Tajemnica niedostatku i bogactwa.... - refleksja groszowa.

“Wdowi grosz” z kart Ewangelii, to wbrew pozorom nie pochwała ubóstwa ale pochwała ofiarnego serca które wymyka się z kategorii „ziemskiej kalkulacji” strat i zyskow. Wdowa wrzuca do skarbony wszystko co ma a nie tyle ile jej akurat aktualnie zbywa… .

Ta nędzna kwota wrzucona do skarbony była niczym dla dorobkiewicza a wszystkim dla ubogiej i cierpiącej niedostatek kobiety.

Ten grosz ubogiej wdowy tak naprawdę pokazuje logikę serca. Logikę serca którą akcentuje Bóg…. . Logikę w której, kto daje ten i otrzymuje. Skoro mało otrzymuję to może zbyt mało daję… ?

A może moje nieszczęście i źródło frustracji leży w tym, że jestem zbyt skoncentrowany na sobie zamiast na innych… ?

Może „zbyt mało mam bo zbyt mało daję… ?

Może zbyt „boję się stracić” i tracę w ten sposób wszystko, gdyż lęk zatruwa radość życia i rodzi lęk.. .

Bo najważniejsze jest to ile dla mnie jest warte, to z czego rezygnuje dla … .

Chcę od Boga wszystko? – oddam mu więc wszystko…. . Oddając wszystko staję się sam potrzebującym w oczach Boga i On to co rozdałem z nawiązką “oddaje”.

Uważać więc muszę na to, co daję – gdyż to samo otrzymam z nawiązką.

Uważać więc muszę jaka jest moja ofiarność. Jak daję – tak też otrzymuję... .

:-)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ano tu tkwi pewnie sedno:

“A może moje nieszczęście i źródło frustracji leży w tym, że jestem zbyt skoncentrowany na sobie zamiast na innych… ?”

I w tym lęku.
Albo w lękach.
Pozdrawiam bez lęku, Edith Piaf słuchając jesiennej.

No i fajnie że coś w koncu napisałeś, choć krótko.


Serce

Serce nie ma logiki.

Logika to domena rozumu.

Serce ma swoje ścieżki, niedostępne rozumowi i logice.

Wdowi grosz to esencja serca.

Ten króciutki tekst, jest w moim odczuciu Twoim najlepszym z tych, które czytałam.

Tak łatwo dawać kiedy nam nie ubędzie, tak trudno kiedy to ma być prawdziwy dar ofiarny.

Wbrew lękowi, pomimo lęku…

Bez gwarancji spełnienia obietnicy…

Buddyzm Poldku.

Wszystko jest jednym.


Grześ

tecumseh

“A może moje nieszczęście i źródło frustracji leży w tym, że jestem zbyt skoncentrowany na sobie zamiast na innych… ?”

I w tym lęku.
Albo w lękach.
Pozdrawiam bez lęku, Edith Piaf słuchając jesiennej.

No i fajnie że coś w koncu napisałeś, choć krótko.

To co napisałem jest pewnym uproszczeniem. Bo to “na innych” w sensie ogólnoludzkim może także oznaczać skoncentrowanie się na jakimś celu, sensie, imperatywie działania. Gdyż jeśli nie ma się celu, sensu wszystko staje się utrapieniem, marazmem, brakiem perspektyw, brakiem motywacji, itd.
STąd też w sensie ogólnoludzkim – jak mi się wydaje – posiadanie celu jest dla człowieka terapeutyczne i korzystne dla swojego samopoczucia i poczucia swojej tożsamości i wartości.
Dlatego, że aby ten cel osiągnąć “trzeba stracić swoje życie” dla tego celu który sobie zakładamy. SPortowiec traci swoje zycie dla swojego sportu, piosenkarza dla muzyki traci swoje życie, itd.

Zauważ, że Jezus świetnie mówi to samo: : “Kto nie straci swojego życia z mojego powodu nie jest mnie godzien”, albo kto więcej miłiuje to co jest poza Bogiem równiez nie jest godzien… “ (parafrazy cytatówi).

