Fajnie jest zapomnieć się - Sylwester 2010

Jak zachowuje się szczeniak pierwszy raz wyprowadzony na spacer i spuszczony ze smyczy na jakiejś kolorowej, pachnącej wonnym kwieciem łące? Biega dookoła, obwąchuje wszystko, merda radośnie ogonem, daje się ponieść nadmiarowi wolności, wrażeń, wariuje pod wpływem niezliczonej ilości bodźców spływających zewsząd do jego pracującego na największych obrotach mózgu. To smutne, iż podobnie dzieje się z wieloma młodymi ludźmi z tzw. „dobrych domów” w noc sylwestrową.

Z góry zaznaczam, iż poniższy tekst nie jest oskarżeniem, a raczej próbą zwrócenia uwagi na problem społeczny, który zapewne większość z czytających zna z autopsji, czyli z obserwacji środowiskowych. Tak jest i z piszącą te słowa. A że styka się z nim nie po raz pierwszy, postanowiła wreszcie się do niego ustosunkować. Jedno zastrzeżenie – autorka nie należy do typu „imprezowiczki”, stąd być może jej nadmiernie krytyczne podejście do pewnych, powszechnie akceptowalnych, postaw, zachowań i sytuacji. A więc – ad rem!

Wyobraźmy sobie, że jest piękna, ciemna, gwiaździsta noc – noc niezwykła, bo ostatnia w roku. Noc więc ta jest nocą metafizyczną, nieodgadnioną, nieprzeniknioną, nocą, która dobrze wie, iż ujrzy w ciągu swego trwania dużo więcej niż jej 364 siostry. Nie, bynajmniej nie jest szczęśliwa z tego faktu. Wręcz przeciwnie.

I właśnie w takiej atmosferze mistycyzmu grupka znajomych (czterech mężczyzn, jedna niewiasta) zdąża na spotkanie swego przeznaczenia. Zdąża na bal sylwestrowy. Być może leksem „bal” nie jest w tym kontekście na miejscu i brzmi co najmniej eufemistycznie, ale stojąca za tą relacją nie nawykła używać wulgaryzmów oraz określeń kolokwialnych, chyba że jest to wyraźnie uzasadnione. Tym razem nie jest. Po co epatować prymitywizmem w warstwie stylistyczno-leksykalnej, skoro za chwilę degrengolada i upadek moralny zapanują w strefie treści? Nie ubiegajmy faktów jednakowoż (to podobno nadmiernie pompatyczny archaizm). 1/5 tej grupki jest już „zaprawiona w boju” z przedstawicielem grupy związków chemicznych, których nazwy kończą się na –ol, 1/5 (kierowca, bardzo miły człowiek) jest okazjonalnym abstynentem, na dodatek chorym na anginę, 1/5 (zlękniona, spirytualistyczna dziewoja) nie pije z wyboru, 2/5 będą pić w trakcie imprezy, z czego ½ udaje intelektualistę, a więc, antycypując, sięgnie pewnie po włoskie wino, które w percepcji autorki jest zwykłym sikaczem ze słabego rocznika, ale cóż...spierać się nie wypada. Z niej też taki koneser jak…no, wiadomo. Przynajmniej ona jedna nie udaje. Nie musi? Nie chce? Tego nie wie nikt.

Jest jej znane tylko jedno (błyskotliwy czytelnik zapewne już się domyślił, iż tajemniczą niewiastą w aucie jest właśnie ona) – za chwilę znajdzie się w wielkiej hacjendzie położonej w dobrej, by nie powiedzieć – luksusowej – dzielnicy, gdzie przez najbliższe kilka godzin swoim hedonistycznym i bachicznym uciechom oddawać się będzie śmietanka ekonomiczna (ale czy intelektualistyczna?) miejskiej młodzieży. Dodać należy, iż jest to śmietanka wysokiego kalibru – 18% braku zahamowań, nie mówiąc już o poczuciu własnej wartości, percepcji swojego ego itp., itd. Na ile są to tylko pozory, a na ile smutna prawda? Na to pytanie chyba nigdy nie uda się znaleźć satysfakcjonującej odpowiedzi.

Dom z zewnątrz rzeczywiście nie zawodzi, wewnątrz jest już trochę gorzej, oku wytrawnego obserwatora nie umknie gigantyczna, czarna pajęczyna kołysząca się na wietrze wytwarzanym przez zgrabne nogi nimf zbiegających po drewnianych, lakierowanych schodach. A tych jest rzeczywiście sporo. Bo jeśli wziąć pod uwagę, iż każdy szanujący się satyr zabiera ze sobą swoją nimfę (na wypadek, gdyby towarzystwo nie rozpoznało wielości jego talentów, tudzież uroku osobistego), a większość nimf to osobniki bytujące w grupach, okazuje się, iż w efekcie otrzymujemy stado rozwydrzonych i pewnych siebie nimf oraz silnych i męskich satyrów, którzy rozszerzają swoje łowy także na nimfy obcego podgatunku. Tyle, że te nimfy nie są wzorami cnót. W ilości wypijanego alkoholu dorównują mężczyznom. I bynajmniej nie jest to „lekki” alkohol, jak wino lub wermut, ale wysokoprocentowy, jak przysłowiowa „gorzka żołądkowa”, która wśród „dobrze wychowanej młodzieży z dobrych domów” robi niezwykłą furorę. Oto jest produkt umożliwiający kontakt z parobkiem! Oto jest niezwykłe przeżycie somatyczne wstrząsające wątłym i nieznającym ciężkiej pracy fizycznej ciałem! Któż dobrowolnie odmówiłby sobie takiego przeżycia? Któż by śmiał to uczynić? Autorka, wierna swym archaicznym i zapewne naiwnym zasadom, była zmuszona to zrobić, co spotkało się z całym wachlarzem reakcji – od zdziwienia (usteczka w ciup w przypadku nimf w przewiewnych sukienkach) po jawną dezaprobatę. De gustibus non disputandum. Każdy humanista to wie. Chyba, że błędnie ma się za światłego humanistę. Chyba, że tak.

Wystarczyła tylko godzina, by parkiet zapełnił się ekstatycznie (ale czy estetycznie?) poruszającymi się ciałami, ocierającymi się o przypadkowe osoby, a nawet, o zgrozo!, przedmioty. Już po chwili okazuje się, iż „dama X kręci z panem Z, mimo iż oficjalnie jest partnerką młodzieńca W, którego to była dziewczyna (Ż) aktualnie chce się przespać z chłopcem P, który…” – ach, głowa boli od tych różnych koligacji, zawiłości towarzyskich, salonowych burz i problemów. Mało tego – dama X nienawidzi dziewczyny Ż i cały czas obgaduje ją z panną K, która wysłuchuje tego jadu w celu zbliżenia się do pana Z, na którego ma „ochotę”. Ach, ach, ach, a wszystko to w atmosferze dymu ze skrętów wypełnionych rośliną, która odurza poprzez wysoką zawartość kannabinolu, wzajemnej miłości, szelestu pieniędzy bogatych rodziców, stryjów i dziadków. A w główkach nic poza szumem. Literalnie. To smutne, że wejście do łazienki (na własną odpowiedzialność) grozi ujrzeniem pozbywającego się wnętrzności ślicznego, młodego dziewczątka, a przestąpienie progu niektórych pokojów może zakończyć się nadepnięciem na jedno z wijących się na perskim dywanie ciał (ale ile ich tam tak naprawdę jest i jakiej są płci – sfinksowa zagadka, zaiste). Ot, normalka, powiecie. Tak bawiła się chociażby paryska Bohema. Tyle że przedstawiciele Cyganerii byli biedni i karmili się swoją twórczością, ergo uprawiali działalność intelektualistyczną, a tu – smutny tumiwisizm, pustka egzystencji, hedonistyczny brak wyższych ambicji. Bo po co je mieć, skoro wszystko załatwią nam kochani rodzice, aktualnie przebywający w Szwajcarii na nartach i naiwnie wierzący, że ich dzieci bawią się grzecznie lub nawet uczą do zbliżającej się sesji?

Dobrze, dość już tych ciemnych wizji upadku polskiej młodzieży. Opisane wyżej zachowania pewnie nie należą do rzadkości, pewnie tak samo ( a może i gorzej? ) było także dekady temu, pewnie „młodość musi się wyszaleć”, pewnie bohaterowie tejże opowieści zostaną kiedyś wielkimi przedsiębiorcami, napędzającymi szarżującą do przodu gospodarkę naszego kraju, pracującymi od świtu do nocy. A w sobotę...pewnie…

Średnia ocena
(głosy: 6)

komentarze

To może mojego Sylwestra....

Młodzieżą przestałam być dobre naście lat temu…
Na mój blog zapraszam :)


Cierniu,

Przeczytaj o tym sylwestrze .
Dorcia, też przeczytaj; jak Cię znam, to się wzruszysz rzewnymi łzami, hi, hi.

Docynt i Pino mogą sobie darować, dla nich to odgrzewane kotlety…

Happy 2010!


Pani Cierniu!

Jeśli ktoś przypadkiem wdepnął w takie towarzystwo, to już wie, że należy się trzymać od niego z daleka. Jeśli ktoś stale w nim przebywa, to o co ma pretensje? Każdy żyje tak jak chce i nie należy uszczęśliwiać ludzi na siłę. jeśli im taka impreza odpowiada, to o co chodzi? Czy ktoś brał w niej udział wbrew swojej woli?

Pozdrawiam


Cierniu,

Twój styl mnie każdorazowo zabija…

Aczkolwiek podejrzewam, że studiujesz albo kulturoznawstwo, albo też, o zgrozo, filologię polską.


O zgrozo?!

Ale czemu o zgrozo? :D
Co do moich studiów, to, ażeby rozwiać wątpliwości, studiuję “na” MISHu.

Panie Jerzy – ma Pan stuprocentową rację. Ale moim celem nie było zwrócenie uwagi na to, że albo się w takim towarzystwie jest na stałe, albo nie – zdziwiło mnie coś zupełnie innego. Brak jakiejkolwiek głębi, kompletna metafizyczna pustka niektórych.

“Nie dawaj kobiecie żadnej rady, bo ona ze złem sama sobie poradzi”, Menander


Szanowna Cierniu

Nie ze mną te numery..
Nooo..
Ja tu widzę podwójne zapętlenie..
I szyderę też zdublowaną..
:)


Hi hi,

miszowiec, miszmanek :P Wszystko wiedzą o czymś, ale nic o wszystkim, powinnam się domyślić, tylko zapomniałam, że coś takiego istnieje :D Gdzie szukać takich absurdalnych ętelektualistów, jak nie tam…

Może UJ lub UW?


No i znowu to samo,

genialnie napisane:)

Jak ja lubię te twoje wysmakowane i jednocześnie złośliwe teksty.

A tym to mnie rozwaliłaś, bo do mnie pasuje:)

“smutny tumiwisizm, pustka egzystencji, hedonistyczny brak wyższych ambicji.”

No może tego hedonizmu za mało u mnie niestety:)

Czekam na następne perełki literackie.


NO ale na tym MISH-u?

to jaki kierunek?
To sa jakieś interdyscyplinarne studia czy cuś?

Bo ja to prosty chopak z prowincji jestem:)

Kurde, dziwne, wszystkich interesuje gdzie i co studiuje Cierń, też kiedyś o to wypytywałem.


To są tak zwane

Międzywydziałowe Interdyscyplinarne Studia Humanistyczne.

Mogłabym się rozwinąć na temat i zabić sarkazmem, ale nie mam siły… :)

Niech żyją porządni ludzie, historycy, germaniści itd. :P


Zabij, zabij:)

Cierń się odgryzie i wyjdzie jakaś awantura, bo ostatnio jakoś spokojnie na tym TXT, wszyscy się lubią, ci co się nie lubią, to se poszli, nikt się nie kłóci i w ogóle brak jakiegoś fermentu/dyskusji i w ogóle:)


Tak, w dodatku

ciągle rozmawiamy o seksie, lekce sobie ważąc nasz brak dojrzałości do podejmowania takiej tematyki.

MISH to takie studia dla inteligentnych humanistów, którzy mieli w liceum piątki z polskiego, nosa nie wychylali sponad Konopnickiej i Mickiewicza, słuchali Pidżamy Porno, nosili anarchistyczne naszywki na plecaku i generalnie pojęcia nie mają, co dalej w życiu robić, bo nie każdy będzie tak miły, jak ukochana pani nauczycielka… Ten gatunek zwykle doznaje na pierwszym roku szoku, jak się okazuje, że nikt się nimi nie zachwyca, każe zaliczać jakąś okropną fonetykę i czytać Arystotelesa.

Chodź tu, Cierniu, jestem białogwardzistą, mogę Ci zapewnić nieśmiertelność... I dwadzieścia jeden kul w Sarajewie.


Hm, niezły opis,

MISH to takie studia dla inteligentnych humanistów”,
To jak ja, acz słowo inteligentny jest przesadą, humanista zresztą tyż:)

“którzy mieli w liceum piątki z polskiego”
ano miałem

“nosa nie wychylali sponad Konopnickiej i Mickiewicza,”
raczej znad Koontza, Kinga, Iris Murdoch i jeszcze kilku ainnych autorów:)

“słuchali Pidżamy Porno,”
eee, choć to licealny zespól, to ja ich dopiero na studiach słuchać zacząłem.

“nosili anarchistyczne naszywki na plecaku”
eeeee tam, pozerstwo:)

“generalnie pojęcia nie mają, co dalej w życiu robić,”
kurwa, to jak ja do dzisiaj:)

Hm, szkoda, że na ten cały MISH nie poszedłem:)

P.S. O jakim seksie, wklejanie youtubków i gadki o alkoholu ja raczej widzę albo inne dziwne rozmowy:)
Seksu tu mało raczej, chyba że zaliczymy do tej kategorii gadki o tym, kto nosi stanik a kto nie.


No dobra,

ale jak dla mnie, to człowiek powinien się zdecydować na coś, historia, filologia jakaś, socjologia (o nara…), filozofia – też po tym nie ma przyszłości, ale przynajmniej jest to jakiś konkret.

Weź się odwal :P

Cóż z tego, że wybiegła za nim
Że mu w banioli skleja łeb
Cóż, że dla niego zdejmie stanik
Ja mam swój cios, on tylko sklep


No ja się zgodzę, no:)

acz z drugiej strony ja mam taki niedosyt, że jestem za mało obcykany w kulturze, za mało wykształcony na takim poziomie ogólnym, coś więc w stylu takiego MiSH-u czy jakiego kulturoznawstwa by mi się przydało albo dobre liceum jakieś, by zdobyć i odświeżyć wiedzę z historii, literatury itd

W ogóle to studia uwsteczniają:), a po studiach to już człek się uwstecznia zupełnie w sumie.

Odwalam się, ale Bal kreślarzy jest za smutny:(


Daj spokój,

parę razy mi się śniło, że siedzę znowu w gimnazjum, na lekcji matematyki :) Albo że zdaję maturę... głupoty takie, trzeba iść do przodu.

Ballada o dwóch bażantach? :)

To może jeszcze to:


A mi się ostatnio sniło,

że u mnie w domu się zjawił jakiś mój uczeń z technikum, niestety nie pamiętam w jakim celu:) i czy dzierżył w dłoni siekierę:)

Hm, Notoryczna jest niezła jak zresztą wszystko stamtąd, ale przez długi czas najbardziej lubiłem to, a jak to się fajnie słucha i śpiewa po pijaku:)


Wiosna?

A co to jest wiosna?

Teraz to już na pociechę można tylko to…

Może zaraz nawet sobie pośpię, i to nie w piachu.


ja oczywiście pesymistycznie acz przekornie

po osiągnięciu pewnego stopnia może to byc i pocieszające:)


Dobranoc,

śpieszmy się, nim czarny dzień powróci znów


P.S.

Wiosna to to co przychodzi po zimie:)
P.S. W Dakocie było podobno -55 stopni:), a w Norwegii -40 dochodzi (tak przynajmniej dziś w Wiadomościach mówili)

No i gdzie jest to globalne ocieplenie:)

Kurwa, o pogodzie już zaczynam gadać, jednak co potrafi zrobić z cżłowiekiem kilka dni bez alkoholu:(


Na dobranoc:)


P.P.S.

Cierń nas zabije i czy to jest gadka na temat?


Nie bój się,

ja Cię obronię

Śpiewaliśmy wtedy szczęście ja, ty fart
Jakże bliscy sobie, wbici w siebie aż do gard
W czerni tonąc piję złoto z twoich ust
Tak jak tamtej wiosny sok z rozdartych brzóz


Ale popłynęliście... :D

Nie było mnie kilka dni i o…pogadankę sobie urządzili.

:D

Pino, po pierwsze nie: “Interdyscyplinarne” a “Indywidualne”. Małe słówko, a cieszy.
Nie nosiłam anarchistycznych naszywek, nie słuchałam Pidżamy Porno, nie mam pojęcia, co dalej ze sobą począć, lubię Arystotelesa. I rzadko gadam o seksie. Może to dlatego, że studiuję na mało podniecającym kierunku?

Droga Pino, czekam na lepsze argumenty ;) Zdenerwuj mnie, żebym mogła się jakoś paskudnie odciąć.

Igło – celny strzał ;) Nie do końca, ale, jak zawsze – czujnyś ;)

“Nie dawaj kobiecie żadnej rady, bo ona ze złem sama sobie poradzi”, Menander


A cóż ja mogę, biedna biedroneczka,

zużyłam miesięczny zapas sarkazmu. So sorry.

Dziewczyny, słuchajcie Osieckiej, chłopaki, czytajcie Brodskiego…

No dobra, spróbuję, ale to i tak będzie słabe.

Co Ty w zasadzie wiesz, Cierniu, o czymkolwiek? No dobrze, może akurat Ty coś tam o czymś tam, nie zaprzeczam, poza tym umiesz ładnie pisać, co zawsze jest przydatne, bo można zostać sekretarką lub referentem i pisać wiekopomne dzieła pod biurkiem, jak Gombrowicz czy Kawafis. Ale Twoi koledzy ze studiów? Przypadkiem nie stanowią zbioru błędnych meduz?

Poza tym mi nie odpowiedziałaś, UJ, UW, czy coś innego? Bo możemy mieć wspólnych znajomych, w tych pierwszych dwóch przypadkach.

Co powiesz na egzamin z dwudziestki, do którego trzeba opanować pi razy drzwi dwadzieścia tysięcy stron maszynopisu? Zadrżałabyś przed taką wizją, czy pozostałabyś dumna i blada?

Ja, z moim pozornie niepraktycznym kierunkiem, dorobiłam się już czterech alternatywnych wizji, co dalej ze sobą począć. Lepiej lub gorzej płatnych, ale interesujących. Sama widzisz, że miszmasz się nie opłaca, a królową nauk jest historia (Śniadeckiego pomijamy, bo to ciul).

O matko, co za beznadziejny diss, jestem sobą zażenowana. Nie musisz odpisywać.


UW

Cokolwiek to zmienia.

Muszę, nie muszę, odpiszę.
Tyle, że mnie Twoje słowa jakoś nie ruszają...może powinno mnie to zmartwić, że przedstawiona przez Ciebie wizja moich współstudentów mnie nie podburza, ale wynika to z tego, że po prostu staram się zajmować sobą i dopóki sama nie czuję się z czymś źle, staram się tym za bardzo nie przejmować.
Co do egzaminu – myślę, ze pewnie wiedziałabym o nim odpowiedno wcześniej (jakieś pół roku?) i odpowiednio szybko zaczęłabym się uczyć. To znaczy – na bieżąco. I starałabym sie zachować stoicką postawę. Nerwy nie są dobrym doradcą.

“Nie dawaj kobiecie żadnej rady, bo ona ze złem sama sobie poradzi”, Menander


O ile umiem

czytać między wierszami, wyczuwam irytację.

Nie zaprzeczaj, bądź gentlemanem, pozostaw mi tę nędzną satysfakcję. :)

Znasz może Alka Temkina?


irytacja o tej porze?

never.

Nie, nie znam…mishowców na uw jest ok.500, mała szansa, żebyśmy miały zbieżnych znajomych.

“Nie dawaj kobiecie żadnej rady, bo ona ze złem sama sobie poradzi”, Menander


Każda pora jest dobra,

żeby irytować kobiety. Ale w tej chwili już się do tego nie nadaję, jestem śpiąca, mężczyzna przyszedł się pochwalić podwójnym sukcesem, jeszcze mi kurde fajki przyniesie zaraz, a nie powiem, ile już dzisiaj zdążyłam wyjarać. Pora zacząć układać epitafium. Rak płuc, co to w ogóle jest? Już wolę gardła, przynajmniej to jak Jerofiejew.

Pięciuset?! :o Toś mnie zaskoczyła. I załamała. Jak sądzisz, co zrobi z wami, biedroneczkami, rynek pracy? Czarno to widzę. Czarno niczym węgiel.

Ze dwunastu nie wróci górników
Trzech zabiorą, dwóch stanie przed sądem
Dwóch oplują wieczorem w dzienniku
Dwóch jest nie stąd, a reszta jest z rządem!


Subskrybuj zawartość