wspólnoty

Ten tekst miał być zupełnie o czymś innym. Pierwotnie, pchany pewną pychą wewnętrzną, myślałem nawet o kategorii DEBATY. Jednak będzie kameralnie, prywatnie i nijak nie przystając do mediów publicznych.
Powód jest banalnie prosty. Po powrocie do domu, wciąż z dobrym humorem wywołanym rozmowami na osiem nóg u Magii, naszła mnie chęć na dobry film. Ponieważ z tego, co oferują w kinach widziałem wszystko warte (i niewarte niestety też) zobaczenia, skończyło się na dvd. Idąc za zachętą naczelnego stratega kraju, oglądanie wspomogłem piwem. Nie idąc za zachętą, porzuciłem myśl o wypożyczeniu czegoś zza kotary, tylko sięgnąłem po film który jakoś umknął mojej uwadze w trakcie dystrybucji kinowej. Mowa o Shooting Dogs Michaela Caton-Jonesa. Nie będę opisywał filmu. Nie w tej notce. Powiem tylko, ze oglądanie Hotel Rwanda bez oglądania filmu Caton-Jonesa mija się praktycznie z celem.

Nie spodziewałem się, że aż tak padnie mi morale i tak bardzo zostanie zaburzony zarys wpisu o wspólnotach. Tak po prawdzie – to zostały z niego zgliszcza. Każdy, kto widział lub słyszał o Shooting Dogs, pewnie wie bez tłumaczenia – dlaczego.
Nałożyła się na to moja niedawna rozmowa z mamą. Sołtysem wsi, w trzeciej kadencji. Ważne o tyle, że jest na tej wsi przyjezdna. W rozumieniu – obca. Wieś świetnie nadaje się do opisywania wspólnot – homogeniczna, dość mała (600 dusz), z dobrze prosperującą spółdzielnią (nigdy nie było tam PGR). Wszyscy się znają. Wszyscy mają te same problemy. Jak proboszcz wdał się w romans z córką jednego gospodarza, gosposią na farze, to reszta gospodarskiej braci chłopa zaszczuła jak psa – obwiesił się był w stodole. Proboszcza przeniesiono na inna parafie, gosposię wziął ze sobą. Wieś śmierć gospodarza skwitowała krótko: taką sobie córkę wychował, sam sobie winien. Ot, taka sobie wspólnota. Sporo rzeczy na wsi jest do zrobienia – większość pozasamorządowych środków finansowych jest do pozyskania w ramach stowarzyszeń. Na wsi działają dwa, każde zajmuje się inna dziedziną. W każdym jest… kilkunastu członków. Tych samych zresztą. Na 600 mieszkańców. Głównie – kobiety. Działają faktycznie dwie, trzy osoby. Głównym macherem i organizatorem jest kobita – powiedzmy – Pani Jola, która na wieś trafiła tak jak moja mama – z miasta, szukając spokoju. Ogień ideałów powoli wygasa, walenie głową w mur obojętności staje się powoli nudne. Coś, co może być dla wszystkich, jest postrzegane jako dla nikogo. Choć chodzi np. o świetlicę z komputerami dla wiejskich dzieciaków, które zamiast siedzieć na przystanku autobusowym mogłyby złapać bakcyla internetu. Mama jest zniechęcona. Pani Jola również.

Dlaczego o tym piszę? Prawie każda poważna dyskusja i niepoważna gaduła w jakiej brałem ostatnimi czasy udział na txt, ociera się w pewnym momencie o wspólnoty lokalne. O braniu odpowiedzialności, patrzeniu na ręce, rozliczaniu, JOWach i takich tam.
I powiem Wam w zaufaniu – ja nie mogę się niczym pochwalić w tym zakresie. Nie – niczym szczególnym. Po prostu – niczym w ogóle. Jedyną osoba, która na txt pisze o osobistym zaangażowaniu w budowanie wspólnot – to Artur. On to zamyka wprawdzie w ramach wspólnoty parafialnej, ale to już zawsze coś.

