Duchowość powszednia: Miłość ludzka nie istnieje.. .

Miłość nie istnieje ale się staje. Jest sposobem na życie i modelem postępowania, jest wyborem. Jest relacją wobec samego siebie jak i wobec wszystkiego wokół. Jest relacją wobec Boga.

Nie jest uczuciem które dziś jest a jutro go nie ma, a ze śmiercią znika.. . Ma charakter duchowy unikalny. Jest jak radość którą można przyjąć albo odrzucić, albo wolność która dodaje skrzydeł gdy prowadzi do dobrego celu.

Skoro Miłość jest wyborem to pochodzi spoza mnie. Gdybym nie musiał jej wybierać sam byłbym wtedy nią.

Zakochanie? Przychodzi znienacka ale miłością być nie może. Gdyż gdyby ulegać zakochaniom można by skrzywdzić wielu ludzi. A zakochać się łatwo.. i nic w tym złego. Oznacza to, że wielu wartościowych i pięknych ludzi chodzi po ziemi którymi można by się zachwycić.

Miłość jest wierna – gdy jedna ze stron odchodzi z innym, inną.. . Miłość wybacza i cierpliwie czeka na powrót, i życzy dobrze. Miłość nie potępia ale zbawia.

Miłość jest wyborem w którym można trwać. Miłość jest szkołą w której można się uczyć. Do Miłości ciągle nie dorastam ale jej pragnę.

Nie ma Miłości jeśli jej nie wybiorę i nie będę konsekwentny w tym trwaniu. Tak konsekwentny w miłości jak porzucona żona, czekająca cierpliwie na powrót męża i życząca mu dobrze.

Miłość nigdy nie ustaje ale czasem to ja każę się Jej wynieść się z mojego domu pragnąc aby inni mi służyli.. .

Miłość, wstydliwa sprawa dorosłych. A św.Paweł mówi, że człowiek odrzucający Miłość to głupiec – cymbał brzmiący.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Miłość, wstydliwa sprawa dorosłych

W takim klimacie byłam wychowywana…
Ale to źle.

Długo musiałam “przekonywać się” do miłości, sama w sobie nie czując się przy tym jak zboczeniec…
Staram się chronić przed takim myśleniem moje dziecko.

Kiedyś słyszałam takie powiedzenie, że jeśli miłość się kończy, to znaczy, że to nie miłość...


Dorcia

Wstydliwa ale nie w tym kontekście w którym piszesz. Wstydliwa w kontekście wierności i w kontekście jej potwierdzania. Miłość istnieje gdyż ją potwierdzamy lub nie.
Miłość się nie kończy ale człowiek z niej rezygnuje. To chyba jest istotna różnica.
A wstydliwa gdyż trudno się przyznać przed samym sobą, że Miłość to przede wszystkim dawanie z siebie a nie branie. Natomiast małżeństwa się rozpadają gdy ktoś zapomni o dawaniu a chce ciągle brać.. .
Wstydliwa gdyż trudno się przyznać do egoizmu przed sobą, swoimi dziećmi i przed żoną/mężem. DO tego, że warunkujemy swoją miłość od tego, ile otrzymujemy w zamian. To warunkowanie jest rzecz wstydliwa którą miałem na myśli.
Mówiąc wprost przyznaniu się do braku Miłości jest wstydliwą rzeczą.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Teraz zgoda.

A jak nazwać taką miłość, o której ja wspomniałam?
To egoistyczne, altruistyczne, a może… głupie , wstydzić się miłości, ukrywać ją...
Nie mówię tu oczywiście o fizycznej stronie , to zrozumiałe, że jest to tajemnica dwojga.

Wstydzić się okazywać miłość małżonce/kowi przed dzieckiem własnym. Co Ty na to?


Dorcia blee

Wstydzić się okazywać miłość małżonce/kowi przed dzieckiem własnym. Co Ty na to?

Ja pochodzę z prostej wiejskiej rodziny. Nie wiem czy moi rodzice wstydzili się okazywać uczucia wobec siebie, przez przytulenie, pocałunek czy mówienie sobie miłych rzeczy. Na wsi w tamtej epoce facet to “twardziel” i w ogóle takie sposoby wyrażania miłości były “wstydliwe”, nieprzyjęte.

Jednak nie powiedziałbym, ze nie kochali się.

Na szczęście miłość można okazywać także na inne sposoby: wierność, wspólny system wartości, wspólne dźwiganie codziennego krzyża obowiązków i niedostatków, itd.

Na pewno lepiej byłoby gdybym miał w oczach naturalny obraz mężczyzny który okazuje żonie czułość, bo to dobra zdolność. Ale potrafię sam do tego dojść, poza tym pomaga mi w tym żona, :-))

Jednak sposoby okazywania miłości wynosimy z domu i wzorce są ważne.

W niedzielę bylismy na rekolekcjach dla małżeństw i rekolekcjonista powiedział fajną rzecz.
Dla małżonków miłość do dzieci nie powinna być na pierwszym miejscu ale przedewszystkim powinni kochać siebie nawzajem. A ta świadomość, że się kochają dziecku wystarczy, gdyż w ich miłości czuje się bezpieczne i kochane. Ta ich miłość będzie promieniować na odniesienie do dzieci i je wypełni.

Jest wiele rozbitych małżeństw które nadal kochają swoje dzieci ale nie mieszkają razem. Owe porzucone dzieci chętnie zamieniłyby miłość w stosunku do siebie, na miłość wzajemną swoich rodziców która gdzieś zniknęła.
W ogóle rozwód dla dziecka to trauma nie do wymazania.. .

A nie okazywać miłość wzajemnej wobec dzieci to “grzech”. Wszak i w tej dziedzinie potrzeba im wzorców, co nie?

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Upiłeś się?

Czy Cię podmienili?

A może to cud purimowy/adwentowy? :)

Fajnie gadasz.

Choć nie przesadzajmy, wolę że rodzice kochają mnie i nie mieszkają razem… teraz zresztą jestem dorosła i mi to zwisa, ale jak się rozwiedli, była to zmiana na plus dla wszystkich zainteresowanych w sumie :P

Pzdr


PIno

Pino

Czy Cię podmienili?

A może to cud purimowy/adwentowy? :)
Fajnie gadasz.
Choć nie przesadzajmy, wolę że rodzice kochają mnie i nie mieszkają razem… teraz zresztą jestem dorosła i mi to zwisa, ale jak się rozwiedli, była to zmiana na plus dla wszystkich zainteresowanych w sumie :P
Pzdr

Co to sie porobiło. Przecież się z dnia na dzień styl poldkowy nie zmienił – ale to miłe, że
“podmienił się on” bez mojej wiedzy. :-)))

Natomiast ja wolę jak rodzice mieszkają razem, są wierni sobie i swojej milości. Wolę jak moje dzieci mają dziadków wiernych sobie wzajem i swojej miłości, i wogóle najlepiej czuję się w pełnej rodzinie.

Sam nie miałem dziadków bo wcześnie zmarli i się nie załapałem, ale jak sobie myślę, że mogłoby im “odbić” i pójść w tango.. , to smutno by było. Chociaż musiałbym się do tego przyzwyczaić i na stałe jedną intencję modlitewną uruchomić.

Moje dzieci są szczęśliwe, że mają kochających je i się nawzajem dziadków.

Pozdrawiam.

Wreszcie się różnimy. :-))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Nie bardzo,

co najwyżej historią rodzinną.

Co ja poradzę, że u mnie rozwód na rozwodzie :)

Kocham moich starych, ale nie wymyśliłabym na trzeźwo pary ludzi, którzy mniej pasują do siebie.

Sądzę, że to wiele tłumaczy w mojej kwestii :p


Pino

rzeczywistości zmienić różdżką się nie da. “Jest jak jest” jak mówi mój Tomek. Nie wiem czy mi byłoby łatwo zaakceptować u zyć to, co Tobie się w Twojej rodzinie przydarzyło.. .

A wierzysz w teorie dwóch połówek pomarańczy? Innymi słowy, czy możliwa jest miłość dozgonna i piękna w praktyce a nie w hymnie o miłości?

Pozdrówki.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Wierzę, ale nie w kontekście

dwóch połówek pomarańczy. Głównie kwestia szczęścia, kompromisu, poczucia humoru i paru innych rzeczy.

Pozdrawiam


Pino

połówki pomarańczy to pewien skrót myślowy. Dla mnie oznacza, że jest to możliwe i, że Bóg chce aby tak było więc dwoi się i troi aby się udało.. .

Ja trafiłem na swoją Milość przez pomyłkę telefoniczną.. . No i się zaczęło.

:-))))

A żeby dodać pikanterii była to osoba którą dobrze znałem, lubiłem ale lubiąc ją nigdy nie myślałem o niej w kategioriach “mojej dziewczyny”. Aż tu nagle zwrot akcji odkrycie niemal ameryki. :-)))

Okazało się, żeśmy sobie dojrzewali do siebie w oddaleniu i lubieniu się. Z perpektywy cieszę się, że żeśmy się lubili przez dobre kilka lat i nic więcej. Dzięki temu dojrzeliśmy.. do siebie.

Pozdro!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek

Widzę, że wzorce mieliśmy podobne…

Ja to mówię oczywiście z perspektywy czasu; nie znaczy to jednak, że nie żyłam w kochającej się rodzinie.
Moi rodzice w listopadzie obchodzili 39 rocznicę ślubu.

Nie widziałam nigdy, żeby się kłócili…

A są baaaardzo przeciętnymi, zwykłymi ludźmi…

Czyli miłość jednak!


Dorcia

no właśnie. Czasem to co nie jest powiedziane słowem ale napisane życiem.. – zwyczajnym, prostym krzyczy głośniej niż najpiękniejsze słowa. Z zewnątrz mało gestów, słów, fantazji a bez problemu kilkadziesiąt lat.. . Czym to wytłumaczyć. :-)))

We mnie budzi to ogromny szacunek. Moi rodzice obchodzili 50tkę niedawno. Pełen szacun! Chciałbym dożyć.

:-))))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Oj, tak...

Ale nie mów mi, że gesty nie mają znaczenia…
Takie kody znane tylko dwojgu…
Ale i te “wyświechtane”, nadużywane, zapomniane, nieużywane…

Wszystko to miłość jest.

:)


Dorcia

ja jestem za!!! Mają znaczenie ale zadziwiające jest to, że przy ich “nieliczności” chyba pozornej miłość po grób.. .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


---> przy ich “nieliczności” chyba pozornej miłość po grób.

Taaak…
Bo tu klucz stanowi chyba:

——>>Takie kody znane tylko dwojgu…


Tutaj chyba będzie pasował wątek od Maćka

http://tekstowisko.com/maciejem20/60762.html#comment-640919

Więc przytoczę, jak to się zaczęło, jeśli chodzi o mnie:

[ jak czytam takie zdania:

“Pójście w tango może być też przez brak komplementów.. . Znajdzie się taka co powie “jakiś ty mądry”, “odpowiedzialny, zaradny a żona nigdy tego nie powie. I pójdzie taki omeś w “ramiona pięknych słów..” .”

Albo takie odpowiedzi:

“Mąż/Żona zachowuje się niedopuszczalnie – bezwzględnie popieram rozwody.”
Pino

na co Poldku Ty:

“czyli żadne śluby, przysięgi nie mają sensu gdyż są warunkowe – jeśli ty… , to ja też.”

To mi się robi słabo i to bardzo. Gdybym nosiła scyzoryk, otworzyłby się natychmiast.
Pffff….! ]

I, zanim się tu przenieśliśmy, napisałeś do mnie:

[ “Gretchen
dodaj do tych zdań swoje o scyzoryku.. – dodaje pikanterii.
Nie zauważasz, że Twoja odpowiedź jest już totalnym odlotem.. ?
Napisz o co Ci idzie, bo ze scyzorykiem dyskutować nie można.” ]

A teraz już dalej i zgodnie z prośbą o wyjaśnienie.

Jakim odlotem jest moja odpowiedź? Nie znasz powiedzenia o scyzoryku, który otwiera się w kieszeni, kiedy ktoś naprawdę podniesie Ci ciśnienie?

Po pierwsze, w mojej opinii nie można tłumaczyć, chlania, lania i łajdactwa któregokolwiek z małżonków (o to zagadnęła Pino), brakiem komplementowania go przez drugą osobę. To jakiś absurd.

Po drugie, słowa przysięgi mówią: ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci.