Teraz trzeba byłoby zastanowić się jakie cele dla człowieka są zwiążane z jego tożsamością ludzką które czynią go jeszcze bardziej człowiekiem a więc budują jego poczucie sensu, wartości, godności i sensowności jego życia.

Jeśli byśmy zdefiniowali te cele ludzkie odnaleźlibyśmy sobie odpowiedź – jak mi się wydaje – na to co utrwala i jest źródłem lęku jaki w nas się utrwala i nas niszczy, a co nas tego lęku pozbawia.

A niewątpliwie są takie ideały, idee, prawdy, postawy, które mimo, że po ludzku żyjąc wg nich “tracimy w oczach tego świata” to jednak zyskujemy i stajemy się wielcy.

I sęk w tym aby dać się przekonąć sobie samemu, że dużo lepiej jest “tracić swoje życie” dla tego co ponadczasowe, wieczne, godne, itd.itd niż żyć dla sytości zmysłów, pełności żołądka, salda bankowego czy ilości km na liczniku “naszego samochodu” którym zwiedzany piękny świat.

Ja bym właśnie zaczął od zdefiniowania człowieka: kim jest, i w jaki sposób może się stać człowiekiem bardziej niż jest i co to właśnie stawanie się potwierdza.

Wdowi grosz w tym wypadku mówi o tej części człowieka która powoduje napięcie pomiędzy kalkulacją wg logiki tego świata a logiką świata duchowego.
Taki podział jest wpełni uzasadniony gdyż Jezus jako Król Świata Duchowego potwierdza fakt, że wdowa postąpiłą wpełni wg logiki Jego Królestwa a nie Królestwa tego świata.

I tutaj dochodzimy do tego co napisała Gretchen. Napiszę u niej resztę.

p.s.
październik jest pierwszym miesiącem mojej pracy w finansach i bardzo mnie to psychicznie pochłania: obawy, koncentracja na nowym, itp. A przy sytuacji finansowej w skali globalnej jest szczególnie “ciekawe” więc jestem tutaj nieczęsto. MIło jest znowu się “zobaczyć” przy sobocie, :-))))

Pozdrawiam!

************************
....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .


Gretchen

Gretchen

Serce nie ma logiki.

Logika to domena rozumu.

Serce ma swoje ścieżki, niedostępne rozumowi i logice.

Wdowi grosz to esencja serca.

Ten króciutki tekst, jest w moim odczuciu Twoim najlepszym z tych, które czytałam.

Tak łatwo dawać kiedy nam nie ubędzie, tak trudno kiedy to ma być prawdziwy dar ofiarny.

Wbrew lękowi, pomimo lęku…

Bez gwarancji spełnienia obietnicy…

Buddyzm Poldku.

Wszystko jest jednym.

To prawda, że wszystko w jednym… . Ale pytanie satwiam takie: CO albo KTO jest tym jednym… . Czy to owo “jedno” jest nierozumne, ślepe, albo nieokreślone… . A może nie jest ważne jakie jest “TO JEDNO” a ważne jest jacy jestesmy my…?

Odnośnie logiki rozumu i serca.

jednak na przykładzie wdowy dowiadujemy się znacznie więcej aby tak łatwo powiedzieć, że logika wdowy jest brakiem logiki… . Nie wiem czy są to “inne scieżki” czy też zupełnie “inny rozum”.

Ale moja intuicja mi podpowiada [nie wiem czy warto jej słuchać, :-))], że nie przypadkiem nasze motywacje wypływają jednak z serca. Zgodzisz się?

Jednak co do serca w Biblii można wyczytać wiel o sercu dobrego jak i złego. Ale aby nie przydłużać postu cytatami można wyciągnąć taki wniosek, że z serca człowieka pochodzą zarówno dobre, jak i złe rzeczy.
A skoro tak, to rozum człowieka jest w stanie wybierać z “tego serca” to co dla niego jest bardziej rozsądne, korzystne, dobre(mimo, że może to być obiektywnie złe).

Stąd w kontekścei duchowości ważne jest rozeznawanie tego co w tym moim sercu się rodzi. Można jeszcze zadać pytanie skąd pochodzi to co rodzi się w moim sercu… – i tu dotykamy już TAJEMNICY człowieka i jego duszy.