Jeśliby się komuś chciało poprawić mi humor i podbudować morale, to pomiędzy kolejnymi piwnych kapsli otwarciami i przełączaniem filmików pornograficznych może skrobnąć coś o realnych działaniach wspólnot wokoło niego.

PS – jeśli ktoś już o tym pisał, a ja nie poczytałem – to przepraszam i uprzejmie proszę o nie walenie w moją głowę resztami beczki Pana Yayco.

PS2 – z uwagi na problemy z netem, mogę mieć problem z ewentualnymi odpowiedziami na ewentualne komentarze.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Griszequ

Pan powinieneś bardziej świadomie dobierać tło do pisania.

A temat wspólnot wart jest kontynuacji.

Ja się na tym nie znam, bo jestem z miasta, gdzie destrukcja więzi jest tak silna, że najzabawniej wyglądają Ci, którzy udają, że tego nie widzą.

A ja i tak im zazdroszczę...


Panie Yayco

ja troche pisałem to na oślep, emocjonalnie, w dodatku ze mnie żaden bloger.
nie zrozumiałem tej kwestii dobierania tła – wiem, ze coś ważnego chciał mi Pan powiedzieć, ale musiałby Pan prościej mi to wyłuszczyć...


Nic ważnego. Po prostu jak

Po prostu jak Pan chce napisać jakiś tekst, to nie oglądaj Pan dołujących filmów. Chyba, że pan chcesz dołujący tekst napisać. Jak refleksyjny: muzyczkę spokojną zapuścić w tle. Jak agresywny, to adekwatnie.

Blogi są emocjonalne. Chyba bardziej niż inne formy twórczości

Pozdrawiam


muszę Panie Yayco powiedzieć, że

to też troche przez Pana – napisał Pan u siebie o odpowiedzialności za słowa. Tak, by wirtualne fiszki internetowych awatarów miały przełożenie na rzeczywistość tych, ktorzy za awatarami sie kryją. Realną. I tak mi się skojarzyło – gadam o rzeczach wielkich w necie, a małe w rzeczywistosci zaniedbuję. Zamki na piasku przez to powstają. Zamki na piasku jeno…


Panie Griszequ

nie ma spraw małych i dużych.

Lad sie buduje małymi kroczkami.

Więcej jest pożytku z żartobliwego tekstu Jacka Jareckiego, niż z nudnej księgi, której nikt nie przeczyta.

Duża sprawa, to dużo małych…


Szanowny Panie Griszequ

To trochę jak z biznesem. Cierpliwości trzeba. I z ludźmi trzeba rozmawiać. W biznesie to tylko kilku Pan musi przekonać, by projekt przeszedł w fazę realizji. Żeby oni (i Pan) mogli na tym zarobić. No i państwo także. Może przede wszystkim.

A w takim biznesie społecznym to wszyscy zarobią. Może niekoniecznie żywe pieniądze. Może trochę innych rzeczy zyskają na takim biznesie. Może tylko większy spokój. I łatwiejsze życie. I to im trzeba wytłumaczyć. Spokojnie i konsekwentnie. To się nazywa pozytywizm. Ale najpierw trzeba być nadal trochę romantykiem. Nawet na starość.

Pozdrawiam serdecznie


>Griszqu

Ogromnie się ucieszyłam widząc, że nie poprzestajesz tylko na komentowaniu!

Niestety nie oglądałam “Shooting Dogs”, nie jestem członkinią żadnej wyrazistej wspólnoty, nawet naturę mam taką bardziej outsiderską, więc na temat który poruszyłeś niewiele mam do powiedzenia.

Ale oczywiście nie odmówię sobie przyjemności zaglądania do Ciebie i przyglądania się dyskusji:)


Delilah

Pan Yayco i Pan Igłą mnie gonili z marsowymi minami, a Magia straszyła prześladowaniami… ;-)

Polecam SD – własnie wszedł na DVD. Madal się nie mogę otrząsnąć...