Kto łamie przysięgę: ten co za mało komplementuje, czy ten kto chleje, bije i się łajdaczy?


ten argument o komplementowaniu (czy braku) jest weri fanny :P

jak dwoje dorosłych ludzi ma siebie dosyć, albo po prostu się sobą znudzili to dlaczego mają się kisić w takim związku? rozwód to bardzo kulturalne rozwiązanie. znam pary, które po rozwodzie są w bardzo dobrych stosunkach, ułożyli sobie życie na nowo i jest ok.

przypadki takie, że ktoś tam kogoś leje, wymusza itp. pomijam jako hardkor

=moje nudne i banalne foty=


Gtechen

Poleciałaś scyzorykiem po ekranie.. .

Czy ktoś napisał, że brak komplementów jest przyczyną pijaństwa, itp? Ja napisałem ale o tym, że może “taki pan” pójść w tango z panią która go dowartościuje. A tego dowartościowania nie otrzymał od małżonki. I nie po to aby się upić poszedł do kobiety która go bardziej uwenerowała.. . Nie napisała też tego Pino. Więc stąd ten “scyzoryk”.

Zdarza się, że ktoś pije, bije i się łajdaczy ale mieszka ze swoją żoną.. .

Zdarza się też, że jest skutek i jest przyczyna.

1. Nie od razu po ślubie mąż albo żona zaczyna pić a więc dzieje się to powoli i wskutek przyczyn, różnych.
2. Jeśli dochodzi do rozmontowania relacji pomiędzy małżonkami, również nie dochodzi do niej z dnia na dzień.

Wniosek. Przyczyna rozkładu związku nie leży zazwyczaj po jednej stronie ale się rozkłada. Stąd odpowiedzialność za to co się dzieje i reakcja na czas.. , a nie czekanie aż koleżanka z pracy dowartościuje męża. Albo odwrotnie, kolega z pracy dowartościuje żonę.
Pijaństwo i “te z grubej rury patologie” to jedne z możliwych.
Dzisiejsze związki które się rozlatują to wersal. Ona robi karierę i ON. On dostał angaż prezesa i potrzebuje młodszej partnerki gdyż się przeprowadził do stolicy.. . Oba robi inną karierę. Właściwie rozchodzą się w przyjaźni i w poczuciu odpowiedzialności.
Dzisiejsze rozwody to eleganckie rozejścia w przyjaźni i trosce.

A prawda leży po środku. MOja znajoma pani doktor od beznadziejnych przypadków zaczyna sklejać małżeństwa od tego aby przyznali, że to ich wspólna wina i wspólny problem.

No to rozwinąłem. Pozdro!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


weri fani Stopczyku ten argument jest

Poldek nim odpowiedział na hardkor, więc… No.

Z perspektywy katolika, nie wystarczy przecież zwyczajnie mieć siebie dość, czy się znudzić, żeby to dawało przyzwolenie na grzech.
Rozwód państwowy grzechem nie jest, bo to inny wymiar, ale ważność sakramentu małżeństwa wiąże małżonków mimo niego.
Tak samo jest przy separacji.

Dopóki sakrament jest ważny, żadnemu z rozwiedzionych małżonków nie wolno wejść w trwały związek. To niesie za sobą niemożność przystąpienia do Komunii.

Dla mnie to jest dość jasne, nie muszę popierać, ale rozumiem zasadę.

Natomiast łatwe przerzucanie odpowiedzialności za chlanie, lanie i łajdaczenie się małżonka, na tego drugiego, który zbyt rzadko mówi jaki(a) jesteś niesamowicie fajny(a) to już przegięcie grubego kalibru.


Gre

“Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony”

ka-pe-wu? :P

=moje nudne i banalne foty=


Czasme nie ma lepszego wyjścia

niż rozwód, trzeba wiedzieć kiedy coś skończyć.

tkwienia w toksycznych relacjach, w nienawiści, z osobą, która stosuje przemoc i agresję wobec tej drugiej (a często i dzieci) jest złem.

Poza tym może bezpośrednim narażaniem zycia i zdrowia dzieciaków, demoralizowaniem ich i zapewnianiem im traumy za darmo na całe życie.

Rozwód w tej sytuacji jest dobry.

I tyle, nie ma tu powodu więcej gadać.

Zasady, które powodują lub pozwalają trwać złu, to se można wsadzić.

Oczywiście wg mnie.

A gadanie że wspólna wina?
No pewnie często tak, tylko wspólna wina nie usprawiedliwia przemocy, agresji, chamstwa, bicia, wspólna wina i przyznanie się do niej nie spowoduje, że ktoś uzależniony, wyniszczony alkoholem się zmieni, bo się nie zmieni, jak pije od lat 30 czy 40.


kapewu Docentu

Dlatego nie będę niczyją żoną, wolę mieć własną głowę – przy całym ryzyku z tym związanym :))


i ok :)

a co do rozwodów … rozwód to nie koniec świata…

=moje nudne i banalne foty=


Nie bawię się tak Gre,

kłócisz się z Poldkiem zamiast mnie :(

Choć fakt, wy macie długie, świeckie tradycje w tym względzie :D


Poldku

“Czy ktoś napisał, że brak komplementów jest przyczyną pijaństwa, itp?”

Wiesz co to znaczy pójść w tango ?

Bo piszesz:

“Pójście w tango może być też przez brak komplementów…”

Może być czyli może być spowodowane przez ?

Inaczej: jak ktoś się czuje niedowartościowamy przez współmałżonka, to daje mu to prawo do poszukania dowartościowania gdzie indziej?

I co ma do rzeczy, czy ten ktoś mieszka, czy nie ze swoją żoną (mężem)?

Jakoś wyraźnie piszesz, że trzeba się wyrabiać , bo koleżanka (kolega) z pracy się zajmie. I to ma być moja (jego) odpowiedzialność?
Ja (on) bym za to odpowiadała?

Niektórzy mężowie pili równo przed ślubem, ale we właściwym czasie się zabunkrowali z tym problemem. Następnie obciążają swoje żony, obarczając je winą za swoje uzależnienie, a one to kupują i latami zastanawiają się, gdzie popełniły błąd…

Czas na reakcję? Zanim ta koleżanka? No ja Cię pardą...

“MOja znajoma pani doktor od beznadziejnych przypadków zaczyna sklejać małżeństwa od tego aby przyznali, że to ich wspólna wina i wspólny problem.”

Fajnie by było, gdyby Twoja znajoma pani doktor od beznadziejnych przypadków wiedziała, że nie porusza się kwestii winy, jeśli naprawdę chce się pomóc.
Wspólnota problemu, to fantastyczny fundament.


Stopczyku

Rozwód to zawsze koniec pewnego świata… Boli mniej, albo więcej, ale boli.
O ile ktoś twierdzi inaczej, to ściemnia. :)

Człowiek jest w stanie przeżyć nie takie rzeczy, ale jednak to zawsze jest smutne. Bez względu na okoliczności. Nawet wtedy, kiedy wyzwala.


Idę po chipsy

i ze smutkiem zrzekam się tytułu naczelnej zadymiary


Pino

Pino

kłócisz się z Poldkiem zamiast mnie :(

Choć fakt, wy macie długie, świeckie tradycje w tym względzie :D

Zamiast Ciebie, czy zamiast z Tobą? :))

Tradycje mamy, że faktycznie długie. Jak mnie czasem ruszy, to normalnie…


Zamiast mnie,

ze mną? O co niby?


Z Tobą nie mam o co

Odmówiłaś kłócenia się z Poldkiem, o ile dobrze zrozumiałam, więc przejęłam pałeczkę, bo są dwie sprawy, które mnie ruszają nieodmiennie: bicie dzieci i poplątanie w odpowiedzialności.

Z całym szacunkiem dla skomplikowania życia
Gre

P.S. Czyli kto jest największą zadymiarą? :)


Nie, nie!

Bez dobrej kłótni nie ma życia, prawda, a na Poldka tylko czyham, aż napisze jakąś głupotę.

Ostatnia nadzieja w pedałach, być może?...

Tylko, że jak napisał o tej separacji, to uznałam, że mogę się z nim zgodzić. Jest to jakieś wyjście. W zawiłości tanga się nie wgłębiłam, bo nie umiem tańczyć.

Ad P.S. No Ty, Ty… :P Ale ja jeszcze kogoś tu pogłaszczę kiedyś nożem po szyjce…


Pino, Gretchen

jak miło, że jakaś zadyma się zdarzyła i wstrząśnie blogiem poldkowym.. .

Napiszę jutro gdyż dziś już późnawo.. a poza tyn, nie chcę aby żona musiała się kłaść spać beze mnie. :-)))

Pozdrawiam serdecznie zadymiony!

p.s.
Ja dziś też militarnie nastawiony do życia byłem cale popołudnie.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Widzę,

a raczej czuję Twoje przyczajenie. :)

O pedałach już było… Ale… Aleeee! Aleeeeee!!!!

Separacja małżonków jest dopuszczalna bez grzechu, o ile bez grzechu.

To pytanie Poldka do Ciebie, czy tamta żona dochowuje wierności mężowi, który już dawno ma inną rodzinę, też mnie ruszyła.

Nawet Żydzi tak nie mają :))


Seperacja to półśrodek,

czasem potrzeba środków całych i radykalnych rozwiązań.

Tkwienie w złu, pozwalanie na zadawanie sobie zła i pozwalanie by ktoś zadawał zło innym (dzieci), tylko dlatego, że się zrobiło błąd kiedyś tam i zawarło z ta osobą slub w kościele jest złem.

Nie umiem na to inaczej patrzeć.


Żydzi to mądry naród,

a nam zamieszał Pawełek dzisiaj omawiany, plus rzymska obyczajowość und prawo.

O tym ostatnim to nawet powinnaś coś wiedzieć, Pani podwójna magister :P


chrześcijaństwo ma totalnego hopla

na punkcie seksualności … już sam termin “czystość przedmałżeńska” to jest mega lol

=moje nudne i banalne foty=


Cicho, kurna,

a wy medytujecie pod prysznicem, przełykając pokarm, nie zabijacie komarów i ogólnie jesteście porąbani!

A Budda jest za gruby!

O!


Grzesiu

Całkowicie się zgadzam.

Nic więcej mówić nie ma sensu.

Odpowiedzialność to także, w radykalnych okolicznościach, odejście.

Jakoś Poldek nie odpowiedział na moje pytanie kto łamie przysięgę...


Ogólnie jesteśmy porąbani

ale jednak seks i fizyczność nie są obwarowane, zadrutowane i otoczone duchem grzechu.

Pokażę Ci szczupłego Buddę, piękny jest!

Spadówka.

:)


Kijanu Riwsa?

hue hue hue :P

polecam ciekawy film “Samsara”

=moje nudne i banalne foty=


To nie moja wina!

Gdybym była św. Pawłem, to wyglądałoby to inaczej trochę.

umiera w wyniku tej wizji

7 Nuże więc! W weselu chleb swój spożywaj
i w radości pij swoje wino!
Bo już ma upodobanie Bóg w twoich czynach.
8 Każdego czasu niech szaty twe będą białe,
olejku też niechaj na głowę twoją nie zabraknie!3
9 Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał,
po wszystkie dni marnego twego życia,
których ci [Bóg] użyczył pod słońcem.
Po wszystkie dni twej marności!
Bo taki jest udział twój w życiu i w twoim trudzie,
jaki zadajesz sobie pod słońcem.
10 Każdego dzieła, które twa ręka napotka,
podejmij się według twych sił!
Bo nie ma żadnej czynności ni rozumienia,
ani poznania, ani mądrości w Szeolu,
do którego ty zdążasz.

Kapiszi? :P


re: Duchowość powszednia: Miłość ludzka nie istnieje.. .

Kapię :)

PinOlu to wszystko jest tym samym.

Reszta, to komentarze. :))


No i znowu nuda,

niech Serg z Igłą zaproszą, no nie wiem, kogoś z Frondy, antyklerykała, czy inne ciekawe zwierzątko…

O! Terlikowski byłby dobry :)

Tylko musiałybyśmy ustalić, która bije, bo tak we dwie, to niesportowo jakoś.

Pururu


Hi hi

Terlikowski byłby całkiem, całkiem. :)

Ale znowu nuda… Mogłybyśmy jakoś naprzemiennie, albo wedle parzystych i nieparzystych dni, tylko czy to nie wychodzi na to samo?

pururu :)


Miałby chop urozmaicenie chociaż,

albo, prawda, z pozycji historycznych (nie jestem wcale pewna, czy o niektórych aspektach KK nie wiem więcej od niego), prześmiewczych i szyderczych, albo psychologicznych, troszku poważniej i ze scyzorykiem :)

Igła! Chcemy katola, hej Igła, chcemy katola!


