Święto mojej ulicy, czyli...

jak byt określa świadomość.

Kiedyś, dawno, dawno temu mieszkałem z rodziną w Warszawie.
Przy takiej małej uliczce.

Jakby żywcem przeniesionej z Holandii.
Domki i działki małe były, osiedle zwarte. Ot uliczka, plus zaułek.

Domy jednym szydłem szyte.
Od jednego architekta, podobny detal, zbliżone elewacje, ten sam materiał wykończeniowy.
Mniejsze i większe.
Różne ale i takie same.
Pewien porządek trzymały.
I ład.
W ogródku już każdy swój sznyt trzymał.
Z mieszkańców.
Tak, jak i różny samochód przed domem.
I żonę własną miał, i dzieci.

I te dzieci ze sobą się bawiły, na wspólnej uliczce, i w zaułku.
A żony ze sobą plotkowały albo jeździły na zakupy.
Kwiatkami się wymieniały i przepisami na ciasto.
A mężowie na papieroska wychodzili albo z psem i wymieniali uwagi o kosiarkach i samochody w sobotę sprzątali.
I wiedzieli wszyscy kto gdzie pracuje, na wakacje jeździ a nawet, jak się nazywa.
I po imieniu byli.

A jak było trzeba, to się zbierali na uliczce ( albo zaułku ), i uradzali, że trzeba np garby na uliczce zrobić, bo jedna taka, spod szesnastki zbyt szybko jeździ.
Co dzieciom grozi.
I je robili, te garby.

Teraz też mieszkam.
W Warszawie, tylko na bogato.
Tu się organizuje nawet święto ulicy.
Jakieś panie roznoszą późna wiosną i wrzucają do skrzynek zaproszenia.
Nie znam tych pań.
Nawet twarzy nie pamiętam.

Tak samo, jak tych, którzy przychodzą na te święto ulicy.
Nie wiem, jak się nazywają, pod którym mieszkają, co robią?
Nie rozróżniam ich żon ani dzieci.
A może one nie ich są?
Nie wiem?
Coś mówią między sobą.
Grzeczni są.
Na tym święcie.

Znam za to ich domy.
Ukryte za wysokimi parkanami.
Z ich ogrodnikami nie wymieniam się sadzonkami.
Nie jestem ogrodnikiem.
Ich samochody są zawsze umyte, choć nigdy nie wiem kiedy ani nie pożyczyłem im, ani szamponu, ani kubełka.
I wzajemnie.

Lubię Holandię, te ich miasteczka i okna bez firanek.
Chociaż nigdy nie poznałem żadnego Holendra.
Tak samo lubię boczne uliczki angielsko/szkockich miast.
Dlaczego?

Może dlatego, że Holandia rozpoczęła się na początku lat 90tych a święto ulicy na początku tej dekady?
Dekady dobrobytu.
Już każdy swoją rolę zna.
A jak nie….

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Iglo

Kilka lat temu zawiozlem do Wroclawia moja kobiete. I pokazalem jej Zacisze, Krzyki, itepe. Te wszystkie wille w zadrzewionych alejach, z plotami po kolana. A nawet jak sa wyzsze to i tak wszystko widac. I nie mogla zrozumiec, dlaczego tutaj ludzie odgradazja sie od siebie dwumetrowym murem. Tak jakby sie wstydzili swojego istnienia?
Wracam do filmu z M.Belucci, bo szkoda z darow Boga nie korzystac. A przeciez doznania estetyczne takim darem tez sa, prawda?

Pozdrawiam:)


Igła,

co to ma być za zrzędzenie na zmiany obyczajowe/społeczne itp itd.?

Rozumiem ponarzekać sobie z powodu, że deszcz pada lub z powodu, że śnieg nie pada. Kiedy powinien.

Ale ile można w kółko męczyć ten sam motyw, w dodatku bez konkluzji nowej? O dostrzeganiu jasnych motywów rzeczywistości to już nawet nie wspomnę.

Zdaje mi się, że prosisz się o przybycie Pana Yayco, żeby tu przyszedł i Cię wyśmiał, jak to systematycznie wobec Twego upartego zrzędzenia czynił.

O, to by miało jakiś sens, prawda, bo Igła waląca z byka a Igła jęcząca na tę samą nutę, to dwie różne Igły.

I pomyśleć, że swego czasu uparcie szydziłeś z Wyrusa, który ponoć też jak szafa grająca, odtwarza w kółeczko 3 motywy albo coś koło tego.

Zdrówko!

I pozdrów Ciapka.


Może i tak

Zobaczę co ma do powiedzenia pokolenie ’89 oprócz cytatów.
I nie z samego siebie.


Panie Igło

Nie jest Pan odosobniony :)
Ciekawy artykuł o osiedlach jak twierdze

Photobucket

‘W Polsce jednym z głównych powodów coraz częstszego grodzenia przestrzeni miejskiej jest silna potrzeba bezpieczeństwa, wynika z badań Katarzyny Zaborskiej. Współistnienie obszarów zamieszkanych przez ludzi o różnym statusie ekonomicznym skutkuje postępującym poczuciem zagrożenia zamożniejszych warstw społecznych.

Zamykanie się w odizolowanych enklawach może być również reakcją na epokę komunizmu, kiedy to potrzeba własności prywatnej była piętnowana i tłumiona, a teraz wraca w formie “warownych” apartamentów. Tendencją lat 60. w Polsce było mieszanie warstw społecznych w mieszkaniach komunalnych, czego skutkiem była rosnąca frustracja.
Ten czynnik zdaje się mieć również wpływ na rosnącą potrzebę odizolowania się i podkreślenia przynależności do wyższej klasy społecznej – tłumaczy Katarzyna Zaborska.

Obok poczucia bezpieczeństwa główne motywy zamieszkania w odgrodzonych apartamentach to potrzeba mieszkania “wśród swoich” i prestiż wynikający z “dobrego adresu”.


Ta izolacja, p.Agawo

Daleko wykracza poza grodzenie się we własnym dworze w każdej wiosze z Warszawą na czele.
To jest grodzenie się mentalne.

A także brak jakiejkoolwiek polityki społecznej, z jednej strony zrównującej szanse a z drugiej stawiania na w miarę zrównoważoną w swoich dochodach/potrzebach klasę średnią.
Stąd takie potwory jak deweloperski apartamentowiec pośrodku zrujnowanej przedwojennej, praskiej czy wolskiej ulicy, gdzie dzieci nie mogą same wyjść po loda do sklepu albo ogrodzone 4 metrowym murem 20 ha na terenie Kampinoskiego Parku przez Gudzowatego.
Efektem jest jeszcze gorsze rozczłonkowanie społeczne jak za komuny.

No ale ja się nie znam.
Mamy tu socjologów, psychologów, architektów lansujących nowy typ kraty sklepowej, prawników.
Wszyscy kochają puszczać se You Tuba.
I fertig.


Odgradzanie się...

...jest głupie! Grodzenie jest zrozumiałe. Jest jak linia narysowana patykiem w dzieciństwie, podczas gry w piłkę. Gra chyba nazywała się “państwa”, bo każdy wybierał jakiś kraj. To była totalna abstrakcja w czasach, gdy my nie mieliśmy nic, bo wszystko miało “państwo robotników i chłopów”.

Teraz mamy swoje kawałki państwa. Ja mam 360 m kw. Z ażurowym ogrodzeniem. 1,5 m…


Jak zwykle panie Joteszu

trafił pan w samo sedno.
Życzę panu rozszerzenia ogrodzenia o dalsze 27 m kw, no niech stracę, niech będzie 56.


Panie Igło

Znalazłam jeszcze to Miasto świeci pustkami

‘Warszawa staje się coraz mniej przyjaznym miastem dla mieszkańców. Wszędobylskie banki, biurowce i galerie handlowe jak rak toczą tkankę miasta i sprawiają, że życie w stolicy zamiera.

W ostatnich latach handel i usługi z centrum miasta przenoszą się do wielkich galerii handlowych. Sprawia to, że ulice w Śródmieściu zaczynają świecić pustkami.

Najbardziej reprezentacyjną ulicą Warszawy przez długie lata była Marszałkowska. Dzisiaj trudno tak o niej powiedzieć. Miejsce prestiżowych niegdyś sklepów zajęły biura i oddziały banków. Tętniącą kiedyś życiem promenadą spaceruje coraz mniej przechodniów. Zamieniła się w komunikacyjny ściek Warszawy. Niedługo będzie spełniać wyłącznie funkcję przelotówki przez Śródmieście – przewiduje Marek Budzyński, znany stołeczny architekt.’

To wyludnienie centrum jest spowodowane także przez to, że w ostatnich latach powstało tam wiele budynków, niesłużących warszawiakom. Skalą nie pasują do obecnej zabudowy i powodują kurczenie się przestrzeni publicznej, czyli dostępnej dla każdego (np. parki, place, sklepy, itp.).’

Dość smętne te wszystkie konstatacje.
Najwyższy czas aby zmienić ten trynd, ale jak?


Pani Agawo

Ja se chodzę po tym ścieku.
Po kilku latach dobrowolnej separacji od tego miasta wracam do niego.

Nie widzę zmian na lepsze.
Widzę wyścig.
Coraz głupszych szczurów i bezradnego ratusza.
I zarabiających na tym inwestorów.

Co gorsza tzw. pokolenie ’89, w tym moje dzieci, akceptują ten ściek bezkrytycznie jako swój.
Bez żadnej skali porównawczej ani większych oczekiwań.

Po prostu nigdy nie posmakowały czym jest miasto.
Bo niby gdzie?
Na wakacyjnej wycieczce?


Agawo,

we Wrocławiu coraz częściej w ścisłym centrum nie dopuszczamy w parterach oddziałów banków, firm ubezpieczeniowych i sprzedaży telefonów komórkowych. Na szczęście Rynek i okolice jest odpowiednio zaknajpiony, czego zazdrości nam nawet stolica. Ja osobiście najbardziej żałuję, gdy znikają księgarnie…


Odpowiednio zaknajpiony

to sformułowanie jest mi bliskie;-)


Winorosle w centrum miasta

Jak można zagospodarować grunty rolne w mieście stwarzając jednocześnie miejsce do wesolej zabawy, wiezi spoleczne wzmocnić i prestiż dzielnicy podnieść?

Odpowiedz jest prosta. Winnice!
W Paryżu, na stokach Montmartre co roku hucznie zbiera się winogrona.

Mieszkańcy zwykli i niezwykli, na te okolicznosc zaproszeni, buszują na stokach milo usmiechając się do kamer telewizyjnych, nieodlącznych w takich chwilach. A potem bal i hulanki na ulicach, parady, spektakle, wystawy.

Claude Lelouche, Victotria Abril i oczywiscie burmistrz dzielnicy
Zbior winogron na Montmartre

Klimat w Warszawie coraz bardziej sprzyjajacy, gruntow rolnych pod dostatkiem…

Wino dzielnicowe zbliża i jest very, very trendy!
Czy to nie jest dobry pomysł Panie Iglo?


Winnice pani Agawo?

We wsi Warszawa grunty rolne, w tym skwer i parki służą nie ludziom tylko psom.
Jako, za przeproszeniem, sracz.
Strach wchodzić.

Co do innych części składowych stolycy, to na moje amatorskie oko składa się ona jeszcze z torowisk, jezdni zajętych pod auta i autobusy, pogierkowskich blokowisk z pawilonem handlowym jako kwiatkiem, biur bankowych oraz ichnich pośredników oraz wspomnianych gett, zaludnionych przez młodopolaków i ich samochody.
Na kredyt.


Only limit is the Imagination

‘Po prostu – brzydota Warszawy nie daje się przykryć jednym czy drugim ładniejszym skwerkiem czy ciekawym zaułkiem. To jest brzydota systemowa, wielowymiarowa, ustrukturyzowana, nawarstwiona i jej pokonanie również wymaga systemowego i ustrukturyzowanego podejścia, w którego centrum powinien być człowiek i jego potrzeby.’ (Ziggi)

‘W odróżnieniu od Krakowa, Wrocławia i wielu innych miast, Warszawie brakuje jednej rzeczy – urody i logiki urbanistycznej, tak porywającej i czytelnej u poprzednio wymienionych. Są przepiękne małe Warszawy, ale jest i nonsensowna Warszawa jako całość. (Merlot)

Tym bardziej to wszystko irytuje bo wiadomo że z piasku i skaly można zbudować wyspy na morzu:)

I domy dynamicznie zmieniające swój wygląd, gdzie nie ruszając się z fotela mozna podziwiać wschody i zachody slońca wirując w rytmie walca czy rocka.

Cena metra kwadratowego: 30 tysięcy dolarow. Trochę drogo, ale jak pięknie:)

Only limit is the Imagination. Inwestorów można zawsze znależć


Subskrybuj zawartość