Państwa rozmowę.
I jakos tak czuję, ze niezbyt wypada mi się w nią włączyć. Ale chyba muszę, bo nie dają mi spokoju dwa pytania do merlota.
Pierwsze – u kogo zamówł ostatni poemat symfoniczny i czy zamówienie zostało zrealizowane? Mam nadzieję, że to nie jest tajemnicą.
I drugie pytanie: co to jest perpektywa prywiślańska w kontekście Lwowa?
I na koniec – mój Lwów jest barwny i bynajmniej nie jest poszarzały.I nie jest jedynie sentymentalnym wspomnieniem opartym o pryzmat spojrzenia tych, którzy juz odeszli, zostawiając mi go w postaci zmitologizowanej opowiastki ku pokrzepieniu serc.
Lwów, ten najpierw zrusyfikowany i nastepnie zukrainizowany jest jak Jerozolima. Oficjalny i nieprawdziwy i żyjący własnym zyciem, jak najbardziej prawdziwy.
Jest miejscem w którym polskość i katolicyzm są jak rodzynki w wielkanocnej babie, wcale ich niemało, nie trzeba specjalnie szukać i nadają smak i UROK niepowtarzalny, którym cieszą się nie tylko Polacy.
Mój Lwów, ten calkiem realny, namacalny, ten, który znam z dotyku, zapachu i z widzenia – to moje osobiste związki trwające po dziś dzień.
To moja prywatna opoka – ale widać nie potrafiłam o niej w ferworze spraw bieżących dostatecznie ciekawie opowiedzieć.
Ale przyrzekam, że opowiem. Opowiem o tramwaju linii 6, o wygiętym krzyżu na wieży kościola św. Elzbiety, o ulicy Trwiastej i ulicy Piastów, o fabryce czekolady, o kościele św.Panny Marii Śnieżnej, o kinie Roxa, o wydziale chemii na Politechnice Lwowskiej, o lwowskich teatrach, o do dziś wywołującym we mnie absurdalne osłupienie Alanie Delonie jako Czarnym Tulipanie, przemawiającym do mnie z ekranu po ukraińsku, o pigwach na Wałach Hetmańskich, o malowaniu i odświeżaniu lwowskich kamienic, o tym co ma Lwów do Abchazji i jak zespół Mazowsze awanturę o Cmentarz Orlat Polskich wywołał i wielu iinych zdarzeniach z tego obecnego Lwowa, które nie pozostają w najmniejszym oderwaniu od tego Lwowa jakim przez wiele lat nasączano mnie, zanim go sama poznałam.
I o samym poznaniu – o kilkuletniej dziewczynce, która ku rozpaczy rodziny sama wyruszyła w widziane po raz pierwszy miasto i ani razu nie miala wątpliwości w jakim kierunku iść i gdzie się znajduje i jaki punkt odniesienia ma przed sobą – i zmęczona perygrynacją wróciła do domu, nie mając świadomości jakiego narobiła zamieszania.
O nie, mój Lwów nie jest ani wyblakły, ani poszarzały!
Siedzę cichutko i chłonę...
Państwa rozmowę.
I jakos tak czuję, ze niezbyt wypada mi się w nią włączyć. Ale chyba muszę, bo nie dają mi spokoju dwa pytania do merlota.
Pierwsze – u kogo zamówł ostatni poemat symfoniczny i czy zamówienie zostało zrealizowane? Mam nadzieję, że to nie jest tajemnicą.
I drugie pytanie: co to jest perpektywa prywiślańska w kontekście Lwowa?
I na koniec – mój Lwów jest barwny i bynajmniej nie jest poszarzały.I nie jest jedynie sentymentalnym wspomnieniem opartym o pryzmat spojrzenia tych, którzy juz odeszli, zostawiając mi go w postaci zmitologizowanej opowiastki ku pokrzepieniu serc.
RRK -- 30.03.2008 - 17:17Lwów, ten najpierw zrusyfikowany i nastepnie zukrainizowany jest jak Jerozolima. Oficjalny i nieprawdziwy i żyjący własnym zyciem, jak najbardziej prawdziwy.
Jest miejscem w którym polskość i katolicyzm są jak rodzynki w wielkanocnej babie, wcale ich niemało, nie trzeba specjalnie szukać i nadają smak i UROK niepowtarzalny, którym cieszą się nie tylko Polacy.
Mój Lwów, ten calkiem realny, namacalny, ten, który znam z dotyku, zapachu i z widzenia – to moje osobiste związki trwające po dziś dzień.
To moja prywatna opoka – ale widać nie potrafiłam o niej w ferworze spraw bieżących dostatecznie ciekawie opowiedzieć.
Ale przyrzekam, że opowiem. Opowiem o tramwaju linii 6, o wygiętym krzyżu na wieży kościola św. Elzbiety, o ulicy Trwiastej i ulicy Piastów, o fabryce czekolady, o kościele św.Panny Marii Śnieżnej, o kinie Roxa, o wydziale chemii na Politechnice Lwowskiej, o lwowskich teatrach, o do dziś wywołującym we mnie absurdalne osłupienie Alanie Delonie jako Czarnym Tulipanie, przemawiającym do mnie z ekranu po ukraińsku, o pigwach na Wałach Hetmańskich, o malowaniu i odświeżaniu lwowskich kamienic, o tym co ma Lwów do Abchazji i jak zespół Mazowsze awanturę o Cmentarz Orlat Polskich wywołał i wielu iinych zdarzeniach z tego obecnego Lwowa, które nie pozostają w najmniejszym oderwaniu od tego Lwowa jakim przez wiele lat nasączano mnie, zanim go sama poznałam.
I o samym poznaniu – o kilkuletniej dziewczynce, która ku rozpaczy rodziny sama wyruszyła w widziane po raz pierwszy miasto i ani razu nie miala wątpliwości w jakim kierunku iść i gdzie się znajduje i jaki punkt odniesienia ma przed sobą – i zmęczona perygrynacją wróciła do domu, nie mając świadomości jakiego narobiła zamieszania.
O nie, mój Lwów nie jest ani wyblakły, ani poszarzały!