “nam”, bo jesteśmy pono konfederatami, czyli ludżmi, którzy współdziałają ze sobą na równych prawach (stąd mój głos). Oczywiście nie moglibyśmy funkcjonować bez ram i możliwości technicznych oraz organizacyjnych, jakie stworzyli nam wymienieni na wstępie trzej panowie, za co im chwała.

Każda tego typu (i innych typów także) organizacja przeżywa na wstępie wiele trudności związanych z kształtowaniem się formy organizacyjnej, o merytorycznej nie wspominając. W trakcie ewolucji (przyjmującej czasami formę rewolucji) dochodzi zawsze do zmian, z którymi nie wszyscy muszą i chcą się zgadzać. Ci, co się nie zgadzają w formie ekstremalnej odchodzą, szukając sobie miejsca, jakie im będzie bardziej odpowiadać. I nie ma w tym nic zaskakującego czy bulwersującego. Takie jest po prostu życie wolnych blogerów i komentatorów (i nie tylko). Inni próbują sytuację uporządkować i nadać jej bardziej doskonałe kształty.

Czy odnieśliśmy sukces? Chyba tak, w moim przynajmniej mniemaniu. Po pierwsze, poziom naszych dyskusji jest dla mnie o niebo wyższy od innych mi znanych ze względu na ich język i tematykę. Nie znając się osobiście, w większości przypadków zaczęliśmy się w odróżnieniu od uczestników innych forów szanować, szanować jako osoby, jak i poglądy, które reprezentujemy. Czasami się kłócimy, niekiedy wspóczujemy, często gęsto żartujemy na różnych poziomach percepcji. Najważniejsze, że potrafimy przekazać swoje przemyślenia w sposób werbalny, nie obrażając uczuć innych interlokutorów.

Po drugie zaczęliśmy tworzyć pewna wspólnotę, ku mojemu zaskoczeniu opartą o dużą dozę racjonalności, ktora nie przeszkadza pisać o swoich marzeniach czy narzekać na rzeczy nam doskwierające. Przy okazji uczymy się siebie nawzajem, dzięki sobie poznajemy rzeczy do tej pory mało lub całkiem nieznane. Jeszcze nie wiemy, co prawda, co zrobić i w jaki sposób, by otaczająca nas rzeczywistość kształtowała się wedle naszych przybliżonych choćby wyobrażeń, ale wszystko przed nami. Najważniejsze, że przeważającej części z nas jeszcze się chce działać wspólnie, bo choć każdy z nas prowadzi tu swój autonomiczny blog, to jednak odbywa się trwająca niekiedy do godzin późnonocnych albo wczesnoporannych wymiana poglądów wykraczająca często poza ramy jednego bloga.

Najważniejsze, że czujemy się na TxT “w domu”, choć czasami – jak to w domu, i to tak dużym – atmosfera bywa różna, a niekiedy wręcz pełna napięcia, grożącego wyładowaniami czy eksplozjami emocji. Nie uważam, aby było to nienormalne. Ważnym jest, by wyciągać wnioski i posuwać się do przodu w myśl trochę drastycznej zasady “co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Im więcej fermentu intelektualnego, tym lepiej, bo nie zatrzymujemy się w miejscu, zastygając w samozadowoleniu, które łacno przejść się może w wymianę nie tyle poglądów, co banałów, hasełek czy działań pozornych.

Oddać należy chwałę tym, którzy wpadli na pomysł TxT, lecz pamiętajmy, że bez nas byłoby to przedsięwzięcie skazane na zagładę, które przerodziłoby się niebawem w grupę hobbystyczną dyskutującą bez końca o zawartości cukru w cukrze.

