Świece ofiarne w Janowej Dolinie

Wojacy nie spieszą się, po drodze zachodzą napić się wody, zapalić i wszędzie ich przyjaźnie witają. Niektórzy wspominają, że dziś jest Wielki Czwartek, dlatego też chłopi pytają nas – dokąd idziemy w tę wielką noc. Strzelcy żartują, śmieją się, inni zaś mówią: „Musimy dziś postawić świece ofiarne”.
Strzelcy, opisani w powyżej cytowanym upowskim dokumencie, zmierzali ku Janowej Dolinie, kamieniołomom położonym w powiecie kostopolskim. Janowa Dolina, włącznie z polskimi uchodźcami z pobliskich miejscowości, liczyła wówczas około 3000 mieszkańców. Mieszkańców narodowości ukraińskiej prawie nie było – opuścili osadę pod pretekstem szukania pracy w innych miejscowościach.
W Janowej Dolinie znajdował się garnizon niemiecki liczący ok. setki ludzi. Garnizon stwarzał ułudę bezpieczeństwa dla ludności osady. Sądzono, że w razie napadu Niemcy obronią ludność cywilną.
W marcu Niemcy aresztowali i rozstrzelali wicedyrektora kamieniołomów Romaniuka, aktywistę OUN, który przekazał banderowcom beczkę nafty czy benzyny mającej służyć do ataku na Janową Dolinę. Spodziewając się napadu Niemcy rozdali kilkanaście sztuk broni ludności polskiej.

W nocy z 22 na 23 kwietnia 1943r. (noc wielkoczwartkowa) Janową Dolinę zaatakowały oddziały banderowskie pod dowództwem Iwana Łytwyńczuka – „Dubowego”, wspierarane przez cywili ukraińskich włącznie z kobietami i dziećmi podpalającymi budynki mieszkalne.
o północy ze wszystkich lasów okalających osiedle i zabudowania Kamieniołomów, rozpoczęła się kanonada strzałów z broni ręcznej i maszynowej. Ukraińcy otoczyli osiedle i, posuwając się systematycznie, podlewali każdy budynek naftą czy benzyną, podpalając go następnie smolnymi łuczywami od strony wejścia. Oknami wrzucali granaty, do uciekających strzelali, kogo dopadli, tego zabijali siekierami lub widłami. Napastników było bardzo wielu (...) – z relacji Janiny Orłowskiej-Łosek. Trzeba przyznać, że koresponduje z nią upowski dokument: zanim zapaliły się polskie domy, wystraszona szlachta biegnie w przeciwległym kierunku i pada martwa pod celnymi strzałami sotni Puchacza.
Niektórzy Ukraińcy pozostali w Janowej Dolinie, udzielali schronienia Polakom: znany jest nam przypadek, że wykryta w domu ukraińskim pani Świderska z trojgiem dzieci musiała wcześniej oglądać mord swoich opiekunów Ukraińców, a popiero potem odebrano życie jej i jej dzieciom. (z relacji Wł. Kobylańskiego).

Załoga niemiecka otworzyła ogień do napastników z umocnionego hotelu robotniczego – tzw. bloku, nie wystawiając jednak nosa poza swoją warownię. Siatka ZWZ-AK istniejąca w Janowej Dolinie od 1941r. nie odegrała żadnej roli.

Podczas napadu na szpital banderowcy wynieśli chorych Ukraińców, szpital z resztą pacjentów podpalili, a lekarza Aleksandra Bakinowskiego, jego żonę, studenta medycyny Jana Borysowicza oraz przypadkową pacjentkę zarąbali na placu przed szpitalem siekierami.

O świcie sygnał czerwono-zielonej rakiety daje znak do wycofania się. Banderowcy uchodzą z dziesięcioma wozami materiałów minerskich. W tę noc zginęło w Janowej Dolinie około 600 Polaków – spalonych żywcem, uduszonych dymem, zastrzelonych lub zarąbanych. Nie zginął ani jeden Niemiec. Nad ranem grupa uzbrojonych Polaków zaczęła szukać odwetu. Zabito pięcioro niewinnych osób narodowości ukraińskiej i dwoje Rosjan omyłkowo wziętych za Ukraińców. Jak podają Siemaszkowie, odwet ten spotkał się z potępieniem pozostałych mieszkańców Janowej Doliny.

Kiedy oddziały Dubowego odeszły w inne miejsca, to zaszczepione porywem zemsty miejscowe bojówki jeszcze kilka nocy nie spały. One tak tradycyjnie jak w „koliszczyźnie”, chodziły „Lachów wykańczać – to jeszcze jeden cytat z upowskiego dokumentu. Petro Mirczuk, upowski historyk oceni straty „wroga” biorącego udział „w walce” w Janowej Dolinie na setki zabitych i rannych. Straty własne autor poda jako 8 zabitych i 3 rannych. Każdy, kto ma nawet blade pojęcie o sprawach militarnych wie, że taki bilans jest możliwy tylko przy wybijaniu bezbronnych. Od doniesień o podobnych sukcesach „w walce” roi się w upowskich dokumentach. Na nich buduje się dzisiaj kult UPA na Ukrainie.

28.jpg
Na zdjęciu: zgliszcza Janowej Doliny

————————————————————————————————————————

Źródła:

Grzegorz Motyka, “Ukraińska partyzantka 1942-1960”, Warszawa 2006

Romuald Niedzielko, „Kresowa księga sprawiedliwych 1939-1945. O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA”, Warszawa 2007.

Wiktor Poliszczuk, “Dowody zbrodni OUN i UPA” t.2, Toronto 2000

Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, Warszawa 2000.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

dojmujące zdjęcie i relacja...

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Dymitrze!

Czy wyjmowanie pojedynczego darzenia jest fair? Czy wszystkie akcje UPA były takie? Czy nie dobrze by było umieszczać kilka tego typu informacji o kontekście wydarzeń, stopniu reprezentatywności itp?

Sama relacja wstrząsająca.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

ja idę wg porządku chronologicznego. W tamtym czasie to na pewno była największa “akcja” banderowców (bo jeszcze nie nazywali się UPA). W ogóle to była część większej akcji, tzw. “jaj wielkanocnych malowanych krwią Polaków”.
Sytuację ogólną będzie Pan miał w miesięcznych podsumowaniach. Za marzec było tutaj .

