Chiny (8)

Po dotarciu do Golmudu (Geermu) ulokowaliśmy się w najbliższym, a przyzwoitym hotelu. Z Walerym obeszliśmy jeszcze okoliczne restauracje i sprawdziliśmy autobusy jadące do Dunhuanu; są dwa dziennie, sypialne, odjeżdżają o 9 rano i 6 wieczór.
IMG_0895.jpg
Golmud. Stacja kolejowa

Rano skoro świt na dworzec po bilety. A tu niespodzianka – na przejazd do Dunhuanu trzeba mieć pozwolenie. Bez niego nie sprzedadzą biletów, a zresztą na poranny autobus już i tak nie ma miejsc.

Trzeba na policję itd. Gdzie tam. My.? Po pozwolenie?

Do najbliższej taksówki z zapytaniem, czy nie zawiezie nas do Dunhuanu. Ręce trochę bolały, ale jakoś chyba się dogadaliśmy. Cena biletu autobusowego ok. 80 Yn. Nas troje jedziemy za 500 Yn. Może być.

Umawiamy się za godzinę, bo to przed śniadaniem, a i spakować się trzeba. Startujemy. Naszym kierowcą jest kobieta. Zawozi nas przed jakiś budynek i coś tłumaczy. Machamy rękami i mówimy, że my do Dunhuanu. Wiezie nas gdzieś dalej. Okazuje się, że to do jakichś znajomych. Tam musimy dokonać ponownie negocjacji – tu cena jest stała i wynosi 800 Yn. Godzimy się. Kierowca trochę zwleka, w końcu ruszamy.

Przy wyjeździe z miasta mija nas samochód policyjny. Kierowca gwałtownie zawraca i na dużym gazie wywozi nas na przedmieścia. Próbuje wjechać na podwórko i w tym momencie dojeżdża taksówką policjant, który po awanturze, z użyciem bezpośrednich środków przymusu, zabiera kluczyki. Dojeżdża cała duża grupa policjantów. Wielka afera.

Stoimy z boku, nic nie rozumiemy, i zastanawiamy się, co będzie z nami. Czy nas też potraktują odpowiednio za próbę przejazdu bez pozwolenia. Udajemy naiwnych. A tu konfiskata samochodu i aresztowanie – właściciel nie miał uprawnień na przewóz obcokrajowców. Przyjeżdża tłumaczka. Wyjaśniam, że my nic nie wiedzieliśmy itd. No i żądam żeby nas odwieźli do miasta. Bo to ze 20 km. Pytam czy mogę porobić zdjęcia. Początkowo zgoda, ale później każą wymazać zapis. Szkoda. No, ale godzą się nas odwieźć do centrum, pod jakieś biuro turystyczne.

Cena za przejazd 3000Yn. Rezygnujemy.

Jedziemy załatwiać pozwolenia. Okazuje się, że to budynek, gdzie zawoziła nas taxi-women. I pewnie wszystko poszłoby normalnie. Jestem przekonany, że naszego niedoszłego przewoźnika ktoś zadenuncjował.

Do pozwolenia potrzebne jeszcze zdjęcie; jeździmy do centrum. W międzyczasie 2 godz. sjesta. Cena 50 Yn. Urzędnik zna chyba z 6 języków. Poza angielskim, francuski, niemiecki i jakieś miejscowe. Pytam o pozwolenie na Tybet. W innym urzędzie i kosztuje ok. 1500 Yn (ale ten urzędnik nie wie tego dokładnie – tu znowu ujawnia się lokalna mentalność; wiedzą tylko to, co ich dotyczy). A jadąc z Pekinu, czy innych wschodnich prowincji nie płaci się za pozwolenie. Co prowincja to inne prawa.

Pozwolenie na przejazd do Dunhuanu wynika prawdopodobnie stąd, że jedzie się obrzeżem pustyni Lop Nur, gdzie dokonywane są chińskie próby nuklearne. Już jadąc autobusem, w rejonie, gdzie „tybetańska” linia kolejowa skręca na wschód, można zauważyć dużą stację kolejową z halami magazynowymi. Lop Nur leży na zachód od tego miejsca.

Wracamy do dworca autobusowego. No i miejsc na wieczorny autobus już nie ma. Rosjanie zamierzają jechać bezpośrednio do Urumczi skąd mają samolot do Moskwy. Jakoś wywalczam jedno miejsce. Rozstajemy się.

W autobusie płacę z nadwyżką bezpośrednio kierowcy i dostaję jego „rezerwę” – z przodu i na dole. Kiedy zaczynam się tam mościć jakaś starsza Chinka próbuje mnie wyrzucić. Rozumiem, że uważa, że najlepsze miejsce należy się jej. Dopiero interwencja kierowcy ustala hierarchię. To taka uwaga – Chińczycy są „lepsi” i tylko tolerują barbarzyńców spoza Państwa Środka.

Przy wyjeździe z miasta są jeszcze nawadniane tereny rolnicze. Stoją mendle na polach (8 września), chłopi dokonują oddzielania ziarna od plew przez podrzucanie zboża.

I szybko teren zamienia się w pustynię. Droga dobra. Zmierzcha w rejonie opisywanej stacji kolejowej. Już po ciemku zatrzymujemy się w jakiejś miejscowości na posiłek. Typowe chińskie blokowisko.

W nocy budzę się kiedy przejeżdżamy przez przełęcz. Wygląda na to, że leżał tam śnieg. Możliwe. Pytałem o to Rosjan, którzy jechali tam za dnia, ale nie raczyli odpowiedzieć.

Do Dunhuanu dotarliśmy o 6 rano. Było jeszcze ciemno. Przeczekałem na dworcu. I zdecydowałem od razu nabyć bilet do Jiayunguanu na popołudnie.

W pomieszczeniu tuż przy dworcu jest biuro turystyczne organizujące przejazd do kompleksu jaskini buddyjskich Mogeo. Cała wyprawa, razem ze zwiedzaniem trwa ok. 5 godzin. Cena 10 Yn za dojazd; wejście + przewodnik z językiem angielskim – 180 Yn.

Jaskinie Mogeo zaczęły powstawać w IV w. Ostatnie zostały wykute około tysiąca lat później. Początek związany jest z buddyjskim mnichem Lo-Tsun, który na zboczu góry dojrzał obraz przypominający figurę Buddy. W sumie jaskiń jest blisko 500, ale zwiedzać można tylko kilkadziesiąt, a w czasie standardowej, 4 godzinnej wycieczki udaje się zobaczyć około dziesięciu.
IMG_0896.jpg
Jaskinie Mogeo
IMG_0899.jpg
jw.
IMG_0900.jpg
j.w.

Jaskinie nie były używane przez blisko 500 lat. Ponownie zostały odkryte na początku XX w. I bardzo szybko pojawili się europejscy „badacze”, którzy za niewielkie pieniądze wykupili znajdujące się tam zwoje zawierające teksty dotyczące podstawowych zasad takich religii jak taoizm, konfucjanizm, buddyzm i manicheizm. Obecnie zwoje te znajdują się w muzeach europejskich (Anglia, Francja, Niemcy). Może to i dobrze, gdyż w czasie rewolucji stacjonował tam oddział białogwardzistów (internowanie?); ślady ognisk są jeszcze pokazywane przez przewodników.

