Moja droga Gretchen [2]

Słowa we mnie utknęły. Są tam gdzieś wiem, że są. Czuję ich obecność.

Rozpoznaję je chwilami kiedy coś mnie wzruszy, jakaś nuta w piosence, albo kiedy zaciskam całą siebie w bezsilnej złości.

Tak to jest Gretchen… Widzisz coś, czujesz ale to ucieka, nie chce dać się dotknąć. I pytasz siebie wtedy po co? Wiem, że mi powiesz o konieczności próbowania, wiem że powiesz, że to jedyny sposób przycisnąć siebie choć odrobinę. Tylko ty się postaraj mnie zrozumieć przez chwilę. Coś dławi i uwiera a nie potrafisz, albo nie chcesz tego oddać.

Siadasz. Kursor miga. Pusta strona w programie. I on miga ten kursor jakby czekał na zmianę miejsca. Zachęca? Ciebie pewnie tak, mnie często zniechęca.
Czy to nie jest jakaś głupota zaawansowana komunikować się z kreską na monitorze?

Próbowałaś Gretchen kiedyś, całkiem poważnie pytam, wydrzeć to coś nieuchwytnego z siebie?

Rzygnąć tym w świat nie zastanawiając się zaraz nad sensem, celem… Nie cenzurować, nie wygładzać, nie pisać słowami okrągłymi i pełnymi zdaniami…

Chwycić za ryj to co ucieka, zatrzymać…

Zastanawiasz się, to pewnie i dla Ciebie nie jest takie znowu łatwe, chociaż z nas dwóch to bez wątpienia ty jesteś ta bardziej skupiona, poukładana. Nie zaprzeczaj idiotycznie, wiesz że mam rację.

Próbujesz rozplątać te węzełki, i kiedy już prawie wiesz, to znowu przychodzi. Ta wątpliwość cholerna. To ciągłe wewnętrzne rozedrganie zmuszające do poszukiwań.

Tak, tak oczywiście to jest wartościowe, rozwijające itede itepe, ale mnie czasem ogarnia furia, czasem żal, czasem smutek. Żyję jakbym nie miała skóry…

Piszę teraz do ciebie i choć nieczęsto to robię, to już mam ochotę porzucić to pisanie. Już się odzywa ten głos w środku mówiący, że się nie uda. A ja stawiam kolejne literki, z wysiłkiem, z uporem bo może coś z tego wyniknie.

Jestem zmęczona choć chyba lepszym określeniem byłoby jestem wyczerpana. No i sama widzisz jakie to jest nieudolne, jakie marne. Takie słowo, czy takie słowo. Żadne z nich nic nie mówi naprawdę. O mnie nic nie mówi.

No niech będzie, że jestem wyczerpana z braku lepszego pomysłu to słowo zostaje.
Odpocząć nie ma jak, uciec nie ma dokąd, a ta najważniejsza rzecz jest w tobie uwięziona i tyle twojego, że przynajmniej wiesz o jej istnieniu. Marna to pociecha – tysiące razy myślałam, że może lepiej nie wiedzieć i pytań nie zadawać, nie podążać w głąb tego wszystkiego. Rzucić ten bałagan.

Jasne, rzucić. Nawet ty się śmiejesz.

Słuchaj może ja powinnam częściej do ciebie pisać? Ty masz w sobie miejsce na to wszystko i cierpliwość do wysłuchiwania. Trochę się czepiasz, że język mam za ostry chwilami, ale jak widzisz dzisiaj się staram niczym cię nie urazić. Uczciwie jednak mówiąc nie mogę ci obiecać, że się w tej dyscyplinie utrzymam. Właściwie to nic nie chcę obiecywać. Tym razem wolałabym wziąć niż dać. Egoistycznie wycisnąć cię jak cytrynę.
Do tego na swoich warunkach.

Niezłe co? Prosić tak naprawdę narzucając. Ty jesteś na to za szlachetna, a ja dzisiaj nie mam nastroju na takie bzdety. Dzieje się za dużo i za szybko. Jedno za drugim, jednozadrugim…

To może być mój czas. Już chyba nawet nie chcę twojej zgody – zrobię co uznam za lepsze. Dla siebie do cholery.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

G.

Zastanawiałem się przez chwilę, co sam robię w takich sytuacjach i kto jest moją osobistą Drogą Gretchen.

Albo jest to kwestia płci, albo cecha osobnicza, ale zamiast dywagować epistolarnie mówię sobię “zamknij głupi dziób, idioto”, zwijam się w kłębek na łóżku i staram się przespać sprawę.

Czasami przechodzi po godzinie, czasami trwa kilka dni.

Czasami brakuje mi Mojej Drogiej Gretchen.


Pani Gretchen,

wyczerpanie nie jest złe.

Pod warunkiem, że po nim przychodzi katharsis.

Niestety, zazwyczaj okazuje się, że to co braliśmy za wyczerpanie jest błahym przemęczeniem. Kolejną fazą. Krokiem w naszym wędrowaniu po czyśćcu doczesnym.

Ale katharsis się zdarza i jego Pani życzę


Gretchen

jestem wyczerpana. nieee to ja jestem wyczerpana ty co najwyżej możesz być padnięta

z życia wzięte:)

pozdrawiam

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


ech...

nieuchwytność. tego czegoś w gretchen/gretchen i tego czegos w tekscie i w ogole.
zrozumiec sie z przyczyn oczywistych nie da, intuicja zawodzi – na manowce wlasnych dualizmow prowadzac, nie czytac nire mozna z uwagi na oczywista strate nieczytania. w sumie – to nawet skomentowac nie potrafie.
pozostaje stwierdzemie, ze przeczytalem i pograzylem sie w myslach ktore nigdzie nie prowadza, a jesli prowada to i tak nie da sie tego uchwycic. znaczy: nieuchwytność.


Panie Merlot

A co Pan się tak tłucze nadranną porą?
Pytanie dość retoryczne w związku z posiadaną przeze mnie wiedzą o składanej w Pańskim domu wizycie koleżanki harcerki.

Co do mojego tekstu.

Widzi Pan, ja ją niedawno postanowiłam wykorzystać w celach sobie tylko znanych, o jej istnieniu wiem od jakiegoś czasu. Teraz się może przydać dziewczyna.

Myślę o tym Pańskim przesypianiu i doprowadza mnie to do wniosku, że ja właśnie tak nie chcę. Z jednej strony sen jest w moim porządku wartości w pierwszej trójce lecz z drugiej jest ta potrzeba dotknięcia wszystkiego, obejrzenia, czucia.

Złapania tego co nie chce się dać złapać.

Cieszę się, że ona jest.

Kto wie czy w Panu, Panie Merlocie jakiś Cabernet nie siedzi?

:)


Panie Yayco

Słusznie Pan zauważa, że zazwyczaj to się okazuje, że to tak ma być i nie ma co czekać aż minie tylko inaczej spojrzeć na całość sytuacji.

Katharsis… Yhmm.

Chyba, nie mam pewności, ale chyba trzeba umieć je dostrzec. Niekiedy można sobie je jakoś zorganizować. Niekiedy samo przychodzi z kolejną falą.

Często jednakowoż długo się nie pojawia…

Pozdrawiam życząc tego samego


Max

Ładne. Dziękuję.

:)


Griszeq

Twój komentarz dotyka istoty. Nie potrafię Ci tego wyjaśnić, nie wiem jak ale tak to czuję. Nieuchwytnie…

Jedyne co przychodzi mi do głowy można jakoś zamknąć w myśli, że zrozumiałeś i to jest AŻ tyle.

Dziękuję.


G.

Cabernet siedzi zapewne, ale zwijanie się jest bez związku. Zwija się merlot. Może skwaśniały, bo za długo stał otwarty.


Gretchen dwoista/troista/n-ista...

po czytaniu takich tekstow czlowiek czuje sie … dobrze. dotyka czegos prywatnego, ale jednoczesnie nie ma mowy o zadnym narzucaniu intymnosci. to co piszesz jest bezwzglednie osobiste, ale gdy czlowiek wgłębia sie w ten tekst, to tekst staje sie lustem i widzi siebie…
wystukane przez ciebie slowa odbieraja “Gretchen” przymioty awatara (bez wnikania, czy to realne czy tylko zludzenie) internetowego, ma się poczucie obcowania nie z kreacja tylko czyms niemalze dotykalnym. powtarzam: nie jest nawet istotne, ze moze to byc tylko wrazenie.
no i to sprawia, przynajmniej u mnie, ze czuje sie wlasnie “dobrze”. malo kto potrafi wywolac wrazenie takiego osobistego uczestnictwa. czasem robi to jeszcze Magia, od czasu do czasu Igla, moze jeszcze Zenek…

nie wiem co zrozumialem. czy zrozumialem. ale zapedzilas mnie w miejsca nieodwiedzane zbyt czesto. i mam wrazenie, ze nie tylko mnie…


Griszeq

Dla mnie takie pisanie jest najważniejsze. W takim widzę sens najgłębszy dla tych co czytają i dla mnie piszącej.

To jak zdejmowanie zasłon, kłócenie się z wewnętrznym cenzorem bez gwarancji, że tym razem uda się z nim wygrać. Najczęściej to jest kompromis…

Jest jeszcze inna rzecz – jeśli się uda i ktoś powędruje w takie miejsca moje, albo jak piszesz, poprzez lustro w swoje osobiste to coś się od tego wędrowania może zmienić. Nie wiem co, nie wiem jak, nie staram się nic zakładać, nie określam celu. Każdy przecież idzie sam…

Pisaniem mogę pukać do innych i pytać “jest tam ktoś?”.

Zdarza się, że jest…


Panie Merlot

Zwijanie się jest mi znane dość dobrze i dlatego ona czasem rozmawia z Gretchen. Żeby się nie zwijać, żeby nie skwaśnieć.


Gretchen

wiesz, ja to w sumie nie wiem kiedy do ktorej Gretchen pisze. wem, ze wciaz do tej samej, ale na ktorym poziomie zaslon aktualnie to juz nie bardzo.

pewnie napisze rzecz banalna w swej oczywistosci, ale co tam – mamy do czynienia tutaj z ludzmi co do ktorych mozna miec niemalze pewnosc, iz sa czy tez staraja sie byc soba. roznie z nimi bywa – czasem sa ciekawi, czasem nudni jak flaki z olejem. mamy tez do czynienia z doskonalymi awatarami. np twórca “Pana Yayco” moze byc kobieta. moze byc kimkolwiek. ale nie ma to znaczenia. rozmawia sie z Y jak z realna osoba i wiedza o nierealnosci tego bytu w niczym nie przeszkadza. nawet wirtualne emocje Y czy N odbiera sie jak realne. mamy tez caly katalog bytow posrednich. ciekawych i nudnych. jak to zawsze bywa.

z Toba Gretchen, kimkolwiek jesteś, to jest tak (pisze o wlasnych odczuciach), ze praktycznie zawsze gdy piszesz tekst osobisty, to stawiasz lustro. czytajac komentarze zawsze rzuca mi sie w oczy, ze komentujacy pisza o sobie, a nie o Tobie. wiesz co mam na mysli?


Griszqu,

Panna G. używa lustra zamiast kozetki. Chytra sztuka…

Ale za to też ją kochamy.


Merlocie

teza ciekawa, ale nie zamierzam dopuszczac mozliwosci jej prawdziwosci, bowiem automatycznie pozbywalbym sie przyjemnosci zwiazanej z czytaniem Panny G. swiadomie pozbywam się więc tej myśli. ooooo. juz sie pozbylem. ;-)


Griszq

Wiem co masz na myśli i wiem, że nie zauważyłam tego o czym piszesz :)
Popatrzę na to od tej strony…
Może zresztą nie ja to lustro stawiam?

Wiesz jeśli mamy takie przeczucie pewności, że rozmawiamy z tą samą osobą choć bez śladu przypuszczenia na jaki poziom zasłon trafiamy, to już jest bardzo dużo. Tak myślę. Kiedyś rozmawialiśmy o poznawaniu drugiej istoty i to jest blisko tamtej rozmowy.


Panie Merlot

Myli sie Pan bardzo.

Tu nie ma żadnej kozetki, żadnego podstępu i żadnego przebiegłego planu. Drugie, trzecie a może i czwarte dno ma swoje źródło zupełnie gdzie indziej.

Tutaj proszę Pana, w rozmowie z Gretchen, może Pan spotkać mnie i nic więcej.

Cholera Panie Merlot! Wkurzył mnie ten pomysł Pański przyznaję. Może, jeśli się to utrzyma na takim poziomie, pojawi się odcinek [3].


Griszq

Jeśli jeszcze jakiś farfocel z tej Merlotowej tezy został w Tobie to go zdmuchnij.


Cholera,

trochę jednak żartowałem w tym ostatnim kwicie.
Człowiek wyszedł ze zwijki i już na niego wrzeszczą...

