Państwo wersja aktualna cz. 9.

Emisja pieniądza

Emisją pieniądza w państwie mogą zajmować się dowolne instytucje. Wartość pieniądza wyznaczana jest przez minimalny koszt godziny pracy niewykwalifikowanej brutto (z wliczonymi wszystkimi ob­cią­że­nia­mi typu podatkowego – podatek, obowiązkowe składki emerytalne, chorobowe i wszelkie in­ne) ja­ki musi ponieść pracodawca zatrudniając pracownika w kraju, w którym ten pieniądz jest emi­to­wa­ny. Jeś­li ten sam pieniądz jest emitowany na obszarze więcej niż jednego kraju, to przyjmuje się do prze­li­czeń najmniej korzystną wartość, czyli z tego kraju, gdzie praca niewykwalifikowana jest naj­droż­sza. Lik­wi­du­je się w ten sposób emigrację zarobkową osób o niskich kwalifikacjach i wyzysk pra­cow­ni­ków w krajach „trzeciego świata”. Produkty chińskie po przeliczeniu ich ceny według pro­pono­wa­ne­go tu prze­licz­ni­ka są bardzo drogie…
Obecne kursy walut są czystą sufitówą i nie mają niczego wspólnego z czymkolwiek, więc nie speł­nia­ją jednego z kryteriów konstytuujących pieniądz. Waluty nie są miernikami wartości. Ta sama pra­ca nie­wy­kwa­li­fi­ko­wa­na wykonywana w różnych krajach ma „różną wartość”, co jest oczywistym (?) ab­sur­dem. Oparcie się na cenie pracy niewykwalifikowanej jest o tyle korzystne, że jest to dobro pow­szech­nie występujące wszędzie tam, gdzie występuje człowiek. Nawet na stacjach kosmicznych takie czyn­noś­ci jak sprzątanie są konieczne, więc nie ma problemu z ustalaniem ceny. Obecny bałagan w dzie­dzi­nie wa­lut zawdzięczamy czasom, gdy pieniądzem było złoto i niektóre kraje zgromadziły je­go spo­re za­pa­sy.
Zasadniczo są dwie drogi określenia płacy minimalnej:
1. tam, gdzie jest oficjalnie ustalana stawka minimalna, należy wziąć jej wartość na godzinę; jeśli stawka jest wyrażana jako dniówka, tygodniówka, czy stawka miesięczna, to należy ją przeliczyć na stawkę godzinową; podstawą przeliczenia jest dzień, tydzień czy miesiąc w którym pracownik pracuje najmniej godzin, a ma płaconą pełną stawkę;
2. tam, gdzie władza nie reguluje takich spraw jak płaca minimalna, można oszacować taką stawkę na pod­sta­wie badań rynku pracy lub oszacować poprzez ceny koszyka produktów, których ceny są w sta­łej relacji do stawki minimalnej.

Obowiązek szkolny i pokrewne

Wiedza jest dobrem i marnowanie tego dobra jest sprzeczne z interesem obywateli. Nauczanie po­win­no być dostępne dla wszystkich chcących się uczyć. Natomiast zniesiony jest obowiązek szkol­ny.
Szkoła nie jest miejscem wychowania. Środowiskiem odpowiedzialnym za wychowanie dziecka jest ro­dzina. Możliwe jest wsparcie wysiłków rodziny poprzez instytucje takie jak kościół, harcerstwo czy ruch oazowy, niemniej władza dowolnego szczebla nie ma prawa ani obowiązku wychowywania ko­go­kol­wiek.
Szczytem absurdu jest organizowanie lekcji „wychowania patriotycznego”. Jest to typowy przykład chciej­stwa czyli myślenia życzeniowego. Zasadza się ono na przekonaniu, że patriotyzmu można na­u­czyć tak jak matematyki. Takie myślenie świadczy o kompletnej nieznajomości mechanizmów kształ­tu­ją­cych normy i postawy. Tak, jak „przygotowanie do życia w rodzinie socjalistycznej” nie przy­go­to­wy­wa­ło do niczego, a już na pewno nie do życia w jakiejkolwiek rodzinie, tak „wychowanie pa­trio­tycz­ne” z nikogo nie zrobi patrioty.
Marnowanie pieniędzy na „powszechną” edukację skutkuje brakiem pieniędzy na kształcenie ludzi wy­bit­nych. (Pomijając niechęć do tworzenia „gett”.)

Czym państwo nie powinno się zajmować

Nie jest rolą państwa wychowywanie czy uczenie kogokolwiek. Władza ma zarządzać dobrem wspól­nym i dbać o równość szans oraz możliwości.
Interwencja rządu w funkcjonowanie prywatnej stacji telewizyjnej w związku z rzekomo ra­sis­tow­ski­mi wypowiedziami w programie jest kuriozalne i nie powinno się nigdy zdarzyć. (Bry­tyj­ska rze­czy­wis­tość początku 2007. roku)
Smaczku całemu zdarzeniu dodaje to, że rzekomo rasistowska wypowiedź była świadectwem głupoty au­tor­ki i zdemaskowała głupotę innych w tym członków rządu. Wypowiedź białej Brytyjki dotyczyła hin­dus­ki, a więc białej, i brzmiała „Ona chciałaby być biała.”!
Jakim cudem stwierdzenie, że biały chce być biały, może być rasistowskie, tego nigdy nie zro­zu­miem…

Dobroczynność urzędowa

Rolą władzy jest takie organizowanie ram życia mieszkańców, aby pomnażać dobro wspólne, a nie je mar­no­wać. W sytuacji niedostatku środków władza powinna kierować aktywność ludzi w taką stronę, by przynieść wzrost zamożności mieszkańców, zamiast powodować topienie po­sia­da­nych środków w studni bez dna. Szczytem nieporozumienia jest dobroczynność na koszt po­dat­ni­ka.
Dwa przykłady pozornie niezwiązane ze sobą niemniej dobrze obrazujące ideę omawianej zasady:
1. Obecne władze Rzeczpospolitej utrzymują szereg szkół specjalnych dla dzieci upośledzonych in­te­lek­tualnie i topią w ten sposób ogromne środki. Natomiast dla dzieci wybitnie uzdolnionych nie ma żad­nego programu rzeczywistej pomocy. Podstawowym argumentem przeciwko szkołom (klasom) spe­cjalnym dla dzieci wybitnie zdolnych intelektualnie jest twierdzenie, że to by było tworzenie gett. To, że szkoły dla dzieci upośledzonych intelektualnie są takimi gettami nikomu jakoś nie przeszkadza. Na­tomiast korzyści z zainwestowania w najzdolniejszych są wymierne. Choćby skrócenie okresu na­u­ki o ⅓ ÷ ½, co przekłada się na spore pieniądze. (Doktorat przed dwudziestką.) Praca tych zdol­nych mło­dych ludzi może od razu pomnażać bogactwo ich samych, zatrudniających ich firm i re­gio­nów za­miesz­ka­nia. Będzie z czego dokładać do edukacji dzieci upośledzonych.
2. W czasie powodzi 1000 lecia zbierano publicznie pieniądze na pomoc ofiarom powodzi. Następnie ca­łość lub część zebranych środków (większość zbierających nie rozliczyła się publicznie) została z wiel­kim hukiem wyrzucona w błoto. To znaczy pieniądze poszły na bardzo szczytne cele, bo na po­moc domom dziecka, żłobkom, przedszkolom, itp. Tyle, że tego typu placówki są w stanie wchłonąć każ­dą ilość pieniędzy nawet bez powodzi. Natomiast nie tworzą one żadnego przychodu. Gdyby ze­bra­ne pieniądze zainwestowano w prywatne firmy zniszczone przez powódź, wchodząc do nich jako part­ner z kapitałem, to pozwoliłoby to przeznaczyć zysk z kapitału na działalność charytatywną, zaś oży­wie­nie gospodarcze dzięki inwestycjom podniosłoby trwale poziom życia na obszarach dot­knię­tych powodzią i zwiększyłoby przychody z podatków.
Nie twierdzę, że proponowane przeze mnie podejście jest humanitarne, chrześcijańskie, czy po­dyk­to­wa­ne miłością bliźniego. Nie twierdzę, że dbałość o najsłabszych jest moim celem. To, że bied­ni, sła­bi i wy­klu­czeni, skorzystają na proponowanych rozwiązaniach, to jest korzyść dodatkowa. Ja jes­tem prze­ciw­nikiem miłosierdzia za cudze pieniądze. Czym innym jest jałmużna dawana przez czło­wie­ka ze swoich pieniędzy, a zupełnie czym innym jest świadczenie przyznawane przez urzędnika z pie­nię­dzy pu­blicz­nych.

Rynek pracy

Rynek pracy z definicji powinien być rynkiem, a zatem musi być wolny. Wszelkie regulacje mogą być skierowane tylko na refundowanie wydatków ponoszonych przez pracodawcę z racji zatrudniania nietypowych.
Przykładami takich świadczeń mogą być:
1. refundacja wydatków na opłacenie urlopu macierzyńskiego;
2. refundacja wynagrodzenia za okres opieki nad dzieckiem dla jednego z rodziców, dziadków, czy star­sze­go rodzeństwa;
3. refundacja wynagrodzenia za czas poświęcony na rehabilitację dla kalek;
4. refundacja wynagrodzenia za zwolnienia chorobowe osób chorych na choroby przewlekłe, jak schi­zo­fre­nia czy stwardnienie rozsiane, które umożliwiają pracę, ale w razie zaostrzenia stanu chorego wy­klu­cza­ją go z wykonywania tejże.
Natomiast wszelkie pomysły na urzędniczo ustalaną płacę minimalną są niedopuszczalne, gdyż jest to pro­sta droga do inflacji i psucia pieniądza oraz rynku.

Średnia ocena
(głosy: 0)
Subskrybuj zawartość