Dla mnie Terlikowski

to zjawisko.

Tylko on potrafi napisać tak, że natychmiast mam ochotę polemizować w sprawach, w których się z nim zgadzam.

Uprasza się o brak natrząsania z rozmówcy. :)

Co do scyzoryka… wciąż mam wątpliwości czy użyć go wobec Algi za to, co napisała. Jak myślisz (zasięgam porady)?


Ojej,

nie mam pojęcia. A co napisała?

Jeśli w mojej obronie przypadkiem chcesz rżnąć, to nie trzeba :)

Choć z drugiej strony… Ja i pacyfizm?... No nie, wybacz, lepsza strono mej natury…

Alter eggo mode on


Ni tam w Twojej

we własnej. Nie przesadzajmy, raz na rok i bedzie tego. :)

Jeszcze przemyślę.

Idę spać, tym samy życząc Ci dooooobrej nocy.


A faktycznie,

Tobie się też dostało.

Dobranoc, kurna, muszę rano genialny esejek (vide blox) przedstawić na angielskim :P


Chcemy katola

zamejluj do pomocnika Gargamela :P

to dobry katol, chociaż z przetrąconym kręgosłupem

=moje nudne i banalne foty=


Grześ

tecumseh

niż rozwód, trzeba wiedzieć kiedy coś skończyć.
tkwienia w toksycznych relacjach, w nienawiści, z osobą, która stosuje przemoc i agresję wobec tej drugiej (a często i dzieci) jest złem.
Poza tym może bezpośrednim narażaniem zycia i zdrowia dzieciaków, demoralizowaniem ich i zapewnianiem im traumy za darmo na całe życie.

Brzmi tak jakby ktoś kogoś wepchnął w jakieś toksyczne relacje i zmusił do zawarcia małżeństwa. Toksyczna relacja nie bierze się znikąd.

Rozwód w tej sytuacji jest dobry. I tyle, nie ma tu powodu więcej gadać. Zasady, które powodują lub pozwalają trwać złu, to se można wsadzić.

Czy sądzisz, że rozwód ma działanie uśmierzające, leczące toksyczne relacje, itp? Wg mnie chyba masz na myśli separację – życie obok nie razem.

A gadanie że wspólna wina?
No pewnie często tak, tylko wspólna wina nie usprawiedliwia przemocy, agresji, chamstwa, bicia, wspólna wina i przyznanie się do niej nie spowoduje, że ktoś uzależniony, wyniszczony alkoholem się zmieni, bo się nie zmieni, jak pije od lat 30 czy 40.

A czy ma usprawiedliwiać wina? W kontekście że “wina” mozna tylko powiedzieć, że odpowiedzialność za małżeństwo wspólne bo małżeństwo wspólne, życie wspólne, dzieci wspólne, itd. Odpowiedzialność też wspólna.

Uznanie wspólnej winy a więc odpowiedzialności za ten stan który jest, jest punktem wyjścia w podjęciu wysiłku by cokolwiek zmienić na lepsze. Nie ma takiej możliwości gdy jedna ze stron wini drugą i odwrotnie. Nie ma punktu wyjścia aby zacząć jakiekolwiek działanie zmieniające cokolwiek na lepsze.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


“Uznanie wspólnej winy a

“Uznanie wspólnej winy a więc odpowiedzialności za ten stan który jest, jest punktem wyjścia w podjęciu wysiłku by cokolwiek zmienić na lepsze.”

zmianą na lepsze może być rozejście się i nie zamęczanie siebie nawzajem. są tacy co podejmują wysiłki żeby relacje naprawić, są tacy, którzy tego nie chcą, bo chcą zacząć coś nowego. tak ciężko to zrozumieć?

a co do odpowiedzialności. to owszem często rozkłada się na obie strony, bo jedna np. leje, a druga pozwala się lać.
w mojej okolicy parę lat temu facet zadźgał widłami żonę. wcześniej ją lał i regularnie gwałcił, o pardon, egzekwował obowiązki małżeńskie. kobieta trzy razy składała pozew o rozwód i trzy razy wycofywała bo koleś błagał, że już nie będzie.nawet na specjalną pielgrzymkę poszedł.
jakby go zostawiła to by żyła, a dzieci by miały matkę. a tak to są, każde w innym domu dziecka, bo mam wącha kwiatki od spodu, a tatuś kochający odsiaduje wyrok…

=moje nudne i banalne foty=


Gretchen

Gretchen

Wiesz co to znaczy pójść w tango ?

W moim środowisku to oznacza odejście ze związku z inną kobietą.. .

Jakoś wyraźnie piszesz, że trzeba się wyrabiać , bo koleżanka (kolega) z pracy się zajmie. I to ma być moja (jego) odpowiedzialność?
Ja (on) bym za to odpowiadała?

Ona i ON odpowiadają za relację jaka ich połączyła. Codziennie. To podobnie jak z kwiatem. Albo go przezyje albo uschnie – w zaleznosci od tego czy będzie podlewany. Stąd “podlewanie miłości” leży po obydwu stronach a nie po jednej. Gdy są dzieci, obowiązki, koniecznośc podziału ról, to “podlewanie” ma jeszcze inną formę. I to czy jest “podlewanie” powoduje uwiąd albo rozwój miłości.

Niektórzy mężowie pili równo przed ślubem, ale we właściwym czasie się zabunkrowali z tym problemem. Następnie obciążają swoje żony, obarczając je winą za swoje uzależnienie, a one to kupują i latami zastanawiają się, gdzie popełniły błąd…

Każdy przypadek jest inny i złożony. Trudno uwierzyć, że facet się skutecznie zabunkrował. Wiele osób uważa, że jak ożeni się z nim, to On się zmieni, albo Ona go zmieni. Gdy najczęściej jest tak jak było lub jeszcze gorzej. Małżenstwo nie jest lekarstwem na zmianę. Ale realizowanie wspólnych celów.

Fajnie by było, gdyby Twoja znajoma pani doktor od beznadziejnych przypadków wiedziała, że nie porusza się kwestii winy, jeśli naprawdę chce się pomóc.
Wspólnota problemu, to fantastyczny fundament.

Pisałem już o tym do Grzesia. Są takie przypadki które nie są w stanie ruszyć z miejsca gdyż wzajemnie oskarżają się “kto jest winny”. Oboje są winni, jeśli każde sądzi, że ten obok jest winny. Pani doktor zaś ma ogromne doświadczenie. Jest doktorem nauk medycznych ze specjalizacją w psychiatrii. Zajmuje się trudnymi małżenstwami kilkadziesiąt lat.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

Gretchen

ale jednak seks i fizyczność nie są obwarowane, zadrutowane i otoczone duchem grzechu.
Pokażę Ci szczupłego Buddę, piękny jest!
Spadówka.
:)

Każdy seks, każda fizyczność. Przecież każda dziedzina życia jest dobra lub zła nie z natury ale ze względu na kontekst. Nasz życie jest zadrutowane zakazami i nakazami(jeśli mówić w tych kategoriach) ale czy to źle czy dobrze?

Nawet zdanie “kochaj i rób co chcesz” – zawiera w sobie zakazy.. .

Więc utopią jest mówienie o “niezadrutowanym” życiu. Drut jest potrzebny.

Pozdrawiam.

*********************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen i inni moi rozmówcy.

Gretchen

Odpowiedzialność to także, w radykalnych okolicznościach, odejście.

Czy Twoim zdaniem złamanie przysięgi przez jedną stronę upoważnia do złamania jej przez drugą?
Oczywiście, że czasem separacja jest koniecznością.

Ale inna jest perspektywa małżeństwa jako kontraktu cywilnego – w myśl którego, gdy któras ze stron go łamie to kontrakt można rozwiązać a inna jest perspektywa małżeństwa sakramentalnego.

Dwie różne rzeczywistości duchowości. Choć w przypadku sakramentalnego potrzeba dużo większej odpowiedzialności, duchowości, wiary aby się w takie cuś pakować.

A często jest tak, że fajnie jest gdy zagrają organy, kamerzysta nakręci ślub w pięknym Kościele a po wyjściu jest Baj Baj Panie Boże i… – wszyscy tak doskonali w miłości, że rozwód najlepszym rozwiązaniem.

Perspektywa sakramentu małżeństwa jest taka, że przyjmuję żonę/męża jako dar od Boga za który jestem odpowiedzialny. Także odpowiedzialny za jego/jej zbawienie.

Może was smieszyć cieprliwość kobiety od której odszedł mąż, a ona pozostała mu wierna. Są takie przypadki, że wierność jednej strony powoduje to, że po dwudziestu latach on wrócił i zaczynają żyć na nowo.
Tylko dlatego, że ona pozostała wierna miłości. Ocaliła ją i on mógł do niej wrócić. Może to głupie dla wielu. Oki. Każdy ma prawo do “swoich gustów”.

Natomiast denerwuje mnie to, że wszyscy się tak zachwycają hymnem św.Pawła o milości jak Bozym Narodzeniem. A tam pisze: miłość wszystkiemu wierzy, wszystko znosi, we wszystkim pokłada nadzieję. Trza się zdecydować albo na miłość albo na szukanie “miłych wrażeń”. Kto mówi, ze miłość jest łatwa? Nie jest łatwa ale jest możliwa.

Kto szuka łatwizny ten się wykolei.

Nie oznacza to, że jak mąż bije, itd. To należy pozwolić się katować. Ale oznacza to, że trzeba działać. Nawet zdecydowanie: zawiadomić policję, wysłać na przymusowe leczenie, separacja, alimenty. Można i trzeba tak robić gdy sprawy za daleko zajdą. Ale jeśli jest Miłość, to pozostawi zawsze furtkę powrotu.
Czasem może nawet do niej fizycznie nie dojść ale z jej strony nie ma cudzołóstwa.

Miłość jest wierna.

W cywilnym kontrakcie jest wierna do czasu.. .
Miłość o ktorej pisze św.Paweł jest wierna.. , aż po…. Krzyż( a więc ogromne cierpnienie). Miłość o której pisze św.Paweł to taka: Nie ma większej miłości od tej gdy ktoś życie swoje oddaje za …. .

Taka jest miłość. Ale taka nie jest popularna, gdyż – jak widać – małżeństwo jest traktowane warunkowo jak kontrakt cywilny, który można rozwiązać gdy jedna ze stron nie dotrzymuje umowy.. .

BIznesowe ujęcie, nie ma nic wspólnego z miłością ale przypomina kontrakt biznesowy.

Generalnie pytanie o rozerwalność czy nierozerwalność małżeństwa to pytanie o Miłość: – czy istnieje – czy jest możliwa – czy św.Paweł pisze prawdę w swoim hymnie o nim – jest tez pytaniem czy Bóg jest milością, a skoro jest, czy siebie daje ludziom. A skoro daje Siebie ludziom, co jest “nieteges” z ludźmi skoro Go nie przyjmują świadomie.. , i nie działa.

Nie działa, bo sakrament to nie “hocus-pocus” ale swiadoma współpraca z Łaską Bożą.

A nie przyjmują Go świadomie, gdyż gdyby wszyscy obchodzący Boże Narodzenie przyjęli Go to świat wyglądałby inaczej. A z Miłością często jest tak jak z obchodami Bożego Narodzenia. Świętuje się sielskość i anielskość a nie Boga Narodzenie.

Nawiązując do tytułu wpisu.

NIe nazywam Miłością, tej miłości która zawiera się w kontrakcie cywilnym o którym wspomniałem.. . Miłość dla mnie to tylko ta, o której mówi św.Paweł.
A więc nie ludzka ale Boża.. – która wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję.. . I jest większa niż nadzieja, która ponoć umiera ostatnia. Nawet jak nadzieja umrze pozostaje Miłość.
Ale ten ja pozna kto pójdzie za nią i zaryzykuje. :-))))
Dla mnie osobiście Miłości nie byłoby gdyby nie było Boga.. . On jest Źródłem i skarbcem. Ale mniejsza o jej pochodzenie. Ważne jest to, że Jest.

Pozdrawiam

p.s.
Jak już dojdziemy do wniosku, że MIłość wg św.Pawła istnieje to może trza byłoby zadać sobie pytanie jak ją ocalić i… “nie pozwolić jej odejść”?

