Co ma pastor Joachim Gauck do zawirowań wokół lekcji historii?

Od momentu wyboru Joachima Gaucka na prezydenta RFN nasze media nie przestają się nim zachwycać. Podkreślają, że przeprowadził sprawnie deubekizację w Niemczech, że prowadził politykę historyczną… że działał tak, jak nie daj Bóg chciał działać PiS i inne oszołomy. Jak można chwalić Joachima Gauka w mediach, które propagują zaniechanie lustracji w Polsce? Jak może to nie budzić gwałtownego oporu u odbiorców głównych mediów?

Z drugiej strony protest głodowy „działaczy opozycyjnych z lat 80”. Nie protestują przeciwko urawniłowce, masakrowaniu indywidualności dzieci poprzez bezsensowny system edukacyjny dążący w zastraszającym tempie do poziomu dna, tylko przeciwko niewłaściwemu rozłożeniu akcentów!
Po jakie licho ministerstwo określa czego mają się dzieci uczyć? Przecież dużo lepiej mogą to określić wyższe uczelnie przeprowadzając egzaminy wstępne. Jeśli absolwenci jakiejś szkoły nie będą się dostawać na wymarzone kierunki studiów, to rodzice przestaną posyłać do nich dzieci. Bez uczniów szkoła przestanie istnieć! Przecież to proste!
Ręce precz od oświaty. To jest hasło, jakie mogę poprzeć. Natomiast czy zmuszać dziecko do nauki historii czy biologii, a może trochę tego i trochę tego, a najlepiej niczego zbyt dokładnie, to są problemy zastępcze.

Takie to myśli łażą mi po moim rozumku, gdy nie zastanawiam się nad krytyką argumentacji „against mother’s life”. (To specjalnie dla Gadającego Grzyba)

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Hm, niektórzy

są konsekwentni i jednak Gaucka krytykują/z rezerwą do jego osoby podchodzą)

(w “Polityce” czy w TOK FM)l

Co do edukacji, dopóki istnieje matura jedna dla wszystkich, pana postulaty są jednak nierealne.


Panie Jerzy,

aczkolwiek w pana myśleniu i moim jest pułapka w sumie.
Bo przecież szkoła średnia poza przygotowaniem na studia powinna mieć inne funkcje.

I np. jeżeli ucina się lekcje biologii, chemii, fizyki i geografii i robi z tego jeden przedmiot przyrodę (akurat dziwnym trafem przyrodnicy i ścisłowcy nie protestują, a historycy, którym się akurat mało zabiera godzin), to jednak jest to “szansa” wykształcenia analfabetów totalnych.

A szkoła średnia jakieś solidne podstawy powinna dawać.

Chyba że jednak rezygnujemy z jednego kanonu (ja w sumie jestem za), zlikwidowaniem matury, kanonu lektur, jesteśmy za autonomią szkoły (nauczyciela, rodziców i uczniów), niezależnością i decydującą rolą dyrekcji, nie samorządów, likwidujemy kuratoria i w ogóle w dużej mierze edukację publiczną.

W sumie jak przyglądam się nonsensom edukacji (np. obowiązek, by szkoła 3 dni przeznaczała na rekolekcje dla uczniów), to jestem chyba za.

Acz oczywiście prywatyzacja edukacji nie poprawi jej poziomu wcale, ale zlikwiduje pewnie niektóre absurdy systemu.


Panie Grzesiu!

Prywatyzacja nie jest lekarstwem. Jest szansą na kurację. Wolna konkurencja daje szansę na poprawę, a nie ją gwarantuje. Gwarancje, to mają wierzący, że Bóg będzie sądził ich grzechy. Cała reszta nie ma żadnych gwarancji…

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

ja się z panem zgadzam, ale mnie śmieszą osoby, dla których

dobro to szkoła prywatna (nieważne jak uczy itd)
zło to szkoła publiczna (nieważne jak uczy).

Oczywiście jest to trochę bardziej skomplikowane i jest to temat na długą dyskusję.

Pozdrowienia.


Panie Grzesiu!

Czym się różni spółka akcyjna prywatna od państwowej?

Forma własności ma się nijak do efektów nauczania. Niemniej jestem za różnorodnością podmiotów prowadzących szkoły. Tyle, że jest to bardzo mało istotne zagadnienie.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość