Dalajlama zaczął - Zamknij oczy i patrz

Pod koniec marca napisałam o Olimpiadzie w Pekinie tekst p.t.
„Zamknij oczy i patrz”*.
Więcej o tym pisać nie chcę.

Po konsultacjach z nie-ekspertem zaraz go tu wkleję.

Ale jakby się komuś czytać nie chciało,
podrzucam link do strony, na której młodzi ludzie próbują zrobić coś sensownego, wykorzystując Sieć:
http://www.avaaz.org/en/handshake?cl=113980211&v=2003

Może ktoś zechce z tego linku skorzystać?

A teraz tekst z marca:

Demokracja jest tylko zdegenerowaną forma politei. W demokracji wielu rządzących troszczy się o swoje dobro. Politeia, to ustrój, w którym wielu rządzących troszczy się o prawdziwe dobro ogółu. Kiedy stary Arystoteles ze Stagiru (384-322), greckiej kolonii u wybrzeży Tracji, pisał tak w swojej Polityce, igrzyska olimpijskie ku czci Zeusa odbywały się co cztery lata już od trzech wieków. Na czas igrzysk zaprzestawano wojen a w trwających konfliktach ogłaszano “święty rozejm” na dwa miesiące.

Kiedy baron Pierre de Coubertin– francuski historyk i pedagog, umierał w 1937 roku w Genewie, mógł być dumny, że zainicjował wznowienie międzynarodowej, sportowej rywalizacji. I pewnie szczęśliwy myślał o zaprojektowanej przez siebie olimpijskiej fladze, na której pięć kolorowych, splecionych ze sobą kół symbolizujących poszczególne kontynenty, miało pokazywać zarazem różnorodność, jak i jedność ludzi zamieszkujących Ziemię.

Z inicjatywy barona, w roku 1896 przywrócono igrzyska olimpijskie. Coubertin uważał sport nie tylko za sposób okazywania czci bogom czy środek hartowania ciała, ale przede wszystkim za uniwersalną metodę wychowania współczesnego człowieka w duchu pokoju. Ale nie udało mu się zawrzeć w dokumentach komitetu olimpijskiego wymogu wstrzymywania wojen na czas igrzysk. Dlatego od 1896 roku Igrzyska nie odbyły się trzy razy: w roku 1916 z powodu I wojny światowej i w roku 1940 i 1944 z powodu wojny światowej II.

Kilka lat temu MKOL powierzył organizowanie Igrzysk Pekinowi. I dziś my, zwyczajni ludzie, próbujemy zjeść elegancko tę żabę, która jednak jadalna nie jest. Nasi przywódcy przekonują nas, że tak prosta decyzja jak bojkot olimpiady – na przykład przez kraje Unii Europejskiej – jest niemożliwa. Władze Chin ostrzegły bowiem, że w grę wchodzą losy wielomiliardowych kontraktów Unii z Pekinem – jak podaje wczorajszy Dziennik, informując jednocześnie, że przynajmniej premier Tusk nie pojedzie na uroczystość otwarcia.

Wielomiliardowe kontrakty, duże pieniądze do zarobienia, dużo nowych rzeczy które dzięki olimpiadzie w cieniu ginącej Lhassy my, konsumenci, będziemy mogli zakupić, jak tylko reklamodawcy je nam zareklamują.

Żyję w demokracji – chcę w politei. Chcę mieć wpływ na dobro ogółu. I nie za bardzo mogę.

Owszem. Podpisałam mądry apel do premiera sformułowany przez Krystynę Straczewską o powołanie, zgodnie z intencją Jego Świątobliwości Dalajlamy, międzynarodowej misji obserwacyjnej w sprawie łamania praw człowieka w Tybecie oraz międzynarodowej komisji, mediującej pomiędzy rządem Chin a przedstawicielami społeczności tybetańskiej
.

Jak podpisywałam – było 600 podpisów. Kilka dni później – 40 tysięcy! Te podpisy zbierają do końca marca na stronie

http://www.tybet2008.pl/

Czy mogę coś jeszcze? Zanim zaleje mnie fala niepotrzebnych mi rzeczy z tych wielomiliardowych kontraktów Unii z Pekinem?

W zasadzie nie.

Chociaż?

Hej, hej panie i panowie reklamodawcy, którzy – obsługując efekty wielomiliardowych kontraktów – w zasadzie rządzicie naszym światem.

Jest jednak coś, co mogę i co zrobię.

Mogę wam publicznie obiecać, że nie obejrzę ani kawalątka żadnej

transmisji z chińskiej olimpiady.

Ani otwarcia.

Ani zamknięcia.

Ani żadnej konkurencji.