Panie Lorenzo

ja się z Panem w zupełności zgadzam – tyle tylko, ze tego pozytywizmu to mi starcza na internet. A swoich sąsiadów nie znam. Dlatego troche wstyd…


>Griszqu

Tiaaa, jak zwykle najbardziej mądrzyli się ci, którzy powinni skorzystać z szansy siedzenia cicho, doputy, dopóki nie zaczną pisać co najmniej jednego solidnego tekstu na tydzień ;P

Tak czy inaczej, cieszę się, że dałeś się przekonać:)

A te Dogi obejrzę...kiedyś:)


no to Delilah

“pojechalas” chirac’kiem po bandzie… ;-)
uważowaj, bo Pan Yayco za żabojadami nie przepada i za takie słowa może klepki od beczki użyc, albo i laczka, co to do niego się nie przyznaje.


>Griszqu

Griszqu, proszę Cię....Czy można przejmować się opiniami wygłaszanego przez niekonsekwentnego człowieka odzianego w siatkową koszulkę i laczki?


Szanowna Damo Delilah

Należy się przejmować i brać pod uwagę opinie każdego człowieka. Także i siedzącego w beczce czy na drabinie (wiem, co mówię). Mniej będzie rozczarowań, a i siurpryza jakas się pozytywna może zdarzyć.

Pozdrawiam serdecznie


Ależ Drogi Lorenzo

Pan o którym rozmawiamy jest zbyt zmiennym w swoich czynach i słowach, aby można było brać go pod uwagę jako czynnik opiniotwórczy. Bo dziś mówi jedno, jutro powie drugie, a postąpi wedle trzeciego. No i ten siatkowo-laczkowy wizaż.... całkiem dyskwalifikujący…niestety…
Mimo najszczerszych chęci nie mogę Panu przyznać racji drogi Lorenzo, no po prostu nie mogę!


Delilahno

ach Delilahno… w slangu moim podwórkowym, straszliwie sobie “grabisz”. znaczy sie, wiosenna aura obudzila w Tobie jakies ogrodnicze atawizmy. dlatego też, od dziś będe sobie Ciebie wyobrażał (zawsze to robie w odniesieniu do postaci wirtualnych) w ogrodniczkach. z odpiętą jedną szelką. i z grabiami w dloniach. ;-)


>Griszqu

Nie masz pojęcia z jak wielką przyjemnością pograbiłabym sobie jakiś wiosenne grządki! Tak właśnie jak opisujesz, w ogrodniczkach z odpięta szelką i grabiami w dłoniach! Dodatkowo z rozwianymi wiosennym wiatrem włosami i z pieśnią na ustach!
Nareszcie miałabym poczucie czynienia czegoś pożytecznego! A jaką frajdę przy tym!

Nie to co siedzenie w biurze i zajmowanie się z nudów wypisywaniem głupstw w necie:)


ależ Delilah,

w czym problem? z tego co wiem, to Pan Zenek ma spory ogródek z calkiem zacna iloscia krokusów i innego zielska, co to wilgotność niewieścich oczu powoduje w chwili wręczania (widać z cebulą coś mają one zielska wspólnego). Zenek człek dobry, pewnie pozwolilby Ci się wykazać...

no chyba, ze posiadasz wlasny ogródek, tylko czasu nie znajdujesz na obecność w nim spiewno-grabiarską.

co do biura… ech… wiem o czym mówisz. AZ ZA DOBRZE... ;-)


Ja w sprawie mody blogerskiej

Z wakacyjnego dzieciństwa, spędzanego w Mielnie pamiętam zażywne panie w różowych halkach, takichże majtasach i bieliźnianych biusthalterach oraz ich małżonków w siatkowanych podkoszulkach i granatowych, dzianinowych gaciach opiętych tam gdzie znajdowały się klejnoty i rozciągniętych gdzie indziej.
Oboje mieli zawsze na głowach chusteczkę do nosa, zawiązaną w czterech rogach.
No i oczywiście nagrzaną butelkę z herbatą, butelka z porcelanowym kapslem po oranżadzie.
Igła


No właśnie drogi Griszqu

Zazdroszę Zenkowi tego ogródka strasznie!!
I zapewniam Cię, że nijakich łzawych efektów żadne krokusy i inne zielsko we mnie nie wywołują. Co najwyżej osoba wręczającego :)


>Igło

A co nosili na nogach?