Więc może nie chodzi tu o przeciwstawienie logiki serca logice rozumu ale bardziej o świadomość własnego serca, własnego wnętrza w którym mogą się rodzić zarówno dobre jak i złe rzeczy. Jako wierzący dodam za potrzeptem Ducha Świętego lub złego ducha…. ?

Idąc więc tropem serca ubogiej wdowy i potwierdzenia jej postwy przez Jezusa trzeba zauważyć, że postawa wdowy jest na wskroś postawą na którą wskazuje Jezus w wielu momentach swojego nauczania.

“Kto chce być pierwszy niech będzie ostatni”
“więcej radości jest w dawaniu niż braniu”
“radosnego dawcę miłouje Bóg”

oraz jako nagroda i zapewnienie tych którzy postępują jak powyżej:

“nawet włosy na waszej głowie są policzone”
“jesteście o wiele ważniejsi niż wróble…”
“skoro Bóg lilie tak przyodziewa, to czyż nie piękniej was przyodzieje – małej wiary… ?”

Dla mnie osobiście ta postawa wdowy jest – powiedziałbym sednem świętości człowieka: człowiek daje wszystko co ma w swoej prostocie zawierzając swój los Opatrzności Boga. KOjarzy mi się to ze sceną śmierci Jezusa który oddając wszystko – swoje życie mówi: “Ojcze w Twoje ręce oddaję Ducha mojego…”.

Święci właśnie tak działają: “kto cię prosi o suknię, daj mu i płaszcz”, “ kto chce abyś szedł z nim 500 kroków- idź z nim tysiąc…”, “kto cię uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi…”.

Te cytaty pachną wolnością, bezinteresownością, oddaniem ale tylko wtedy jest to możliwe gdy swój los złoży się w JEDNYM. Który każdy włos na mojej głowie policzył i tak jak wróbel bez jego zgody nie spada na ziemię, tak i mnie nic się nie stanie.

To może szalone, ale jak czytam czasem sobie stary testament i np. opowieść o trzech młodzieńcach w piecu ognistym, czy też Danielu którego lwy nie chciały pożreć, to przychodzi ma myśl refleksja, że takie cuda są możliwe dla tych którzy mówią Bogu “sprawdzam” i lezą do jaskini “na pożarcie” z pieśnią chwały na ustach. DLatego chwały, że wiedzą o niezawodnej MIłości Boga który jest z tymi którzy Go miłują we wszystkim. Gdyż z Jego serca nie jest w stanie wyrwać człowieka nikt poza samym człowiekiem który zechce z “tego serca wyemigrować”... .

I jeszcze odnośnie tego co napisałaś, że serce ma swoje ścieżkio niedostępne rozumowi – ładne zdanie. :-)))
Tak, gdyż rozum to matematyka a serce to inna rzeczywistość – ocierająca się o świat niematerialny i wieczny. Niebezpiecznym miejscem jest serce i potrzebuje ono rozumu aby pomógł ocenić, rozeznać to co w sercu się “urodzi”.

Zawuaż, że serce można nastawiać jak “radiostację” na Doboro lub Zło – w tym pomaga rozum, rozwój intelektualny, duchowy i wiedza. Serce to tajemnica.

Myślę, że intuicja kobieca to właśnie nic innego jak potwierdzenie tego, że kobieta ten zmysł ma rozwinięty w sposób naturalny bardziej niż mężczyzna. Ma to swoje plusy dodatnie i ujemne. I odwrotnie: my faceci mamy skłonność do intelektualizowania i keirowania się “chłodnym rozumem” – też ma to plusy dodatnie i ujemne.

Ale jednego jestem pewien. Przyjaźń prawdziwa między kobietą i mężczyzną jest twórcza, odkrywcza i rozwijająca dla obu stron. Gdyż kobieta może nauczyć mężczyzny “serca” a mężczyzna “rozumu”(wiem, że to koślawo powiedziane). Ale może być także odwrotnie, :-)))

Ciekaw jestem jak to co napisałem zweryfikuje kobieta.