Wracam


Gretchen nieuwazna

w Twoim przypadku uczestnicze w spektaklu poznawania Gretchen przez Gretchen z udzialem Gretchen oraz Gretchen. niezwyklosc tego spektaklu polega na tym, ze daje sie wciagnac w poznawanie griszqa przez griszqa. a merlot poznaje merlota.
Całkiem porzucajac juz temat dywagacji, czy mam do czynienia z awatarem czy z Toba bliska realnosci (a nie wiem tego i wiesz ze tego nie moge wiedziec – jasne, ze milo i sympatycznie moglbym stwierdzic “ze kazda czastka siebie czuje, ze tym razem slowa te napisala od serca osoba z krwi i kosci…”, no ale to byloby mile i sypatyczne – i tyle) – jest to kolejny raz, gdy zapraszasz faktycznie do rozmowy i czlowiek siada w tym wiklinowym fotelu z cala mieszanka uczuc… ciekawosc, zdziwienie, zaniepokojenie, zmieszanie… faktycznie, ma to mocno terapeutyczne dzialanie… ale ja oceniam ze jest to dzialanie poboczne. ;-)


Panie Merlot

Nie wrzeszczę na Pana przecież. Pewnie nie wyczułam żartu, bo to dla mnie ostatnio dość poważny temat do rozmów z Gretchen…

Spójrzmy na jasne strony: po pierwsze Pana wypowiedź stała się katalizatorem a po drugie choć myślał Pan, że na Pana wrzeszczą okazało się, że wcale nie.

Proszę zatem wyjść ze zwijki czym prędzej :)


Wyszedłem już, Panno Gretchen,

ale trafiłem z deszczu pod rynnę, bo mnie Pecet zaczepia u Pana Szczęsnego na plaży. W sprawach wagi państwowej.

A co do GG+G (Gretchen-Gretchen z udziałem Griszqa), to bardzo chciałbym coś mądrego dodać, ale mnie to przerasta.


Na pociechę mogę Ci jeszcze powiedzieć,

że gdy Pannę G. coś boleśnie uwiera, to mnie, w jakimś tam ułamku też boli, solidarnie, czy jak to nazwać.

Mała pociecha, ale zawsze


Merlocie

a wiesz cholera, ze ja mam tak samo? kiedy Gretchen zaczyna zasłony zrywać, to ogarnia mne od razu uczucie niepokoju i swiadomosc uczestniczenia w czyms ważnym… acz najczęściej dla mnie nieuchwytnym…


Griszq

Żebyś Ty wiedział jaki to tygielek emocjonalny siadać w tym fotelu… Aha… no tak… wiesz przecież...

To dla mnie trudne jest bardzo… Nigdy nie wiadomo czy te literki złożą się w jakikolwiek sens, w sens dla kogoś drugiego, w sens dla mnie.

Nigdy nie wiem czy to nie jest nazbyt niebezpieczne zasłonkę zdejmować kolejną...

Ale jeśli ktoś się przyłącza, jeśli rozumie lub choćby się stara to właśnie z tego powodu warto.

I kiedy się siedzi już w tym fotelu to w którymś momencie coś się tam uspokaja. Można porozmawiać cicho, albo nic nie mówić.

Uśmiechnąć się można.


/Słowa we mnie utknęły/

Słowa?

A po co słowa?

Czasem gest? Może?
Ruch ramion?

Twarz nagle zwrócona? czerwona i zaraz odwrócona
/Ze wstydem, hańbą (wypisaną na gębie), przekleństwem lecącym, nie zawsze złapanym (*więc grubym słowem*), politowaniem, zrezygnowaniem (bo ile razy można?)/
Po co słowa?

Słowa!!!!!!
Po co one?
Wysiłek.
Nadmierny.
Niezrozumiany.
Od jakiego czasu?
Co?


Panie Merlocie oraz Griszq...

Z opóźnieniem piszę ponieważ pracowałam.

Bardzo dziękuję za te słowa, niezwykle to dla mnie ważne. I miłe.

Zwiększa we mnie radykalnie poczucie sensu pisania.

Przesyłam uśmiech wcale nie wirtualny.


Panie Igło

Słowa.
Po co?

Niezrozumiałe.
Tym bardziej po co?

Wysiłek nadmierny.
Sensu pozbawiony?

Tylko tyle?
Aż tyle?


Subskrybuj zawartość