Zagubionemu Panu Griszqowi

Miał być komentarz, ale po kilku akapitach zorientowałem się, że wyjdzie tego trochę więcej. Stąd odpowiedź w formie postu.

Ależ oczywiście, drogi Panie Griszequ, jest Pan, i to zapewne od dawna (nie wiem, ile Pan ma lat) prawdziwym Polakiem. Podobnie jak ja i co najmniej kilka tysięcy znanych mi osób. Nie przypominam sobie na przyklad bym, mimo kilkudziesięciu lat spędzonych w krajach niemieckojęzycznych, stał się Austriakiem, Niemcem etc. Mieszkam jak na razie na stałe znowu w Polsce. I raczej się już nigdzie nie wybieram, a jeśli się wybiorę, to nadal zostanę Polakiem, tyle że zamieszkałym w…

Kwestia homoseksualizmu. Odnoszę wrażenie, że daliśmy się zmanipulować do potęgi, i to w dwójnasób: z jednej strony przez określoną grupę polityków, a z drugiej strony przez lobby czołowych przedstawicieli mniejszości seksualnych, których szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem, gdy idzie o cele takiej zawieruchy (czyżby chodziło o tak dekadencką modę? Jeśli tak, to znaczy, że znowu szykuje się coś na skalę światową). Marginalny problem (a nie jestem pewien, czy rzeczywiście jest to prawdziwy problem) stał się nagle kwestią niemal narodową, od której zależy dalsze być albo nie być naszej nacji. Błagam, trochę rozsądku.

Jakie prawa dodatkowe? Jakie równouprawnienie? Na czym ma ono polegać, jeśli będziemy się zachowywać rozsądnie, czyli zgodnie z rzeczywistym rozmiarem problemu? O ile wiem, nikt nie zabrania nikomu mieszkać razem z przedstawicielem tej samej płci. Jak ktoś chce dziedziczyć, niech sporządzi odpowiedni testament. W pracy od dfawna liczą się kompetencje i umiejętności, przynajmniej w firmach prywatnych. A co ci państwo robią w czasie wolnym, to ich sprawa, nie moja. Od przypadków łamania prawa pracy sa sądy pracy. Byle bez ekstremalnej ostentacji, co dotyczy także i par heteroseksualnych (widać jestem jakis taki staroświecki).

Dzieci, drogi Panie Griszqu, nadal będą się rodzić ze związków heteroseksualnych. I to one będą płacić za nasze emerytury, bez względu na ich orientację seksualną. A czy wychowywać je będzie dziadek czy babcia (choć powinni to robić rodzice), to już mniej ważne; ważne, aby te dzieci były wychowywane w sposób odpowiedzialny. O ile wiem, to nie da się narzucić pewnych rozwiązań naturalnych w sposób prawny. Poza tym sam Pan wie doskonale, kto tak naprawdę wychowuje seksualnie nasze dzieci i gdzie. Więc przestańmy robić taki hałas wokół w sumie mało ważnej kwestii. Chyba, że ktoś robi to specjalnie, by osiągnąć określony cel polityczny. Bo jak wiadomo, najwięcej da się osiagnąć wykorzystując lęki.

Pisze Pan: “Prezydent wskazał, dokąd może nas doprowadzić oddawanie kolejnych obszarów prawa.” Przepraszam najmocniej, o jakie oddawanie prawa idzie? Zakaz rodzenia dzieci? Bo tylko takie prawo może zagrozić egzystencji narodu czy społeczeństwa. Przymusowe wychowywanie dzieci przez pary homoseksualne? A skąd ich tyle wziąć (tych par naturalnie)? A co z naturalnymi rodzicami?

Podejrzewam, że tak naprawdę większość Polaków (ale i nie tylko Polaków) ma w głębi duszy podobny do mojego stosunek do tej kwestii. I są już po prostu zmęczeni rozgrywaniem tematu zastępczego na forum publicznym. Podsycanie wrzawy wokół tej kwestii przez Prezydenta, wzmacniając ją na dodatek elementami religijnymi, jest moim zdaniem mało odpowiedzialne, choć z jego punktu widzenia i poglądów jego partii polityczne bez wątpienia. Ale czy nie ma naprawdę ważniejszych rzeczy dla p. Prezydenta Polski?