No to, co pan Yayco - laczki

Laczki były w różnych odmianach – klapki, drewniaki, japonki, no i tenisówki.

Pani Dellilah, mogę udostępnić pani mój ogródek do grabienia, wiatr przyjdzie sam.

Igła


Panie Igło

no jeszcze trzeba sie wywiedzieć, czy Delilah spiewa a capella czy tez karaoke – bo wowczas to o podkład trza by zadbać i nie chodzi mi o kolejowy.


Widzę że dowcip się Panom z wiosną wyostrzył

Ale nic z tego! Ani nie pozwolę się nikomu wykorzystać do grabienia ogródka, ani swym słowiczym śpiewem nie zamierzam uszczęśliwiać:)

Poćwiczcie sobie mili Panowie we własnym zakresie. W razie czego stwórzcie duet:)
Powodzenia!


Szanowna Damo Delilah

Nie mam specjalnie teraz czasu, by grzebać w zaszłościach, ale coś mi mgliście przypomina, że rzeczony Pan był całkowitym przeciwnikiem zarówno “laczków”, jak i siatkowych podkoszulków (-lek?).

Pozdrawiam w przerwach między opadami deszczu ze śniegiem, połączonych z porwistym wiatrem i jaskrawo świecącym słońcem


Pani Delilah,

no co mogę powiedzieć?

Przykro mi.

Nie sądzilem, że Pani aż taka zazdrosna…

Ale opiecuję, że jak Pani coś ciekawego napisze, to też się zaintersuję


Griszequ

“(...) rozmowami na osiem nóg u Magii”?
A kto ja jestem? Pajęczyca Tekla? :)

Tło tematu, o którym pisał Pan Yayco, jest bardzo dołujące.
Oglądałam oba te filmy. Słów brak…
Nie odważyłabym się chyba porównywać w jakikolwiek sposób wspólnoty plemiennej do wspólnoty wiejskiej w polskich warunkach. Choć przytoczony przez Ciebie przykład też należy do skrajnych. I tragicznych w swym ostatecznym wymiarze.
Więzi między ludźmi niszczy się szybko. Odbudowa zajmuje lata.

Bardzo się cieszę, że w końcu zdecydowałeś się pisać. Bardzo.

Pozdrawiam pajęczo…


Griszequ

należy Ci się mały opeer,bo krygujesz się jak cnotliwa panna przed pierwszym razem.Robisz to (krygowanie) celowo z premedytacją.
Chciałeś,aby Cię proszono,dziewczęta powabne uwodziły.
No pal sześć.

Masz szczęście,że tekst Ci wyszedł!
To najważniejsze i komentarzy nie brakuje.

Pozdrawiam


Magio

oczywiście w zakamarkach Twojego umysłu tkwi i ta wiadomosc, że pajęczaki mają po cztery pary nóg… chwilami mnie przerażasz… ;-)

nie było moim celem porównywanie tych wspólnot – po prostu nałożyły się te dwie sytuacje, a w tym przypadku chyba ważniejsze było tlo niż treść.

więzi między ludźmi niszczy się szybko – to bezkresne pole do dyskusji… zarówno w kontekście HUTU i TUTSI, jak i relacji rodzinnych… publicystyka i prywata…

czująć na karku Magiowe ostrze wolałem nie ryzykować... ;-)

a co do pajęczyc – to kto jeszcze pamięta Tekle? Teraz na topie jest co najwyżejsz Szeloba…


Zenek,

Ty niewdzięczniku. To ja załatwiam, by po Twoim ogródku z grabiami hasała Delilah, czas uprzyjemniając oddatkowo spiewem, a Ty mi tu jakieś opeery wstawiasz.

ech, gdzie ta męska solidarność....

pozdrówka.