Nie zapominajmy, że większość z nas to ludzie dorośli (niektórzy z nas nawet bardzo, jeśli idzie o wiek, ale ci to sami mężczyźni), raczej świadomi tego, co czynią. Używamy w realizacji naszych kontaktów, oprócz mądrości wrodzonej i wykształconej, także doświadczenia, które jest bezcenne. Te elementy pozwalają nam na podejmowanie ewentualnych decyzji po rozważeniu wszelkich możliwych za i przeciw. To też jest rzadka zaleta, co nie oznacza, że pijemy sobie tylko z dziubków (nasz konfederacyjny ekspert od spraw enologicznych zaleca jednak picie z kielichów, i to trunków szlachetnych).

Ostatnie perturbacje (jak i uprzednie) zaliczam do okresu dojrzewania naszej społeczności (jako że nic nie trwa wiecznie, a ludzie mają to do siebie, że jak się zbierają, to i rozstawać się mogą). Nie moją rolą jest rozstrzygać, kto ma, a kto nie ma racji, bo te kwestie winni rozsądzić między sobę zainteresowani w sposób cywilizowany i zgodny z zawartymi umowami. Idzie mi o zachowanie podstawowej wartości, jaka zaczyna się tworzyć, czyli naszej małej społeczności. Na razie mogę to określić w sposób mało odkrywczy, acz zachęcający: nie jest źle, nie jest dobrze, jest nieźle, i od nas zależy, jak będzie dalej. Może dzięki nam inni też dojdą do wniosku, że można rozmawiać o wszystkim, niekoniecznie używając w tym celu maczug.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Lorenzo

Z Pana to dopiero niepoprawny optymista!


Lorenzo

ani kotów:)

co mam napisac – że esencję wydobyłeś? że się zgadzam i podpisuję prawą ręką i lewą nogą?

spory sporami, jesteśmy ludźmi, każdy ma swoje życie- moja jedna uwaga: swój

mały prywatny(intymny swiat) trzymajmy na wodzy- zarówno o sobie samym

(chyba że w ujeciu tetryka- bo to inna kategoriqa:))) a także o innych osobach

jeżeli sobie tego nie życzą, tym bardziej ze niektórzy pod imieniem i nazwiskiem występują

p.s nie ma to jak doświadczenie życiowe Pana- Panie Lorenzo!

pozdrawiam i dzięki za tekst
Prezes , Traktor, Redaktor


Szanowna Damo Delilah

Wieszac się nie mam zamiaru, zreszta nie mam doświadczenia w tym względzie. Więc co mi pozostaje, biorąc pod uwagę zgubny wpływ nałogu?

Prosze od czasu do czasu porozmawiać, będzie Pani miała we mnie wdzięcznego słuchacza.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo dobitny!

Na naszych oczach do tych wniosków dochodzą, stos porzuconych bejsboli rośnie.
A uratowane koty mruczą i pod nogami się pętają.

Serdeczności (Dla Delili i Maxa nie mniejsze)

merlot


Bo to jest mniej więcej tak, Drogi Panie Maxie,

albo my zjemy, albo nas zjedzą :-))

Ukłony niskie


No nie wiem, Szanowny Panie Merlocie,

jak to z tymi futrzakami pętającymi się pod nogami będzie, bo Pan Yayco alergik, paru innych osób uczulonych (nie tylko na koty) też by się pewnie znalazło. Może je na piętro nie wpuszczać? Albo coś wymyśleć innego – np. porozmawiać z nimi i na alergików cierpienia wyczulić?

Serdeczne pozdrowienia w ramach nieustającego święta Państwa Merlotów


Lorenzo

jak nie będzie o czym gadać, to nic tu po nas. A póki co jest, więc jesteśmy… . :-)

Pozdrawiam.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Zbieraj Pan siły, Panie Poldku Szanowny,

na starcie z Panem Merlotem :-)), ale weź Pan pod uwagę jego (i jego Małżonki) niezwyczajny jubileusz, któremu nadziwić sie nie mogę. Chyba zaczne wierzyc, że są ludzie dlugowiecznością przewyższający Smoka Wawelskiego.