Jeśli Pan myśli, że oni przeprowadzali jakieś wielkie akcje zbrojne przeciw Niemcom a tylko sporadycznie zdarzały im się mordy na ludności, to się Pan grubo myli. Jak już napisałem, Niemcy na Wołyniu w tamtym czasie mieli b. skromne siły. Proporcje były takie- setki, tysiące zabitych niewinnych do garstki rzeczywistych wrogów.

dawniej KriSzu


Panie Dymitrze!

Ja tam nie wiem, kto dla nich był „rzeczywistym wrogiem”. Ja po prostu chciałbym uniknąć zarzutu o obrażanie słowiańskich braci przez tendencyjne dobieranie faktów, czy przykładów.

Tylko o to mi chodziło.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

z Pańskiego komentarza mniemam, że został Pan skutecznie urobiony przez mainstreamowe media, które odzywają się w tonie “no dobrze, UPA popełniała błędy, ale przecież walczyła o wolną Ukrainę. A Polacy też mają swoje winy (w domyśle: należało im się)”.
Po pierwsze nie walczyła o wolną Ukrainę. Aż strach pomyśleć, co by się działo w tym “wolnym” kraju.
Po drugie UPA to nie cała Ukraina. Cała centralna i wschodnia Ukraina była wolna od niej.
Po trzecie (jeśli wierzyć Poliszczukowi) UPA nie reprezentowała większości nawet na zachodniej Ukrainie. Swą pozycję zdobyła dzięki podstępom i terrorowi. Liczba ukraińskich ofiar OUN-UPA idzie tam w dziesiątki tysięcy.
Po czwarte należy zważyć, co się bardziej liczy – te nieliczne “czyste” działania OUN-UPA czy masowe mordy. Pyta Pan, czy wszystkie akcje były takie. Pewnie nie wszystkie, ale co się bardziej liczy? – jakaś zasadzka, gdzie zabito paru Niemców czy Janowa Dolina, gdzie zginęło 600 cywili?
.
Pan uważa, że można obrazić Ukraińców obrażając UPA. Ale UPA nie da się obrazić. Tak jak nie da się obrazić Hitlera, Himmlera, Stalina, Berię, Mao, Pol Pota czy kogo tam Pan jeszcze chce. I nie ma to nic wspólnego z obrażaniem czy nie-obrażaniem bratniego narodu, który nie jest tu winien.

dawniej KriSzu


Panie Dymitrze!

O coś takiego mi chodziło! Dziękuję.

Pozdrawiam


To jest dobry argument

UPA zagarnęła sobie to, że walczyła o samostijna Ukrainę.
Tymczasem była organizacją zbrodniczą.
Szkoda tylko, że innych Ukraińców nie znamy, no byli jeszcze czerwoni.
I jedni i drudzy łupili Polaków ile wlezie.

No i jest ukrywana w Polsce prawda, że Polacy byli odbierani na Ukrainie jako kolonizatorzy i wyzyskiwacze.
Igła


re: Świece ofiarne w Janowej Dolinie

Panie Dymitrze, bardzo dziękuję za dotychczasowe wpisy.

Czekając na więcej, chciałbym zapytać o sprawę która zawsze nurtuje mnie najbardziej kiedy opisuje się działalność oddziałów nieregularnych. Chodzi o poziom formalizacji jednostek UPA, rzeczywiste przełożenie zamierzeń centralnego dowództwa na działanie jednostek w terenie oraz nieformalne układy na poziomie lokalnym które rzutują na takie, a nie inne zachowania dowódców polowych w określonych sytuacjach.

Nie jest to pytanie mające na celu jakieś wybielanie czy zaciemnienie sytacji – chodzi mi raczej o zrozumienie motywacji poszczególnych dowódców. Bez tego trudno jest zrozumieć dlaczego np. jeden dowódca partyzancki (nie mam tu na myśli UPA) miał niezłe układy z lokalnymi oddziałami sowieckimi, drugi nie, a trzeci lokalnie współpracował z Niemcami (wbrew rozkazom centrali).

Pozdrawiam


Zabraniają nam upamiętnić ofiary

“Wielkie emocje wciąż budzą podejmowane przez stronę polską próby upamiętnienia miejsc tragicznej śmierci polskich obywateli z rąk UPA. Prezes Towarzystwa Polaków Rówieńszczyzny opowiada, jak odbywały się święcenia pomnika ku czci pomordowanych polskich mieszkańców Janowej Doliny. Na uroczystość przyjechały autokary aktywnych działaczy UNAUNSO. Gdy do Janowej Doliny przybyła polska delegacja zaczęły się protesty i wystąpienia. Polska strona, ulegając sugestiom władz miejskich, że “włos im z głowy nie spadnie, ale po co z tamtymi zadzierać”, zdecydowała się opuścić miejsce pamięci. W drodze powrotnej zatrzymali ich mieszkańcy Janowej Doliny i gorąco przepraszali za postawę nacjonalistów: – Wybaczcie, my janowcy was przepraszamy. My tego nie chcemy, my to wszystko wiemy. To oni, ci ruchowcy – tłumaczyli.”


