Dymitrijowi Bagińskiemu do szuflady pamięci

Rzecz się miała w sobotę 9 stycznia 2010r. w obiad.

Restauracja “Lwowska Kamanda” na ulicy Foksal.

Ukraińskie piwo, mołdawskie wino, palanka, koński tatar i pielmieni na pierekusku.

———————————————————————————————————————————————- –

- Bo wie pan, ja do Powstania poszedłem…

- Wiem..

- Mieliśmy Okęcie szturmować, już na 3 dni przed Powstaniem siedzieliśmy na zgrupowaniu w jakichś mieszkaniach na Woli i czekaliśmy…

- Acha..

- Rozkaz przyszedł na pół godziny przed wybuchem. Mieliśmy się w pięciu dostać się na Powiśle tam wyfasować granaty i stamtąd na te Okęcie..

- Acha, i pojechaliście..

- Nie, tramwaje już nie chodziły, strzały było słychać, jak wychodziliśmy z kamienicy to naprzeciwko Niemcy CKM ustawiali…
Poszliśmy na piechotę, przy Placu Napoleona zobaczyliśmy, jak Kiliński rusza do ataku na Prudential. Chcieli nas wziąć ale powiedzieliśmy, że mamy rozkaz iść na te Powiśle.., przepuścili…

- I co dalej..

- Doszliśmy na melinę, dostaliśmy po pare filipinek no ale jak z tego Powiśla dostać się na Okęcie? Wróciliśmy i zaciągnęliśmy się do KRYBARA.

- A jaka była pana macierzysta jednostka?

- 36 Pułk Legii Akademickiej

- No to miał pan szczęście, bo ich tam w pierwszych sekundach ataku wycięli ze szczętem..

- Tak wiem…., myśmy na tym Powiślu przesiedzieli jak u Pana Boga za piecem cały sierpień, 3 posiłki dziennie, do własowców postrzelaliśmy, werkschutzów rozbrajaliśmy…
Wie pan kto to byli werkschutze?

- Wiem..

- Oni mieli długą broń, zbieraninę karabinów z całej Europy i po parenaście naboi do nich, kaliber, panie od sasa do lasa. Jak wystrzelałeś całą amunicję to można było broń wyrzucić...tiaa

- Dosłużył się pan karabinu?

- Tak, choć ja miałem swoją parabelkę no i te filipinki..

- I jak był koniec sierpnia to na nas uderzyli od strony Starego Miasta, jak napotkali opór to wzywali Stukasy a te waliły półtonówki w bronioną kamienicę...

- O tu naprzeciwko jest pałacyk dziennikarzy, szpital w nim był. Pamiętam jak przynieśliśmy tam młodego Preisnera, dostał odłamkiem w głowę, spalił się tam z całym szpitalem po ostrzale z krów o tu naprzeciwko…...( jak by przeżył to by został stryjem tego kompozytora)..
A na dole Tamki posterunek żandarmerii był....
I tam te filipinki żeśmy rzucali..

One były na lont, czy uderzeniowe?

- Uderzeniowe, często nie wybuchały.. , raz jakeśmy rzucali to Niemcy jedną wzięli co nie wybuchła i na posterunek wnieśli. I tam na stole postawili…, i było po nich… – A z drugiej strony ulicy, od strony Smolnej szkoła jest…

- Tak, jest….

- Tam na boisku szkolnym barak stał. W nim żeśmy trzymali jeńców o chlebie i wodzie. To przeważnie ci werkschutze byli, w większości niepiśmienne chłopaki z Ukrainy. Mieli do wyboru albo na roboty do Niemiec albo na strażników i ochronę rodziny i kartki na żywność. No i trochę volksdojczów i paru żandarmów tam siedziało…

- I co się z nimi stało?

- Jak piątego września ewakuowaliśmy się do Śródmieścia to ich wybiliśmy..

- Najpierw pare butelek z benzyną do środka a potem te filipinki…

- Bo i co mieliśmy z nimi zrobić? Barykada była tu gdzie EMPIK, niska była bo ją w dzień szwabskie czołgi rozbijały a myśmy w nocy na klęczkach przeszli…
Nie było ich,... jak inaczej…

- Pewnie nie…., ja też bym tak..

———————————————————————————————————————————-

W Muzeum Narodowym przywitał nas autoportret Jacka Malczewskiego – “Hektor Polski”

——————————————————————————————————————————————-

Tacie Marysi dedykuję – pseudonim Olgierd i jego bratu pseudo Witold ze Zgrupowania Krybar. Marysi z podziękowaniem.

Średnia ocena
(głosy: 6)

komentarze

Czekałem, aż ktoś się wpisze przede mną...

Starczy czekania.

To jest wspaniały kawałek, Igło.
Nie ma w nim ani jednego niepotrzebnego przecinka.

Pozdrawiam


Merlocie,

czasem wystarczy tylko czytać, bo co tu gadać.

A poza tym się zgadzam.


Panie Igło

jak to dobrze, że Pan jest na TXT


Dymitriju.

a kudy miałbym się podziać?


kozacze

no w stepy moglbys pojsc na ten przyklad…a tak to jestes…
ech dobrze napisane…

lowca…


ciekawe

może będe cham, ale tak się bym spytał: i co miałeś fun dziadku ? w jimię czego? funu ?

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


Hamiltonie,

złośliwe, ale trafne.

pozdrawiam


Pino

Dziadek mial wtedy 20 lat, jak byl pokoj to pil wodke,
obracal dziewczyny i lubil fun.

Konspiracja to byl przede wszystkim fun, dobra, troche dla Ojczyzny tez.
Ale jak dostal do reki karabin to dopiero musial byc fun

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


Dokładnie tak to widzę,

jak to miło, że szeregi złośliwców i szyderców się wzmocniły ;) Zaraz nam się oberwie od apologetów PW, choć może nie od Gospodarza bloga akurat.


Suma tych funów

złożyła się na to, że dzisiaj możemy być apologetami powstania.
Albo cynikami, jak kto woli.


Nie posiadam się

ze szczęścia normalnie. Każdy by się radował, mieszkając na cmentarzu.

I nie nazywaj mnie cynikiem, cynikiem jesteś Ty, przechodząc do porządku nad masakrą.

Dzieci Rymkiewicza, kinderszenen, k…a


Moim zdaniem

byłabyś w czubie (na czele) tych co mieli fun.


Zajebiście by było.

Zostałby po mnie ładny brzozowy krzyżyk na Powązkach.

Kpr Pino, “Krybar”, l. 16, + 25.08.1944

Po prostu pasjonujące.


Pino

Apologeci jak na razie czytają, bo i jest co.


Foxx,

no jest. Literacko świetne. Nic nie chciałam mówić, ale też nie chciałam, żeby Hamilton został zadziobany. Bo tak myśli więcej ludzi. Warszawiaków też.


Pino

Mam nadzieję, że na tyle znasz moje wpisy, by wiedzieć, że o żadne idealizowanie PW (mi) nie chodzi. Jako osoba zbierająca relacje oraz utrzymująca bieżące kontakty z Powstańcami, wiem dobrze o rozmaitych postawach i sytuacjach. Dodatkowo duże znaczenie miały postawy dowódców różnych oddziałów (na co w jednym było przyzwolenie – w drugim kula w łeb) – rzecz złożona, jak zwykle przy dyskusjach o postępowaniu dużych zbiorowości ludzi – znamy inne przykłady tego mechanizmu, czyż nie? ;)

W komentarzu Hamiltona nie ma żadnego powodu do “dziobania” – uprościł i uogólnił rzeczy oczywiste, chociaż nie proste i zindywidualizowane. Wolno mu? Wolno :)

Swoją drogą, nie zauważyłem na TXT tabunów “apologetów Powstania” – trynd jest raczej przeciwny z nielicznymi centrowymi (w tej kwestii) wyjatkami.


Pewnie by tak było

A ja bym co rok we Wszystkich Świętych zapalał Ci znicz i stał na warcie. W panterce.


Foxx,

znamy :) O ile zajebiste jest w Legii to, że pamiętamy (sama mam jedną z tych koszulek i bardzo ją lubię), to jednomyślność i bohaterszczyzna mnie nuży, dlatego nigdy nie dyskutowałam na LFF na ten temat. W niektórych młodych łebkach po prostu się nie mieści taki paradoks, że można (jak ja) palić znicze i chodzić na apele, a jednocześnie zawsze mówić, że to był błąd i zbrodnia.

Merlot – cudnie, jestem wzruszona. A ja bym wolała wykładać na UJ ery stalinowskiej, pisać książki, siedzieć na emigracji w Londynie, współpracować z Kulturą. Żyć.