Pozdrawiam serdecznie.

p.s.
post krótki ale może komenty dłuższe będą, :-))
p.s.
cieszę się, że Ci się spodobał post – to bardzo miłe i wnosi dozę ciepła.. . Dzięki.

p.s.

napisałaś:

Dawać.... (..) Bez gwarancji spełnienia obietnicy…

To jest już tym co można nazwać logiką MIłości a więc Boga. Daję nie spodziewając się albo daję gdyż moim bogactwem nie jest to co mam materialnie ale to co mam “w sercu”. Nie wiem. Ale dajemy ze względu na coś i ze względu na to co jest ważniejsze. Rozkochać się w dawaniu i liczeniu na Boga we wszystkim to chyba sedno świętości.
Chociaż można podpaść w ten sposób ludziom i najbliżej rodzinie, gdyż to logika i rzeczywistośc nie z tego świata w którym żyjemy więc łatwo się narazić na zarzut szaleństwa czy postradania zmysłów lub napicia się młodego wina.

Ale zagwozdka chyba jest.

************************
....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .


Poldku, apropos

celu, to wczoraj mieliśmy z najlepszym kumplem rozmowę pseudofilozoficzną, o tym, że najfajniejsze jest jednak dążenie do tego celu.
I że nawet jak osiągniesz coś, to nie znaczy, że od razu cię to uszczęsliwia i że jest dobrze, choć wcześniej myślałeś, że jak dostaniesz tą pracę, będziesz mieć samochód, obronisz magisterkę, zrobisz coś tam, to będzie wszystko okej.
A okazuje się, że są nowe problemy, nowe wyzwania i czasem, to co cię miało tak uszczęśliwiać staje się też źródłem stresu i niezadowolenia.
Ale i tak dążysz do nowych rzeczy, no bo trza się rozwijać, nie ma co stać w miejscu.
Tyle że nie ma co się łudzić, że kolejny krok czy wydarzenie odmieni na maksa twoje zycie, bo nie odmieni.
Trzeba jeszcze umieć znaleźć spokój w sobie i odkryć sens, po co to robisz, co robisz.

Sorry za przydługie rozważania.


Grześ

Tyle że nie ma co się łudzić, że kolejny krok czy wydarzenie odmieni na maksa twoje zycie, bo nie odmieni.
Trzeba jeszcze umieć znaleźć spokój w sobie i odkryć sens, po co to robisz, co robisz.

No właśnie – trzeba. Ale jak sobie poustawiać właśnie hierarchię tych małych celów” lepsza praca, kupno aparatu, kolejna udana wycieczka.. , itd.

Nie pamiętam ale chyba Maslow -= opracował zestaw potrzeb człowieka których zaspokojenie jest konieczne dla dobrego jego rozwoju.

Może tym tropem mówią. Człowiek ma różne potrzeby: fizyczne, biologiczne, intelektualne a także duchowe. I chyba na siebie trzeba patrzeć jako na istotę wieloaspektową. Oraz znaleźć formę właśnie realizacji tych potrzeb.
Nalezy znaleźć najwazniejszą potrzebę główną a potem sobie poukładać kolejne. Gdyż może się zdażyć, że cae życie poświęcę na spełnianie drugorzędnych a nie starczy na tę lub te najwazniejsze. Bo przecież nasze zycie jest za krótkie aby wyczerpać wahlarz swoich pragnień i potrzeb.

Ja powiem szczerze nie traktuję swojej pracy albo hobby jako “zbawcy” to rzeczy drugorzędne. Od jakiegoś czasu sobie przypominam, że jeśli się z czegoś cieszyć na maksa to z tego, że imię moje w niebie zapisane… . I o dziwo, po uświadomieniu sobie tej prostej rzeczy inaczej patrzysz na swoje życie i otaczający Cię świat. To uczucie pewnej wolności wobec świata jak i zdrowego dystanmsu wobec niego i tego co dobrego i rozwijającego on w sobie niesie.

p.s.
długie rozważania czy posty to ja piszę, jak mnie pobijesz to możesz pisać “sorry” a póki co to mnie wpędzasz w poczucie winy. :-)))

************************
....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .


E tam,

ja i tak zazwyczaj piszę dłuższe niż twoje, ale fakt, dzisiaj ty przebijasz mnie:)

Ale tekst krótki, to trza się ci w komentarzach wyszaleć.
W sumie proponuję bez poczucia winy.