Pozdrowienia i ukłony


Szanowny Panie Lorenzo

a gdyby się zdarzyło, że użyta maczuga w dyskusji kija od bejsbola spowodowała czyjeś zejście nagłe acz niezamierzone, to war toby pamiętać o cechach ludzkich, czyli godnym pochówku co nas odróżnia (ponoć) od zwierząt
Optymizm widzę, hura nie koniecznie

Pozdrawiam wiosennie.
Wiosna, to niekoniecznie pora roku, a raczej stan ducha

Marek


Wie Pan co, Panie Lorenzo?

Od czasu do czasu podejmuję różne wysiłki. Efektem większości tych prób jest zniechęcenie.

Powiada Pan, że byłby dobrym słuchaczem? W domyśle słuchacz=czytelnik, czy tak?


Wyspecjalizowałem się w słuchaniu, Pani Delilah,

i to nie tylko pań. W tym przypadku – czytaniu. Ja w ogóle lubię głównie słuchać/czytać, co może dziwić :-))) Często łapię się na tym, że otwieram usta, by coś powiedzieć, i dochodzę do wniosku, że to jeszcze nie pora (ale nie wyglądam przy tym jak ryba, prędzej jak facet przed zawałem). A czasami – to prawda – że nie ma sensu. To tak, aby Pani nie zasłodzić źycia na amen.

Pozdrawiam i kłaniam nisko


Wszystkie pory roku, Panie Marku,

to jakiś humbug uprawiany ostatnio. Tylko stany ducha nam pozostały. W związku z powyższym przyłączam się do Pańskiej koncepcji godnego pochówku. Byle jeszcze nie naszym.

Ukłony


Lorenzo

germania

na starcie z Panem Merlotem :-)), ale weź Pan pod uwagę jego (i jego Małżonki) niezwyczajny jubileusz, któremu nadziwić sie nie mogę. Chyba zaczne wierzyc, że są ludzie dlugowiecznością przewyższający Smoka Wawelskiego.

Pozdrowienia i ukłony

ja nic nie wiem o jubileuszu Merlota i Jego małżonki Pani Merlotowej – mógłby Pan cokolwiek więcej… .

A z Merlotem to jeszcze się “poprzepycham” w ramach Katolickiej przyjaźni, :-))

Przypomniało mi się takie pozdrowienie wymieniane pomiędzy dwoma zakonami:

Spotyka Franciszkanin Dominikanina i mówi na “dzień dobry”:

- Pokój i Dobro!!!

- Dominikanin odpowiada: Ogniem i Mieczem!!!

Z tą miłością braterską to różnie bywa… , ale z nami może tak nie będzie z Pana pomocą.

:-)))

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Szanowny Panie Poldku

mam nadzieję, że nie wyjdę na plotkarza: Państwo Merlotowie już 36 lat są małżeństwem.

A co do powitań, to ma Pan rację – trzeba mieć refleks, by w razie czego…:-)))

Ukłony


Panie Lorenzo

Proszę wybaczyć, lecz od kilku dni mam wybitnie kontestacyjne nastawienie wobec ludzi w ogóle, a Tekstowiczan w szczególności.

Doceniam pańską ofiarność w zakresie słuchania tudzież czytania, niestety nie mogę jej przyjąć, ponieważ absolutnie nie czuję potrzeby publicznego wywnętrzania się.

Wolę dialog od monologu, drogi Panie Lorenzo, a już publikacja monologów własnego autorstwa to dla mnie jakaś ekshibicjonistyczna przesada.

A do dialogu potrzebny jest dyskutant.

I to są właśnie schody…..


DELILAH

no troche jestem zaskoczony tą ocena tekstowiczan, chyba ze ja zle odczytuje. faktycznie nie widzisz chetnych do dialogu?


Pani Delilah

Delilah

A do dialogu potrzebny jest dyskutant.
I to są właśnie schody…..

To prawda, która działa jakby obosiecznie… .
Czasami lepiej milczeć i to jest mowa bardziej słyszalna niż wszelkie słowo pisane… .

A mi dziś się bardziej milczeć chce… i to chyba najlepszy na dziś sposób istnienia.

Pozdrawiam.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


"...zaproszonych przez Jacka Jareckiego, Igłę i Sergiusza"

sory ale mnie zaprosił Mad Dog :)

“Jeśli masz prawdziwy dar, nie dawaj go, bo ludzie mogą tego nie docenić”
Lou Reed


>Griszeq

A gdzie dopatrzyłeś się jakiejkolwiek oceny z mojej strony???

Wiesz, z tym dialogiem to nie jest takie proste.

Najpierw muszą być co najmniej dwie osoby, które w ogóle chcą ze sobą rozmawiać. Jeśli chodzi o mnie, to od razu wyjaśniam, że na rozmowę z niektórymi po prostu nie mam ochoty. I już.

Jeśli pierwszy warunek jest spełniony, pojawia się następny. Temat.

Kolejnym ogranicznikiem jest czas.
Nie zawsze wielogodzinne lub wielodniowe rozciągnięcie dyskusji w czasie ma pozytywny wpływ na jej jakość, a już z pewnością niektórych dyskutantów może skutecznie zniechęcić.

A w ogóle to jestem bardzo zdegustowana awanturą z Jareckimi i chyba po prostu czuję potrzebę czepiania się.


>Poldek

Żebyś Ty wiedział ile komentarzy wolałam przemilczeć...

Ale wcale nie jestem pewna czy to było dobrą decyzją.


Delilah

milczenie … ma przyszłość ;-) :P

“Kto pyta, wielbłądzi”


Szanowna Pani Delilah

Jak napisałem Panu Markowi Olżyńskiemu wszystkie pory roku (a nie tylko wiosna, jak twierdzi Pan Marek) stały się u nas stanami ducha. Takie zmiany klimatyczne. Jak Pani nie czuje potrzeby wywnetrzania się w formie monologu, to bardzo proszę o dialog, albo i coś więcej. Nawiasem mówiąc odnoszę wrażenie (ale mogę się mylić), głos w dialogu (albo i czymś więcej) też jest chyba pewna formą przekazywania swego stanowiska, a więc i po trosze wywnętrzania się.

Tak więc, jeśli idzie o schody, to one się właśnie zaczęły…

Pozdrawiam i kłaniam nisko


DELILAH

a wiesz, że czasem to trzeba się dużo namilczeć żeby coś powiedzieć..???

Ale mi się myśl trafiła – qrka – i jaka prawdziwa.

Bo w tym problem aby wiedzieć ile milczeć... .

:-)

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


Delilah koncyliacyjna nie za bardzo

do dialogu (w domysle: na tekstowisku) jest potrzebny dyskutant i to sa wlasnie schody. schody – czyli przeszkoda, brak mozliwosci, trudnosc. co zreszta bede tlumaczyl. poskladalem sobie (zastrzegajac ze moze zle), ze z dialogiem na tekstowisku masz trudnosci. tekstowisko to my wszyscy (z Tobą oczywisice).
moze masz racje i po prostu nadinterpretowuję.

dobrze, ze o tej potrzebie czepiania się piszesz otwartym tekstem. calkowicie Cie rozumiem.


Lorenzo

germania

mam nadzieję, że nie wyjdę na plotkarza: Państwo Merlotowie już 36 lat są małżeństwem.

A co do powitań, to ma Pan rację – trzeba mieć refleks, by w razie czego…:-)))

Ukłony

Jeśli dziś rocznica to korek strzeli z niejednej butelki Merlota… . :-)))

No cóż, ambitna rocznica. Ja chyba mógłbym być nieślubnym synem nawet, gdyż mam ciut więcej wiosen niż Merlot w małżeńskim związku żyje… . Ja z Panią Poldkową mam zgoła tych wspólnych lat w relacji do Merlota. No ale szczęśliwi czasu nie mierzą, :-))))

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


>Poldek

Wiesz Poldku, słyszałam że jeżeli jakieś osoby potrafią wspólnie milczeć, to potrafią również ze sobą rozmawiać.
Muszę kiedyś sprawdzić ile w tym prawdy:)


Szanowny Panie Docencie

I na tym polega moja wiara w konfederatów. Już człowiek coś zapomnie lub nie weźmie pod uwagę, to go zaraz wyprostują i przypomną. Proszę to moje niedbalstwo złożyć na karb sklerozy – co prawda nie boli, ale za to ile sie nachodzić trzeba. Z kolei chodzenie ma ponoc mieć zbawienny wpływ na zdrowie etc. ...:-))

Co mi to przypomina sławetne równanie z lat słusznie zapomnianych: sport=zdrowie; margaryna=zdrowie, a więc sport=margaryna czy jakoś tak..

Pozdrawiam z zawstydzenie, źe nie pamiętałem o roli innych blogerów w tym jakże owocnym “procederze”


DELILAH

Delilah

Wiesz Poldku, słyszałam że jeżeli jakieś osoby potrafią wspólnie milczeć, to potrafią również ze sobą rozmawiać.
Muszę kiedyś sprawdzić ile w tym prawdy:)

Myślę, że to w małżeństwie jest przetestowane na wszystkie sposoby – mówię wg siebie. Co do forum… – trudno chyba. Gdyż na forum można też milczeć w jakiejś kwestii…, a można w ogóle milczeć, czyli być jak – gbyby nieobecnym. A czy nieobecność jest jeszcze milczeniem… ?

Nie wiem.

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


>Griszeq

Czepiać się to delikatnie powiedziane. Najchętniej bym komuś nawymyślała.
Ale na dobrą sprawę nie wiem komu i za co?

Pewnie jak zwykle padnie na niewinnego ;)


Szanowna Pani Delilah

Wtrącę się, jeśli Pani pozwoli. To, o czym Pani słyszała, to prawda. Powiem więcej – ludzie którzy potrafią wspólnie ładnie milczeć na wiele tematów, bardziej smakują słowa, które zechcą potem wypowiedzieć...


Delilah

Delilah

Czepiać się to delikatnie powiedziane. Najchętniej bym komuś nawymyślała.
Ale na dobrą sprawę nie wiem komu i za co?

Pewnie jak zwykle padnie na niewinnego ;)

Jakbyś nie miała od kogo zacząć, to zacznij ode mnie – przecież zawsze musi być ktoś pierwszy zwymyślany. Potem będę miał wolne jak przyjdzie kolej na innych… .
:-)

************************
“Kto pyta nie błądzi…”


I jeszcze jedno, a propos Pani drugiego komentarza

do Pana Poldka. Czy słyszała Pani o “wyszalni” Stanisława Lema? Ponoć to bardzo terapeutyczne urządzenie :-))) Proszę więc krzyczeć i liczyć przynajmniej na moje zrozumienie.


>Panie Lorenzo

WIe Pan co mi przyszło do głowy? Rola i znaczenie schodów w historii kryminologii.

Proszę na siebie uważać, Panie Lorenzo!


Lorezno

w Tytusie Romku i A’Tomku było takie kwiatek:

czas to pieniądz, pieniądz to forsa, forsa to grunt, grunt to ziemia, ziemia to matka, matka to anioł, anioł to stróż, stróz to dozorca, dozorca to gospodarz…

dalej nie pamiętam:)

Prezes , Traktor, Redaktor


Ja, Szanowna Pani Delilah,

jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że używam głównie drabiny oraz windy. Jedynie w przypadkach ekstremalnych jestem noszony na rękach, ale i wtedy staram się zabezpieczyć sobie łagodne lądowanie, gdyby noszącym przyszło nagle do głowy zmienić decyzję i swój entuzjazm dla mnie wyrazić w innej formie, na przykład oklaskami :-)