Nie będę się zatem – nawet niechcący – wpatrywać w loga firm olimpiadę sponsorujących. Ani nawet przypadkiem na żadne logo nie spojrzę, zanim ręka z pilotem chciałaby mnie przenieść do innego kanału, kiedy będziecie się reklamować przed albo po transmisji. I będę się bardzo pilnować, żeby wyłączać wszelkie migawki z olimpiady w programach informacyjnych.

Nie. To nie będzie dziecinne zamykanie oczu i udawanie, ze skoro nie patrzę – tego nie ma.

Wiem, że to jest.

Ale chcę, żebyście wiedzieli, że świadomie zamykam oczy i odmawiam przyglądania się imprezie, która musi się odbyć tylko dlatego, ze Wy musicie zarobić swoje wielkie pieniądze.

Ani stary Grek ze Stagiru ani francuski baron nie zaakceptowaliby Waszej postawy. Wiem to.

Więc jeśli ktoś jeszcze chce odmówić udziału w reklamowym święcie, niech podpisze się – choćby tylko mentalnie – pod prostym zdaniem:

Nie chcę uczestniczyć w takiej olimpiadzie i nie będę oglądać transmisji.

I już.

*tekst jest takze tu:
http://www.pojedyncze.salon24.pl/67726,index.html

i tu:
http://www.obywatel.org.pl/index.php?name=News&file=article&sid=9637

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Eee tam - olimpijskie pierdu pierdu

Szkoda czasu na komentarz


Apropos tego starego tekstu,

też podpisałem tamten apel.
I wysłałem znajomym linka, ze świadomością że to nic nie da, ale trzeba dawać świadectwo.
No własnie, co my możemy zrobić?
Nic.
Niewiele?
A Tybet/Liban/Irak/Czeczenia płonie.
Albo Darfur.
W sumie smutne.
A co do ceremonii otwarcia, widziałem fragmenty, reklamodawców nie widziałem i nie znam, choć nie wiem czy nieświadomie sponsorów igrzysk nie wspieram.

Z drugiej strony czy nasz prywatny bojkot coś zmieni?
Czy bojkot Igrzysk by coś dał?
Nie wiem.

Pozdrawiam.


Grzesiu

Oczywiście, że zmieni. Dlaczego ma nie zmienić?

A jeśli nie będzie Twojego osobistego bojkotu, albo Pani Anny, albo mojego to w jaki sposób miałby niby powstać wielki nieosobisty bojkot, od którego nikomu już by się nie opłaciło być reklamodawcą?

To Ty napisałeś, że gdyby wszyscy byli pacyfistami to nie trzeba by było o wojnie rozmawiać?

To jest na tej samej zasadzie.

:)


Pani Anno

Przeczytałam i podpisuję się całkowicie.

Szkoda tylko, że nie przekleiła Pani tego tekstu tutaj. Może Pani przeklei?

Pozdrawiam


Gretchen, grzesiu,

co do przeklejania, to po prostu nie wiem czy wypada.

Moze grześ sie wypowie, bo jakos go uwazam za eksperta od tekstowiskowej etykiety.

A z osobistym bojkotowaniem.
Niby mam pewnosc, ze warto, ze to ma sens i ze powoli cos zmienia.
Czasem jednak mi ta pewnosc gdzieś ucieka i wtedy mnie zagarnia poczucie kompletnej bezradnosci.
Taki taniec skrajnych postaw.

Wczoraj czy przedwczoraj migneła mi w jakims dzienniku dziewczyna z Greenpeace, która spokojnie powiedziała jedno zdanie: “myslimy, ze nie mamy na nic wpływu i nic nie mozemy zrobić, a przeciez samo wyrazenie opinii jest juz działaniem”.

Aż się zdziwiłam, że ona ma taką spokojną pewność.
I to mi pozwoliło zrobić kolejny krok w moim tańcu.

Pewnie jak ona będzie w swoim tancu blizej bezradnosci, usłyszy albo przeczyta w sieci cos, co pozwoli jej zrobic krok ku pewnosci.

Wspolnota tego tańca bardzo mnie wzrusza.

zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...


Zbigniew P. Szczęsny

rozumiem, ze szkoda Panu czasu na komentarz.
Po co, wobec tego Pan skomentował?

Ciekawe.

zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...


Hm,

“Moze grześ sie wypowie, bo jakos go uwazam za eksperta od tekstowiskowej etykiety.”

Żarty się trzymają autorki z samego rana, widzę
:)
A co do przeklejania?
Jak dobry tekst, to nie tylko warto, ale i trzeba.
Mówię jako ja, nie jako samozwańczy lub namaszczony przez kogokolwiek ekspert:)

Pozdrawiam nieekspercko i bez żadnych etykiet(ek)


ale grzesiu,

ja najpoważniej w świecie.

rano, zwłaszcza w sobote, trzyma sie mnie wyłacznie kawa a nie tam żarty jakieś.

pomysle nad tym przeklejeniem.

zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...


Subskrybuj zawartość