A w temacie krwawych taczek. U mojej mamy na wsi była taka jedna, ktorej rączka drewniana “była się ułamała”. Ponieważ dało sę trzymać za kątownik, ktory sie nawet za bardzo w dlonie nie wbijał, rączka nowa wprawiana nie była.
No i teraz prosze sobie zamknij oczy wi wizualizuj.
Ja z taczką na ogrodzie, nagle z nieba ściana deszczu, więc ja z taczką na wyścigi powrót na podwórze. Pomiędzy podwórkiem a ogrodem wąska bramka. Taczka wchodzi “na styk”. Niestety, w trakcie biegu z obciążona taczką, trafienia “na styk” nie sa statystycznie częste. Statystyka zadziałała, taczką trafiłem w słupek a nie światło bramki, a taczka w ramach niezadowolonej reakcji trafiła mnie kątownikiem w udo. Sciślej mowiąć – wbiła mi się ostrym kantem.
Pamiętam tylko, że porzuciłem ją przy tej bramce i z dziurawa i krwawiącą nogą pokuśtykałem do domu. Mała blizna jest, strat poważnych brak.
A wspominając Twoje przygody koszykarskie – kiedy jeszcze (będąc o 20kg młodszy) grywałem, wiele razy przy opadaniu trafiało się na ramie gościa właśnie lecącego w górę. Raz nawet udało mi się wbić prawie cały garnitur moich własnych górnych zebów w dolną warge. Powiem jedno – warga krwawi.
Maxie
A w temacie krwawych taczek. U mojej mamy na wsi była taka jedna, ktorej rączka drewniana “była się ułamała”. Ponieważ dało sę trzymać za kątownik, ktory sie nawet za bardzo w dlonie nie wbijał, rączka nowa wprawiana nie była.
No i teraz prosze sobie zamknij oczy wi wizualizuj.
Ja z taczką na ogrodzie, nagle z nieba ściana deszczu, więc ja z taczką na wyścigi powrót na podwórze. Pomiędzy podwórkiem a ogrodem wąska bramka. Taczka wchodzi “na styk”. Niestety, w trakcie biegu z obciążona taczką, trafienia “na styk” nie sa statystycznie częste. Statystyka zadziałała, taczką trafiłem w słupek a nie światło bramki, a taczka w ramach niezadowolonej reakcji trafiła mnie kątownikiem w udo. Sciślej mowiąć – wbiła mi się ostrym kantem.
Pamiętam tylko, że porzuciłem ją przy tej bramce i z dziurawa i krwawiącą nogą pokuśtykałem do domu. Mała blizna jest, strat poważnych brak.
A wspominając Twoje przygody koszykarskie – kiedy jeszcze (będąc o 20kg młodszy) grywałem, wiele razy przy opadaniu trafiało się na ramie gościa właśnie lecącego w górę. Raz nawet udało mi się wbić prawie cały garnitur moich własnych górnych zebów w dolną warge. Powiem jedno – warga krwawi.
Ech, stare czasy…
Griszeq -- 28.10.2008 - 09:02