By nawiązać do meritum, Szanowny Panie Maxie,

i tak zawsze kończy się na odwiecznym: “my to my, a ja to ja” :-)


re:Szanowna Pani Delilah

germania

Wtrącę się, jeśli Pani pozwoli. To, o czym Pani słyszała, to prawda. Powiem więcej – ludzie którzy potrafią wspólnie ładnie milczeć na wiele tematów, bardziej smakują słowa, które zechcą potem wypowiedzieć...

...mlaskając przy tym akademicko :)

Prezes , Traktor, Redaktor


Szanowna Delilo

Nurtów, którymi płynie tekstowisko jest moim zdaniem pięć. Wymieniam je w pewnej kolejności, biorąc pod uwagę pani wpis:

1. Nurt kreatywny, mający ambicje artystyczne, głównie literackie. Komentarze, to przede wszystkim recenzje i/lub komplementy.

2. Nurt ekshibicjonistyczny (bez pejoratywnego zabarwienia) o nastrojach, niepokojach, o tym co nas boli na ciele i duszy. Komentarze – to pierwsza pomoc w nagłych i przewlekłych przypadkach.

3. Nurt encyklopedyczny – długie, solidnie udokumentowane opracowania, interesujące zazwyczaj tylko niektórych z nas, stąd skąpo komentowane.

4. Nurt towarzyski, mój ulubiony, który ma w sobie wszystkiego po trochu: autokreacji, ironii, dowcipu, błyskotliwych przekomarzanek… Ten nurt pozwala nam poznać się lepiej i co za tym idzie, budować trwalsze więzi pomiędzy anonimowymi skądinąd sąsiadami na serwerze.

5. I wreszcie najważniejszy, nurt pytań i odpowiedzi. Łatwo odnaleźć w archiwum i na aktualnych stronach tematy, które do niego należą. Czasami pytania padają dopiero po pierwszej, autorskiej “odpowiedzi”; czasami autor autor tylko zadaje pytania, a inni odpowiadają na nie w komentarzach.

Widziałem i czytałem Panią jak w obu ostatnich nurtach pluskała się Pani z przyjemnością. Jeżeli coś dziś Panią do kąpieli zniechęca, proszę nam o tym opowiedzieć – być może jest w tym jakaś nasza wina.

Patrząc na TXT z perpspektywy wszystkich 14 tygodni które tu spędziłem, z każdym dniem widziałem i widzę dziś także, jak coraz głębsze koryta nasze nurty żłobią, a to przeplatając się ze sobą, a to dzieląc ponownie. Co raz większą energią ta nasza rzeka kipi. Szkoda ją marnować.

Pozdrowienia od merlota na tratwie


Aaa, to już zależy

od kraju pochodzenia dyskutantów. Bo słyszałem na przykład, że wyrażanie aprobaty (lub dezaprobaty) u…


Hm, panie Lorenzo,

zgodze się raczej z większością acz jedną uwagę mam:)

,, Używamy w realizacji naszych kontaktów, oprócz mądrości wrodzonej i wykształconej, także doświadczenia, które jest bezcenne. “

he, he, jaka mądrość, jakie doświadczenie, do m,nie pasuje, bo ja to raczej biedny, głupi i zły żem, o.:)

,,Te elementy pozwalają nam na podejmowanie ewentualnych decyzji po rozważeniu wszelkich możliwych za i przeciw”

Hm, a jak u kogoś rozważanie ciągnie się w nieskończoność i wyklucza decyzyjność?