Same jaskinie zawierają szereg barwnych malowideł, także tantrycznych, oraz figury Buddy. Czas był dla nich łaskawy z uwagi na specyfikę pustynnego klimatu. Największa, blisko trzydziestometrowa, przedstawia Buddę Maitreję, czyli Buddę przyszłości. Jest przedstawiany w pozycji siedzącej, z prawą ręką opartą na kolanie, z otwartą dłonią skierowaną na widzą – jest to gest ofiarowania. Lewa ręka jest podniesiona w geście ochrony. Postać Buddy Maitrei jest bardzo często przedstawiana także w Tybecie, zwykle w towarzystwie bodisattwów. Są niewielkie różnice; w Tybecie gesty ofiarowania i ochrony mają dodatkowe wsparcie przez ułożenie palców.
IMG_0901.jpg
Z mostu na rzeką (Mogeo)
IMG_0902.jpg
Podrugiej stronie.
Niestety, ani mnisi w Tybecie, ani przewodniczka w Mogeo nie umieli mi wyjaśnić tych niuansów. W zależności od lokalnych uzależnień przedstawiana jest twarz Buddy; tu miała rysy wschodnie. Warto też zwrócić uwagę na małżowiny uszne. Zwykle są znacznie większe niż normalnie. Często przekłute i w otworze bywa ozdoba. Niekiedy sięgają bez mała ramion. Ten element występuje w odniesieniu figur z pewnego okresu czasu. (Nie występuje zawsze).

Ciekawe, że podobne zwyczaje mieli Inkowie.

Zakończenie zwiedzania to lokalne muzeum, gdzie najwięcej eksponatów związanych jest z Jedwabnym Szlakiem. Interesujące są pisma wystawiane jako przewodnie dla karawan; zachowały się w językach ujgurskim, chińskim, sanskrycie (lub pali) i … hebrajskim.

Po powrocie do Dunhuanu zostało mi trochę czasu aby coś zjeść i przejść się po głównych ulicach miasta. (Po różnych wcześniejszych doświadczeniach, przy „zdobywaniu” jedzenia stosowałem zasadę – wchodzę do danej restauracji i albo zamawiam pokazując zawartość miski innego konsumenta, albo, jeśli takich brak, idę na zaplecze i przeglądam gary. To zwykle bary jedno- dwudaniowe. Jak odpowiada – zamawiam. Jak nie, idę szukać szczęścia w innym miejscu).

Patronem miasta jest tancerka, której rzeźba umieszczono na środku skrzyżowania głównych ulic.
IMG_0905.jpg
Tancerka w Dunhuanie.

Autobusem razem ze mną jechała grupa turystów francuskich; nie nawiązaliśmy kontaktu, ale spotkaliśmy się jeszcze w Jiayunguanie.
IMG_0907.jpg
Fort w Jiayunguanie z drogi dojazdowej. O zmierzchu.

Do tej miejscowości dotarliśmy już o zmierzchu, po blisko pięciogodzinnej podróży. Przy przejeździe przez jakieś miasto zauważyłem budynek kościoła. Droga częściowo po niedawno oddanych do użytku autostradach.

Ale o tym już w następnym wpisie.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Zapowiadało się trochę niebezpiecznie..

...ostatecznie wpaść w objęcia chińskiego “wymiaru sprawiedliwości” to atrakcja dla ludzi o mocnych nerwach. Mieliście sporego farta w tej taksówkowej eskapadzie ;)


sergiusz

Teraz to fajnie. Najgorszy dla mnie moment był jak ichni szef szedł w naszą stronę z niewyraźnymi zamiarami.
W tym momencie sięgnąłem do plecaka po suchą bułkę i zacząłem z miną niewiniątka zagryzać. Być może to spowodowało bardziej spolegliwą reakcję.
PS
Nie wiem jak wprowadzić zdjęcia do już istniejących notek; także w tej jedno “wypadło” (nie wiem dlaczego) i jak je ponownie wkleić.
Pozdrawiam


zdjęcia

można w dowolnej chwili uzupełnić, trzeba tylko sprawdzić, czy one są w katalogu po załadowaniu, bo w którejś wcześniejszej notce zniknęły w ten sposób wstawione miniaturki – w treści notki zostały te fragmenty kodu HTML, które się wstawiają przy wklejaniu zdjęcia, ale same fotki w katalogu zdjęć zniknęły – może “się” skasowały podczas porządków przy edycji?


Subskrybuj zawartość