>Panie Yayco

Zazdrość?? A fuj! To tylko dydaktyzm :)

A jak coś napiszę (w bliżej nieokreślonej przyszłości) to będzie się Pan mógł zrewanżować.


>Griszeq

Jak dotąd niczego nie Zenkowi załatwiłeś, więc się nie chwal :P


Delilah

a czy ja napisalem, ze zalatwilem?
zalatwiam, zalatwiam jedno – co znając Twoją rogatość duszy, skonczy sie porażka pewnie. ale dobre intencje mialem. ;-)


Delilah Perełeczko

nie bierz sobie do serca co oni zazdrośnicy tu wypisują.
Wiadomo zgóry,żezrobisz tak jak uważasz za stosowne i prosić o nic nie musisz.
Jesteś duża i mądra dziewczynka,a takie radzą sobie wszędzie i zawsze ku własnej szczęśliwości.

Ukłony


>Zenuś

Ty jeden rozumiesz kobiety….
Cała reszta to faryzeusze są....sama nie wiem za co właściwie ich lubię ;)


No za co Pani ich lubi, Pani Delilah?

A może za co chciałaby Pani ich lubić?

Faryzeusz I


Panie Faryzeuszu Pierwszy

Każdego za coś innego, a tak ogólnie to za całokształt psze Pana.

U Pana podoba mi się dociekliwość:)


Mnie to Pani Delilah

mam nadzieję nie lubi.

Pomogłoby mi to, a contrario, w niebyciu Faryzeuszem II.


>Panie Yayco alias Faryzeuszu II

Ach, Pan cieszy się u mnie specjalnymi względami.
Za megierę drogi Panie:)


Szanowna Damo Delilah

Jeśli idzie już o dociekliwość, to Megiera (a właściwie Megera) była też żoną Heraklesa, co niby tak źle o tym facecie nie świadczy :-)) Ale możliwości interpretacji i domysłów jest oczywiście wielkie mnóstwo w tej kwestii.

Pozdrawiam serdecznie

PS. Megera to była także jedna z Erynii.


Ja to zawsze umiem do kobiecego serca

drogę odnaleźć...


Jako Herakles, Panie Yayco?

(Patrz wyżej)

Pozdrawiam nieopacznie


A Panowie

przemawiają tak nieomal jednym głosem w ramach wspólnoty rzecz jasna?
Aby tytułowi wpisu Griszka stało się zadość?

No i jak tu Was nie lubić? :)


Bo my, Szanowna Pani Delilah,

potrafimy sie pięknie różnić... np. w wyborze win, jadła rozmaitego, ewentualnie innych rzeczy lub zjawisk nader pożytecznych.

Więc nas lubić trzeba. Co oczywiście powodować będzie wzajemność.

I w tym sensie pozdrawiam Panią popołudniowo, a nawet popołudniowo-piątkowo


Panie Lorenzo,

tej onej Megarze to się nieszczególnie z Heraklesem powiodło… niedobrze by było, gdyby się tak nie powiodło Delilah… ;-))))


Ale jak znam życie, Panie Griszequ,

to Pani Delilah, jak ja znam z twórczości, z pewnością nie będzie nam przygotowywała koszul (lub giezła). Raczej wręcz przeciwnie, załatwiłaby ten problem w sposób zdecydowanie mniej skomplikowany i bardziej świadomy. gdyby tylko chciała. Ale na pewno nie będzie chciała, prawda, Pani Delilah? Bo przecieź Pani nas lubi?


Giezło na łeb

a w rękawy kamienie.
Znam to, nie tylko z Gniezła, Gopła, ...ops
Venissa ze mnie wyłazi.
Jakem Igła.

