Gretchen w publicznej służbie: wątek sensacyjny krew w żyłach mrożący

Piszę do Państwa po cichutku ponieważ piszę nielegalnie. Z posterunku w publicznej służbie piszę.

Siedzę sobie tutaj i nic się nie dzieje specjalnie aż tu nagle drzwi się otwierają. Nie jest to do tego stopnia niespotykane w publicznej służbie, żeby pracownik taki, jak dajmy na to ja, nie wiedział co z tym faktem zrobić.

Wstałam i idę zobaczyć kto przyszedł oraz w jakiej sprawie. Może pomocy chce jakiejś? Albo co?

Idę i widzę, że to mężczyzna. Lekko przygarbiony, w średnim wieku, głowa wysunięta ku przodowi. Idzie. Nic nie mówi. Patrzę ci ja a on do toalety zmierza. Chciałam nadmienić, że nie pracuję na dworcu, co w tym miejscu wydaje mi się całkiem nie od czapy stwierdzeniem oraz godnym podkreślenia.

Wszedł. Wyszedł. I wychodząc nadal tym samym posuwistym krokiem lecz w kierunku przeciwnym do tego sprzed kilku minut ponownie otworzył drzwi by za nimi zniknąć.

Stałam oczkami mrugając, potem usiadłam, potem z braku innych możliwości rozpoczęłam wewnętrzny dialog:

– a jak przyniósł bombę?

– eeeee tam jaką bombę?

– jak jaką? Taką co wybucha!

– nie ma prądu przecież, do 4 ma nie być a już piąta dochodzi. Nie ma prądu to bomba nie wybuchnie.

– idiotka! Idź sprawdź!

– wstydzę się do męskiego kibla wchodzić

– a jak paczkę zostawił a w paczce bombę? Idź!

– jesuuuuu…

I poszłam. Okazało się, że typ ów wszedł do damskiej toalety, co rozpoznałam dopiero widząc tabliczkę na drzwiach. Bystra dziewczynka.

Omiotłam spojrzeniem wnętrze. Wiele do omiatania nie było. No dobra. Czysto. Nie ma bomby, nie ma paczki. Luz.

Zamknęłam drzwi starannie i… otworzyłam te obok, do męskiej… Omiotłam spojrzeniem…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Łomatko, Pani Gretchen!

Takie opowieści (z krypty?), to się opowiada dopiero po północy. Pani się na nasze stargane nerwy i te… no… worki osierdziowe z zawartością zamierzasz. Ładnie to tak?

Pozdrawiam zastraszony

PS. A ciąg dalszy będzie? Bo nie wiem, czy oczy już można odsłonić.


E tam, Pani Gretchen,

to na pewno kontrol była. Sanitarna.

Albo zboczeniec.

Pozdrawiam, lekko naśmiewając się z Pana Lorenzo


Cóż w tym dziwnego...

ze do damskiej wszedł?
Juz od czasów Rejsu wiadomo, że …

czy pozostawil tam jakieś napisy?


Panie Lorenzo

No pięknie to ja piszę cichutko i nielegalnie o sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia a Pan się o siebie martwi i o kolegów? Czy ładnie to tak?

Po północy Panie Lorenzo to ja będę miała zapewne w domu stada rozszalałych prawników (ze szczególnym uwzględnieniem tych od prawa energetycznego, co dodaję by poruszyć tematykę Pana zajmującą).

I naprawdę mógłby Pan docenić relację na żywo.

Pozdrawiam całkiem uśmiechnięta.

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Panie Yayco

Pan następny, po Panu Lorenzo?

Pan myśli, że ja bym nie rozpoznała że to kontrol?

I Pan myśli, że ja zboczeńca też bym nie rozpoznała?

Trochę więcej optymizmu Panie Yayco.

Pozdrawiam nadal uśmiechnięta

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Xipetotecu

Napisałam Twojego nicka z pamięci. Bardzo jestem z siebie dumna!

W tym, że on wszedł do damskiej nie ma nic dziwnego.

W tej historii dziwne jest coś zupełnie innego…

Napisów nie zostawił. A szkoda.

Powszechna u ludzi opinia o psychoterapeutach mogłaby wszak wykwitnąć sobie na ścianie. Może ktoś by pociągnął wątek?

A tak to sobie mogę sama iść napisać licząc, że może jednak ktoś podchwyci temat. O! to jest myśl.

Pozdrawiam z miną chitrą

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Czy Pani sugeruje,

że odwiedził Panią któś z TXT, któren to któś chcial dać sobie upust?

Intelektualny, znaczy?

I że jego ten stres tak zeżarl, że omyłkowo do damskiego skierował a przy tem zablokował umiejętność pisania po ścianie?

Dziwne rzeczy Pani opowiada, no ale nadchodzący kryzys prawniczy wiele wyjaśnia. Pani schowa perfumy, bo potrafią tacy ich wypić.

Spytam jeszcze tylko, czy wcześniej takiego przygarbionego Pani nie widywała? Albo może wołga czarna za Panią jechała?

Pozdrawiam profilaktycznie


Ależ droga Pani Gretchen,

ja bardzo doceniam te żywą relację, skoro pytam o ciąg dalszy.

Zas co do zamartwiania się. Mam niejasne wrażenie, że Pani lepiej o siebie zadba, niż stado zramolalych tetryków. Tylko byśmy się Pani pod nogami plątali, a ewentualny wampir-terrorysta móglby co najwyżej na nasz widok ze śmiechu uszczerbku na zdrowiu doznać. Co też byloby pewnym sukcesem tetryków; można się nad tym zastanowić. Pani zas z pewnością suszką lub innym narzędziem lepiej tegoż napastnika do parteru sprowadzi, a glównie swym niewątpliwym sprytem, no i urodą oraz urokiem osobistym.