A jeszcze z tymi celami i dążeniem do nich, nie wiem, czy ty (inni?) tak mają, ale ja jak dążyłem do czegoś długo i to osiągnąłem, to później mnie ogarnia taka pustka, bo już nie ma czegoś, co mógłbyś realizować.

Tak sie zastanawiam, czy w takiej pustce nie tkwię już od dłuższego czasu.

Ale w sumie może nie.
Nie wiem.

pozdr


Grześ

.. to prawda z tą pustką po zdobywaniu. Tak zawsze jest, że człowiek nakręcony jakimś mażeniem a po jego spełnieniu jakoś dziwnie, :-)))
Gdyż po spełnieniu pytasz się o sens całości… – po co to mażenie wogóle miało być skoro pustka dalej.

A jak pustka to nieźle, tzn, że coś tam jeszcze nieodkrytego w Tobie drzemie. Jakiś potencjał który – ponieważ nieruszony jak gleba na wiosnę – jakby zionie pustką.

Ale z drugiej strony faceci lubią “zdobywać: a jak zdobędzoe to pustka… . Najlepiej ustawić sobie taki cel co pustką i nudą nie zagrozi. :-))

Pozdrawiam bez poczycia winy już! :-))

************************
....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .


Poldku

Jeszcze bym dorzucił, że wdowa daje wszystko, bo wierzy w Boga, wierzy, że Bóg troszczy się o nią i zatroszczy się nawet wtedy, gdy ona wyzbędzie się wszystkiego. Wiara mówi także, że Bóg jest Panem życia i Świata i nic nie dzieje sie bez Jego woli. To dodaje człowiekowi dużo siły.

Bo człowiek jest pełen lęku o siebie, o najbliższych, o swoja pozycję, o to co inni mówią. To ponad ludzkie siły oddać swój ostatni grosz komuś innemu. Dlatego człowiekowi wiara jest potrzebna, żeby mógł takie rzeczy robić.

A Bóg swoją troskę o człowieka, swoje panowanie w naszym życiu okazuje na wiele różnych sposobów. Najczęściej sami nie wiemy jak i gdzie działa. To zazwyczaj widać z większej pespektywy. Ale jak już to zobaczymy to lęk maleje, jesteśmy w stanie dać więcej, nie tylko pieniędzy, dać więcej czasu, dać więcej czułości, ciepła, wsparcia, pomóc…

Pozdr


Rafał

Najczęściej sami nie wiemy jak i gdzie działa. To zazwyczaj widać z większej pespektywy. Ale jak już to zobaczymy to lęk maleje, jesteśmy w stanie dać więcej, nie tylko pieniędzy, dać więcej czasu, dać więcej czułości, ciepła, wsparcia, pomóc…

celnie to ująłeś... – to nic innego jak pedagogia Boża wobec człowieka(to taki termin na mój własny urzytek). :-)

pozdr.

************************
....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .


Pozdrawiam Poldku,

jak miło Cię znowu poczytać, czuję że zabiegany jesteś bo twój rozum ma blisko do serca a serce do rozumu.Miłość to najsilniejsza z ludzkich motywacji.Jakiś czas temu
(długi czas) obraziłam się na” swoje serce”, myślałam o sobie z lekka pogardliwie:
“potrafisz tylko czuć i się wzruszać”.Wszystkie swoje porażki tym tłumaczyłam, potem
były różne doświadczenia, książki i warsztaty pedagogiczne dla rodziców i zwrot i odnalazłam drogę do swego serca.
Gdzie Bóg w tym wszystkim, wierzę, że za tym wszystkim, chce być z nami.przemawia do nas doświadczeniem i używając innych ludzi, filmów, książek
obrazów, całego piękna tego świata.
Intelekt, rozum trzeba kształcić by potrafił realizować potrzeby serca. Jak jest
to podporządkowanie rozumu wobec serca to cały człowiek jest w porządku a jak człowiek jest w porządku to jego świat też.
Przypomniała mi się anegdota:
zapracowany Tata znużony nagabywaniami swojego kilkulatka podarł naprędce
dużą pocztówkę z mapą i poprosił swą pociechę by ułożył tego stworzonego na- prędce puzzla.Zadowolony ze swego sprytu zabrał się do pracy licząc na dłuższy tzw.święty spokój a tym czasem malec, o zgrozo, przyszedł po kilku minutach.
Tata przetarł oczy ze zdumienia,mapa była kompletna.Spojrzał na pierworodnego
z niedowierzaniem i spytał jak to zrobiłeś?
Na to latorośl odparła rezolutnie: wiesz bo po drugiej stronie tego obrazka jest człowiek i jak on jest w porządku to i świat jest w porządku.
(Hm, czasem przemawia przez dzieci.:)
Tata odwrócił pocztówkę i faktycznie na odwrocie mapy było zdjęcie mężczyzny.
Rozgadałam się ale dziś wszyscy tu tak sobie pozwalają więc czuję się rozgrzeszona.
pozdrawiam i życzę sukcesów jak zwykle po spotkaniu z tobą wzbogacona:)