:-))))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Jak to czytam to przychodzi mi

do głowy taki cytat:

“Poddajcie się! Jesteście potoczeni miłością!”

=moje nudne i banalne foty=


Stopczyk

..potoczeni miłością..

To tak, jak powiedzieć. Poddajcie się, jesteście “potoczeni” powietrzem.. .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


"potoczeni" ... w sumie może być i tak

nie będę poprawiał.

czasami, nawet dość często, mam wrażenie że chcesz uszczęśliwiać ludzi na siłę, a ta miłość która wylewa się z Twoich postów jest jak tlenek węgla nie powietrze…

=moje nudne i banalne foty=


Docent

...e chyba uprzedzony jesteś do tego co piszę.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


takie mam odczucia

nic na to nie poradzę

=moje nudne i banalne foty=


Stopczyk

Oki. Moja rzeczywistość, a stąd moje pisanie jest trochę inne z uwagi na wiarę. Piszę więc w tym kontekście.

Kwestie wiary są indywidualne więc nie sądzę abym kogoś w jakiś sposób potrafil nawet uszczęśliwić. Sam siebie nie potrafię uszczęśliwić.. .

Piszę o tym do czego sam mam osobiste przekonanie i uważam za dobre. Ty, mozesz mieć inne spojżenie i dobrze jeśli je masz.

Pisanie więc to wymiana zarówn doświadczeń jak i poglądów. Czasem iskrzy, i dobrze.

Pozdrawiam.

p.s.
Fajne fotki robisz.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Drut jest potrzebny,

no pewnie, jak ktoś ma, no nie wiem, tory tramwajowe kłaść.

Nigdy nie patrzyłam, muszę przyznać, w tym kontekście na zdanie kochaj i rób co chcesz :p Przecież to wykwit myśli tego dowcipnisia Augustyna…

Stopczyk… Nicpoń się kompletnie do tych celów nie nadaje… Nie będę tłumaczyła, dlaczego :P

Bo zaraz wam opowiem o pewnej pani architekt z Poznania… jak to jest, kiedy kobieta postanawia wypełniać pewne nakazy literalnie, jest już po trzydziestce, a nie wyszła za mąż...

Nie cierpię wielokropków, nie wiem, o co chodzi i co mi się stało w tym poście… To wina tematyki jest chyba…

hi hi

Poldek, ojej, boży człeku, że masz szczęśliwe małżeństwo, to uważasz, że inni też mogą, tylko się nie starają, kariery robią i traktują to jak kontrakt biznesowy… Nie no, pewnie, znam takie małżeństwo, co trwało lat, niech policzę, od 61 do 06, ile to jest? O nara, 45 lat. Och, jak pięknie… I śmierć ich rozłączyła dopiero… I pani starsza na grób lata… Córka jej tłumaczy, że to skurwiel był... A ta impregnowana totalnie… Żeby nie byli oboje ateistami, budujący byłby to zaiste przykład miłości chrześcijańskiej! :D


Pino

Poldek, ojej, boży człeku, że masz szczęśliwe małżeństwo, to uważasz, że inni też mogą, tylko się nie starają

Albo kiepsko się starają.. .

kariery robią i traktują to jak kontrakt biznesowy…

Nie to mam na myśli. W kontekście miłości, piszę, że miłość warunkowa nie jest miłością.. tylko umową. Miłość z natury jest bezinteresowna a nie interesowna.

Nie no, pewnie, znam takie małżeństwo, co trwało lat, niech policzę, od 61 do 06, ile to jest? O nara, 45 lat. Och, jak pięknie… I śmierć ich rozłączyła dopiero… I pani starsza na grób lata… Córka jej tłumaczy, że to skurwiel był... A ta impregnowana totalnie… Żeby nie byli oboje ateistami, budujący byłby to zaiste przykład miłości chrześcijańskiej! :D

E tam. Miłość jest jedna a nie chrześcijańska czy protestancka. A zapodany przykład potwierdza to o czym pisze św.Paweł, a córka tego nie zrozumiała gdyż sobie to skalkulowała jak inwestycję.. .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek,

BASTA, KURWA JEBANA MAĆ

TA CÓRKA BYŁA PRZEZ TEGO PANA BITA I JEGO ŻONA RÓWNIEŻ

PONIAŁ?!


Pino

Nie rozumiem dużych liter w tym kontekście.

Maja one oznaczać, że jest głupia, że pomimo krzywdy jaką jej i córce wyrządził ona się za niego modli i być może mu wybaczyła?

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Ech,

nie, nie. Mają oznaczać, że krzyknęłam, netykietę gwałcąc niemnożko.

Głupi jesteś Ty, momentami, tak wyrażając się o tej Córce, której nie znasz. Mogłeś chociaż zaczekać, aż podam więcej danych :)

A i ta kobitka, co żoną była 45 lat, rozumem nie grzeszy faktycznie. Córek, tak w ogóle, było dwie. Ta, co uważa swojego ojca za skurwiela, to jeszcze nieźle sobie poradziła w życiu, w porównaniu z siostrą.

I jak się niby modli, skoro jest niewierząca zasadniczo?

Ach, to jest najlepsze. Jak fascynująco działa ludzka pamięć. Ona uważa, że nic absolutnie do wybaczenia nie ma, mąż był super. :)


Pino

wiem, tyle ile Ty napiszesz. Jednak nie uważasz, że wpadasz we własne sidła?

Napisałaś:
““Jak fascynująco działa ludzka pamięć. Ona uważa, że nic absolutnie nic do wybaczenia nie ma, mąż był super..”.

Jesteś pewna co ona uważa?

Skąd masz pewność, że nie pamięta ?

I drugie: trudno uwierzyć w to, że chodzi sobie na grób dla joggingu. No bo jeśli nie wierzy w to, że istnieje coś więcej niż nasze ciało, które “pada jak mucha..” to czego ona szuka na cmentarzu, czegoś czego nie ma?

Głupi rzeczywiście bywam – są na to dowody,

:-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


re: Duchowość powszednia: Miłość ludzka nie istnieje.. .

Małe podsumowanie

wiele słów padło zwłaszcza w kontekście tego co irytuje a więc nierozerwalności małżeństwa.

Jeśli małżeństwo ma mieć jakiś sens musi z czegoś wynikać i ku czemuś zmierzać. Jeśli chcę iść na Rysy muszę znaleźć sobie takiego partnera który lubi góry, który będzie miał ze mną wspólne tematy i zainteresowania, który w razie mojej wpadki albo skręcenia nogi ni ucieknie i nie pozostawi mnie samego na szklaku na pastwę gór.

Wyprawa w góry jest obarczona ryzykiem kiepskich warunków atmosferycznych, wypadku, ale najważniejsze jest poleganie na sobie jeśli idziemy razem.

Dobre i udane małżeństwo można porównać do wędrówki po górach we dwoje. To umiejętność przeżywania we dwoje życia. To umiejętność z którą się nie rodzimy ale wymagająca nauki, wyuczenia pewnych zachowań i wiedzy aby w porę zareagować jeśli “coś się dzieje”.

Stąd ważne jest to, czego oczekujemy od życia, jak sobie wyobrażamy swoja przyszłość, z kim chcemy “iść w góry” i czy ta druga osoba wie, że “wędrówka po górach” to ryzyko. A jeśli wie, to czy się godzi na to ryzyko.
Wybierając się w tę drogę dobrze jest wiedzieć, że obie osoby traktują ją jako nierozerwalną: na dobre ale i na złe warunki atmosferyczne a nie tylko na te gdy świeci słońce….

Czy można na próbę “wybrać się w góry..”, a razie burzy pozostać jak palec? Wg mnie nie można. Szkoda czasu.

Czy miłość zatem istnieje, czy to co nazywa się potocznie małżeństwem jest tylko warunkową umową?

Albo inaczej postawię pytanie:

“Czy dziś pary “wybierają się w góry? Czy tylko na ścianach mieszkania zawieszają górskie pejzaże?

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Skąd wiem, stąd wiem,

nie opowiadam o ludziach mi zupełnie nieznajomych :p

Poldku, cała masa ateistów odwiedza groby na 1 listopada. Po co? Ta pani ma 75 lat i niewiele w życiu do roboty. Wiem, że przez całe życie nie chodziła do kościoła, ani nie interesowała się religią. A zmarły mąż wydaje się jej wspomnieniem lepszych czasów… jakkolwiek jest to absurdalne w tym przypadku.

Ależ słuchaj, mnie akurat idea nierozerwalności małżeństwa irytuje niewiele, by nie powiedzieć wcale. Zgłoś się do tych pozostałych zadymiarzy ;) Ja jestem katolikiem, złym, ale katolikiem.

Miałabym wiele do powiedzenia (i wyśmiania) a propos małżeństwa od strony historycznej, ale teraz mi się nie chce. Kiedy indziej.

A propos wypraw w góry


Pino

Poldku, cała masa ateistów odwiedza groby na 1 listopada. Po co?

Ano właśnie. Ładnie tak wszystkich ateistów “do jednego worka”? . :-))))

Ależ słuchaj, mnie akurat idea nierozerwalności małżeństwa irytuje niewiele, by nie powiedzieć wcale. Zgłoś się do tych pozostałych zadymiarzy ;) Ja jestem katolikiem, złym, ale katolikiem.

Ja wczoraj byłem zły… , dziś już nie tak bardzo – tego kto mi zepsuł humor na 4 dni swoją arogancją – jak się okazuje – wywalają z mojej firmy. W sumie się cieszę.

A ten ostatni kawałek piękny. “nie mam nogi..” :-)))))

Pozdrawiam!

p.s.
Mała nakarmiona teraz czas za zrobienie księgowości boć podatek trza policzyć a w grudniu – selera – podwójny trza płacić.
Moja księga rozchodów i przychodów uśmiecha się do mnie więc znikam podsłuchając sobie:

“wprawdzie swoją nogę zjadłem sam..
hej, hej inni jeszcze mają gorzej, ale sa tacy (..) ktorym jest.. j”.

Pozdro!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Na zdrowie :)


Poldku, sorry, ale mam wrażenie, że gadamy

o dwu różnych rzeczywistościach.

W twojej jest odpowiedzialność, wspólne próby ratowania czegoś, miłość i wiara itd

I w takiej rzeczywistości pewnie, że zdradę można wybaczyć, że zło jakieś można wybaczyć, nawet i wspólnie z nałogiem walczyć i jakieś incydenty też.

I że nie ma sensu rozwalać czegokolwiek, bo to pójśćie na łatwiznę.

Tyle że ja piszę o innej rzeczywistości, niby ekstremalnej, ale bardzo częstej: takiej w której wspólne sa nie wina czy odpowiedzialność a ewentualnie siniaki, w której jest przemoc, krew, agresja i wyzwiska, w której dzieciaki się chowają w kiblu przed ojcem.

W której jedna osoba sppierdala swoim dzieciom życie na zawsze, a druga nie odchodząc to akceptuje i de facto więc zatwierdza, daje przyzwolenie.

W tej rzeczyistości np. ponad 30 letni facet wstydzi się zaprosic do domu jakąkolwiek dziewczynę, bo jak do domu, w którym jest wyklinający, wiecznie pijany, agresywny ojciec.

Piszesz o odpowiedzialności, jak atu odpowiedzialność, jak np. dzieciak przez całe życie widział ojca tylko pijanego, dlaczego każesz byc odpowiedzialny jednej osobie, a inna może bezkarnie czynić zło.

Sorry, ale mam wrażenie, że ty widzisz fajną rzeczywistość, w której ludzie nawet jak popełniają błędy, to starają się je naprawić.

Nie widzisz zaś ofiar i nie widzisz sprawców, nie widzisz tego, że niektórzy ludzie (choćby z powodu wieloletniego nałogu) prawie nie dadzą się zmienić, nie widzisz tego, że są psychopaci i socjopaci i też są mężami i ojcami.

Mówisz seperacja?

Tyle że moim zdaniem takie chujowe życie, jakie mają niektóre osoby, ma prawo się skończyć, one też mają prawo do szczęscia, do odcięcia się, do wyrzucenia ze swojego życia de facto agresora i przestępcy.

Choćby do tego, by nie nosić jego nazwiska. (czego separacja nie daje)

Mają prawo być wolne.

Piszesz o sakramencie i świętości małżeńsdtwa, tyle że w takich rodzinach nie ma świętości, są za to bluzgi, wyzwiska, agresja, siniaki.

Jaka kurde świętość?

Jaki skarament?