Gdy z kolei idzie o nasze problemy energetyczne, to coraz ciemniej to widzę. Skoro prawnicy się już za nie biorą, to katastrofa pewna:-))

Pozdrawiam serdecznie klaniając ostrożnie


Być może, droga Pani Gretchen,

rzeczony osobnik poszedl o krok dalej od klasycznego Lucusia i teraz wypisuje obrazoburcze i antypaństwowe hasla atramentem sympatycznym. Może ściany podgrzać trzeba, albo lat kilka poczekać na odpowiednie rządy? Ale to już historia oceni. A może i doceni…

Pozdrawiam w zamyśleniu


Droga Gretchen

A cóż może być łatwiejszego do zapamiętania od swojsko brzmiącego nicka w nahuatl?

jezyka w ktorym nawet wikipedia istnieje:

http://nah.wikipedia.org/wiki/Huiquipedia

Jak mawiał nieoceniony wojak Szwejk – cóż jest prostszego od naszych pięknych, czeskich nazwisk…

a może ta wizyta toaletowa to tylko ROZPOZNANIE było?

nie chcę straszyć, ale przypominają się stare kryminały – tam zawsze kasiarz najpierw sumę drobną z okienka bankowego wypłacał, na zabezpieczenia ukratkiem spoglądając…


Pani Gretchen

Pewien starszy pan z Bombassa
stale spacerował na obcasach.
Gdy kto pytał go: “Czemu?”,
nie odpowiadał jemu
tajemniczy ów człowiek z Bombassa.

Pozdrawiam…


Limerykiem na limeryk odpowiadam bez związku

Panna Gretchen, mrugając oczkami
bardzo chciała zabawić się z nami.
Więc suspensem zagrała
i nas wszystkich nabrała –
o poincie nie mówiąc nic, a nic…

[wyedytowałem, dla większej zgodności z kanonem]


Panie Merlocie,

a ja związek zobaczyłem, he, he, he… Lot nad kukułczym gniazdem. Parami po trzech.
Pozdrawiam…


Panie Andrzeju

Słucham Rodówy w Opolu i jest mi na duszy jakoś tak…

Może być po trzech.

Pozdrawiam nostalgicznie


Panie Merlocie: wiem jak.

pozdrawiam analogicznie…


Nie wiedzialem, Panie Merlocie,

że z Pana masochista jest. A tu Holendrzy znowu masakrują Francuzów.

Pozdrawiam serdecznie

PS. A może ów tajemniczy gość u Pani Gretchen to jakiś wyslannik Opola byl? Albo zagubiony widz szukający terapii?


Panie Lorenzo

Opole mi wisi. Natomiast Rodowicz nie.
(Teraz będzie kawałek autobiograficzny, ale na temat)

Otóż w roku w którym Rodówa wygrała (razem z Grechutą) Festiwal Piosenki Studenckiej w pańskiej uroczej metropolii, przegrałem (razem z moim kumplem Jurkiem) z nią w finale warszawskim.

Od tej pory śledziłem jej karierę z upodobaniem, bo lepiej przegrać z kimś lepszym niż z byle palantem;-)

Tęskno mi się zrobiło do niej, a nie do Opola.

A Holendrów i Francuzów, braci po Unii to żałuję , bo ich bracia Ajrisze, jako i nas przystopowali.

A piłkę to zostawię tym, których rajcuje.

Ot, co.

Pozdrawiam śpiewająco


No, no, Panie Merlocie,

chapeau bas! Rozumiem sentyment.

A mecz Holendrów z Francuzami wręcz piękny byl:-)) Pilka jak za dawnych czasów, bez bezladnej kopaniny, z doskonalymi interwencjami bramkarzy, rewelacyjna techniką wszystkich graczy. Ech..

Pozdrawiam konesersko

PS. A piosenek Rodowicz to poslucham sobie innym razem. Na przyklad jak nasi będą grali


Rodowicz świetna

ja koncertu nie oglądałem, ale teraz sobie słucham ,,Niehc zyje bal” tak w ramach rekompensaty.
A mecz genialny również.

Pozdrówka dla Gretchen i komentatorów.


Lorenzo, chyba do Merlota

się zwracałeś nie do Jotesza:)


Grzesiu,

to ten diabelski wynalazek z autodokończaniem zapewne.
Też mi się przytrafiały wtopki…


Przepraszam Panie Merlocie,

juz poprawilem. Dziekuję za uwagę Panie Grzesiu Szanowny.


Panie Lorenzo sfutbolizowany,

Jak nasi będą grali, to ja sobie skoczę uzależnić się troszkę...


To chyba, Panie Merlocie,

będzie jedyne rozsądny wyjście:-))

Dobranoc z Panem


Panie Lorenzo

się nawzajem!


Szanowni

Jako że niejeden zdradliwy kanał ominąłem na chybocącym się rowerze w nudnym mieście Amsterdam (miasto nudne bo jak z pocztówki wycięte, z poprzekrzywianymi kamienicami, a w kanałach wielu skończyło w stanie upojenia swój żywot)...

... więc tym bardziej się cieszę, bo Holendrzy grają futbol totalny…

niejednego jeszcze spiorą... gdzie tam Francuzy do Olendrów…


Subskrybuj zawartość