Pojawiam się z opóźnieniem, wielka więc smuta obejmuje ten wątek. Napiszę parę słów o edukacji seksualnej, choć nie bardzo mam pewnie prawo.
Pierwszy problem, to patrzenie na seks jak na coś co da się opanować jak tabliczkę mnożenia. Rozumiem wprowadzanie takich zajęć do programu, tylko jeśli wraz z nimi wejdą do nauczania przedmioty takie jak Madrość Życiowa, Odwaga W Sytuacjach Podbramkowych i Dskutowanie w Internece dla Polepszenia Sobie Nastroju.
Nie wim, czy ktoś zuważył, ale seks jest sprawą intmną. Regulowanie go będzie więc mozliwe tylko przy założeniu nań kontroli.
Pytanie po jasną cholerę obejmować to kontrolą zawiśnie w powietrzu na długo.
Mnie szkoła nie wyedukowała bo poprosiłem rdzicow o zwolnienie z tych zajęć. I jak tylko żoną doczekamy się dziecka, z radością będę mu takie zaświadczenia wystawiać. W ogóle to, że system edukacyjny fiksuje, to nie jest nowa wiadomość i obowiązkiem rodzica jest chronić dziecko przed nim.
Jeśl idzie oto, co napisał wyżej Stopczyk, to wrew niemu widzę wielkie powiązanie tematu seksu z tematem rozmnażania. To powiązanie zaczyna byc dostrzegalne, gdy tylko porzuci się wiarę w bociany przynoszące dzieci w becikach, czy w becikowym. Aspekt przyjemności jest istotny, ale wbewtemu co napisano, np. delfiny i małpy człekokształtne też uprawiają seks dla przyjemności. I to mimo, ze nie zapewniono im edukacji seksualnej.
Edukacji.
Jasne.
Kto i po cholerę chce ludziom wmawiać, że to jakaś edukacja jest?
Bo jeśli idzie o kochanie się dla przyjemności, to zapewniam, że młoda osoba wchodząca w zycie płciowe raczej tę przyjemność zauwazy.
Edukacja. Tak.
Uda się to ludziom wmówić.
Uda.
Jak ślepemu, kulawem psu poruchać na obcej wsi.
Zajęcia Edukacji Seksualnej i tak spadną gdzieś między WuEf a Przysposobiene Obronne.
Ekhm.
Pojawiam się z opóźnieniem, wielka więc smuta obejmuje ten wątek. Napiszę parę słów o edukacji seksualnej, choć nie bardzo mam pewnie prawo.
Pierwszy problem, to patrzenie na seks jak na coś co da się opanować jak tabliczkę mnożenia. Rozumiem wprowadzanie takich zajęć do programu, tylko jeśli wraz z nimi wejdą do nauczania przedmioty takie jak Madrość Życiowa, Odwaga W Sytuacjach Podbramkowych i Dskutowanie w Internece dla Polepszenia Sobie Nastroju.
Nie wim, czy ktoś zuważył, ale seks jest sprawą intmną. Regulowanie go będzie więc mozliwe tylko przy założeniu nań kontroli.
Pytanie po jasną cholerę obejmować to kontrolą zawiśnie w powietrzu na długo.
Mnie szkoła nie wyedukowała bo poprosiłem rdzicow o zwolnienie z tych zajęć. I jak tylko żoną doczekamy się dziecka, z radością będę mu takie zaświadczenia wystawiać. W ogóle to, że system edukacyjny fiksuje, to nie jest nowa wiadomość i obowiązkiem rodzica jest chronić dziecko przed nim.
Jeśl idzie oto, co napisał wyżej Stopczyk, to wrew niemu widzę wielkie powiązanie tematu seksu z tematem rozmnażania. To powiązanie zaczyna byc dostrzegalne, gdy tylko porzuci się wiarę w bociany przynoszące dzieci w becikach, czy w becikowym. Aspekt przyjemności jest istotny, ale wbewtemu co napisano, np. delfiny i małpy człekokształtne też uprawiają seks dla przyjemności. I to mimo, ze nie zapewniono im edukacji seksualnej.
Edukacji.
Jasne.
Kto i po cholerę chce ludziom wmawiać, że to jakaś edukacja jest?
Bo jeśli idzie o kochanie się dla przyjemności, to zapewniam, że młoda osoba wchodząca w zycie płciowe raczej tę przyjemność zauwazy.
Edukacja. Tak.
Uda się to ludziom wmówić.
Uda.
Jak ślepemu, kulawem psu poruchać na obcej wsi.
Zajęcia Edukacji Seksualnej i tak spadną gdzieś między WuEf a Przysposobiene Obronne.
mindrunner -- 27.12.2008 - 11:43