Wiesz, sa sytuacje w których tkwienie jest czyms złym i tyle.

Dlaczego ktoś ma się poświęcać i pozwalać jeszcze by zło ten drugi czynił dzieciom?

W imię czego kobieta ma opiekować się alkoholikiem i degeneratem, zajmowac się nim, dawać się okradać, dawać się bić, widzieć, jak niszczy ją i życie jej najbliższyhc (dzieci)

W imię tego, że 20 lat temu zawartli sakrament?

Sory, ale przecież ten sakrament jest od dawna martwy i nie zauważając tego po prostu przejawiasz hipokryzję i gadasz o pozorach.

I nie pisz, że można to razem naprawić, czasem nie można.

I jedyną pretensję jaką można mieć do ofiar przemocy, to moim zdaniem, że robią to za późno.

Za późno odchodzą, za póxno mówią nie, za późno zauważają, że one mają godność, a dzieci mają prawdo do zwykłego życia.

I dlatego, że za późno to robią, konsekwencje najczęściej są dla następnych pokoleń nieodwaracalne.

Znam ze 3 osoby z takich rodzin i trochę widzę, jak to na nich rzutuje.


Grześ

Zacznijmy od początku.

1. Związek małżeński niezależnie czy cywilny czy sakramentalny jest dobrowolny.
2. Jest zobowiązaniem podejmowanym dobrowolnie, świadomie w imię miłości – jak twierdzą wszyscy będący w “tym momencie życiowym”.
3. Dobrze życzą małżonkom nie tylko przyjaciele i bliscy ale także Bóg. A w sposób szczególny jest do dyspozycji tych którzy wobec Niego i z Nim chcą realizować ten projekt życiowy.

Co małżonkowie z tym zrobią, to ich wola i ich sukcesy i porazki których owoce będą sami spijać.

Przede wszystkim przysięgi przed Bogiem nie da się wymazać.. . A więc zbudowanie sobie wolnego związku jest cudzołóstwem. Tutaj jest zagwozdka.

Patologie tylko dowodzą nieodpowiedzialności ludzi za to, czego się podejmują. Mogą sobie budować życie jak chcą, zmieniać żony/mężów na kolejnych partnerów i partnerki ale już niech nie mówią, że im Kościół kłody pod nogi rzuca. Gdyż Kościół nikogo pod ołtarz nie ciągnie siłą ale obiecuje pomoc i wsparcie w sensie duchowym jak i formacyjnym. Gdyż w Polsce jest co najmniej kilkanaście ośrodków rekolekcyjnych dla trudnych rodzin.

Sakrament jest szansą i zaproszeniem do szczególnej wspólnoty z Bogiem. Ale może być tylko możliwością z której nikt nigdy nie korzysta. Co widać jak na załączonym obrazku.

Sakrament jak garnuszek do czerpania wody, bez współdziałania człowieka jest bezsilny. Tragedie ludzkie dowodzą tego, że nie skorzystali z tego garnuszka a mogli i mogą jak ja korzystam.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku, gadasz nie na temat,

albo nie wiesz o co chodzi, znaczy piszesz okrągłe zdania, które nic nie znaczą wobec tego co sie nieraz dzieje.

I co z tego, że związek małżeński był dobrowolny?

Ludzie popełniają błędy, jeżeli za jeden błąd ktoś ma płacić całe życie i w dodatku pozwalać na niszczenie życia innym, to sorry, ale to jest chore i toksyczne.

Rozwód jest sto razy lepszy.

A przysięga już dawno została wymazana.

I to nie przez tę bitą kobietę, która chce rozwodu tylko przez postępowanie męża.


Grześ

tecumseh

Ludzie popełniają błędy, jeżeli za jeden błąd ktoś ma płacić całe życie i w dodatku pozwalać na niszczenie życia innym, to sorry, ale to jest chore i toksyczne.

Rozwód jest sto razy lepszy.

A przysięga już dawno została wymazana.

I to nie przez tę bitą kobietę, która chce rozwodu tylko przez postępowanie męża.

No właśnie zwracam Ci uwagę na odpowidzialność. Uważasz, że ślub sakramentalny jest ponad Twoje siły – znając jego konsekwencje – idź w związek cywilny.

Przysięga przed Bogiem jest przysięgą. A nie ceremionią podczas której ładnie się wygląda na zdjęciach i filmach video.
Zycie można budować sobie pięknie poza Kościołem.

Innej odpowiedzi nie ma. Mocno brzmi ale nie bójmy się tych słów.

I jeszcze jedno. Cudzołóstwo jednej strony nie staje się alibi dla cudzołóstwa drugiej. Miłość jest wierna.. a Ewangelia to całość.

Pozdrawiam.

p.s.
Serio uważam, że nie wszyscy powinni decydować się na ślub sakramentalny, jeśli nie mają wewnętrznego przekonania, że chcą “na dobre i na złe” wobec Boga, który pomoże w tych “na złe” jeśli się Jego w związku szuka.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku, pierwsza rzeczm

ja nie mówię o cudzołóstwie, ja mówię o przemocy.

Druga, w chwili ślubu niekoniecznie sytuacja wygląda tak jak wyglądać będzie później.

Ludzie biora ślub kościelny z różnych powodów, nie każdy bierze go z głębokiego przekonania, są też przypadki, że kobieta choćby naiwnie wierzy, że przyszły mąż się zmieni.

Bywa tak, że ktoś się maskuje, bywa różnie.

jak dla mnie wymaganie od kogoś, by trwał w małżeństwie za wszelką cenę w sytuacji ekstremalnej, jeśli to trwanie przynosi szkodę kilku osobom (także sprawcy, bo wie, że cokolwiek zrobi, ta i tak będzie przy nim naiwna i usługiwać mu będzie a on na kim odreagowywać będzie miał i trenować boks) jest po prostu złe.

I nie zmienia tego żadna gadka o sakramentach i małżeństwie, nie dogadamy się, bo dla mnie zasady sa dla ludzi, a nie ludzie dla zasad.

I w imię jakieś zasady nie dopuszczam, by poświecać zycie/zdrowie/przyszłość przynajmniej jednej osoby.


Amen,

szabat dla człowieka, nie człowiek dla szabatu!
dogmaty dla ludzi, nie ludzie dla dogmatów!

:)


Grześ

tecumseh

jak dla mnie wymaganie od kogoś, by trwał w małżeństwie za wszelką cenę w sytuacji ekstremalnej, jeśli to trwanie przynosi szkodę kilku osobom (także sprawcy, bo wie, że cokolwiek zrobi, ta i tak będzie przy nim naiwna i usługiwać mu będzie a on na kim odreagowywać będzie miał i trenować boks) jest po prostu złe.

Rozkład małżeństwa przynosi szkodę innym osobom a nie sakrament małżeństwa. A więc doprowadzenie do ekstremum jest tragedią. Lecz nawet to, nie autuje przysięgi małżeńskiej. Zło popełnione nie zwalnia z przysięgi. Gdyż przysięga jest “na dobre i na złe”... – nie jest warunkowa. *I, że Cię nie opuszczę aż do śmierci… – tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący.. *

Jak będziesz brał ślub pomyśl co to oznacza.. .

Lecz ten akapit przysięgi nie mowi, że trzeba trwać i nadstawać policzek ale pomagać błądzącej stronie: kierując na przymusowe leczenia, chronić rodzinę wzywając policję, domagając się alimentów, itd. NIe opuszczenie jest odpowiedzialnością za drugiego zarowno wtedy gdy jest dobrze jak i źle. To ślubujemy.

W takich własnie sytuacjach razem mieszkać się nie da, ale nie z innym kobietą i mężczyzną w takim sensie jak z żoną.

I nie zmienia tego żadna gadka o sakramentach i małżeństwie, nie dogadamy się, bo dla mnie zasady sa dla ludzi, a nie ludzie dla zasad.
I w imię jakieś zasady nie dopuszczam, by poświecać zycie/zdrowie/przyszłość przynajmniej jednej osoby.

Kwestia nierozwerwalności małżeństwa to nie kwestia widzimisię ale kwestia Ewangeliczna. Akurat jedna z nielicznych które nie jest uznaniowa jak celibat duchownych.

Miłość jest wierna – jeśli jest Miłością, nie opuszcza w biedzie – jeśli jest milością, nawet jak się ktoś stoczy – nie opuszcza ale walczy o tego człowieka – chyba, że nie jest Miłością.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Eh,

większe zło przynosi trwanie niekiedy niż rozkład.

A mieszkanie razem, fakt, w wielu przypadkach jedna połowa tego uświęconego związku powinna tkwić w więzieniu.

Spadam, bo czas przygotować zajęcia o niemieckiej muzie na jutro i zgrać jaki film na inne zajęcia, w koncu przed świętami nie ma się co przepracowywać.

Znaczy ja teraz muszę, ale chociaż jutro na zajęciach się ponudzę:)

pzdr


Oj, prowokujesz mua :)

Dwunasty wiek – małżeństwo jest świeckim kontraktem…

Wielu duchownych, myślicieli chrześcijańskich, wyraża się bardzo negatywnie o tej instytucji…

Rzym rozwiązuje i po siedem razy małżeństwa władców, kiedy jest to zgodne z jego interesami…

Co nie zmienia faktu, że wolałabym chyba wyjść za agnostyka jakiegoś, bo śluby kościelne mnie przerażają z deka ;)

Przepisy zostały te same, czas ludzkiego życia wydłużył się masakrycznie. Zamiast wspólnej przeprawy tratwą po jeziorze, rejs transatlantykiem dookoła świata. I skacz tu człowieku za burtę, w razie czego :p

A teraz, zgodnie z moim konsekwentnym brakiem konsekwencji, jedna z moich piosenek ulubionych.

Przysięga swej Elizie ślicznej
Przysięga miłość aż po grób
W kościele dzisiaj uroczyście
Przed Panem Bogiem biorą ślub

(...)

Uspokójcie serca drżące,
Gdy Wszechmocny znak wam da
W nim na zawsze was połączy,
Miłość która się nie kończy
Miłość, która wiecznie trwa…


Grześ

tecumseh

większe zło przynosi trwanie niekiedy niż rozkład.

Zawsze nic nie robienie z problemem jest większym złem.

A mieszkanie razem, fakt, w wielu przypadkach jedna połowa tego uświęconego związku powinna tkwić w więzieniu.

Prawo jest jedno i obowiązuje wszystkich jednakowo (karne prawo).

Spadam, bo czas przygotować zajęcia o niemieckiej muzie na jutro i zgrać jaki film na inne zajęcia, w koncu przed świętami nie ma się co przepracowywać.
Znaczy ja teraz muszę, ale chociaż jutro na zajęciach się ponudzę:)
pzdr

Zazdroszczę Ci przerwy świątecznej i ferii.. .

Pozdr.
************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku

Przeczytałam właśnie wszystko, co pojawiło się od wczoraj.

Generalnie zgadzam się z Grzesiem – użył wielu argumentów i słów, których ja bym użyła.

Możesz nie wierzyć, że ktoś umie się skutecznie zabunkrować z dowolnym problemem, ale ja wiem , że może i to od tych, którym zabunkrować się udało. Znam dokładne opisy sposobów jakich używali.

Czytam, jak uparcie trwasz przy sakramencie i mam wrażenie, że zupełnie znika w tym człowiek. Że znika krzywda.
Widać tylko nierozerwalność, bo to jest zasada, widać obopólną winę, jakoś tam pojmowaną odpowiedzialność, która każe poświęcić wiele wartości na rzecz jednej: nierozerwalności małżeństwa.

Jeśli jedna strona niszczy systematycznie, latami drugą, to ta pierwsza ma co prawda prawo do odseparowania się, ale do końca swoich dni ma żyć samotnie, kochać i liczyć, że nastąpi cud i wszystko się odmieni.

Wolno jej się odseparować, ale nie ma prawa się uwolnić.

Ma właściwie zawiesić swoje życie na kołku i jakoś w takiej hibernacji doczekać śmierci.
Bo nie wolno jej otworzyć się na innego człowieka, na jego miłość, na ciepło i dobro. Ma wierzyć, że ten koszmar kiedyś się odwróci, i sakramentalny współmałżonek dozna psychicznego liftingu.

A co z szacunkiem dla swojego życia, dla jego wartości?

To o czym piszesz to nie jest miłość, to jest niewolnictwo. Przykład na to, jak piękna zasada przeistacza się w jakiś koszmar, który jak bagno wciąga coraz głębiej.