Igła


ta od koszul

Panie Lorenzo, to chyba byla Dejanira, ale mogę sie mylić. Niemniej tak to sie kończy, gdy sie baba do konia wdzięczy. Czy chocby półkonia.

Na Delilah to trzeba uwazać, czy gdzies sie z nozyczkami nie skrada. Bo ona tego onego Samsona filistynom wydala na stracenie, choc byl wziął on odwet na nich, w ramach wyburzania budynkow uzytecznosci publicznej podczas tejze uzytecznosci.


Panie Igło:

i grabie w plece, o grabiach zapominac nie mozna….


>Panie Lorenzo

To w końcu Megara czy Dejanira, Panie Lorenzo?
A zresztą, pal licho.

Ma Pan rację drogi Panie Lorenzo, koszulek ode mnie nie dostaniecie. Szyć nie potrafię, a gotowców nie wypada mi tak eleganckim Panom oferować.

Ale coś wymyślę!


A gdzie tam, Panie Griszequ Szanowny,

Pan i mylić się? Megiera (pardon – Megera), Dejanira, wczoraj czarna, dzisiaj ruda… one wszystkie choć niby z tego samego pnia, to nam aby tylko wbrew, choć my im na rękę...


>Griszeq

I Ty, Brutusie przeciwko mnie???


A jeszcze jedno, Szanowny Panie Griszequ.

co do tych grabi, to my raczej już samodzielnie sobie krzywdę nimi zrobimy, bo nie patrzymy pod nogi, tylko za tymi Dejanirami czy Megerami oczętami bławatnymi wodzimy (to cytat z Pana Zenka19)...


Co do Pani myślenia, Szanowna Pani Delilah,

to nigdy nie miałem najmniejszych wątpliwości. Nie wiem tylko, co z owego myślenia dobrego dla nas wyjść może… Bo jakby Pani chciała coś zaśpiewać albo ugotować... oooo, to wątpliwości jakby mniejsze, a nawet jakby ich nie było…

Pozdrawiam w zadumie


>Panie Lorenzo (Faryzeuszu Pierwszy)

Grabisz Pan sobie, grabisz… A z grabiami to różnie bywa Panie Lorenzo, wystarczy choćby posłuchać Griszka.


to bardzo jest Panie Lorenzo

grozne, takie chodzenie wsrod grabi. w zaleznosci od dlugosci trzonka, mozna dostac w czolo, albo… strach myslec.

no i z wodzenia oczętami bławatnymi zrobi sie wodzenie wilczym wzrokiem (jak juz oczeta lzawic przestana).


Delilah, a Ty

mnie od razu od synonimow zdrajcow. Znaczy sie Ciebie zdradzam? Hmmmm… Z panem Lorenzo & Panem Yayco? no ciekawe…

ale powiem tak – jakbyś sie w liscie laurowe nie przybierala (Cezarskim wzorem) i gdzies pod Rubikon nie wyjeżdzala, to biedy byś sobie nie napytała.

a strojenie sie w Cezara szaty w marcu… to grożne jest… ja wiem, żeś nie strachliwa, ale…


Szanowna Pani Delilah

No grabię, w końcu wiosna blisko i posprzątać należy.. A Pana Griszeqa się słucham oczywiście…

I jeszcze jedno, Pani Delilah, to co Pan Griszeq-Brutus w ręce trzyma, to są kwiaty!


No i jak Was

nie lubić?

Czytam i radochę mam.Żeby tylko radocha,ale to relaks i miła,sympatyczna przepychanka.
Cieszy mnie,że moja szanowna ulubienica nie daje Wam pola.
Raduję się do n-tej potęgi,że nos mnie nie zawiódl.
Delilah to nie płoche dziewcze,co to mozna w kozi róg zapędzić,czy innym męskim atrybutem postraszyć.

Delilah i Magia to bystrzachy,radzą sobie wspaniale.To jednak heroiny!
Trzeba Panowie oddać co boskie Bogu i co kobiece naszym wspaniałym Paniom.
W dodatku martwi mnie to,że są także cwane i kombinuję jak znaleźć u nich punkty słabe.

Powodzenia


Ech Wy, bohaterowie...

MNiej więcej tak sobie Was wyobrażam (wszystkich, jak wspólnota, to wspólnota)


Szanowny Panie Zenku19

Pan się nie ciesz, tylko na drabinę zwiewaj, bo ta ruda, co to wczoraj czarna była, a jutro zielona, to zaraz krew męską rozlewać będzie… albo gęsią... albo kaczą (tfu! co ja piszę!). A już, na wszelki przypadek, to Pana Griszeqa o jakieś mordercze instynkta podejrzewa

W nogi, Panie Zenku, w nogi!


Panie Lorenzo, nie tak głośno

prosze, bo te krokuski to z Zenkowego ogródka są, a Zenek sie właśnie objawił i z niejakim zdziwieniem patrzy jak machajac tym zielonym wiechciem staram się Delilah w kozi rog zagonic. ze skutkiem miernym, acz spodziewanym.


>Panie Lorenzo

A Pan to już widzę oczopląsu dostał. Współczuję!


Delilah, no jaki

piekny hełm. czrne wegle oczu z morderstwem w tle. wąsy wiarusa, co to w niejednej potyczce udzial bral. cieple futro na marcowe przymrozki. stalowe szpony. zaprawde – przyklad rasowego Herosa.

strzeż sie, strzeż!


Dobra, dobra Kocury Bojowe

Ja już na dziś kończę swoje męczarnie i oddalam się od monitora, co by uniknąć losu biednego Pana Lorenzo ;P
Bawcie się Panowie dalej beze mnie.
Miłej zabawy zyczę:)


Proszę szanować moje zdrowie, Pani Delilah!

A nawet życie! :-))))!!!


A nie mówiłem, Panie Zenku Szanowny?!

Śmiechem, nie śmiechem, ale chce nas wykończyć! :-))) A potem się jeszcze oddala, by nasze męczarnie nie spozierać... Cóż za miłosierdzie!


Panie Lorenzo

nie tylko chce wykończyć, nie tylko sie oddala – ale jeszcze pyszną z nami rozmowę kwituje: “kończeniem swoich męczarni”.

jeszcze tylko brakuje, by zjawiła sie Magia z mizerykordią...


Pan mówisz, Panie Griszequ,

i zaraz Pan będziesz miał. W czary Pan nie wierzysz?


Nie rozumiem

czemu nam pole oddała Delilah,ale kto to zgłębi kobieca duszę?
Jednak za tego kocura,bo mam uczulenie na koty,to Delilah jeszcze przy okazji przypomnę.

Tak więc szanowni panowie proponuję po szklaneczce czegoś na wzmocnienie ciała i ducha,nasze zdrówko!

Ja winko sobie,żałuję,ze nie mogę razem z Wami

Najlepszego


Zenku, pij

ale za siebie się oglądaj i pod nogi patrzaj.

ja się do tej grupy, co Ci zazdrosci możliwości siedzenia przedpoludniowego w ogrodzie sie dołączam.


Panie Lorenzo...

strasznie my tu o dupie Maryni… a jak czytam Pańskie wypowiedzi o czekajacych nas problemach energetycznych, to ciarki po plecach…

fakt, problemy gospodarcze to malo wdzieczny na txt temat…


Z dystansem, Panie Griszequ Szanowny,

z dystansem:-)) Dzisiaj piątek, ale jeszcze pracujemy. Może coś do poniedziałku wymyślimy :D

Pozdrawiam serdecznie

PS. A gdzie one są popularne?


Panie Lorenzo

ja zdecydowanie za słabo to napisałem – tematy gospodarcze, kluczowe dla egzystencji przeciez w myśl piramidy Masłowa, traktuje się jak trędowate.

tekstów osadzonych w mojej specjalnosci zawodowej na szczeście nikt nie pisze. ale ja jestem zdzierca, jak Pan wie…

no ale ma Pan rację. Odsapnąc trzeba, powietrza w płuca nabrać. Moze nawet do Krakowa się wybiorę, po Kazimierzu połązić i cmentarz żydowski odwiedzić.

pozdrawiam piątkowo robotą zmęczony…


Griszequ

Wzywałeś mnie z mizerykordią? Czy aby się nie przesłyszałam na Twoje nieszczęście? :)


Zenku Drogi

Nie kombinuj za bardzo z tym wyszukiwaniem “słabych punktów” u niewiast, bo przekombinujesz. A wtedy straszne rzeczy dziać się będą... :)


nie wierzę

Magio, nie wierzę.... oto moje ostatnie dziś wejście na net, bo i tak się zasiedziałem przy kompie i oto Ty, w całej krasie i w dodatku z mizerykordią...

Delilah nam tu straszliwą sromotę uczyniła… a Pan Lorenzo słusznie zauważył, że jak wspomnę, to – nick w końcu zobowiązuje – to abym się potem nie dziwił...

żałuję, że nie zaglądnęłaś wcześniej. teraz pozostaje mi zyczyć Ci dobrego weekendu, bo ja postaram sie nałogowi txtowemu nie ulec aż do poniedziałku… ;-))))


Panie Lorenzo Szanowny

Wieść gminna niesie, że mężczyźni są niezwykle biegli w sztuce kucharskiej. A niektórzy nawet w wokalnej. To może by tak, dla odmiany, Pan coś zaśpiewał oraz przyrządził? Dla dobra wspólnoty ma się rozumieć... :)


Griszequ

Co się odwlecze, to nie uciecze.
Zaczekam na Ciebie do poniedziałku. Z mizerykordią w dłoni. :)


Magio

do tego czasu podszkole fechtunek… tanio skóry nie sprzedam. ;-)


No to teraz nastąpi na nas ruski miesiąc,

jak się One Kobiety zjednoczą.

A na dodatek Pan Lorenzo sugerował,e mam coś wspólnego z gościem, co jego podnajmowali do czyszczenia stajni

Grozą wieje…


Panie Lorenzo,

Kobieta z ostrym narzędziem w dłoni prosi Pana byś zaśpiewal.

Nie odmówisz Pan, prawda?


Griszequ

To nawet byłoby wskazane. Podszkolenie fechtunku, znaczy się.
Ja też sobie co nieco przypomnę... :)


Panie Yayco

Jak Pan obrobisz się ze stajnią znajdzie się inna robota. Równie wyczerpująca satysfakcjonująca.


Panie Lorenzo

Proszę się nie spieszyć zbytnio ze śpiewaniem w miejscu publicznym.
Najpierw może niech Pan gdzie poćwiczy, w jakimś ustronnym miejscu.
O uszy wspólnoty trzeba dbać, wszak to dobro wspólne. :)

Nawoływania Pana Yayco proszę puścić mimo uszu, własnych.
Pozdrawiam śpiewająco…


Pani Magio,

ja już starszy jestem czlowiek.

W dodatku nienawykły do fizycznej roboty…


Szanowna Pani Magio

Ze sztuki kucharskiej to na razie tylko na S24 dietę opublikowalem. Nad receptą smaczna się zastanowię, tylko coś przelknę po powrocie do domu. Zaś co do mojego śpiewu, to zbyt Panią lubię.... Chyba że Pani masochistka, ale jakoś nie zauważylem. Ale nie daj Boże, jak mnie wspólnota wkurzy…


Droga Magio,ulubienico

szlag mnie dzisiaj trafia,że z niewiadomych przyczyn nie dostrzegłem Twego wejścia,wybacz staremu.
Obiecuję,że się poprawię.

Ja nie kombinuję z szukaniem słabych punktów u płci pięknej i mądrej:JA JE ZNAM!

Widzisz zarozumiały nie jestem,po prostu swoje wiem,przeżyłem i basta.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość