Rzecz dziala się na jednej z dróg okolicy Linzu, trochę bardziej w górach. Droga jest więc w dolinie, obramowana zboczami wzgórz. I oczywiście obowiązkowymi leitplanken czyli takimi szynami.
Pojechalismy sobie z kolegą na wycieczke krajoznawczą. W pewnym momencie natrafiliśmy na rozsypany drobny piaseczek. Takie świństwo jest gorsze niekiedy od rozlanego oleju. No i z racji trochę zbyt dużej szybkości zerwalo nam przyczepność i zaczęlo nami miotać od lewej do prawej. Na przemian walnęliśmy po dwa bodaj razy najpierw w prawa szynę, potem w lewą, potem znowu w prawą i znowu w lewą. Wszystko tak gdzieś przy 80-90 na godzinę.
W końcu to co zostalo, zatrzymalo się pośrodku drogi.
Zapomnialem dodać, że caly czas jechaly tą drogą w obu kierunkach różne samochody, a to osobowe, a to dostawcze, nawet jakiś ciężarowy sie trafil (wiem, bo potem się wszystkie zatrzymaly).
Jakim cudem, w trakcie tego przelatywania z jednej strony drogi na drugą, nie udalo nam sie trafić w żaden samochód – nie mam pojęcia. Ani dlaczego żaden z nich w nas nie trafil, chociaż zatrzymaly się dopiero w kilkanaście sekund potem.
Po wygramoleniu się ze zlomu kolega prawie nie mógl się z newów utrzymać na nogach. Ja wręcz przeciwnie – zimny niczym glaz.
Kiedy po trzech godzinach wróciliśmy do Linzu i udalismy w celach terapeutycznych na piwo, kolega się uspokoil, a ja nie bylem w stanie pzez pól godziny utrzymać szklanki w dlonach. Dopiero wtedy mnie nerwy zaczęly zjadać.
W końcu przyszla kolej na mnie, Panie Yayco.
Rzecz dziala się na jednej z dróg okolicy Linzu, trochę bardziej w górach. Droga jest więc w dolinie, obramowana zboczami wzgórz. I oczywiście obowiązkowymi leitplanken czyli takimi szynami.
Pojechalismy sobie z kolegą na wycieczke krajoznawczą. W pewnym momencie natrafiliśmy na rozsypany drobny piaseczek. Takie świństwo jest gorsze niekiedy od rozlanego oleju. No i z racji trochę zbyt dużej szybkości zerwalo nam przyczepność i zaczęlo nami miotać od lewej do prawej. Na przemian walnęliśmy po dwa bodaj razy najpierw w prawa szynę, potem w lewą, potem znowu w prawą i znowu w lewą. Wszystko tak gdzieś przy 80-90 na godzinę.
W końcu to co zostalo, zatrzymalo się pośrodku drogi.
Zapomnialem dodać, że caly czas jechaly tą drogą w obu kierunkach różne samochody, a to osobowe, a to dostawcze, nawet jakiś ciężarowy sie trafil (wiem, bo potem się wszystkie zatrzymaly).
Jakim cudem, w trakcie tego przelatywania z jednej strony drogi na drugą, nie udalo nam sie trafić w żaden samochód – nie mam pojęcia. Ani dlaczego żaden z nich w nas nie trafil, chociaż zatrzymaly się dopiero w kilkanaście sekund potem.
Po wygramoleniu się ze zlomu kolega prawie nie mógl się z newów utrzymać na nogach. Ja wręcz przeciwnie – zimny niczym glaz.
Kiedy po trzech godzinach wróciliśmy do Linzu i udalismy w celach terapeutycznych na piwo, kolega się uspokoil, a ja nie bylem w stanie pzez pól godziny utrzymać szklanki w dlonach. Dopiero wtedy mnie nerwy zaczęly zjadać.
Uklony
Lorenzo -- 29.10.2008 - 23:56