Wydaje się, że żyjesz w jakiejś różowej bańce, przez którą nie przebijają się ludzkie dramaty. Masz jedną, bardzo zasadniczą i sztywną odpowiedź.

Piszesz o rekolekcjach… No fajnie, to teraz spróbuj sobie wyobrazić taką rodzinę na tych rekolekcjach (jak mieliby się tam znaleźć, to już kwestia odrębna):

ON – uzależniony od alkoholu, stosujący bardzo ostrą przemoc. Właśnie kończy się trzeci miesiąc jego alkoholowego ciągu (widziałeś kiedyś takiego człowieka? Masz jakieś wyobrażenie co się z nim dzieje w sensie psychicznym i fizycznym?).
Wczoraj, dzień przed rekolekcjami, wkroczył w drzwi, by następnie rozpętać awanturę, w czasie której bił swoją żonę tak, że złamał jej obie ręce, zmasakrował twarz, a krew lała się to tu to tam.

ONA – jego żona od kilunastu lat, przerażona, w głębokiej depresji, pozbawiona siły, przygnieciona wstydem, poczuciem winy i bezsilności. Pobita, z bardzo widocznymi śladami działalności męża.

RKA – nastolatka, która ma wszystkiego dość, wściekła na ojca, ale bardziej na matkę. Jedyne czego chce, to odrobinę spokoju i żeby matka wreszcie zdecydowała się odejść od ojca. Jej poczucie własnej wartości pełza przy podłodze, nie ma nadziei na nic, nie wierzy w przyszłość, ma problemy w relacjach z ludźmi, a już nade wszystko boi się zakochać. Wczoraj oberwała też od ojca i z trudem ukrywa siniaki. Radzi sobie ze swoimi emocjami przy pomocy żyletki, którą codziennie kilka razy nacina przedramiona i wewnętrzną stronę ud.

Na to wszystko wchodzisz Ty i zapraszasz ich na rekolekcje dla trudnych małżeństw…

Bo małżeństwo jest święte, nierozerwalne i nie zawiera się go dla ładnie nakręconego w kościele filmu.

Ech…


Cześć,

już maila miałam pisać, bo ktoś się o Ciebie martwił.

Swoją drogą, to masz ciekawą pracę, aczkolwiek dołującą.


Hello :)

A kto się o mnie martwił?
Jak to miło, że ktoś się martwi o Gretchen.

Moja praca mnie nie dołuje, co pewnie może wydać się dziwne, ale to prawda. Ciekawa jest niesamowicie, skarbiec ludzkich historii.


Taki jeden gość,

nie wiem, może sam powinien się ujawnić?

Nie, dziwnym nie jest, podejrzewam, że na każdy wiersz dobry jest zły wiersz, znaczy że jakieś optymistyczne akcenty równoważą tę całą wódę i żyletki… A poza tym odporności się nabiera. Skorupki :p

Ech, nie mam kompletnie pieniędzy, ale od czego koledzy, menel Orzeszek dał mi pół paczki fajek, w zamian za dwa ogórki kiszone, kawał ciasta co je Magda upiekła na imprezę i kubek herbaty :) A jutro powinnam dostać przesyłkę od Grzegorza ;)

Właśnie, Grzesiu, zajrzyj na mojego bloxa, jak nie ciotę, to alkoholika robimy z Ciebie darling… ;P


No to bardzo ciekawe jest, bardzo :)

Akcentów pozytywnych jest aż nadto, szczęśliwie.

Tylko ma to wszystko taki skutek, że argumenty takie, jak Poldka wydają mi się zupełnie odrealnione w tym zakresie.


A co Ty tam wiesz,

święty Paweł naszym guru, marsz na rekolekcje. No.


Gretchen

Może zacznijmy od tego, że zawsze rozkład małżeństwa i rozwód jest totalną klęską dla wszystkich których wymieniłaś.

Druga ostotna rzecz. Małżeństwo wogóle nie ma sensu bez Miłości.

Po trzecie, trzeba zadać sobie pytanie co to znaczy Kochać w znaczeniu przysięgi małżeńskiej – jakiego rodzaju to miłość. Bo to szczególny przypadek slubować komuś wierność, uczciwość, i trwanie na dobre i na złe do konca życia, co nie?

Po czwarte, czy ta przysiega ma wogóle sens a nie jest jakims anachronizmem? Dla mnie ma sens.

Po piąte osoby chcące ją wypełniać powinni się poważnie odpowiedzieć na powyższe pytania i zadecydować w piątym czy chcą i jak chcą to urzeczywistnić. I że nie jest to łatwe.

Ty przywołujesz patologie przeciwko nierozerwalności Małłżenstwa. Ja traktuję ten związek w perwpektywie religijnej – a więc konkretnej. Ty traktujesz je w zupełnie innej perspektywie. Nasze punkty widzenia są więc zupełnie różne.
W związku z tym, sądzę, że moje argumenty do Ciebie nie trafią. Nie trafią gdyż małżeństwo sakramentalne ma swoje uwarunkowanie religijne, teologiczne i Ewangeliczne.
Nie da się więc krytykować tej perspektywy odrywając samą instytucję małżeństwa(brzydkie okreslenie) od jej korzeni Biblijnych.

Piszesz o rekolekcjach… No fajnie, to teraz spróbuj sobie wyobrazić taką rodzinę na tych rekolekcjach (jak mieliby się tam znaleźć, to już kwestia odrębna):

Udział w rekolekcjach nie jest przymusowy ale jest dla chcących. Więc wyobrażam sobie, takie osoby które chcą z nich skorzystać. Czy uważasz, że rekolekcji potrzebują tylko Ci z ekstremum na które się powołujesz? Czy uważasz, że powinno się rekolekcie proponować w takich przypadkach jak podałaś w swoim poscie – podając spektakularny przyklad? Ja tak nie uważam. Uważam, że nie. Wysmiałaś mnie – dzięki za przenikliwość i zorientowanie w temacie uzdrawianiu relacji małżeńskich. :-)))

Nie rób ze mnie idioty, takiego który uważa, że alkoholika bijącego żonę nalezy wysłać na rekolekcje. Jego najpierw trzeba wysłać na detox i terapię dla alkoholików… . A więc zastosować standardową procedurę leczenie ludzi od uzależnień.

Mówisz o patologiach. Ja odpowiadam, że należy pomagać trudnym małżeństwom. W sposób adekwatny. Inny sposób dla tych którzy są świadomi i chcą rozwijać swoje małzeństwo a w inny trudnym przypadkom, jeszcze inaczej w najtrudniejszych. Lecz pary muszą chcieć. Wbrew woli niczego się nie zrobi.

Rekolekcje i inne elementy służą pomocą dla małżeństw chcących coś zmienić, ulepszyć, rozwijać się – wtedy gdy obydwoje chcą tego. Nawet wtedy gdy osoby nie wiedzą co mają począć z takimi gagatkami jak opisałaś.

Natomiast Ty z Grzesiem przywołujesz ekstremum. To extremum to poważne przypadki które kwalifikują się na terapie.. . Rozwód czy nierozwód nie będzie w takich przypadkach żadnym lakarstwem ani antidotum na patologię jaką przywołujesz.

O odbudowaniu relacji może być mowa, gdy osoby wrócą do normy.. – a wrócą? Tego nikt nie wie. Trzeba im próbować pomóc? Będziemy zgodni, że tak.

Ja zadałem konkretne pytanie: czy cudzołóstwo osoby która zdradza jest alibi dla cudzołóstwa osoby zdradzonej. Nie otrzymałem odpowiedzi.

Jest wiele przypadków gdzie osoby zdradzone żyją same, wychowując dzieci z wyboru. Gdyż autentycznie kochają i są wierne. Może to głupie dla Ciebie ale dla mnie nie. Szanuję te osoby.
Mój brat, ma psychicznie chorą żonę, która zataiła te chorobę przed nim przed ślubem. tę chorobę zataiła przed nim jej rodzina. Gdyby zechciał Kościół potwierdziłby mu nieważność zawarcia małżeństwa wskutek ukrycia ważnej okoliczności co do predyspozycji danej osoby do zycia w rodzinie i wychowywania dzieci.

I co? Mój brat ja kocha. Nie chce unieważnienia chce z nią żyć i żyje. Prawo byłoby mu pomocą a dla niego prawo nie jest potrzebne.. . A On nie chce unieważnienia. Powiesz o nim niewolnik albo głupiec? WYśmieje Cię. :-)))

Czy miłość istnieje? Czy to tylko mrzonka dla zakochanych?

W istocie małżeństwa sakramentalnego jest odpowiedzialność również za zbawienie drugiej osoby. Kolejny warunek nieistotny dla nieKatolików. Rozumiem to.

To o czym piszesz to nie jest miłość, to jest niewolnictwo. Przykład na to, jak piękna zasada przeistacza się w jakiś koszmar, który jak bagno wciąga coraz głębiej.

Przysięga małżeńska nie jest dla niewolników ale wolnych. W pełni wolnych gdyż inaczej byłaby nieważna. To o czym pisze jest dla prawdziwie kochających. Kochający to niewolnik w pewnym sensie – zgadzam się.

Wydaje się, że żyjesz w jakiejś różowej bańce, przez którą nie przebijają się ludzkie dramaty. Masz jedną, bardzo zasadniczą i sztywną odpowiedź.

Patologie związane z rodzinami dotykaja małżeństw również sakramentalnych i tak samo wymagają pomocy jak i niesakramentalne.
Jeśli zaś patologie się pojawiają – te ekstremalne, to nie z dnia na dzień. Więc powiedzmy otwarcie, że jeśli ktoś nie dba o swoje małżeństwo: swoją żonę, męża to sobie funduje schody.
Czy to zatem wina Kościoła, ze ktoś nie dba o swoje małżeństwo? Jeśli ktoś zyje w “bańce” to ten, który uważa, że można sobie ślubować a potem “się zobaczy”.

ON – uzależniony od alkoholu, stosujący bardzo ostrą przemoc. Właśnie kończy się trzeci miesiąc jego alkoholowego ciągu (widziałeś kiedyś takiego człowieka? Masz jakieś wyobrażenie co się z nim dzieje w sensie psychicznym i fizycznym?).
Wczoraj, dzień przed rekolekcjami, wkroczył w drzwi, by następnie rozpętać awanturę, w czasie której bił swoją żonę tak, że złamał jej obie ręce, zmasakrował twarz, a krew lała się to tu to tam.

Jaki ma z tym związek to czy powinno się być wiernym przysiędze małżeńskiej i niewolnictwem o którym napisałaś wyżej? Czy z nierozerwalności wynika, że ona ma mu na to pozwolić? Wolne żarty. Ona ma chronić siebie i swoją rodzinę przed nim, jesli sprawy doszły za daleko. Z nierozerwalności małzeństwa wynika jej uległość? Wbrew preciwnie. Ma zrobić wszystko aby ochronić siebie, swoje dzieci i jego przed nim samym. To wynika z przysięgi małżeńskiej. Gdyż ślub miłości to nie “tiutu” ale odpowiedzialnośc za drugiego. Również za niego.

Nie będę odnosił się do akapitów “ONA” , “CÓRKA” gdyż odpowiedź na akapit “ON” zawiera odpowiedź.

Na myśl przychodzi mi dwa stwierdzenia. Pamiętasz naszą dyskusję o dopuszczalności skrobanki? Ja się upierałem, że skrobanka nie jest żadnym zabiegiem terapeutycznym dla zgwałconej kobiety.
Podobnie tutaj. Rozwód nie uleczy alkoholika, nie uleczy krzywdy żony, a także skutków na psychice córki.

Tym osobom potrzebna natychmiastowa pomoc terapeutyczna a nie rozwód. Ona może jeśli zechce być mu wierna jesli go kocha. Jeśli jest osobą głęboko wierzącą nie będzie żyć w cudzołóstwie z innym mężczyzną. Są w Kościele wspólnoty takich osób. Z jednego powodu. Para małżeństwa wychodzi z Kościoła w trójkę. Z Jezusem. Gdy odchodzi mąż, zostają dwoje a nie jedno.. – i to jest subtelna różnica.

Owszem, możesz powiedzieć, że to bańka różowa. Możesz. Ale Ty jesteś Byddystką, więc nie zrozumiesz tego. Dla Jezusowego człowieka nie istnieje tylko teraxniejszość. Ale istnieje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Konkretna. Jest to inna perspektywa życia.

Bo Miłość nie ustaje i istnieje konkretnie a nie pojawia się i znika. Można nią żyć a można jedynie się na niej ślizgnąć dopóki nie ma zobowiązań.. . Przybiera różne formy w zależności od sytuacji. Nawet wzywa policję wysyła na przymusowy odwyk by chronić siebie i dzieci przed agresorem.

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Stopczyk

jozefstopczyk

zmianą na lepsze może być rozejście się i nie zamęczanie siebie nawzajem. są tacy co podejmują wysiłki żeby relacje naprawić, są tacy, którzy tego nie chcą, bo chcą zacząć coś nowego. tak ciężko to zrozumieć?

Akceptuję ich wybór. Jednak rozmawiamy o szczególnym rodzaju związku jakim jest sakramentalne małżeństwo. Moga się rozejść zaraz po slubie. Nic mi do tego. Ale to nie wina Kościoła lecz ich niekonsekwencja. W dalszej części postu – na dole – to uzasadnię.

a co do odpowiedzialności. to owszem często rozkłada się na obie strony, bo jedna np. leje, a druga pozwala się lać.
w mojej okolicy parę lat temu facet zadźgał widłami żonę. wcześniej ją lał i regularnie gwałcił, o pardon, egzekwował obowiązki małżeńskie. kobieta trzy razy składała pozew o rozwód i trzy razy wycofywała bo koleś błagał, że już nie będzie.nawet na specjalną pielgrzymkę poszedł.
jakby go zostawiła to by żyła, a dzieci by miały matkę. a tak to są, każde w innym domu dziecka, bo mam wącha kwiatki od spodu, a tatuś kochający odsiaduje wyrok…

Kolejny przypadek extremum. Nikt nie wiąże się z alkoholikiem, itp. Zagadką więc jest to, co się dzieje takiego w małżeństwach, że ludzie się tak zmieniają... , efektem czego jest to co opisałeś.

Myślę, że odpowiedź może dać każdy jeśli zaobserwuje kiedy sam się zmienia na gorsze.

Można sobie zadać sobie pytanie, dlaczego się zmieniam i kiedy się zmieniam na gorsze.. . Wtedy gdy przestaję od siebie wymagać i zaczynam sobie odpuszczać. A w małżeństwie jak w przyjaźni czy dobrym koleżeństwie. Odpowiedzialnym się jest za siebie i za drugiego. Nie wymagam od siebie, nie mogę wymagać od drugiego. Jeśli wymagam od siebie, to robię to także dla drugiego.

Ja jestem zdania takiego, że “lepiej siedzieć w karczmie i myśleć o Kościele niż siedzieć w Kościele i myśleć o karczmie”.
Podobnie z małżeństwem sakramentalnym. Lepiej żyć w cywilnym i marzyć o sakramentalnym niż odwrotnie.
Po co się pakować w coś do czego nie ma się przekonania. Lepiej być wiernym swoim przekonaniom niż, udawać, że się ma inne. Dlatego bardziej lubię ateistów którzy wiedzą dlaczego nie wierzą niż wierzących udających, że wierzą lub łudzących się.

Z nieudanym małżenstwem nie tylko sakramentalnym jest tak jak z wypadkiem samochodowym.
To nie wina producenta, że kierowca lekkomyślnie posługuje się samochodem i nie przestrzega instrukcji obsługi,
przeglądów okresowych i wymiany części eksploatacyjnych.
A ponieważ, małżeństwo to “samochód dalekodystansowy”, przeglądy, wymiana oleju, części jest niezbędna.*
Bez tych czynności murowana katastrofa z gatunku extremum jakie przywołuje Grześ, Gretchen i Ty.

I niech nikt nie opowiada bzdur, że bez tych czynności da się gdziekolwiek dojechać.
Po prostu ten samochód, tak ma z wszystkimi extremalnymi konsekwencjami. Ale jak ktoś zasiada za “jego kierownicę” powinien wiedzieć a przynajmniej zdawać sobie sprawę, “jaka jest jego zasada działania”.

*A najbardziej powinien zdawać sobie sprawę co jest “jego napędem”, jego zdrowym paliwem w odróżnieniu od chrzczonego paliwa. Te czynniki sprawiają, ze “albo mamy udaną, bezpieczną podróż albo katastrofę i zniszczenie samochodu.. , który trudno odbudować.

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


no cóż

jeżeli to co napisałeś jest stanowiskiem Kościoła to uważam, że to szkodnictwo i robienie ludziom krzywdy. na szczęście na ich życzenie … jest to też jeden z powodów dla których nie chcę mieć z tą instytucją nic wspólnego.

=moje nudne i banalne foty=


Ale to ma sens,

co pisze Poldek. Jedynie tzw. rozwód kościelny (to się inaczej nazywa ;) powinien być nieco łatwiejszy w uzyskaniu…

Ja jestem zdania takiego, że “lepiej siedzieć w karczmie i myśleć o Kościele niż siedzieć w Kościele i myśleć o karczmie”.
Podobnie z małżeństwem sakramentalnym. Lepiej żyć w cywilnym i marzyć o sakramentalnym niż odwrotnie.
Po co się pakować w coś do czego nie ma się przekonania. Lepiej być wiernym swoim przekonaniom niż, udawać, że się ma inne. Dlatego bardziej lubię ateistów którzy wiedzą dlaczego nie wierzą niż wierzących udających, że wierzą lub łudzących się.

No i kto powie, że w tym nie ma racji?

Już nie przesadzajmy z tą krzywdą ludzi… trochę odpowiedzialności, każdy sobie spierdala życie na własne życzenie


Pino

przecież napisałem, że nie chcę mieć... no ;)

a poza tym nie ma “kościelnych rozwodów” ... ostatnio o tym z księdzem gadałem :P

=moje nudne i banalne foty=


Też to zaznaczyłam :P

Dowcip polega na tym, że część księży używa takiego właśnie skrótu myślowego…


ja kiedyś powiedziałem

wrócę na kamienne łono kościoła jak kobieta zostanie papieżem :D

=moje nudne i banalne foty=


Ale to niemożliwe,

kobieta nie może być ogólnie księdzem katolickim… Pastorem, spoko, ale to zupełnie co innego.


Pino

wiem, że to proces dość długi … ale spoko ;)

=moje nudne i banalne foty=


Stopczyk

po co CI papież = kobieta jak i tak sie z nim nie ożenisz.

:-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Padłam na pysk

...


Stopczyk

ta naprawdę “obiecanki cacanki”, :-)))

A na poważnie, do Kościoła nie idzie się “dla instytucji” tak, jak żony się nie wybiera wg tylko tego co widać.. . Najważniejsze jest niewidzialne – jak mawia klasyk.

Pozdro.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku, nie rozumiesz,

dlaczego wymagasz tylko od jednej strony?

Dlaczego troszczyć się, uzdrawiać i podtrzymywac małżeństwo ma tylko jedna strna?

I jeszcze leczyć swojego oprawce i czekać łaskawie az on się zmieni/zostanie wyleczony/przejdzie wewnetrzną przemianę.

Rozwód nie ma być terapią, rozwód ma być czasem w niektórych przypadkach wyzwoleniem, zapewnieniem sobie bezpieczeństwa i początkiem normalnego życia.

P.S. Oczywiście to co piszesz, to nie jest prawda:

“Kolejny przypadek extremum. Nikt nie wiąże się z alkoholikiem, itp. Zagadką więc jest to, co się dzieje takiego w małżeństwach, że ludzie się tak zmieniają... , efektem czego jest to co opisałeś.”

jest jednak trochę przypadków,że kobieta wychodzi za mąż za alkoholika.
Powody sa różne:fascynacja, zauroczenie, naiwna nadzieja, że się zmieni po ślubie, że jak kocha, to pić nie będzie, że nawet jak przyszedł pijany i uderzył, to to incydent, przecież przeprasza na drugi dzień. itd

A później się zaczynba myślenie, że to moja wina, że ja zawiniłam, ze nie zrobiłam coś tak jak on chciał itd itp.

Jest takie coś jak mentalność/syndrom ofiary, Gre pewnie to lepiej wyjaśni.


Grześ

Ja nie wymagam tylko od jednej strony. Tylko mówię, że jedna ze stron jest w potrzebie.

W pierwszej wypowiedzi piszesz, że to bezsensu leczyć swojego oprawcę i czekać aż się zmieni.

W drugiej zaś mówisz, że poślubianie alkoholika jest jak najbardziej naturalne.

A może bezpieczniej jest wyleczyć “przed” a potem poślubić?

Ja nie wymagam ale piszę o konsekwencjach wyborów i odpowiedzialności za nie. Wszak człowiek jest kowalem swojego losu a nie kto inny. A przypadki które przywołujesz właśnie o tym świadczą.

Kościół mówi wiele o niepopularnych sprawach: czystość przedmałżeńska, przygotowaniu do małżeństwa, życie w łasce a więc moralne, świadomej wierze,itd. Nie po to aby męczyć kogoś ale aby zwrócić uwagę na to, że zabawa “w małżeństwo” może się źle skończyć: zranieniem, poczęciem dziecka i jego skrzywdzeniem, złamaniem życia na zawsze. Gdyż nie wszystkie decyzje można cofnąć. Promowanie wolności seksualnej jest super ale dla sprzedawców wszelkiej maści artykułów z tym związanych. Gorzej jeśli stanie się tragedia wskutek nieodpowiedzialnym decyzjom. O tym milczy się i w kolorowej prasie nie piszą.. .

Mówię nie o wymaganiach ale o świadomym podejmowaniu zobowiązań, decyzji obwarowanych przysięgą przed Bogiem.

Kościół jest – rozumiem – nieludzki swoim podejsciem do nierozerwalności małżeństwa bazując również na słowach: “cokolwiek Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela..”.
Kościół na serio traktuje przysięgę którą wysłuchuje i błogosławi.. . Dlaczego ma traktować ją jako umowę przedwstępną.. . A jeśli przedwstępną to chyba zawarcie małżeństwa byłoby jakimś teatrem do albumu z fotosami.

Rozumiem, ze wg Ciebie jest to nieludzkie.. – nie błogosławienie powtórnych związków.. . Ale przecież Kościół nie jest od podobania się.. .

Pozdrawiam.

p.s.
Marzy mi się taki czas, gdy małżeństwo sakramentalne nie będzie czymś dla splendoru i tradycji.
Ale podejmą je Ci, którzy na serio chcą być święci(bo taki jest cel bycia w Kościele) i w tym kontekście urządzają sobie swoje życie: osobiste, zawodowe, rodzinne, itp.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności..


Poldku,

nie piszę, że poślubienie alkoholika jest naturalne, tylko że się zdarza.

Nie piszę, że bez sensu jest leczyć kogokolwiek, tylko żer to ta osoba, któr ma problem powinna zacząć się leczyc, bardzo często nie chce.

Przysięga jak dla mnie nie była traktowana na serio przez jedną stronę, więc nie widzę powodu, by druga strona miała się poświęcać.

Po prostu moim zdaniem wymaganie od innych heroizmu, który w dodatku bywa bezpośrednim zagrożeniem życia i zdrowia , jest nie fair i tyle.

Heroizmu to można od siebie wymagać.

Nie pisze nic o powtórnych związkach, acz uważam, ża akurat Kościół i jeog nauczanie krzywdzą de facto ludzi żyjących w tzw. związkach niesakramentalnych (znaczy po rozwodzie)

De facto traktując ich gorzej niż kogokolwiek (zakaz przyjmowania komunii świętej itd)

I niejednokrotnie ustami swoich przedstawicieli (różni księża na kazacniach) obraża tę grupę.
Acz to już inny temat w sumie niż ten na który gadamy.

pzdr


Też mam na to bana

od czterech lat, nie musiałam alkoholika poślubiać.

Acz wybieram się do Kapucynów na generalną spowiedź, więc może coś drgnie w temacie.

pzdr


PINO

Znam świetnego spowiednika w Krakowie ale u Franciszkanów czarnych, na Wszystkich Świętych – mogę polecić, jeśli wolno.
Nazywa się o.Andrzej Prugar. Można na furcie zapytać lub zadzwonić do klasztoru i się umówić: 12 422 53 76.

p.s.
Ja też się wybieram ale w przyszłym tygodniu do Jezuitów. Czuję “nierówności” na duszy – czas je przecyklinować.. . :-))

Pozdrawiam i 3mam kciuki!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


O, dzięki,

Franciszkanie kojarzą mi się dobrze. :)

Kiedyś to się człowiek spowiadał, potem szedł do kina i było zabawnie. A teraz to masakra, dusza mi się szlamem pokryła :p

Aczkolwiek, jak twierdzi specjalista Synergie, jako grzesznica jestem świętą, jako święta byłabym kurą.

hi hi


Pino Kurą znoszącą złote jajka.

