Powiem troszkę z punktu widzenia kobiecego, czyli emocjonalnego: strasznie to przykre.
Od małego interesuję się astronomią; w cyfrach się niełapię, ale odnajdywanie nowych gwiazdozbiorów na niebie to mój fioł, tego lata za pomoca niejasnego atlasu nauczyłam się wskazywać 3-4 kolejne gwaizdozbiory, a za pomocą Google Earth i zakładki Sky zdefiniowaliśmy jasny obiekt na niebie jako Jowisz. I Wolszczana jako genialnego astronoma ceniłam i w ogóle i z artykułu o jego odkryciach dowiedziałam się, czym są pulsary i na czym polegała tajemnica rozregulowanego pulsara. I wszystko to bylo (i jest) pasjonujące. A Wolszczan dla mnie jeszcze z lat dzicinnych był swoistym idolem, w każdym razie jesli chodzi o moje hobby.
I teraz czytam, że przyznał się, ale co to niby zmienia? Nie kręci, tylko ma wyjątkowo niską receptę na życie… Do celu po trupach…? Mnie to po prostu boli. To jest tak jak powiedział Norwid: ideał sięgnął bruku. To taki zawód marzeń z lat dziecinnych. I szczerze mówiąc przykłąd naszego taty jest niezły. Bo gdyby on współpracował – ze swym rozumem i talentami zrobiłby błyskotliwą karierę. A nie zrobił i nie żałuje tego.
Podziwiam mojego ojca za to tym bardziej.
Ale co poradzić – temat tej dyskusji jest po prostu przykry. I jeszcze bardziej jest przykra mysl – ile jeszcze takich historii wyjdzie na jaw? Czy to nie strach brać do ręki gazetę?
Ja troszkę poza dyskusją,
Powiem troszkę z punktu widzenia kobiecego, czyli emocjonalnego: strasznie to przykre.
Mida -- 20.09.2008 - 12:50Od małego interesuję się astronomią; w cyfrach się niełapię, ale odnajdywanie nowych gwiazdozbiorów na niebie to mój fioł, tego lata za pomoca niejasnego atlasu nauczyłam się wskazywać 3-4 kolejne gwaizdozbiory, a za pomocą Google Earth i zakładki Sky zdefiniowaliśmy jasny obiekt na niebie jako Jowisz. I Wolszczana jako genialnego astronoma ceniłam i w ogóle i z artykułu o jego odkryciach dowiedziałam się, czym są pulsary i na czym polegała tajemnica rozregulowanego pulsara. I wszystko to bylo (i jest) pasjonujące. A Wolszczan dla mnie jeszcze z lat dzicinnych był swoistym idolem, w każdym razie jesli chodzi o moje hobby.
I teraz czytam, że przyznał się, ale co to niby zmienia? Nie kręci, tylko ma wyjątkowo niską receptę na życie… Do celu po trupach…? Mnie to po prostu boli. To jest tak jak powiedział Norwid: ideał sięgnął bruku. To taki zawód marzeń z lat dziecinnych. I szczerze mówiąc przykłąd naszego taty jest niezły. Bo gdyby on współpracował – ze swym rozumem i talentami zrobiłby błyskotliwą karierę. A nie zrobił i nie żałuje tego.
Podziwiam mojego ojca za to tym bardziej.
Ale co poradzić – temat tej dyskusji jest po prostu przykry. I jeszcze bardziej jest przykra mysl – ile jeszcze takich historii wyjdzie na jaw? Czy to nie strach brać do ręki gazetę?