Zabraniają nam upamiętnić ofiary

Podczas, gdy w Polsce stawia się nielegalnie pomniki upamiętniające walki (mordy) UPA, a na pomnikach tych wymienia się nie tylko nazwy oddziałów (kureni), ale także umieszcza się prowokacyjne napisy w stylu: “Polegli za wolną Ukrainę” – na miejscach kaźni dziesiątków tysięcy bezbronnych Polaków nie można nawet umieścić krzyża z datą śmierci tam spoczywających! W tym czasie, kiedy prezydenci RP i Ukrainy odsłaniają z wielką pompą pomnik w Jaworznie, gdzie zmarło na tyfus 160 członków UPA i OUN – nie można godnie uczcić śmierci 600 zarąbanych Polaków tylko w jednej, wołyńskiej wsi!
Tutaj 23 kwietnia 1943 roku bandyci spod znaku UPA dokonali straszliwej rzezi około 600 Polaków, którzy schronili się w tej miejscowości przed terrorem. Rzezi biernie przyglądali się żołnierze miejscowego niemieckiego garnizonu. Dopiero nad ranem przepędzili resztki rizunów. Staraniem środowisk kresowych i Polaków zamieszkałych na Równieńszczyźnie – w miejscu tragedii odsłonięto 18 czerwca 1998 roku ponad 5-metrowy krzyż-obelisk. W ostatniej chwili ukraiński wykonawca pomnika usunął, bez wiedzy strony polskiej, datę “23 kwietnia 1943 roku”, pozostawiając tylko napis: “Pamięci Polaków z Janowej Doliny”. W trakcie poświęcania pomnika około 50 aktywistów organizacji “Ruch” demonstrowało, trzymając w ręku transparenty z napisami; “Won polscy policjanci” i “Won SS-owskie sługusy”. Wydawany przez nacjonalistów tygodnik “Wołyń” (19 czerwca 1998 r.) tryumfalnie doniósł: “W czwartek 18 czerwca, w pobliżu wsi Bazaltowoje (Janowa Dolina, kostopolski powiat) ukraińscy patrioci nie pozwolili polskim szowinistom przeprowadzić uroczystości poświęconej odsłonięciu pomnika ku czci niemieckich policjantów polskiego pochodzenia, zniszczonych przez oddziały UPA ‘Piwnicz’ w 1943 roku”.
W 2003 roku władze samorządowe Ukrainy odsłoniły tutaj tablicę, na której umieszczony napis głosi, że sotnie UPA zlikwidowały jedną z najlepiej umocnionych baz wojskowych polsko-niemieckich okupantów na Wołyniu. (...) W walce zlikwidowano niemiecką i polską załogę, wyzwolono z obozu jeńców wojennych i powstrzymano terrorystyczne akcje przeciwko okolicznym wsiom, które przeprowadzali polsko-niemieccy zaborcy (G. Motyka: “Ukraińska partyzantka”, przypis na s. 317).
To ludobójstwo moralne, dokonywane obecnie przez Ukraińców na pamięci bestialsko pomordowanej cywilnej ludności polskiej, może ukarać chyba tylko Gniew Boży.


Panie Tokarczuk

Czy pan jesteś gniewem Bożym?
Czy tylko facetem załatwiającym swoje, rodzinne porachunki?

Napisz pan wyraźnie i będzie po problemie.
Igła


>Barbapapa

Zadał Pan trudne pytanie. Badanie stosunków wewnątrz UPA to sprawa wciąż otwarta dla historyków (63 lata po wojnie!). Wszystko przez komunę, nie można było robić dogłębnych badań naukowych.
To jest dosyć ciekawe, czy działania UPA były sformalizowane czy chaotyczne. Smoleński z Wyborczej lansuje ostatnio taką tezę, że czystka etniczna to była decyzja lokalnych dowódców. Czyli mały stopień sformalizowania. Oczywiście Smoleński się podkłada, rozkazy odnośnie czystek (przynajmniej od czerwca) wydawał “Kłym Sawur”, de facto dowódca UPA w tamtym czasie. Rozkazy zostały pilnie wykonane, więc jest to jakiś dowód zdyscyplinowania. Motyka pisał kiedyś, że na zachodzie Wołynia lokalny prowydnik (Stepaniuk, pseudonimu zapomniałem) nie wykonał rozkazu czystek, bo nie mógł weń uwierzyć. Czystkę przeprowadził z miesięcznym opóźnieniem.
Przypominam sobie taką relację z Wołynia, że jakiś Polak miał przypadkiem zdobyty glejt upowski. Gdy został schwytany z grupą Polaków, oczywiście z zamiarem zabicia, i pokazał napastnikom ten glejt. Ci wstrzymali egzekucję, zaczęli słać gdzieś gońców w celu rozeznania, co mają robić. W końcu, zdezorientowani, wszystkich Polaków wypuścili. Bardziej swym zachowaniem przypominali więc w tej sytuacji Niemców niż lud wschodni (nas nie wyłączając:))
W Galicji też były rozkazy najwyższego dowódcy, Szuchewycza. Tu miały być rozrzucane ulotki wzywające Polaków do wyprowadzenia się. W przypadku niewykonania – miano zabijać tylko mężczyzn. Ten rozkaz nie był dosłownie przestrzegany – ulotki nie zawsze były, rzadko kiedy nie zabijano kobiet i dzieci. Ale te rozkazy też “puszczały oko” do podkomendnych- było w nich napisane coś w stylu: “Będziemy zabijać tylko mężczyzn. Zabijajmy tylko groźny element, ale pamiętajcie, że nawet kobiety i dzieci mogą być groźne” (to z pamięci, na pewno brzmiało to inaczej, ale sens był właśnie taki).
.
Tyle odnośnie wykonywania czy niewykonywania rozkazów ludobójstwa. Szczerze mówiąc odnośnie “formalizacji” na innych polach nie wiem za wiele. Wydanie mi się, że przywiązywano do tego dużą wagę. Taka ciekawostka: w UPA przewidziane były nawet stopnie wojskowe dla marynarzy (oczywiście nie mieli ani jednej łajby).
dawniej KriSzu


Igło

Przecież wpisy p. Tokarczuka są na temat

dawniej KriSzu


Ja nie twierdzę, że nie na temat

Panie Dymitrze.
Ja tylko pytam jakie są jego intencje?
Pańskie, mam wrażenie, rozumiem i jak potrafię wspieram.
Jego, Tokarczuka, ocierają się wedle mnie o prywatne porachunki z UPA.
Rozumiem krzywdę poszczególnych rodzin, ludzi.
Brak czy ukrywanie tych krzywd przez dziesięciolecia.
Obecne często próby zamiatania, tych krzywd, pod dywan.

Nie godzę sie natomiast, jeżeli celem p.Tokarczuka, jest tylko i wyłącznie wykrzyczenie tej krzywdy i pokazywanie palcem, że wszyscy Ukraińcy to rezuny.

Igła


Drogi Igło!

Temu, o co walczysz służyły moje pytania do autora. Można to samo osiągnąć ze znacznie mniejszą agresją w ruchach.

Pozdrawiam


Panie Igło,

Domyślam się, że rozgniewało Pana ostatnie zdanie z komentarzy p.Tokarczuka. Rzeczywiście nie powinno się uogólniać, nie pisać “Ukraińcy to, Ukraińcy tamto”. Szczególnie walczy z tym Poliszczuk, przecież Ukrainiec. Ja staram się nie nadużywać tych sformułowań. Trzeba pisać “banderowcy”, “upowcy” itp.
Panie Wiesławie, prośba do Pana: niech Pan nie uogólnia, niech Pan nie pisze, że jakiś gniew Boży ma spaść na Ukraińców.
Panie Igło, z tymi prywatnymi porachunkami to jest pogmatwana sprawa. Gdyby UPA nie zabiła mojej prababki i jej dwóch córek, tobym tym tematem pewnie w ogóle się nie interesował. Żeby było jasne: ciężko mi sie myśli o osobach, które zginęły przeszło 30 lat przed moim przyjściem na świat, że to była “moja rodzina”. Ale ja pamiętam rozpacz mojej babki, gdy nie raz opłakiwała swoją matkę i siostry. Być może to kwalifikuje mnie do kategorii “prywatne porachunki”.
Piszę to, żeby Pan miał jasność.
Ale żeby nie było tak jasno do końca, to niech Pan zgadnie, ile osób spośród moich przodków (dalekich, pra i prapra…) nosiło ukraińskie imiona.
Troje.
To mnie najbardziej wkurza. To sztuczne pojednanie, to gadanie że kiedyś byliśmy osobno a teraz kochamy się. Ja mam wrażenie, że kiedyś byliśmy razem a teraz udajemy, że jest cacy.

dawniej KriSzu


Panie Dymitrze!

Polskie pany na Rusi (zwanej z polskiego pograniczem lub staropolskiego ukrainą) to w większości spolszczona ruska szlachta. Przykładem może być tu rodzina jednego z największych poetów polskich – Mickiewicz to nazwisko ewidentnie ruskie.

Drugą stroną medalu jest to, że znaczna część czerni, znaczy Rusinów, pochodzi z chłopstwa polskiego uciekającego w poszukiwaniu wolności na Dzikie Pola. Żywioł polski napływał na Ruś tak jak niemiecki na Śląsk czy do Korony. Polacy na Rusi, tak jak Niemcy w Polsce byli u siebie. Tyle, że my nie widzieliśmy powodu, żeby mordować w imię pomocy naszym rodakom.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

Z ust mi Pan to wyjął. Były 3 powstania śląskie i jedno wielkopolskie i nie słyszałem o mordowaniu w nich cywili.
Jak Pan pisze o tych korzeniach, to przypomniał mi się mój dobry kumpel, też wnuk ludzi stamtąd. Toczka w toczkę podobny do ukraińskiego piłkarza Andrija Szewczenki. Te same geny.

dawniej KriSzu


Moim zdaniem

nic nie leczy lepiej ran jak współpraca i współżycie. Większość zwykłych ludzi już dawno przestała mówić o tych sprawach i robi swoje życiowe geszefty.
Codziennie słyszę i widzę Ukraińców pracujących w Polsce. Nie rzucają się na mnie z nożem ani mnie nie obrażają.
Sytuację, jak zwykle, podgrzewają różni szowiniści i zwykli wariaci a politycy prężą muskuły i stawiają bariery.
Igła


Panowie Dymitrze i Igło!

A może by rozpocząć działania mające wprowadzić do obiegu publicznego świadomość o zbrodniczym charakterze UPA i do uznania przez ONZ zbrodni UPA oraz rzezi Ormian z początku wieku za ludobójstwo? Od razu uprzedzam, że Żydzi zrobią wszystko, żeby holokaust był czymś wyjątkowym.

Pozdrawiam


Panie Jerzy

Weź pan zejdź na ziemię.
Pan mi karzesz walczyć z ONZ i żydami a ja walczę z wtyczka od zasilacza, bo karzą mi z powodu jej popękania ( sic) kupić nowy zasilacz.
Czyli zpowodu zepsucia sie czegoś co jest warte 1zł mam wydać 130 zł.

Igła


Panie Igło,

igla

Większość zwykłych ludzi już dawno przestała mówić o tych sprawach i robi swoje życiowe geszefty.

Pamięć o rabacji galicyjskiej była żywa 100 lat. Czyli dopóki żyły wnuki naocznych świadków. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
dawniej KriSzu


Panie Jerzy,

Niech każdy walczy o swoje.

dawniej KriSzu


Panie Dymitrze

Ja nie mówię aby wyprzeć to z pamięci.
Wprost przeciwnie.
Opisać, nazwać, potępić, uczcić.
I odciąć tym samym od tej przeszłości fanatyków, szowinistów, nacjonalistów czyli zwykłych łajdaków.

I zbudować coś, na co jesteśmy skazani.

Rozumieli to Jagiellonowie.
Nie rozumieją tego rezuny i Prawdziwi Polacy.
Jednymi i drugimi fanatykami/łajdakami gardzę.
Igła


Drgi Igło!

Ja nikomu nie każę z niczym walczyć. Ja zaproponowałem pewien cel, który można by w ramach txt upowszechnić.

Tylko tyle i aż tyle.

Pozdrawiam


Panie Dymitrze!

Ja nie namawiam Pana do zajmowania się rzezią Ormian. Mnie chodziło tylko żeby nie zapominać o tym, bo krzywdy nasze nie powinny przesłaniać nam krzywd innych. Nie chodzi mi o polską wersję „przedsiębiorstwa holocaust” ale o upomnienie się o sprawiedliwy osąd dla zbrodniarzy. Wszystkich.

Pozdrawiam


Ziemkiewicz o Wołyniu

“władze polskie oraz znaczna część elit intelektualnych gorliwie współpracują w zakłamywaniu pamięci o Wołyniu, zacieraniu winy ideologii, która za nią stała, i zbrodniarzy, którzy jej dokonywali, oraz w relatywizowaniu rozmiarów tragedii”
——————————————————————
RZECZPOSPOLITA
26 IV 2008
http://www.rp.pl/artykul/125944.html

Myśmy wszystko zapomnieli

Rafał A. Ziemkiewicz 25-04-2008, ostatnia aktualizacja 25-04-2008 20:52

Trudno wierzyć Polakom, gdy twierdzą, że w sprawie Katynia czy wypędzeń chodzi im tylko o prawdę, nie o politykę, skoro w stosunkach z Ukrainą jednoznacznie rezygnują z prawdy właśnie w imię polityki

W tym roku obchodzimy 65. rocznicę rzezi Polaków, Żydów, Czechów oraz Ukraińców dokonanej na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów. Mówiąc ściśle, jest to rocznica największego nasilenia mordów, które przypadło na letnie miesiące roku 1943. Systematyczna eksterminacja ludności Wołynia zaczęła się bowiem już w roku 1942 i kontynuowana była aż do zajęcia tych terenów przez Armię Czerwoną w roku 1944.

Z wołyńskich Polaków ofiarami tej ogromnej i wyjątkowo zbrodniczej “czystki etnicznej” padło co najmniej 60 tys., najprawdopodobniej jednak znacznie więcej ludzi — głównie kobiet, dzieci i starców. Sprawcy nie tylko zabijali całe rodziny, ale niszczyli materialne ślady obecności Polaków: burzyli domy, kościoły, a nawet wycinali sady. Do dziś w miejscu wielu przedwojennych polskich osad straszą pustki. Gdzieniegdzie znaleźć można skromny krzyż, za możliwość postawienia którego potomkowie ocalałych zapłacić musieli ocenzurowaniem upamiętniających pomordowanych napisów. Mówią one o “ofiarach tragedii”, “zajść” lub “wypadków”; nazwanie mordu po imieniu wciąż jest na tych terenach nie do pomyślenia.

Różnie bywało

Z licznych zbrodni, jakich w wieku XX, wieku ludobójstwa, dokonano na Polakach, los tej jest szczególny o tyle, że jest bodaj jedyną, którą Polacy dobrowolnie wymazują z pamięci. Oburzamy się, gdy Rosjanie odmawiają uznania mordu katyńskiego za ludobójstwo i kiedy pamięć o nim starają się zatrzeć sfabrykowanym oskarżeniem Polski o wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy jeńców z wojny 1920 r. Oburzamy się, gdy swe winy wobec Polaków relatywizują Niemcy, za pomocą całego szeregu przedsięwzięć usiłując się przedstawić jako co najmniej w równym stopniu ofiary II wojny.

I słusznie. Ale jednocześnie władze polskie oraz znaczna część elit intelektualnych gorliwie współpracują w zakłamywaniu pamięci o Wołyniu, zacieraniu winy ideologii, która za nią stała, i zbrodniarzy, którzy jej dokonywali, oraz w relatywizowaniu rozmiarów tragedii. Uchwała, którą pięć lat temu Sejm RP odważył się uczcić pamięć ofiar, to szczyt politycznie poprawnego bełkotu, z którego można wywnioskować tylko tyle, że jakieś bliżej niesprecyzowane ofiary zginęły wskutek tajemniczej klęski żywiołowej. W podobnym tonie utrzymane są nieliczne wystąpienia polskich przywódców, nie wykluczając prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jednocześnie z wielką gorliwością podchwytują nasze środowiska opiniotwórcze propagandową tezę ukraińskich nacjonalistów, iż zbrodnie miały charakter wzajemny, symetryczny i nie ma co wymierzać rozmiarów winy każdej ze stron.

Jest to teza sprzeczna z faktami i tak horrendalna, jak gdyby jakiś polityk niemiecki zwracał się dziś do Żydów słowami: różnie to było między naszymi narodami, wy zadaliście naszej armii cios w plecy w czasie wojny i okradaliście nas w czasie wielkiego kryzysu, my się potem za to mściliśmy, no, może ponad miarę, ale czas już zapomnieć stare spory, podać sobie ręce i więcej do tego nie wracać. I gdyby jeszcze w tym samym czasie w Berlinie nazwano jedną z ulic imieniem Bohaterów SS, argumentując, że mimo kontrowersji związanych z tą formacją, jej żołnierze bili się za Niemcy bardzo dzielnie.

Podobnie argumentowali członkowie zdominowanej przez nacjonalistów rady miejskiej Lwowa, która właśnie teraz, w 65. rocznicę rzezi wołyńskich przemianowała dotychczasową ulicę Turgieniewa na Bohaterów UPA. Godząc się na fałszowanie historii i spychając zbrodnie w niepamięć, czynią Polacy rzecz podwójnie godną najwyższego potępienia. Haniebną — bo zbrodnia domaga się prawdy, a pojednanie nie jest żadną wartością, gdy opiera się na kłamstwie. Ale także głupią, bo odrodzenie tradycji ukraińskiego nacjonalizmu spod znaku OUN i wzrost jego znaczenia na ukraińskiej scenie politycznej to scenariusz bardzo i dla nas, i dla całego regionu niekorzystny. Przykładając więc rękę do jego rehabilitacji, działamy wbrew żywotnym interesom naszego państwa.

Nie ma symetrii

Nie ma żadnej symetrii, jak usiłuje się to w niektórych kręgach twierdzić, pomiędzy działaniami ukraińskimi i polskiej Samoobrony oraz oddziałów Armii Krajowej. Na Wołyniu nie było żadnej wojny domowej, nie było też starć etnicznych pomiędzy mieszkańcami, w rodzaju tego, co stało się na terenach byłej Jugosławii. Na Wołyniu mieliśmy do czynienia z planowym ludobójstwem, realizowanym przez organizację wyznającą zbrodniczą ideologię, którą w przybliżeniu określić można mianem ukraińskiej odmiany faszyzmu i nazizmu (udział w mordach ludności miejscowej, acz częsty, miał charakter pomocniczy i inspirowany przez regularne jednostki).

Prawodawca ideolog ukraińskiego nacjonalizmu Dmytro Doncow był zresztą zagorzałym wielbicielem Mussoliniego i Hitlera, których dzieła tłumaczył na ukraiński i z inspiracji których korzystał przy tworzeniu zrębów programu założonej w 1929 r. Organizacji Nacjonalistów Ukraińskich, OUN, której zbrojnym ramieniem była późniejsza “powstańcza armia” UPA. Jego opus magnum “Nacjonalizm” wraz z kolportowanym przez OUN “Dekalogiem ukraińskiego nacjonalisty” oraz inspirowaną Doncowem książką Mykoły Sciborskiego “Władza narodowa” stanowiły biblię ideologii, która do “oczyszczenia” Ukrainy z cudzoziemców — ale także z “elementu antynarodowego” wśród etnicznych Ukraińców — wzywała najzupełniej otwarcie, sankcjonując jako konieczność masową eksterminację oraz zalecając “spadkobiercom chwały Włodzimierzowego Tryzuba” podstęp, nienawiść i niecofanie się przed żadną zbrodnią, której wymagać będzie “dobro sprawy”. Podkreślmy tu zaś, że “dobro sprawy”, czyli utworzenie Wielkiej Ukrainy “na granicy dwóch światów” — a więc niebędącej ani Zachodem, ani Wschodem — wymagało według Doncowa i Sciborskiego nie tylko całkowitego usunięcia z niej obcych, ale także, podobnie jak głosiły to inne tego typu ideologie, likwidację “złych” Ukraińców. Tych, którzy, używając języka wymienionych wyżej dzieł, “schłopieli”, weszli w związki rodzinne z Polakami bądź Żydami, ulegli miazmatom demokracji, liberalizmu i innych rozkładowych ideologii. Chronologicznie rzecz ujmując, pierwszymi ofiarami OUN-UPA byli właśnie tacy źli Ukraińcy, stojący nacjonalistom na drodze do rządu dusz i budowy “narodowego” państwa; mordy rozpoczęto od tych, których oskarżano o współpracę z Sowietami przed czerwcem 1941 r., przy czym kategorię kolaboracji traktowano tu bardzo szeroko, rozciągając ją między innymi na żołnierzy Armii Czerwonej (którzy wszak nie wstępowali do niej dobrowolnie).

Wielu Ukraińców, dostawszy się do niewoli, było w pierwszym okresie wojny z Sowietami zwalnianych do domu, gdzie, jeśli odmawiali wstąpienia w szeregi UPA, byli często mordowani. Z rozmowy z jednym z ostatnich żyjących członków polskiej Samoobrony na Wołyniu wiem, iż niektórzy ze zwalnianych przez Niemców jeńców ukrywali się przed upowcami w szeregach polskich formacji partyzanckich.

Trudno dziś oceniać, jakim rzeczywistym poparciem cieszyła się sformułowana przez Doncowa ideologia, zwłaszcza w jej najbardziej wyrazistym wydaniu (nie przypadkiem “Dekalog…” zalecał, by “o sprawie nie mówić z kim można, ale z kim trzeba”). Najskuteczniej uwodziła ona młodych. W relacjach ocalonych z rzezi powtarza się ten wątek: tymi, którzy starali się ich ochronić, ratować, którzy ukrywali przed rezunami polskie dzieci, byli zwykle Ukraińcy starsi wiekiem. Wielu z nich przypłaciło to życiem.

Z raportów polskiego podziemia można szacować, że ukraińskich ofiar OUN-UPA, które padły wraz z Polakami na Wołyniu, było co najmniej kilkanaście tysięcy, być może znacznie więcej. Nie wszyscy dawali się porwać zainspirowanej przez UPA orgii morderstw, nie wszyscy poddawali się stosowanym przez podwładnych Bandery procedurom “wychowawczym”, polegającym na udowodnianiu pod okiem rezunów swej lojalności wobec “samostijnej” własnoręcznym mordowaniem polskich sąsiadów. Szczególnie pilnowano, aby lojalności takiej dowiedli członkowie rodzin mieszanych. W zdawkowych, “pojednawczych” wzmiankach o losie Wołynia powtarza się dziś: “zginęło około 100 tysięcy Polaków, a po stronie ukraińskiej było około 30 tysięcy ofiar”, stwarzając w ten sposób u niezorientowanych (a zrobiono wiele, aby ta historia mało komu była znana) wrażenie, że owe 30 tysięcy zabitych Ukraińców to ofiary jakichś polskich “akcji odwetowych.

Tymczasem większość z nich to również ofiary ukraińskiego nacjonalizmu. Tym, co wyróżnia rzezie na Wołyniu spośród wszystkich znanych historii zbrodni etnicznych, jest niewiarygodne bestialstwo zbrodniarzy. Ani stalinowskie NKWD, ani hitlerowskie Einsatzgtruppen nie popisywały się osobistym okrucieństwem. Rezuni OUN-UPA oraz innych nacjonalistycznych formacji wydawali się natomiast znajdować w nim szczególne upodobanie.

Oficjalni kurierzy rządu londyńskiego i dowództwa AK, delegowani w 1942r. do rozmów z dowództwem UPA o wspólnej walce z Niemcami, nie zostali przez rezunów po prostu rozstrzelani, ale rozerwani żywcem końmi. Podobnie pastwiono się nad zwykłymi ofiarami mordów. Nawet człowiekowi o silnych nerwach trudno wytrzymać lekturę wspomnień, w których nieustannie powtarza się wyrywanie języków, wydłubywanie oczu, wbijanie w głowy gwoździ, wypruwanie ciężarnym kobietom płodów, obcinanie kończyn, pracochłonne i makabryczne profanowanie zwłok i zadawanie wszelkich wyrafinowanie sadystycznych mąk. Trudno orzec, na ile były to przejawy zdziczenia morderców, a na ile efekt zimnej kalkulacji — chodziło wszak o to, żeby na tych, których wymordować się nie da, rzucić taki postrach, by opuścili ziemie Wielkiej Ukrainy jak najszybciej.

Jest zrozumiałe (co bynajmniej nie znaczy, usprawiedliwione), że ludzie, którym w tak okrutny sposób wymordowano całe rodziny, szukali czasem szaleńczo zemsty. Znacząca była liczba Polaków, którzy dla jej dokonania wstępowali w szeregi formacji niemieckich, by brać udział w eksterminacji ludności ukraińskiej. Dochodziło także do mordów na Ukraińcach dokonywanych przez formacje Polski podziemnej. Skala takich wydarzeń była jednak nieporównywalnie mniejsza, niż zaplanowane z zimną krwią i prowadzone systematycznie ludobójstwo OUN-UPA (w lipcu 1943 r., miesiącu największego nasilenia terroru, jej oddziały eksterminacyjne pojawiły się w ponad 500 miejscowościach). Używanie ich dziś jako post factum usprawiedliwienia dla masakr jest fałszowaniem historii.

Jaka tradycja dla Ukrainy

A fakt podstawowy, który nie ulega kwestii, jest taki: przy wszystkich błędach i niegodziwościach sanacyjnej polityki wobec mniejszości narodowych, Polacy nigdy nie planowali eksterminacji ludności ukraińskiej, nigdy nie stworzyli ideologii usprawiedliwiającej masowe zbrodnie, nigdy do nich nie nawoływali i nie wychowywali w takim duchu swojej młodzieży. Od samego początku rzezi wołyńskich na różnych szczeblach AK wydane zostały rozkazy surowo zakazujące zemsty, zabijania cywilnych Ukraińców, kobiet i dzieci. Za ich łamanie stawiano przed sądem polowym. W tym samym czasie z dowództwa UPA do jej oddziałów płynęły rozkazy treści dokładnie przeciwnej, nakazujące wykorzystać sprzyjający moment do zlikwidowania ludności polskiej “z korzeniami”.

Można zrozumieć, dlaczego współcześnie Ukraińcy nie kwapią się do odkrywania dla siebie tej historii. Naród, który doznał w swej najnowszej historii cierpień nie mniejszych niż Polacy, a o niepodległość miał szansę upomnieć się dopiero w latach ostatnich, rozpaczliwie potrzebuje mitu, na którym mógłby oprzeć swą tożsamość. Tworzy się więc mit UPA jako bohaterskiej partyzantki walczącej z okupantem niemieckim i sowieckim. Mit uprawdopodobniony faktem, iż ukraińscy nacjonaliści w istocie zostali potem wytępieni przez Sowietów (choć w różnych okresach, zgodnie z zalecaną przez Doncowa przebiegłością, korzystali z logistycznego wsparcia zarówno NKWD, jak i hitlerowców).

W warunkach wojny żadna partyzantka nie może mieć jednorodnego charakteru, bez wątpienia nie cała UPA wyrastała z nacjonalistycznej ideologii i nie wszystkich jej żołnierzy można uważać za winnych zbrodni. Ale ocena zarówno tej ideologii, jak i ludobójstwa, do którego doprowadziła, musi być jednoznaczna. Jakkolwiek byłoby to dla Ukraińców bolesne, nikt nie potrzebuje tego rozliczenia bardziej niż oni sami. Nie jest bez znaczenia, czy za swych bohaterów uznają rezunów, czy tych Ukraińców, których za “schłopienie” i brak narodowego ducha mordowali oni tak samo jak Polaków.

Na ukraińskie problemy z tożsamością nie mamy wpływu, trudno jednak usprawiedliwiać haniebną ustępliwość, z jaką Polska rezygnuje z przypominania prawdy, a część opiniotwórczych elit reaguje histerią na każdą wzmiankę o OUN czy na użycie oczywistego w tej sytuacji słowa “ludobójstwo”. Pamięć o rzeziach wołyńskich kultywuje dziś jedynie grupka wymierających z wolna kresowiaków, zapędzonych przez media do getta narodowo-radykalnych “oszołomów”. Zamiast upominania się o prawdę, mamy od kilkunastu lat gorszący spektakl uciszania tych, którzy za dobrze pamiętają, w imię opacznie rozumianej geopolityki i “pojednania”.

Nikczemność i głupota

To nie tylko ze strony Polski nikczemne — żyję już wystarczająco długo, by wiedzieć, że sprawiedliwość, przelana krew i tym podobne sprawy nie znaczą w polityce więcej niż przysłowiowy zeszłoroczny śnieg. Ale właśnie ze względów politycznych to, co robimy, jest skrajną naiwnością i głupotą. Wspierając historyczne kłamstwo o “wzajemnych krzywdach” i UPA, bynajmniej nie pomagamy zaprzyjaźnionym ukraińskim demokratom w formowaniu nowoczesnej świadomości narodowej Ukrainy. Jest to naiwność. Przeciwnie, co pokazują ostatnie lata, rola nacjonalistów, w mniej lub bardziej zawoalowany sposób podejmujących sztandary OUN, jest w obozie pomarańczowych coraz większa. Każdy postawiony UPA pomnik, każda publikacja fałszująca historię, na którą Polska nie reaguje, wzmacnia ich pozycję i uwiarygodnia ich. Nie od rzeczy też będzie dodać, iż zadaje kłam naszej polityce historycznej trudno wierzyć Polakom, gdy twierdzą, że w sprawie Katynia czy wypędzeń chodzi im tylko o prawdę, nie o politykę, skoro w stosunkach z Ukrainą jednoznacznie rezygnują z prawdy właśnie w imię polityki.

Zasadniczy błąd naszego postępowania polega jednak na tym, że nacjonaliści upowszechniający mit bohaterskiej UPA nie zbudują dobrych stosunków z Polską ani z całą Europą. Historyczne krzywdy Polaków mało świat obchodzą, ale już z pamięcią Holokaustu, który ma swoją straszną ukraińską kartę, jest inaczej. Obecność w życiu politycznym Ukrainy pogrobowców Bandery to wymarzony argument dla Rosji i wystarczający powód zatrzaśnięcia przed Ukrainą drzwi do Unii Europejskiej i NATO, czemu podobno chcemy przeciwdziałać. Tchórzliwe chowanie się za frazesami o wzajemnych winach i “tragicznych wydarzeniach” nie prowadzi do niczego. Jedynym ich skutkiem jest to, że gdy w wolnej już Polsce zapalimy dziś ofiarom Wołynia rocznicowe znicze, towarzyszyć temu powinna nie tylko żałoba, ale także palący wstyd za sprzeniewierzenie się pamięci ich męczeństwa.


Panie Wiesławie!

W takim wypadku należy wkleić odnośnik do tekstu, a nie tekst. Szczególnie, że tekst jest krytyką władzy, a nie stanowiska auora tego blogu, czy większości komentatorów.

Pozdrawiam


Rzeczywiście,

Wklajanie całych cudzych tekstów jest chyba na bakier z prawami autorskimi.

dawniej KriSzu


Odnośnie Ziemkiewicza.

No zamurowało mnie. Nie spodziewałem się, że jest ktoś w ogólnopolskich mediach, kto jest w stanie napisać tak kompetentny i bezkompromisowy tekst.
Kiedyś w S24 wpisałem mu się na blogu, że jest to temat tabu w polskich mediach. Nic nie odpisał. Ogólnie się wypowiadał, że nie czyta “pod kreską”. A może jednak czytał?
Czy to było/będzie w papierowym wydaniu?

dawniej KriSzu


Panie Dymitrze!

Sądząc po oryginale (na stronie Rzeczpopspolitej), to tekst ten był zamieszczony we Wczorajszym wydaniu papierowym.

Pozdrawiam


KriSzu _Wojacy nie

KriSzu

_Wojacy nie spieszą się, po drodze zachodzą napić się wody, zapalić i wszędzie ich przyjaźnie witają. Niektórzy wspominają, że dziś jest Wielki Czwartek, dlatego też chłopi pytają nas – dokąd idziemy w tę wielką noc. Strzelcy żartują, śmieją się, inni zaś mówią: „Musimy dziś postawić świece ofiarne”._
Strzelcy, opisani w powyżej cytowanym upowskim dokumencie, zmierzali ku Janowej Dolinie, kamieniołomom położonym w powiecie kostopolskim. Janowa Dolina, włącznie z polskimi uchodźcami z pobliskich miejscowości, liczyła wówczas około 3000 mieszkańców. Mieszkańców narodowości ukraińskiej prawie nie było – opuścili osadę pod pretekstem szukania pracy w innych miejscowościach.
W Janowej Dolinie znajdował się garnizon niemiecki liczący ok. setki ludzi. Garnizon stwarzał ułudę bezpieczeństwa dla ludności osady. Sądzono, że w razie napadu Niemcy obronią ludność cywilną.
W marcu Niemcy aresztowali i rozstrzelali wicedyrektora kamieniołomów Romaniuka, aktywistę OUN, który przekazał banderowcom beczkę nafty czy benzyny mającej służyć do ataku na Janową Dolinę. Spodziewając się napadu Niemcy rozdali kilkanaście sztuk broni ludności polskiej.

W nocy z 22 na 23 kwietnia 1943r. (noc wielkoczwartkowa) Janową Dolinę zaatakowały oddziały banderowskie pod dowództwem Iwana Łytwyńczuka – „Dubowego”, wspierarane przez cywili ukraińskich włącznie z kobietami i dziećmi podpalającymi budynki mieszkalne.
o północy ze wszystkich lasów okalających osiedle i zabudowania Kamieniołomów, rozpoczęła się kanonada strzałów z broni ręcznej i maszynowej. Ukraińcy otoczyli osiedle i, posuwając się systematycznie, podlewali każdy budynek naftą czy benzyną, podpalając go następnie smolnymi łuczywami od strony wejścia. Oknami wrzucali granaty, do uciekających strzelali, kogo dopadli, tego zabijali siekierami lub widłami. Napastników było bardzo wielu (...) – z relacji Janiny Orłowskiej-Łosek. Trzeba przyznać, że koresponduje z nią upowski dokument: zanim zapaliły się polskie domy, wystraszona szlachta biegnie w przeciwległym kierunku i pada martwa pod celnymi strzałami sotni Puchacza.
Niektórzy Ukraińcy pozostali w Janowej Dolinie, udzielali schronienia Polakom: znany jest nam przypadek, że wykryta w domu ukraińskim pani Świderska z trojgiem dzieci musiała wcześniej oglądać mord swoich opiekunów Ukraińców, a popiero potem odebrano życie jej i jej dzieciom. (z relacji Wł. Kobylańskiego).

Załoga niemiecka otworzyła ogień do napastników z umocnionego hotelu robotniczego – tzw. bloku, nie wystawiając jednak nosa poza swoją warownię. Siatka ZWZ-AK istniejąca w Janowej Dolinie od 1941r. nie odegrała żadnej roli.

Podczas napadu na szpital banderowcy wynieśli chorych Ukraińców, szpital z resztą pacjentów podpalili, a lekarza Aleksandra Bakinowskiego, jego żonę, studenta medycyny Jana Borysowicza oraz przypadkową pacjentkę zarąbali na placu przed szpitalem siekierami.

O świcie sygnał czerwono-zielonej rakiety daje znak do wycofania się. Banderowcy uchodzą z dziesięcioma wozami materiałów minerskich. W tę noc zginęło w Janowej Dolinie około 600 Polaków – spalonych żywcem, uduszonych dymem, zastrzelonych lub zarąbanych. Nie zginął ani jeden Niemiec. Nad ranem grupa uzbrojonych Polaków zaczęła szukać odwetu. Zabito pięcioro niewinnych osób narodowości ukraińskiej i dwoje Rosjan omyłkowo wziętych za Ukraińców. Jak podają Siemaszkowie, odwet ten spotkał się z potępieniem pozostałych mieszkańców Janowej Doliny.

Kiedy oddziały Dubowego odeszły w inne miejsca, to zaszczepione porywem zemsty miejscowe bojówki jeszcze kilka nocy nie spały. One tak tradycyjnie jak w „koliszczyźnie”, chodziły „Lachów wykańczać – to jeszcze jeden cytat z upowskiego dokumentu. Petro Mirczuk, upowski historyk oceni straty „wroga” biorącego udział „w walce” w Janowej Dolinie na setki zabitych i rannych. Straty własne autor poda jako 8 zabitych i 3 rannych. Każdy, kto ma nawet blade pojęcie o sprawach militarnych wie, że taki bilans jest możliwy tylko przy wybijaniu bezbronnych. Od doniesień o podobnych sukcesach „w walce” roi się w upowskich dokumentach. Na nich buduje się dzisiaj kult UPA na Ukrainie.

28.jpg
Na zdjęciu: zgliszcza Janowej Doliny

————————————————————————————————————————

Źródła:

Grzegorz Motyka, “Ukraińska partyzantka 1942-1960”, Warszawa 2006

Romuald Niedzielko, „Kresowa księga sprawiedliwych 1939-1945. O Ukraińcach ratujących Polaków poddanych eksterminacji przez OUN i UPA”, Warszawa 2007.

Wiktor Poliszczuk, “Dowody zbrodni OUN i UPA” t.2, Toronto 2000

Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, Warszawa 2000.


Panie Dymitrze, bardzo

Panie Dymitrze,
bardzo dziękuję za ten poruszający tekst. Historię o Janowej Dolinie poznałam już w dzieciństwie od mojej babci Rozalii, która z mężem Edwardem i trójką dzieci uciekła przed tym strasznym pogromem. W Janowej Dolinie mieszkali wówczas jeszcze siostra babci i brat dziadka – małżeństwo Kazimiera i Władysław Snarscy, wraz z trójką dzieci zostali spaleni żywcem we własnym domu. Moich dziadków uprzedził o planowanym mordzie na Polakach ich sąsiad Ukrainiec, nazwiskiem Łoposza, niestety reszta rodziny nie uwierzyła w te ostrzeżenia. Babcia do końca swojego życia nie pogodziła się z tą tragedią, z okrucieństwami których była świadkiem.


Subskrybuj zawartość