Przemyśl to jeszcze przed spowiedzią generalną u Kapucynów…

Hej, Ahoj.
Trzymaj się!


chiba złote pieniążki

Jak dwa złote pieniążki ukryci w lesie każdy dzień was jak drzewo mi przesłania dziś mogę po dwunastej w nocy tłuc się wróciwszy do mieszkania … (Bursa)

:)


Pino

Pino

Franciszkanie kojarzą mi się dobrze. :)
Kiedyś to się człowiek spowiadał, potem szedł do kina i było zabawnie. A teraz to masakra, dusza mi się szlamem pokryła :p

Idźże sobie do kina.. zgodnie z tradycją. A co!

Aczkolwiek, jak twierdzi specjalista Synergie, jako grzesznica jestem świętą, jako święta byłabym kurą.
hi hi

Synergie pije do reinkarnacji, że jako święta wpadłabyś w kurę znoszącą złote jajka w kolejnym wcieleniu. Pewnie Synergie ma w tym jakiś interes, bo on finansista a w złoto warto inwestować.. .

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Pino, tu trzeba zadać odwieczne pytanie,

do kina czy na film:)

Bo jak do kina, to może najpierw a później do spowiedzi:)


Grześ

tecumseh

Przysięga jak dla mnie nie była traktowana na serio przez jedną stronę, więc nie widzę powodu, by druga strona miała się poświęcać.

No to co, zdrada jednej stroby ma niby usprawiedliwiać zdradę drugiej? E chyba coś nie tak.

Po prostu moim zdaniem wymaganie od innych heroizmu, który w dodatku bywa bezpośrednim zagrożeniem życia i zdrowia , jest nie fair i tyle.Heroizmu to można od siebie wymagać.

W sumie przysięgać komuś-zwłaszcza w dzisiejszych czasach sezonowości wszystkiego-, że się go nie opuści aż do smierci jest heorizmem.

Nie pisze nic o powtórnych związkach, acz uważam, ża akurat Kościół i jeog nauczanie krzywdzą de facto ludzi żyjących w tzw. związkach niesakramentalnych (znaczy po rozwodzie)
De facto traktując ich gorzej niż kogokolwiek (zakaz przyjmowania komunii świętej itd)

Przecież ludzie zawierający małżenstwo wiedzą jakie konsekwencje dla nich jest wzięcie sobie innej na żonę.. . Jest to cudzołóstwo. Ty mówisz, że Kościół ich krzywdzi. Kościół nie jest od podobania się.

I niejednokrotnie ustami swoich przedstawicieli (różni księża na kazacniach) obraża tę grupę.
Acz to już inny temat w sumie niż ten na który gadamy.

Osobiscie nie słyszałem. Obecnie są juz duszpoasterstwa dla ludzi zyjących w wolnych związkach(mając wczesniej slub), osób samotnie zyjących po zdradzie mężą/żony. Muszę chyba o tym napisać osobny post.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku, akurat trochę wiem

z całkiem bliska o sytuacji takich osób i powiem ci, że one mają ważenie nieraz jakby Kościół je odrzucał.

Dużo bardziej niż grzeszników “zwykłych” czy np. alkoholików, przestępców, kogo tam jeszcze.

A co do rozwodu, chyba ci nie wyjaśnię, ja nie piszę, że druga strona moze zdradzac, to mnie nie interesuje, ja piszę, że ma prawo po prostu przestać żyć, z kims kto ją niszczy i tyle.

Jak sobie ułoży dalej, to już jej sprawa.

herozimem zas nie jest przysięga, nie o tym, pisze, herozimem jest akceptacja tego, że ktoś tobą pomiata i jeszcze oddzięczanie się za to mu.

Zostałbyś w pracy, w której szef by cię obrażał/niszczył/wyzywał/molestował i to latami?

Bo ja nie, więc nie widze powodu, dlaczego kobieta ma tolerować męża alkoholika/kata/oprawce i odwrotnie.

Kończę, bo nie skończymy tej gadki nigdy:0

A w ogóle przyznam się, że jeszcze twojego tekstu właściwego, po którym komentuję, nie przeczytałem, więc może znajdzie się jeszcze inny taki temat do tak żarliwej dyskusji:)


Grześ

tecumseh

z całkiem bliska o sytuacji takich osób i powiem ci, że one mają ważenie nieraz jakby Kościół je odrzucał.
Dużo bardziej niż grzeszników “zwykłych” czy np. alkoholików, przestępców, kogo tam jeszcze.

Ja ich również po ludzku rozumiem. Mam kolegę w pracy który żyje w drugim związku.. . Kościół ich nie odrzuca ale nazywa grzech grzechem. Mogą życ jak brat i siostra – brzmi mrożąco krew w żyłach.. .
A gdy ktoś żyje w grzechu, i nie ma woli wyjścia z niego nie może uzyskać rozgrzeszenia. Jeśli tego warunku nie spełni człowiek wyznając każdy inny cięzki grzech, również nie uzyska. WIęc Twoje pisanieo tym nie bierze pod uwagę tego uwarunkowania. Po ludzku rozumiem ich położenie ale ta sytuacja jest ciężka.

A co do rozwodu, chyba ci nie wyjaśnię, ja nie piszę, że druga strona moze zdradzac, to mnie nie interesuje, ja piszę, że ma prawo po prostu przestać żyć, z kims kto ją niszczy i tyle.

Napisz wobec tego co dla ciebie znaczy przysięga małżenska w świetle powyższego?

herozimem zas nie jest przysięga, nie o tym, pisze, herozimem jest akceptacja tego, że ktoś tobą pomiata i jeszcze oddzięczanie się za to mu.

No dobrze napiszę inaczej: heroizmem bywa czasem dotrzymanie tej przysięgi.. .

Zostałbyś w pracy, w której szef by cię obrażał/niszczył/wyzywał/molestował i to latami?

Pracodawcy nie ślubuje się dozgonnej pracy u niego.. .

Bo ja nie, więc nie widze powodu, dlaczego kobieta ma tolerować męża alkoholika/kata/oprawce i odwrotnie.

A ma prawo kochać go również jako alkocholika? Nie oznacza to, pobłażliwości ale walkę o niego i jego trzeźwość.. . To jest możliwe. To jest testem i próbą miłości.. .

A w ogóle przyznam się, że jeszcze twojego tekstu właściwego, po którym komentuję, nie przeczytałem, więc może znajdzie się jeszcze inny taki temat do tak żarliwej dyskusji:)

Zachęcam do przeczytanie (nieskromnie zachęcam) bo jest na inny temat niż dyskusja pod. KOrespobduje ze Szczesniakiem: “...przychodzi spoza nas”.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

Gretchen

Po drugie, słowa przysięgi mówią: ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci.

Kto łamie przysięgę: ten co za mało komplementuje, czy ten kto chleje, bije i się łajdaczy?

Przedarłem się do pytania jakie mi postawiłaś i odpowiem chętliwie na niego.

Nie zgadzam się na tak postawione pytanie gdyż ono jest fałszywe. A to z tego powodu, że pomiędzy ślubem a momentem w którym zadajesz to pytanie jest jakiś okres czasu.

Rozumiem, że po slubie było ok. A potem on zaczął popijać a ona(załóżmy) min. nie komplementowała. Ważne jest to:
a. jak to się stało, że z kochającego męża zrobił się pijak, łajdak i bokser damski? Skoro przed ślubem był taki superowy, to przy niej taki patologiczny się nagle zrobił?

b. więc proces jaki się pomiędzu nimi dokonał polegał na kompletnym rozpadzie przyjacielskiej i nawet koleżeńskiej relacji. Jak to się stało: czy komplementy z jej strony, zamknięcie w sobie z jego strony – możemy sobie bajać.

Po owocach się poznaje drzewo. Więc skoro drzewo po iluś latach od zasadzenia tak wygląda oznacza, że jego pielęgniarze przespali jego pielęgnację. Nie wzrusza mnie pokazywanie kontrastów które są wynikiem i skutkiem jakiegoś zaniedbania.. . Interesuje mnie to, że oboje dopuścili do tego – z sobie wiadomych powodów – aby doszło do takiej sytuacji.

Przecież oboje się zgodzimy do tego, że relacje obumierają jeśli brak słów kluczy: takich podstawowych jak: proszę, dziękuję, przepraszam, a skończywszy na większych kluczach. Zazwyczaj małe rzeczy są przyczynami większych.. . Coś się wydarzyło w ty czasokresie.. . MIłośc była bo był ślub. Gdzie i jak zniknęła? Oto jądro naszego sporu. Na pewno zniknęła. Albo niepostrzeżenie albo przez zaniedbanie. Życie dorosłe szare nie sprzyja spontanicznemu rozwijaniu się ale codzienność domaga się świadomych dowodów pamięci, życzliwości, radosnej twórczości.. . Gdzieś zniknęło.

Grzech rodzi grzech – tak jest właśnie przy zaniedbaniu relacji małżeńskiej, dopuszczeniu do jej rozkładu i pójście w cudzołóstwo inny związek. Przysięga zobowiązuje? Tak zobowiązuje do pielęgnowania miłości, przyjaźni, lubienia siebie nawzajem.. . Takie są prawa miłości, przyjaźni.. . I nie ma skutków bez przyczyny. Więc nie wiem kto jak przysięgę zachowuje. Gdyż picie jest skutkiem. Nie znam przyczyn.. – znam jedynie skutki. A w ocenie ważne są okoliczności które decydują o tym, kto był bardziej wierny.. . Na pewno on ze szczęścia nie pił. Napewno Ona nie bez powodu odpusciła sobie “jego” skoro poszedł w alkochol i agresję totalnie.. . WIęc nie odpowiem na tak postawione pytanie bo nie wiem.

Dziwi mnie to, ze w tej dyskusji nie ma mowy o miłości. W sumie przecież to Kobieta czuje mocniej “te sprawy” dlaczego ja jako toporny facet mam upominać się o miłość zamiast opowiadać o nowym księciu/księżniczce, które się nagle zjawiają i rzucają szczęście pod stopy pokiereszowanych małzonków z poprzedniego związku którego nie potrafili uchronić przed prozą życia… . Kościół nie akceptuje jako nowych małżonków takich związków, gdyż pamięta przysięgę małżeńską przed ołtarzem.

Pozdrawiam.

p.s.
Osoby w konkubinacie mogą uczestniczyć w Liturgii Kościoła lecz bez przyjmowania sakramentów. A więc nie są wyłączeni z Kościoła na zasadzie ekskomuniki.. .

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Nie no, na film,

ale film był gruzińsko-francuski i nazywał się 27 straconych pocałunków, więc… ten tego…


Kino...

a jak myśmy w czasach jeszcze (chodzenia ze sobą) chodzili do Kijowa i Warszawy i Wandy na filmy to zawsze(prawie) żeśmy się kłócili po filmach.
Bo okazywało się, że oglądalismy zupełnie różne filmy. A największa kłótnia była na moście Grunwaldzkim po filmie “Pociąg życia”.

No jesteśmy jak dwa końce tego samego kija – tak na to rózne oglądanie filmów patrzymy dziś i tak je okreslamy. W sumie cieszę się, że tak mamy. Po wspolnym oglądaniu opowiadamy sobie zupełnie rózne filmy. Dwa w jednym.

:-)))

p.s.
Dobrze, że Kasia nie nosiła – wtedy – w kieszeni scyzoryka. Bo bym tu nie pisał. :-))))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Hehe,

ten 27 to polecam, jakbyście gdzieś dorwali. Mieści się w mojej top ten.

- Widziałem kiedyś towarzysza Stalina. Grał na harmonii. A teraz obejrzymy film Maupassanta “Baryłeczka”!

Zagajenie ideologiczne musi być...

Już nie mówiąc o motywie z orzechami… :D Generalnie oglądać coś takiego w parę godzin po spowiedzi to był odjazd.

O, Gretchen przybył nowy element do ampluła!

Masz! :D


hmmm

a skąd go wziąźć? Nie sciągam filmów.. – jakoś wyrosłem z tego. Masz gdzie na DiViDi albo coś?

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Nie mam,

ale DVD teraz to jak barszcz…

:)


Subskrybuj zawartość