P.S. Co do wspólnego milczenia, to ja dodam jeszcze jedno, mam tak z dwoma osobami z reala, że możemy raczej milczeć, a jak chcemy coś powiedzieć, to telepatycznie czesto wiemy o co chodzi.
Z jedną bardziej, bo mam ciągły kontakt z nią,ale to nie jest takie fajne, nie da się prawie nic ukryć:), znaczy wiadomo, co myślę,wiadomo, co powiem, wiadomo z czego się zasmieję.
Nieraz można się popatrzec na siebie tylko ( w większeym gronie osób jak się jest) i sie wie o co chodzi (i np. się przekazuje coś o którejś z osób która siedzi obok albo reaguje na jej zachowanie, a ona nie wie o co chodzi, albo, że np. się delikatnie z niej naśmiewamy)

W sumie fajna rzecz, ale dziwna.


grzesiu

gratulacje! “p.s” dłuższy niż treść właściwa:)))))

Prezes , Traktor, Redaktor


Max u mnie to norma,

zresztą czasem me komentarze dłuższe niż notki kogos są.
:)

A apropos długości komentarza to idem w błyskotliwy sposób wytknąć ci dzisiaj ,którtkość” twojego komenta u mnie.


Szanowny Grzesiu

Świadomośc własnych niedociągnięć jest przecież mądrością, nie mówiąc już o tym, że dawanie publiczne dowodu na nią (tę świadomość) można uznać za ostrą jak brzytwa przewrotność, a ta z kolei bywa dowodem na bardzo błyskotliwa inteligencję etc.:-))

W tym rozciąganiu decyzji ad calendas graecas dał Pan dowód, że i kokieteria nie jest Panu obca:-))

A co do PS. niech Pan spróbuje pograć w bridża – rokuję niezłe perspektywy.

Ukłony póki jeszcze mogę


To jeszcze są na świecie ludzie grający w brydża?

Dla rozrywki?

Niesłychane. Pewnie tylko w Krakowie, jak zwykle…

merlot (rozgoryczony, a merlotowa jeszcze bardziej)


Delilah

dostanie sie niewinnym? a to Ty nie wiesz, ze niewinnych nie ma… ? tak ze wal na odlew, a za co to, to sie zobaczy…


Eh, no i jak tu was nie lubić;)

człowiek sam se musi kilka krytycznych słów powiedzieć, a i tak zmienią w swej perfidii, jaki to on fajny jest

Ale jednak, szanowny Lorenzo, pewnie cię rozczaruję: nie umie grać w brydża.


>Griszqu

Podoba mi się Twoje rozumowanie.

Baaardzo :)


Robimy to z przyjaciólmi, Szanowny Panie Merlot,

niemal co tydzień. A wiecie Panstwo, co najciekawsze? Niemal nie rozmawiamy przy tym o polityce, sporcie, czy innych równie interesujących tematach. Po prostu skupiamy się na grze:-))

Takie kółka są i w Krakowie, i w Szczawnicy, i pewnie wszedzie tam, gdzie dla higieny psychicznej ludzie wolą sie zajmować sprawami nieco bardziej abstrakcyjnymi od naszego powszedniego życia:-))

Ukłony pełne uszanowania

PS. Jak się Państwu udało te 36 lat, i to grając wspólnie w brydża? To coraz bardziej niesamowite. Chyba, że nie gracie w parze…


Delilah zadowolona troszeczke,

ale zeby nie bylo nieporozumien – jak czasem Ty nazbierasz w czapke za nic, to prosze bez zdziwionych oczu pod tytułem “dlaczego”. albo jak trzeba bedzie Grzesia czy innego potrzebujacego przytulić, to tez bez pytania “czemu ja”, tylko z usmiechem itd ;-))))

no.


To spróbuj na gitarze, Szanowny Grzesiu,

to też może być forma wyrafinowanej, intelektualnej zemsty na przeciwnikach :-). Niekiedy prowadząca do absolutnego sukcesu.


Pani Delilah

Delilah

A do dialogu potrzebny jest dyskutant.

Jak ja lubię zgadzać sie z Panią...


Szanowny Panie Yayco

Ja bardzo Pana proszę o odłożenie wszelkich ostrych narzędzi!


Panie Lorenzo,

o co Panu chodzi?

Pan sie z tą opinią Pani Delilah nie zgadza?

To proszę pogadać sobie z Panem Poldkiem, upewniwszy się najpierw, że on to on.


Panie Lorenzo

margarynę opracowano na rozkaz Napoleona [ale nie jestem pewien] podobnie jak cukier z buraków.

cukier z buraków ma tą przewagę nad margaryną, że da się z niego zrobić bimber [wg receptury 1410]. więc to co zyskamy na pamięci jedząc margarynę utracimy pijąc bimber.

i oto do czego doprowadziły nas wojny Małego Cesarza – do nadużywania alkoholu … więc jeśli mamy być pijani – to bądźmy pijani jak Polacy …

“Kto pyta wielbłądzi”


Szanowny Panie Docencie

Te wszystkie nałogi, z txt włącznie, doprowadzą nas do upadku:-))


Szanowny Panie Yayco

jak Pan zapewnie zauważył, to:

- zacząłem podstępnie wkradać sie w łaski Pana Poldka, którego jednak rozpoznam; – aż tak szalony, i na dodatek ryzykant nie jestem, by nie zgadzać się z opinią Pani Delilah :-))

Uniżone ukłony póki mogę, bo coś mnie w krzyżu, tzn. kręgosłupie


Panie Lorenzo,

pozostaje mi jedynie pogratulować wzroku (przypomniał mi Pan, że muszę się wybrać do okulisty) i współczuć z powodu kręgosłupa.

Podobnież kocie skórki pomagające są na to schorzenie. Nie wiem, bo koty mam zakazane.

Pozdrawiam asertywnie


Obruszam się, Panie Yayco, zdecydowanie!

Gdzieżbym ja stworzeniu Bożemu jakąś krzywdę mógl uczynić! No, chyba że czlowiekowi.

Pozdrawiam zmęczon nieco


Panie Lorenco

Tak sobie czytam i czytam pański wątek i coś mi się widzi, że dziś nie jest dzień właściwy dla publikowania tekstów ważnych.

Nawet mnie, mimo, że poruszył Pan temat dla mnie z gruntu kluczowy, udało się jedynie marną dydaktykę z wyliczanką dla Damy D. nabazgrolić, a potem z lekkością motyla w ciąży, na kwestie brydża przefrunąć.

Dookoła też pustka, z rzadka czyimś cichym szeptem przerywana.

Pewnie tak ma dziś być i tak już dziś zostanie.

Może jutro, albo pojutrze coś zaiskrzy znowu?

merlot


...

...


Pani Magio

dwie obserwacje poczyniłem:

Po pierwsze, z niesmakiem konstatuję, że coś mnie omija.
Takie niesforne i lokalne.

Po drugie, gdybyśmy honorowe członkowstwo TXT przyznawali, to Anthony de Mello, choć tam w górze, jako pierwszy je powinien otrzymać, patrząc na częstotliwość pojawiania się w komentarzach.

Chłopaki od googla zaraz po nim, że dodam złośliwie;-)

No i na koniec, razem z merlotową, dziękujemy za życzenia wzruszeni…

merlot


Szanowny Panie Merlocie

Jako niepoprawny gadula zdradze Panu rąbek tajemnicy poliszynela, a wlasciwie jej adres: proszę zaindagować w tej sprawie, co to Pana z niesmakiem omija, Pana Kleinę. Z pewnością coś smacznie odpowie, a może i jaka wskazówke da…

A co do chęci lub jej braku do komentowania etc. – ja napisalem do Panstwa pod rozwagę, a Państwo sobie z tym zrobią, co zechca i kiedy zechcą. Pośpiechu nie ma.

Szacunek mój wyrażam


...

...


Panie Lorenzo!

Smutno tu u Pana! Brakuje jakiejś zadymy.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość