W kwestii podstawy programowej to mam przekonanie, że ona niewiele zmieni jesli nie zmieni się podejścia nauczyciela do sposobu nauczania. Obawiam się, ze starsze pokolenie (poza wyjątkami) pozostanie przy starych nawykach. Tu nawet najlepiej skonstruowana podstawa niewiele zmieni. Tak naprawdę nikt nie rozlicza nauczycieli z realizacji podstawy. Jedynym weryfikatorem są egzaminy (sprawdzian szóstoklasisty, egzaminy gimnazjalne i wreszcie matura) czyli nauczyciel bardziej się martwi co wymyślą w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Owszem podstawa jak sama nazwa wskazuje jest fundamentem drogowskazem, ale to od nauczyciela zależy jak ten wesoły autobus szkolny poprowadzi.
Jeśli chodzi o sześciolatki to ja jestem nawet za obowiązkowym posyłaniem pięciolatków. Jednak tylko wtedy gdy się spełni okreslone warunki zarówno lokalowe jak i samego podejścia do nauczania. Dzisiaj kojarzone jest wrzucenie sześciolatków do reżimu 45 min lekcji do molochu szkolnego gdzie na korytarza nierzadko spotka szesnastoletni gejzer hormonów, który z rozsypanką mózgową szuka nowych wyzwań. Jednak już dzisiaj MEN zakłada, ze szkoła przyjmująca sześciolatków będzie podzielona na enklawę dzieci z nauczania zintegrowanego i resztę. Dzieci mniejsze własne toalety, własne sale z miejscem do zabawy i ewentualnego leżakowania. Bez podziału dnia na lekcje 45 minutowe, a według indywidualnych koncepcji opiekunów
grześ, Pino
W kwestii podstawy programowej to mam przekonanie, że ona niewiele zmieni jesli nie zmieni się podejścia nauczyciela do sposobu nauczania. Obawiam się, ze starsze pokolenie (poza wyjątkami) pozostanie przy starych nawykach. Tu nawet najlepiej skonstruowana podstawa niewiele zmieni. Tak naprawdę nikt nie rozlicza nauczycieli z realizacji podstawy. Jedynym weryfikatorem są egzaminy (sprawdzian szóstoklasisty, egzaminy gimnazjalne i wreszcie matura) czyli nauczyciel bardziej się martwi co wymyślą w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Owszem podstawa jak sama nazwa wskazuje jest fundamentem drogowskazem, ale to od nauczyciela zależy jak ten wesoły autobus szkolny poprowadzi.
Jeśli chodzi o sześciolatki to ja jestem nawet za obowiązkowym posyłaniem pięciolatków. Jednak tylko wtedy gdy się spełni okreslone warunki zarówno lokalowe jak i samego podejścia do nauczania. Dzisiaj kojarzone jest wrzucenie sześciolatków do reżimu 45 min lekcji do molochu szkolnego gdzie na korytarza nierzadko spotka szesnastoletni gejzer hormonów, który z rozsypanką mózgową szuka nowych wyzwań. Jednak już dzisiaj MEN zakłada, ze szkoła przyjmująca sześciolatków będzie podzielona na enklawę dzieci z nauczania zintegrowanego i resztę. Dzieci mniejsze własne toalety, własne sale z miejscem do zabawy i ewentualnego leżakowania. Bez podziału dnia na lekcje 45 minutowe, a według indywidualnych koncepcji opiekunów
Piotr Saj -- 10.01.2009 - 09:17