Czytając ten akapit mam wrażenie jakbyś warunkował swoją wiarę i identyfikację z Kościołem wspaniałością wspólnoty. Czyli tym – jacy są inni, ta wspaniała lub teraz mało_wspaniała Wspólnota.
Masz wrażenie błędne. Ja warunkuję moją identyfikację ze wspólnotą własnym, subiektywnym wrażeniem, w jaki sposób Kościół na tę, również i moją wspólnotę wpływa. A mówiąc Kościół nie mam myśli Wiary. Mam na myśli jej ambasadorów ustanowionych przez wieki tradycji, a także liczne rzesze ochotników-tłumaczy, Myśl i Słowo nam, letnim, na język banalny przekładających. Czy o to prosimy, czy nie.
(Ten kawałek napisałem wczoraj. I utknąłem, bo nie umiałem w sposób zwięzły uściślić, z kim i o co się spieram. Twoje naładowane w Krakowie akumulatory podzieliły się ze mną częścią energi, próbuję więc dziś zacząć od nowa). Takie krótkie obrazki na temat.
Letniość: Tego słowa użyłem nieco ironicznie, żeby odróżnić moje własne zachowania od waszych (Twoich), nasyconych żarliwością. Często autentyczną, często na pokaz, w obu przypadkach “bezwarunkową”.
W naszej dyskusji nie jest istotne jak często bywam w kościele i dlaczego. I czy w ogóle bywam. Ważne jest w jaki sposób i w jakim stopniu żarliwi akceptują moją letniość czy rozumieją choć cząstkę wątpliwości, którą ich żarliwość we mnie wyzwala.
Odwaga: “Aby potraktować Wiarę serio trzeba odwagi”. Odwagi, ale i wyobraźni. Trzeba chcieć i umieć być dobrym – nie dla Pana Boga, raczej dla jego dzieci, które zewsząd nas przecież otaczają. Zaręczam Ci, że potrzebują Twej dobroci bardziej niż Bóg. I dlatego wyżej sobie cenię moją letnią odwagę w tej materii, niż Twoją żarliwość.
Co do chrztu:
“Kościół nie jest sklepem”. Nie, jest natomiast urzędem. Ja o chrzest w imieniu dziecka proszę samego Pana Boga. Czynności, które chrztu dopełniają, dokonuje powołany do tego urzędnik. Nie kwestionuję jego kompentencji w tym rzemiośle. Kwestionuję pychę prawa do odmowy realizacji mojego podania. Nasze drogi Staszku, rozchodzą się tu w przeciwne strony.
Nie w mojej parafii…: Skoro nie chcesz nic zmieniać, zmień przynajmniej parafię Staszku, nic mądrzejszego nie umiem Ci chyba poradzić.
Podróż do miasta: Ty jedziesz autokarem, w ramach zorganizowanej wycieczki, z programem rozpisanym co do minuty. Zabrałeś w drogę przewodnik, bez którego w Mieście nie potrafisz zrobić kroku. Nie zauważyłeś, że był napisany strasznie dawno temu i niewiele z tego co widzisz, do opisu w przewodniku pasuje. Ja wybrałem się autostopem. Moim przewodnikiem są napotkani w drodze mieszkańcy Miasta, życzliwi kierowcy, barman w portowej knajpce i dziewczynka, która podzieliła się ze mną bułką.
Cyganka: Spotkałem ją po drodze, pokazała mi z dumą buteleczkę z wodą. Dziecko, zawinięte w kolorową chustę spało smacznie przytulone do jej piersi.
Wspólnota: No i na koniec, żeby była jasność. Moją troską nie jest los wspólnoty Kościoła. Martwię się o tę drugą, szerszą, bardziej namacalną i dla mnie, letniego, ważniejszą. Której wspólnota Kościoła prawem zasiedzenia od wieków przewodzi, cele wyznacza i o kondycję tej drugiej się troszczy. Coraz mniej serdecznie i szczerze, jak mi się wydaje.
Ale ja Ciebie Staszku naprawdę serdecznie pozdrawiam
“Letniość”, to prędzej czy później kłopoty…
Staszku, napisałeś wcześniej:
Czytając ten akapit mam wrażenie jakbyś warunkował swoją wiarę i identyfikację z Kościołem wspaniałością wspólnoty. Czyli tym – jacy są inni, ta wspaniała lub teraz mało_wspaniała Wspólnota.
Masz wrażenie błędne. Ja warunkuję moją identyfikację ze wspólnotą własnym, subiektywnym wrażeniem, w jaki sposób Kościół na tę, również i moją wspólnotę wpływa. A mówiąc Kościół nie mam myśli Wiary. Mam na myśli jej ambasadorów ustanowionych przez wieki tradycji, a także liczne rzesze ochotników-tłumaczy, Myśl i Słowo nam, letnim, na język banalny przekładających. Czy o to prosimy, czy nie.
(Ten kawałek napisałem wczoraj. I utknąłem, bo nie umiałem w sposób zwięzły uściślić, z kim i o co się spieram. Twoje naładowane w Krakowie akumulatory podzieliły się ze mną częścią energi, próbuję więc dziś zacząć od nowa). Takie krótkie obrazki na temat.
Letniość: Tego słowa użyłem nieco ironicznie, żeby odróżnić moje własne zachowania od waszych (Twoich), nasyconych żarliwością. Często autentyczną, często na pokaz, w obu przypadkach “bezwarunkową”.
W naszej dyskusji nie jest istotne jak często bywam w kościele i dlaczego. I czy w ogóle bywam. Ważne jest w jaki sposób i w jakim stopniu żarliwi akceptują moją letniość czy rozumieją choć cząstkę wątpliwości, którą ich żarliwość we mnie wyzwala.
Odwaga: “Aby potraktować Wiarę serio trzeba odwagi”. Odwagi, ale i wyobraźni. Trzeba chcieć i umieć być dobrym – nie dla Pana Boga, raczej dla jego dzieci, które zewsząd nas przecież otaczają. Zaręczam Ci, że potrzebują Twej dobroci bardziej niż Bóg. I dlatego wyżej sobie cenię moją letnią odwagę w tej materii, niż Twoją żarliwość.
Co do chrztu:
“Kościół nie jest sklepem”. Nie, jest natomiast urzędem. Ja o chrzest w imieniu dziecka proszę samego Pana Boga. Czynności, które chrztu dopełniają, dokonuje powołany do tego urzędnik. Nie kwestionuję jego kompentencji w tym rzemiośle. Kwestionuję pychę prawa do odmowy realizacji mojego podania. Nasze drogi Staszku, rozchodzą się tu w przeciwne strony.
Nie w mojej parafii…: Skoro nie chcesz nic zmieniać, zmień przynajmniej parafię Staszku, nic mądrzejszego nie umiem Ci chyba poradzić.
Podróż do miasta: Ty jedziesz autokarem, w ramach zorganizowanej wycieczki, z programem rozpisanym co do minuty. Zabrałeś w drogę przewodnik, bez którego w Mieście nie potrafisz zrobić kroku. Nie zauważyłeś, że był napisany strasznie dawno temu i niewiele z tego co widzisz, do opisu w przewodniku pasuje. Ja wybrałem się autostopem. Moim przewodnikiem są napotkani w drodze mieszkańcy Miasta, życzliwi kierowcy, barman w portowej knajpce i dziewczynka, która podzieliła się ze mną bułką.
Cyganka: Spotkałem ją po drodze, pokazała mi z dumą buteleczkę z wodą. Dziecko, zawinięte w kolorową chustę spało smacznie przytulone do jej piersi.
Wspólnota: No i na koniec, żeby była jasność. Moją troską nie jest los wspólnoty Kościoła. Martwię się o tę drugą, szerszą, bardziej namacalną i dla mnie, letniego, ważniejszą. Której wspólnota Kościoła prawem zasiedzenia od wieków przewodzi, cele wyznacza i o kondycję tej drugiej się troszczy. Coraz mniej serdecznie i szczerze, jak mi się wydaje.
Ale ja Ciebie Staszku naprawdę serdecznie pozdrawiam
Tomek
merlot -- 31.03.2008 - 03:11