Co do kwestii drugiej. Pani kanclerz Merkel będzie naszym przyjacielem tylko tak długo, jak będziemy mieli wspólne interesy. Podobnie jest (a przynajmniej być powinno) i z naszej strony. Opór Niemiec wobec Ukrainy jest czysto gospodarczego, a tym samym i politycznego rodzaju (nie wiedzieć czemu w Polsce te dwie sprawy są rozdzielane). Pojawienie się tak wielkiego kraju, o takich możliwościach rozwoju jak Ukraina, jest już dzisiaj zagrożeniem nie tylko dla gospodarczo-politycznych interesów Niemiec, ale i np. dla Francji z jej strukturą i problemami z rolnictwem (choć nie tylko z tą gałęzią gospodarki). Ponad 60 milionów Ukraińców też jest ważnym elementem w tej grze.

Już dość dawno powiedziano, że Ukraina będzie w przyszłości rolniczym zagłębiem Europy. Teraz okazuje się, że bez Ukrainy nie jesteśmy w stanie (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, a może i Niemcy również) zrealizować założeń energetycznej polityki europejskiej, przynajmniej w jej prośrodowiskowej części. Przemysł i zasoby naturalne Ukrainy niebawem będą też odgrywać niebagatelną rolę na naszym kontynencie, kontynencie europejskim, czego nie da się do końca powiedziec o Rosji. Ewentualne wejście Ukrainy do UE (poprzez NATO) spowoduje, że Niemcom przybędzie groźny, jeśli nie przeciwnik, to przynajmniej partner. I Pan się dziwi stanowisku p. Merkel? A my co innego robimy starając się wygrywać Ukrainę dla nas?

Przestańmy więc zachowywać się jak naiwne dzieci i róbmy swoje, prezentując na zewnątrz miły uśmiech oraz politykę faktów dokonanych. A propos fakty dokonane: sam Pan wyliczył, co należy robić, by nasza pozycja była dostrzegana jako stabilnie mocna i odpowiedzialna. Tyle, że nie należy tego robić jak ów Polak, pokazujący dziurę po byłym zębie i mamroczący, że mu go Niemcy podczas wojny wybili. Biedny kombatant. Przestańmy się użalać, jaka to ta Erika Steinbach zła i protestować, że rząd Niemiec nic w interesujących nas kwestiach nie robi. To jest rząd Niemiec, który kieruje się swoim interesem politycznym, a nie naszym. Więc znowu – skąd to zdziwienie? Czyżby oni nie mieli swoich wyborców określonej proweniencji, o których głosy muszą się ubiegać? My też mamy milion z kawałkiem co najmniej wyborców zgrupowanych wokół Radia Maryja, którzy się z kolei nie podobają innym wyborcom, więc część polityków wyczynia takie figury gimnastyczne, by ich zdobyć, że gry p. Merkel to przy tym pikuś.

Pan się nie zgubił, drogi Panie Griszqu. Pan się daje manipulować. Róbmy więc swoje, bez biadolenia, jacy to ci zza granicy niedobrzy dla nas, Panie Griszqu, nie przemilczajmy i nie fałszujmy naszej historii, wygrywajmy natomiast jej mocne strony i nie przejmujmy się zbytnio tym, co robią nasi sąsiedzi. Co oczywiście nie oznacza, że nie należy skrupulatnie obserwować ich działań. I przede wszystkim, nie dajmy się manipulować politykom, którzy za wszelką cenę chcą powrócić do naszych łask przed kolejnymi wyborami, wykorzystując lęki i złe doświadczenia sprzed lat wielu. A także tymi, którzy tę władzę mają. Do kolejnych wyborów.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Lorenzo