Bianko

dziękuje za życzenia, :-)))
18 tego miałem urodziny więc się nieświadomie wpisałać w łańcuch życzeń najbliższych…. .

Z sercem jest różnie. Jedni mają “za dużo” serca a ommo
“za dużo” rozumu. Celowo piszę w cudzyslowie. Niby uczymy się pewmej rówowagi pomiędzy jednym a drugim, a tak naprawdę chyba uczymy się siebie. :-)))

Jak naki jazdy rowerem się trzeba uczyć, tak i siebie trzeba się nauczyć. I zaakceptować mnogość wzruszeń – bo to ogromne bogactwo nielicznym znane; a to rozpoznać i zachwycić się harmonią liczb we wszechświecie…. .

Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że Bóg akceptuje nas takimi jacy jestesmy i chce naszym sercem i rozumem nie tyle sie posłużyć co uczynić je świętym, a więc pięknym i czystym strumieniem światła i wody żywej.. .

Człowiek ma głebię w sobie nie do określenia gdyż jest na obraz Boży stworzony. Więc może sobie wysoko poprzeczkę postawić => i kres swoich pragnień i dążeń. Wysoko, gdyż jego dusza i serce jest zdolne sięgnąć nieskończoności, gdyż jest podobieństwem Boga będącego nieskończonością.

W tej perspektywie człowiek się jawi – ze swoimi możliwośicami – jako świetlista postać... i nieoganiczona niczym istota. Gdyż ma sprzymieżeńca w Osobie Boga samego.

Może to przerażająca prawda ale bardzo realna i namacalna.

Szukamy cudów, a cud na każdej Mszy św. Kawałek niepozormnego z wyglądu
“opłatka” czy w kielichu złotym kilkadziesiąt kropel wina i wody. NIby nic. Ale po co więcej?

Serdecznie pozdrawiam!

p.s.
Mały Książe mówił: “najważniejsze jest niewidzialne”. :-)

************************
....zabiegany jestem, bo wielu “Ma-tysiaka” chce.. .


@Poldek,

wiesz zdaje mi się – cuda to nasza rzeczywistość ,tęsknimy do nich jak dzieci do pochwał, pocałunków, uścisków rodzica.Z nimi życie jest lżejsze nawet w trudnych momentach.
Dzielić się nimi to pytać: jestem szalona czy wy też tak czasem macie? I cudne jest to, że odpowiedź często brzmi – jesteś szalona ale my też tak mamy.:-)
Jeśli chodzi o przerażenie to tchórz ze mnie ale znalazłam(w jakiejś książce) na to pewne lekarstwo:
mówię sobie – będę się bała ale to zrobię.
prawdę mówiąc w większości przypadków staram się jedynie i modlę: Aniele mój czuwaj i popraw mnie w razie czego bo wietrzna ze mnie istota a dobrymi chęciami piekło ponoć wybrukowane choć ja w to tak do końca nie wierzę bo chęci mają moc sprawczą.
Kończę bo ja tak mogłabym bez końca
Pozdrawiam szaleńczo radośnie

ps.jestem szalona…., tralala (co ja mam z tymi piosenkami?)


ps. mały załącznik muzyczny

Bianka


Subskrybuj zawartość