Pino

Nawet nie wiesz, jak niewiele jest tej jednomyslności w podejściu do “bohaterszczyzny”. W końcu w jakimś celu organizujemy spotkania z kombatantami. Niedawno udostępniłem Niepoprawnemu Radiu zapis naszego spotkania z p. E. Baranowskim, “Jurem”. Wystarczy posłuchać pytań i odpowiedzi…

Poszło na raty – wystąpienie Gościa – audycja z 06.12., odpowiedzi na nasze pytania – 07.01.


Foxx

Foxx

W komentarzu Hamiltona nie ma żadnego powodu do “dziobania” – uprościł i uogólnił rzeczy oczywiste, chociaż nie proste i zindywidualizowane. Wolno mu? Wolno :)
Swoją drogą, nie zauważyłem na TXT tabunów “apologetów Powstania” – trynd jest raczej przeciwny z nielicznymi centrowymi (w tej kwestii) wyjatkami.

Uproscilem , wyszczegolnilem. Mam juz gdzies cala dyskusje o tym czy PW bylo potrzebne, czy nie. Interesuje mnie co innego. Interesuje mnie wylacznie INDYWIDUALNE podejscie zolnierzy. Co mysli w chwili szturmu: fun czy Ojczyzna. Ja twierdze ze raczej fun

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


To jest akurat normalne

i wcale nie neguję, że to mogło być fajne, na swój sposób. Kiedyś na kibicowskim forum był taki Pennywise, co to marzył sobie, jakby było świetnie, pieprzyć się na gruzach (pardon), bo Eros i Tanatos to zawsze zusammen, a potem w wieku lat dwudziestu kilku osiągnąć nieśmiertelność.

Foxx – faktycznie nie wiem, z lektury wątku “63 dni chwały…” akurat to nie wynika ;) Muszę w końcu posłuchać tych audycji waszych.

Pozdrawiam

P.S. Interesowała by mnie informacja, czy zetknąłeś się może z nazwiskiem Leopold i Genowefa Sobolewscy (mój dziadek i jego pierwsza żona)? Mieszkali w czasie okupacji na Zielnej, więc musieli walczyć gdzieś w Śródmieściu, ale nie mam pojęcia, w jakiej jednostce, bo dziadek milczał na ten temat, jak ojciec Pilcha, który walczył pod Stalingradem… Po wojnie poszedł w oficery i wyszedł z LWP jako major, całe życie też ubolewał, że ze względu na akowską przeszłość nie chcą go przyjąć do partii ;)


Hamilton

Ale Ty nie piszesz o INDYWIDUALNYM podejściu, tylko uczyniłeś projektowaną przez siebie wersję GENERALNĄ zasadą. Zapominając zupełnie, że to ludzie, jak my – z inną myślą ruszali do szturmu po 12 godzinach oczekiwania w ciszy i bezruchu, z inną widząc, że atakują w przewadze; a inną, że wręcz przeciwnie; z inną mając poparcie miejscowych mieszkańców; z inną czując ich niechęć czy wrogość; z inną wierząc w pomoc aliantów; z inną mając pewność, że zostali sami bez szans… A z jeszcze inną widząc, że na ich oczach bliska osoba właśnie straciła głowę, a z poszarpanej szyi sterczą strzępy ciała; czy też – w przypadku faceta – gdy rzuca się do ataku na oczach bliskiej, czy po prostu ładnej panny (motyw częsty we wspomnieniach).

Do tego wszystkiego myśli pojawiające się wyżej zależą przecież od różnych cech charakteru i osobowości konkretnych ludzi.

Ty rzucasz jakąś zero-jedynkową generalizację, twierdząc dodatkowo, że to podejście “inwidualne”... No, psze Pana… ;)

Kontakty moje i kolegów z kombatantami są tak dobre własnie dlatego, że nie pytamy ich o to, o czym opowiadają od kilkudziesięciu lat na akademiach ku czci i w wystąpieniach rocznicowych… tylko o całą resztę.

Swoją drogą polecam fragment świetnej “odbrązawiajacej” książki J. Kurdwanowskiego “Mrówka na szachownicy”, którym otworzyłem swoją notkę zawierającą moje podejście do PW.

http://foxx-news.blogspot.com/2007/12/tag-powstanie-warszawskie-w-s24-20...