Dziękuję za odpowiedz, głębiej i obszerniej traktującą temat, niż go sam nakreśliłem.
Ma Pan rację – daję się manipulować. Dlatego napisałem, że się zgubiłem. Poczułem nagle po prostu, że w pewnych tematach mam jednocześnie dwa przeciwstawne sądy. Jednocześnie. Dokładniej powinienem napisać, że zgubiłem własną drogę i zacząłem powtarzać „wdruki”.
Co do prawdziwego Polaka – chodziło mi o figurę PP nakreślaną przez Pana Igłę. O to, czy nie oparłem się o ścianę w towarzystwie, z którego na co dzień kpię. Jeśli natomiast chodzi o Pana definicję – zgadzam się i nie ma tu między nami różnicy poglądów. Winny jest zapewne mój brak precyzji w wypowiedzi.
Kwestia homoseksualizmu. A konkretnie – zrównywania związków partnerskich osób tej samej płci ze związkiem małżeńskim rozumianym jako związek mężczyzny i kobiety. Tu także się z Panem zgadzam, że problem został rozdmuchany do rozmiarów, na które nie zasługuje. Odpowiadając niejako sobie – faktycznie to nie Prezydent powinien o tym mówić, bo przyłącza się w ten sposób w dmuchanie balonika. Jest to temat zastępczy i powaga urzędu powinna być raczej wykorzystana do zasypywania coraz to nowych rowów, które się pojawiają (bynajmniej nie same). Ale nie bardzo wierzę, że Prezydent ma chęć i plan by tym się zając. Natomiast pozostaję przy swoim stwierdzeniu, że zasadniczo jesteśmy narodem znacznie bardziej konserwatywnym niż Holendrzy czy choćby Hiszpanie. Tak to widzę, a nie tak to oceniam, jeśli wie Pan o co mi chodzi. Co nie oznacza, ze może nie widzę, tylko mi się wydaje.
Osobiście przemawiają do mnie argumenty obydwu stron. Ale podporządkowuję się woli większości. Czyli sytuacji, w której nic nie jest uniemożliwione, tylko ewentualnie utrudnione.
„Pisze Pan: “Prezydent wskazał, dokąd może nas doprowadzić oddawanie kolejnych obszarów prawa.” Przepraszam najmocniej, o jakie oddawanie prawa idzie?” – chodzi mi Panie Lorenzo o świadome przekazywanie nadrzędności w zakresie obowiązującego prawa prawu wspólnotowemu. Aby każdorazowo dokładnie i precyzyjnie badać i stwierdzać, czy rozwiązania wspólnotowe nam odpowiadają i czy dany zakres kompetencji chcemy przekazać w unijne ręce. Czegokolwiek by nie dotyczył.
W kwestii drugiej. W mediach (znowu te cholerne media) podniósł się krzyk, że przez wydźwięk orędzia, A.Merkel nie zgodziła się rozmawiać z Prezydentem w kwestii Ukrainy. Dla mnie to bzdura i powtarzanie takich bzdur przez polityków PO uważam za niepoważne. To tyle w kontekście Niemcy – Ukraina, bo i tutaj się zgadzam z Panem. Natomiast wpisuje się to w szerszy problem, który Pan nakreślał – absolutny brak spójnej polityki gospodarczej UE, co kładzie Europę na łopatki przed pierwszym gongiem w starciu z Rosją i Chinami.
„Już dość dawno powiedziano, że Ukraina będzie w przyszłości rolniczym zagłębiem Europy. Teraz okazuje się, że bez Ukrainy nie jesteśmy w stanie (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, a może i Niemcy również) zrealizować założeń energetycznej polityki europejskiej, przynajmniej w jej prośrodowiskowej części. Przemysł i zasoby naturalne Ukrainy niebawem będą też odgrywać niebagatelną rolę na naszym kontynencie, kontynencie europejskim, czego nie da się do końca powiedziec o Rosji. Ewentualne wejście Ukrainy do UE (poprzez NATO) spowoduje, że Niemcom przybędzie groźny, jeśli nie przeciwnik, to przynajmniej partner. I Pan się dziwi stanowisku p. Merkel? A my co innego robimy starając się wygrywać Ukrainę dla nas?”
Nie dziwię się stanowisku A.Merkel, patrząc na sytuację z punktu interesu czysto niemieckiego. Jeśli spojrzeć szerzej, to osłabianie Ukrainy może ją wrzucić w rosyjskie ręce (przerabiamy to aktualnie z Serbią) i tyle będzie ze wzmocnienia UE.
Jeśli natomiast chodzi o naszą politykę wobec Niemiec, to obijamy się o ścianę. Każde zachowanie PO jest przedstawiane jako serwilizm, a każde zachowanie PiS jako skrajnie nacjonalistyczny szowinizm. Ale fakt – to że politycy tak rozmawiają (o ile to można nazwać rozmową), nie oznacza ze i my mamy używać tego języka. Trzeba robić swoje.
Reasumując – trochę mi Pan naprostował kręgosłup. I dobrze. Chyba czas udać się na spacer i głowę przewietrzyć. Albo pożyczyć od Pana drabinę i złapać perspektywę.
Dziękuję i pozdrawiam.


Panowie, naiwne pytanie:

Generalnie to ja zgadzam się z wyważonym stanowiskiem pana Lorenzo…

Tylko jedna rzecz mnie zastanawia i zadziwia nieustannie… I prosze to moje naiwne pytanie na chłodno rozważyć:

Czy my żyjemy w Iranie?

Czy Polska ma być Państwem wyznaniowym? Bo demokracja demokracją, poglądy i przekonania katolickiej większości jej poglądami i przekonaniami – ale gdzie tu konstytucyjna równość obywatela wobec prawa?

Czy większość w myśl swoich przekonań religijnych ma prawo pozbawiać istotnych praw jakąś mniejszość?

Po mojemu przekonania religijne powinny być prywatną sprawą ich wyznawców a państwo ma być neutralne światopoglądowo i chronić równo interesy wszystkich obywateli…

Gejom chodzi o prawne uznanie wagi ich związków, myli się pan Lorenzo, twierdząc, że problem jest rozdmuchany i że wszystko da się załatwić na podstawie istniejących przepisów.

Gej którego partner zasłabnie na ulicy niczego nie dowie się o losie najbliższej mu osoby na policji i w szpitalu.

w wypadku śmierci partnera rodzina, która na przykład wyrzekła się za życia zmarłego i przez lata nie utrzymywała z nimi kontaktu, z łatwością podważy każdy testament – wygra przynajmniej sprawę o tzw. “zachowek”. I często robi to – po to tylko “żeby ten zboczeniec nie dostał “naszych” pieniędzy”.

Gdzie tu równość i sprawiedliwość?
Nie będąc gejem, a przez lata żyjąc w tzw “konkubinacie” sam się spotkałem z podobnymi problemami… tylko w moim wypadku to jest świadomy wybór – gej wyboru nie ma.

Dlaczego prawa geja mają być ograniczane przez religijne przekonania jego współobywateli?


Xipetotecu,

wpadasz mam wrażenie w tą sama pułąpke, co ja. otóż nie żyjemy ani w iranie ani w państwie wyznaniowym – jako takie rozumiem afganistan za czasow talibow. to uzywanie zbyt dużych słów do zbyt błahych problemów. robiac to, w odniesieniu do rzeczywiscie kluczowych problemu tracimy możliwość zaakcentowania wypowiedzi “ważkimi” słowami. bo zgraliśmy figury.

i racje ma Pan Lorezno – manipulują nami obydwie strony. wskazujac nieprawdopodobne zagrożenia albo niebotyczne dyskryminacje.


Szanowny Panie X.

Nie, nie żyjemy w Iranie. Żyjemy w Polsce, w której rola Kościoła Katolickiego od kilkuset lat jest nie do przecenienia, zarówno na płaszczyżnie społecznej jak i politycznej. Zresztą KK zawsze ją wykorzystuje, bo dlaczego nie miałby tego robić, skoro taka ma strategię od przynajmniej 1 500 lat?

Np. ksiądz jest niejako “pracownikiem” KK, ale jest także osobą prywatną, więc może mieć swoje poglądy polityczne. A że są one zgodne zazwyczaj z linią KK? Na tym polega schizofrenia takiego układu.

Wracając jednak do pytania. Skoro niejako w “genach” zostaliśmy uznani (sami przez siebie?) za naród w przeważającej części katolicki, to trudno, by drogą rewolucyjną zmienić to nastawienie. Być może nastąpi to drogą ewolucyjną, ale to proces na lata i żadne ustalenia konstytucyjne tu nie pomogą. Brutalne? Tak, ale prawdziwe. Bo tak działają m.in. uwarunkowania psychologiczne.

Teraz co do przepisów prawnych. Pewnie się mylę, skoro Pan tak twierdzi. Mnie jednak bardziej łazi o atmosferę, jaka wytworzyło się wokół problemu. Zamiast spokojnego uzasadniania, strony wojujące uźywają ekstremalnych argumentów, eskalując konflikt. Tym bardziej, że na Zachodzie raczej nie chodziło o prawa, a o wyartykułowanie swojej inności przy pomocy metod PR (moda!). Prawa przyszły przy okazji, bo jakoś należało przedstawić w miarę praktyczne powody tej akcji.

Ciąg dalszy repliki pozwole sobie przedstawić za godzinę, bo muszę opuścić stanowisko :-))

Pozdrawiam serdecznie


Docencie

Żebyś nie myslał, że ja tu na ciebie napadam. Nie, nie napadam. Więc jak będziesz miał ochote odpowiedzieć, to się nie wyzłośliwiaj. Moje odpy boldem.

Czy my żyjemy w Iranie?

jasne, że nie żyjemy. Stosujesz nieuzasadnione zestawienie- Polska brak zgody na małżeństwa homo i Iran klasyczne państwo wyznaniowe.

Czy Polska ma być Państwem wyznaniowym? Bo demokracja demokracją, poglądy i przekonania katolickiej większości jej poglądami i przekonaniami – ale gdzie tu konstytucyjna równość obywatela wobec prawa?

nie możesz mówic demokracja demokracją. Jej reguły sa takie, że większośc ma rację. Mnie sie to tez podoba średnio (co prawda w innych aspektach) ale jest jak jest. A ten system, demokratyczny, zakłada, że przeglosowana może byc dowolna bzdura i staje sie ona prawem. Bo taki jest vox populi. Jeśli wiec w Polsce vox populi jest przeciwny małżenstwom homo, to nie ma co wywijac i trzeba to przyjąć do wiadomości. W twoim przypadku bez entuzjazmu, ale jednak.
Zasada równości obywateli wobec prawa nie jest tutaj naruszona. Nasze prawo stanowi, że małżeństwo to zwiazek mężczyzny i kobiety i każdy homo (dowolnej płci) może w zwiazek małżeński wejść. Tyle, że nie w obrębie tej samej płci, gdyz TO NIE JEST MAŁZEŃSTWO.
No i odnośnie pogladów i przekonań- zobacz, tobie przeszkadzaja poglądy katolskiej części społeczeństwa na temat “małżeństw” homo. Mi przeszkadzają poglądy lewackiej części społeczeństwa, która uważa, że wolno mnie ograbiać via podatki na zasiłki dla nierobów/ZUS/cokolwiek, z czego nie korzystam. Zauważ, że to jest także pewien poglad na to, jak ma być, żeby było fajnie. Z jakiejz to przyczyny uważasz akurat poglad katolski za gorszy i mniej wazny od pogladu lewicy odnosnie obciażen podatkowych?

Czy większość w myśl swoich przekonań religijnych ma prawo pozbawiać istotnych praw jakąś mniejszość?

jakich praw pozbawieni sa homo w Polsce?

Po mojemu przekonania religijne powinny być prywatną sprawą ich wyznawców a państwo ma być neutralne światopoglądowo i chronić równo interesy wszystkich obywateli…

nie ma czegos takiego jak neutralnośc światopogladowa. Postulat neutralności swiatopogladowej takze jest wyrazem pewnego światopogladu.
No i najwazniejsze- dlaczego katole maja przyjąć twoją optykę odnośnie tego, czy religia ma byc sprawa prywatna czy publiczną? Jesli zyjemy w demokracji, kazdy z nas ma taki sam głos, tak samo wazny, to nie rozumiem, dlaczego twój poglad ma byc dla katoli obowiazujący?

Gejom chodzi o prawne uznanie wagi ich związków, myli się pan Lorenzo, twierdząc, że problem jest rozdmuchany i że wszystko da się załatwić na podstawie istniejących przepisów.

czyli czego konkretnie chca homo? Żeby byla celebra gdy będa podpisywac kontrakt? Jakiego chca uznania wagi związków?

Gej którego partner zasłabnie na ulicy niczego nie dowie się o losie najbliższej mu osoby na policji i w szpitalu.

to jest nieprawda.

w wypadku śmierci partnera rodzina, która na przykład wyrzekła się za życia zmarłego i przez lata nie utrzymywała z nimi kontaktu, z łatwością podważy każdy testament – wygra przynajmniej sprawę o tzw. “zachowek”. I często robi to – po to tylko “żeby ten zboczeniec nie dostał “naszych” pieniędzy”.

jasne, tylko ze to dotyczy absolutnie wszystkich spadkow w Polsce, bo takie mamy dziadowskie prawo spadkowe. Nie jest to jakaś szczególna dolegliwośc homo, tylko wszystkich Polaków, to, że testamenty sa nie respektowane przez prawo.

Gdzie tu równość i sprawiedliwość?

no wlasnie tu- równośc w nieszczęściu. A sprawiedliwośc? A co to jest? Bez złośliwości pytam o to, co rozumiesz pod tą nazwą?

Nie będąc gejem, a przez lata żyjąc w tzw “konkubinacie” sam się spotkałem z podobnymi problemami… tylko w moim wypadku to jest świadomy wybór – gej wyboru nie ma.

ma dokladnie taki sam wybór jak ty. Może wejść ten homo w zwiazek z kobieta i to sie będzie nazywało małzeństwo, a może zyć na kocia lapę z kims, kogo sobie wybierze. W niczym nie jesteście rózni.
Natomiast kluczowe jest to, że homo chca zburzenia pewnego uświęconego tradycją systemu w imię realizacji swoich zachcianek. I tu jest klopot.
Mowy nie ma o dyskryminacji.

Dlaczego prawa geja mają być ograniczane przez religijne przekonania jego współobywateli?

z tego samego powodu, z jakiego moje prawa do moich pieniędzy sa ograniczane przez ideologiczne przekonania współobywateli. Jesli akceptujesz to, że większośc może zmusic Nicponia by płacił na nie swoje dzieci, na nie swoja zonę i płacił pensje-zasiłek komuś, kto u Nicponia nie pracuje- bo tak zdecydowała większośc, to musisz sie tez pogodzić z tym, że ta sama większośc może dziś nie pozwolic homo na “śluby” a jutro może w ogóle uznac, że homo trzeba np. nabijac na pale. Z dowolnej przyczyny. Sam wiesz doskonale jak łatwo ludzi zmanipulowac i wywolac histerie, że np. homo gwałca dzieci masowo i hivem zarazają. Miesiąc obróbki “naukowymi faktami” i będziesz miał calkiem naukowy holocaust homo.

To sa uroki demokracji

Pozdrek


Arturze

Gdzie Ty tu, dostrzegles Docenta? ;-)
Pozdrawiam.


Szanowny Panie X.

Mialem kontynuować moją replikę, ale kwestię podejścia do problemu zagubienia Pana Griszeqa wedle systemu demokratycznego, przynajmniej jesli idzie o zagadnienie mniejszości seksualnych (jednak mniejszości i jednak wedlug zasad okreslanych przez większość) wyjaśnil referent Artur Nicpoń. Jego i moje podejście jest ze względu na mój (i wyczuwalnie jego także) cynizm zbieżne.Czyli bez ewolucji poglądów większości nic się nie zmieni, przynajmniej jeśli idzie o podejście spoleczne do problemu.

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny Panie Griszqu

Aby Pana pocieszyć – wszyscy jesteśmy manipulowani, rzecz w tym, byśmy wiedzieli indywidualnie, jak glęboko. Dopóki jesteśmy w stanie ją zinwentaryzować, to się jej nie poddajemy.

Co do prawdziwego Polaka w przeciwieństwie do tego pisanego z duźych liter, to pozwolilem sobie potraktować tę kwestię zarówno ironicznie, ale równieź i powaźnie, przynajmniej jeśli idzie o Pańską i moja osobę.

Co do nadrzędności prawa unijnego nad narodowym, to tu zaczynja sie robić cieplo. Z jednej strony podświadomie bronimy sie przed zawlaszczaniem naszego samostanowienia w wymiarze prawnym, z drugiej jednak, jeśli myślimy powaźnie o obronie przed kolonizacją z innych kontynentów i zbudowaniu silnego gospodarczo, politycznie i militarnie zespolu państw, zdolnego wziąć stanowczy udzial w definiowaniu nowego porządku światowego, to trzeba cos poświęcić. Po prostu nie da się zjeść ciastka i mieć go jednocześnie.

Pytanie na ile i jak daleko mogą pójść te częściowego rezygnacje na rzecz dalszej kontynuacji tradycji europejskich. Niebawem padnie na częściowa odpowiedź na to pytanie, mianowicie podczas absolutnie koniecznego redefiniowania statusu NATO oraz jego celów.

Pozdrawiam serdecznie


Borsuku

no gafa, cos mi na oczy siadlo
I pomylilem Docenta z mr X.


Subskrybuj zawartość