Ten świat jest bardzo bogaty i bynajmniej nie zero-jedynkowy.

Pino – posłuchaj koniecznie; nazwiska niestety mi nic nie mówią.

Pozdrowienia.


Kiedyś... w S24

opisałem spotkanie z innym powstańcem, który walczył na Dolnym Mokotowie, w Baszcie a potem na Czerniakowie i go zacytowałem.

We wrześniu przyszły do nas na Czerniaków niedobitki Zośki i Parasola ze Śródmieścia, panie jakie tam ładne dziewczyny były, jaką oni broń mieli ale baliśmy się ich gorzej niż Niemców, dla nich zabić człowieka to było jak splunąć...

Wtedy prawicowo-patriotyczne pojebstwo usiłowało mnie zlinczować.
Od tego czasu mam w dupie wszystkich tych co se w fotelu przed telewizorem Polską gębę wycierają.


Hamiltonie..

a gdzie ja napisałem, że to mój rozmówca wykończył tych Ukraińców?


A dla Igły

... inny fragment z “Mrówki…” – w kontekście “Zośki” i “Parasola” przewijających się we wspomnieniach powstańców z innych baonów:

http://blogmedia24-historia.blogspot.com/2008/09/powstanie-okiem-sceptyk...


Fkosie

już to kiedyś od ciebie dostałem.
Znam.


Właśnie,

dzięki Igło, ten Twój cytat mi utkwił i chciałam powtarzać z pamięci, ale mnie wyręczyłeś.

Opowiem coś podobnego, co zapamiętałam z wystawy na Karowej: sam koniec września, ludzie biedni siedzą w piwnicy, wpada oszalała dziewczyna (takie Pino born 1928) z granatem i chce wyciągać zawleczkę, bo przecież aż do śmierci, nie mogą nas Niemcy zwyciężyć! Chwała Bogu, przyszedł jakiś zwierzchnik i kazał jej się odwalić, koniec piosenki, idziemy do niewoli…

Kiedyś miałam ustawiony na gg opis z Lao Che:

Nam jedna szarża – do nieba wzwyż

Na co mój kumpel Kacper, nie wiedząc, o co chodzi (raczej słucha innej muzyki), ustawił sobie coś takiego:

A czy wysoka marża? Marża tyż.

Wydaje mi się to szalenie trafnym podsumowaniem…


A, to przepraszam :)

Tak mi się skojarzyło – a podobnych dyskusji tyle, że się gubię, co gdzie padało.


Foxx,

zapomniałam się odnieść do jednej Twojej uwagi: frakcja apologetów jest i ma się dobrze, przychodzą mi do głowy na razie: Gretchen, Merlot, Mida, Jerzy Maciejowski, być może w jakimś sensie także Grześ.


chwalcy i krytycy

wystarczy odkopać dyskusje z sierpnia, i zaraz widać kto jest kim…


Ja nie jestem ani byłem

apologetą powstania czy wojny.
Tyle, że uznaję jej ( wojny ) nieuchronność, czasem konieczność i jej cały brud.


Nie zgadzam się,

wojna to jedno, rozpętanie tego szaleństwa to zgoła co innego.

Nie widzieli, co się stało w Wilnie? (mam nadzieję, że nie bredzę, dwudziestka to nie moja specjalność...) Nie mogli posłuchać Iranka?

Za śmierć najlepszych dzieci Warszawy i tysięcy cywilów, wieczna hańba generałowi Borowi.

(ależ patos)


Oceny zasadności PW

każdy nosi w sobie, i różnią się. Niezależnie od opracowań historyków, wspomnień uczestników, kłótni polityków…


Powstanie było

i tego się nie zmieni. wszystkie dywagacje “co by było gdyby” można wsadzić między bajki.

były chwalebne epizody tego wydarzenia, ale całokształt jest niekorzystny.

niestety romantyczny mesjanizm tak wydrenował polskie umysły, że już chyba zawsze będziemy pławić się w swoich klęskach. tym bardziej im większa ilość krwi do pławienia ….

=moje nudne i banalne foty=


Tak, ale

mentalność się zmieniła, na szczęście. Proszę bardzo, można wrzucać ile wlezie na moje pokolenie, prawda taka, że nie miało do głów wkładanej w szkołach romantycznej sieczki, kultu Wodza i jego kasztanki, toteż masowo wyrżnąć by się po prostu nie pozwoliło… Kolaborować, kombinować, konspirować, przetrwać. Nie kopać się z koniem.

Pozdrawiam, pełzający pragmatyk Pino


Ten tekst

nie jest o zasadności lub bezzasadności PW.
Powstanie było, i tyle.

Proszę raczej spojrzeć na te relację jako opis okrucieństwa wojny.
Fatalizmu.
I jej praw.


Nie wciągniesz mnie w to.

Chłopcy są niewinni,
Chłopcy są uroczy
Chłopcy mają karabiny,
Każdą przepaść chcą przeskoczyć

Ja sobie mogę pomyśleć, jadąc Alejami, o tych ludziach, co siedzieli w piwnicach.


W kwestii apologetów:

Wychowałem się w szacunku i podziwie dla tych chłopców i dziewczyn. Niektórych z nich poznałem osobiście.

Do bycia apologetą Powstania jako myśli wojskowej i politycznej jest mi daleko.


A wychowałeś się w szacunku i podziwie

dla Mirona Białoszewskiego?


nie, literacko byłem

raczej troglodytą.

Niektóre zaniedbania ponadrabiałem, ale do ideału daleko.


Literacko?

Tu chodziło o życie.

Takie nudne, bezbronne, cywilne…


Życie na wojnie się nie liczy

Nawet teraz, kiedy media są szybsze od wojska.

16 poległych rangersów z Mogadiszu wywołuje łezki nowojorskich panienek & pedałów kilkuset zabitych przy okazji Somalów nie istnieje i nie zaistnieje.


Pino,

czyli słynny problem – gdybym wtedy żył, to bym poszedł czy nie poszedł?
Akurat tego problemu nie miałem. Znalazłem sobie motywację zastępczą.


Pino, ja nie wiem,

czy jestem apologetą PW czy jego krytykiem, albo inaczej nie jestem ani tym ani tym.
ja zwyczajnie jestem tu za gupi, by mieć zdanie w tej sprawie.

Ale ciekawa dyskusja (to do wszystkich), czyta się dobrze, choć temat znany i przerabiany a i mało sympatyczny.

Igła,

“16 poległych rangersów z Mogadiszu wywołuje łezki nowojorskich panienek & pedałów kilkuset zabitych przy okazji Somalów nie istnieje i nie zaistnieje.”

To nie tylko kwestia nieliczenia się życia na wojnie, to kwestia nieznośnej i mnie osobiście strasznie wkurwiającej niekiedy “europocentryczności” czy w ogóle hierarchii ofiar, znaczy jak Polak, to znaczy najwięcej, jak kobieta i dziecko, to też, jak Europejczyk i Amerykanin, to też tragedia, ale jak jakiś z Afryki, Azji czy innej dziczy, to kogo to obchodzi?

Niestety polskie media obok wielu grzechów od zawsze czyli odkąd pamiętam i ten grzech popełniają.


Merlocie,

czy ja kurwa piszę po chińsku?

Jeśli nie wiesz, że Białoszewski napisał takie cuś, jak Pamiętnik z Powstania Warszawskiego (z perspektywy cywila w piwnicy), to faktycznie jesteś troglodytą. So sorry.

Grzesiu – jeśli jestem Polką i mam kogokolwiek bliskiego w danym Mogadiszu, to życzę sobie, żeby w polskich wiadomościach najpierw powiedzieli, czy wśród ofiar nie ma Polaków. So sorry.


Wiem, że napisał.

Nie czytałem. Jestem troglodytą. Żałuję.


Pino

Czy Białoszewski był pierwszą relacją z Powstania, z jaką się zetknęłaś?


Foxx,

nie. U mnie to było tak: jako młody łepek, szesnastoletni powiedzmy, myślałam tak samo, jak ten pan wyżej, co ma chyba ze cztery dychy więcej od mua, oraz jak gro ludzi z Ł3 (wasza grupa, nazwijmy to, powstańcza, to jednak węższa specjalizacja, mam wrażenie). I tu rzeczywiście, jak w bardzo niewielu sprawach, przekonał mnie i odkręcił mi poglądy ojciec. On się zajął poważnie tym tematem i grzebał w źródłach, bo przygotowywał się do pisania scenariusza na konkurs, rozpisany, już nie jestem pewna – przez Muzeum chyba?... Wtedy mnie szokował agresywnymi stwierdzeniami typu “nienawidzę Powstania Warszawskiego”. Ja tak nigdy nie powiem, wiele z nim dyskutowałam na ten temat, ale w końcu musiałam przyznać, że merytorycznie ma słuszność. No i tak.

Pozdrawiam


Pino,

“Grzesiu – jeśli jestem Polką i mam kogokolwiek bliskiego w danym Mogadiszu, to życzę sobie, żeby w polskich wiadomościach najpierw powiedzieli, czy wśród ofiar nie ma Polaków.”

Okej, ale jak ja słyszę to rytualne na szczęście wśród ofiar nie ma Polaków i uśmiech ulgi na twarzy prezentera, a w następnym zdaniu info o setkach czy tysiącach ofiar i obrazki krwawe czy tragiczne widzę, to mnie coś trafia.

Niesmaczne trochę to mi się wydaje.

Coś jak sytuacja, gdy w kraju susza, upały od tygodni, lasy płoną, plonów nie ma, a głupiutka pogodynka w TV z błogim uśmiechem ogłasza: _jutro będziemy mieć piękną słoneczną pogodę”.

No zabić tylko:)


Nie rozumiem?

Statystycznie na drogach co weekend ginie kilkaset osób.

Nagle ginie ktoś, kogo dobrze znasz. Jednostka.

To jest dla Ciebie gorsze? Dlaczego? Przecież jeden to znacznie mniejszy problem niż kilkuset.

Drugi przykład też jest dla mnie bez sensu. Stracą rolnicy, zarobi sektor turystyczny. Jest wiatr, to żeglujemy, nie ma wiatru, idziemy grać w badmintona.

Kogo Ty chcesz zabijać?


No mi tu zgrzyta,

ale różne rzeczy mi zgrzytają, również zgrzyta mi np. podkreślanie zawsze rytualne “zginęło ileś osób, w tym kobiety i dzieci”.

P.S. Argument ze znaniem mnie nie przekonuje, ile masz osób w Polsce, których śmierć naprawdę mogła cię by obejść? 10,20,30?

Moim zdaniem to wynika (a potwierdzeniem tego była np. cała szopka wokół 11 września) z tego europo i amerykanocentryzmu, wedle którego życie Białego człowieka jest więcej warte niż życie jakiegoś tam Somalijczyka np.


To nie o to chodzi,

dla mnie normalny porządek to: ja, moja rodzina i kumple, potem mój kraj, potem mój krąg kulturowy. Jakoś się nie fascynuję Indianami, ani nikim takim. Wolno mi, mam nadzieję?

A w ogóle to moja chata z kraja, co ja się tak wciągam w te polemiki, zaraz coś na mnie plunie ogniem z góry i nic nie zostanie po mua, ni śladu, ni popiołu.


Pino,

kurde rzuciłbym tu powiastkę z deMello, która pokazuje, że narodowość to w jakis sposób etykietka też.

jest taka anegdota u niego, jak pakistańskie wojsko uwolniło Hindusów mówiąc im że są w Indiach, ci wpadli w orgazm prawie patriotyczny, się okazało później, że jeszcze jednak w Pakistanie:)

Bo góry to góry (Himalaje to Himalaje), nie ma gór indyjskich i gór pakistańskich.

To etykietki są, no.

Hierarchię wartości masz dobrą i każdy pewnie tak ma, że najważniejsze to co najbliższe.

Tyle że dla mnie (choć właściwie np. przyjaciół i osoby wazne mam tylko wśród Polaków) nie ma de facto różnicy między Polakami a innymi ludźmi.
I nie rusza mnie bardziej, ze zginęło 20 Polaków niż ze zginęło 20 Hindusow.

Bo niby dlaczego właściwie?

Oooo, znalazłem, z “Przebudzenia” to jest:

Sa takie slowa, ktore nie odnosza sie do niczego. Na przyklad: “Jestem Hindusem”. Przypuscmy, ze jestem jencem wojennym w Pakistanie i mowia mi:

– Zamierzamy cie dzisiaj zabrac za granice, abys mogl rzucic okiem na swoj kraj.

Przewoza mnie wiec za granice, patrze poprzez nia i mysle: “Och, moj kraj, moj piekny kraj. Widze wioski, drzewa i wzgorza. To moj rodzinny kraj”. Po chwili jednak jeden ze straznikow mowi:

– Przepraszam, ale pomylilismy sie. Musimy pojechac jeszcze z dziesiec mil.

Czego dotyczyla moja reakcja? Niczego. Mialem w umysle slowo “Indie”. Ale drzewa to nie Indie. Drzewa to drzewa. W rzeczywistosci nie istnieja granice pomiedzy krajami. To ludzki umysl je stworzyl. Zazwyczaj nalezacy do glupich, ograniczonych politykow. Kiedys moj kraj byl jednym krajem, teraz sa juz z niego cztery. Gdybysmy byli mniej czujni, byloby ich szesc. Mielibysmy wowczas szesc flag, szesc armii. Dlatego jeszcze nikt nie zlapal mnie na tym, bym oddawal honory fladze. Wszystkie flagi narodowe napawaja mnie odraza, gdyz sa falszywymi bogami. Komu mam oddawac honor? Moge oddac honor ludzkosci, ale nie fladze otoczonej armia.

Flagi istnieja jedynie w glowach ludzi. W kazdym razie slownik nasz zawiera tysiace slow, ktore nie maja zadnego odniesienia do rzeczywistosci. Ale wyzwalaja w nas wielkie emocje! Zaczynamy wiec widziec cos, czego nie ma. Naprawde widzimy indyjskie gory, podczas gdy ich nie ma i naprawde widzimy Hindusow, ktorzy nie istnieja. Istnieja jedynie wasze amerykanskie uwarunkowania. Ale to nie jest cos specjalnie godnego podziwu. W krajach Trzeciego Swiata wiele sie dzis mowi o “inkulturacji”. Czym jest to, co zwiemy “kultura”? Nie jestem tym slowem zachwycony. Czy oznacza ono, ze masz chec zrobic cos, poniewaz uwarunkowano ciebie tak, abys to zrobil? Ze chcialbys czuc cos, poniewaz tak cie uwarunkowano? Czy oznacza to mechanicznie podejmowane reakcje? Wyobrazmy sobie amerykanskie dziecko zaadoptowane przez rosyjska pare i wychowywane w Rosji. Nie ma pojecia, ze urodzilo sie w Ameryce. Wychowywane jest w kulturze rosyjskiej i umiera dla Matki Rosji. Nienawidzi Amerykanow. Dziecko to zostaje wpisane w okreslona kulture, nasycone literatura. Patrzy na swiat oczyma nabytej kultury. Mozesz nawet powiedziec, ze nosi swa kulture ze soba, tak jak ubranie. Kobieta hinduska nosi sari, amerykanska cos innego. Japonka nosilaby kimono. Nikt nie identyfikuje sie z ubiorem. A wy chcecie nosic swa kulture z wiekszym zaangazowaniem niz ubranie. Szczycicie sie swa kultura. Uczy sie was, ze macie byc z niej dumni. Pozwolcie mi wyrazic to najdosadniej, jak umiem. Mam przyjaciela, jezuite, ktory powiedzial mi kiedys:

“Zawsze gdy widze zebraka lub biedaka, nie moge nie dac mu jalmuzny. Nauczyla mnie tego matka.”

Jego matka czestowala posilkiem kazdego biednego, ktory stanal na jej drodze.
Powiedzialem mu:

“Joe, to co robisz, to nie cnota. To jest jedynie przymus, calkiem mily z punktu widzenia zebraka, niemniej jednak przymus.”

Przypominam sobie tez innego jezuite, ktory zwierzyl sie na spotkaniu swego zgromadzenia w Bombaju: “Mam osiemdziesiat lat, jestem jezuita od lat szescdziesieciu pieciu. Ani razu nie zaniedbalem swej godzinnej medytacji, ani razu.” Moze to byc bardzo chwalebne, ale tez moze to byc jedynie przymus. Nie ma nic wspanialego w tym, ze pozostajemy jedynie mechanizmem. Piekno czynu nie polega na tym, ze stal sie on nawykiem, ale na jego wrazliwosci, swiadomosci, jasnosci spostrzegania i celowosci reakcji. Moge powiedziec “tak” jednemu zebrakowi, a innemu “nie”. Nie jestem zniewolony przez zadne uwarunkowania ani zaprogramowanie ze strony dotychczasowych doswiadczen lub mojej kultury


Subskrybuj zawartość