LOT

LOT

Napiszę, skorom obiecał, tutaj. Zwłaszcza, że w następnym wątku klimat krypty ustąpił krotochwilom. Zastrzegam, że może to przeniosę jako notkę na bloga, ale nie wiem jeszcze.

Słońce, po krótkim deszczyku prześwitywało przez drzewa.
Dzień się już nachylił, a droga była daleka.

Wybicie się w piątkowe popołudnie z Warszawy musi być długim pełzaniem w gęstym budyniu współwyjeżdżających. Wyjazd na trasę lubelską w czasie nieustającej budowy trasy siekierkowskiej był liderem w tej kategorii.

A tu przytrafiła się jeszcze ta ciężarówka.

Zakręt został dawno za plecami, ruch się rozluźnił, a Odys utknął za jadącym regularnie acz niezbyt spiesznie tirem. Szosa snuła się po pagórkach, co już zmiejszało potencjalną możliwość wyprzedzenia o dwie trzecie: liczyły się jedynie odcinki z góry, co zresztą uwzględniały znaki poziome. Jak na złość, zawsze na takim odcinku bez podwójnej ciągłej pojawiał się sznur pojazdów z naprzeciwka, który urywał się z chwilą, gdy warunki terenowe wyręczały go w udaremnieniu prób wyprzedzenia szafy z naczepą.

Odys dojeżdżał na łykend do żony w ciąży i rocznej córeczki z trójką dzieci [ech, ta słabość do chronologii dobrze że żona ma lepszą pamięć], zażywającej wywczasu w domu na końcu świata. Co tu kryć, nie mógł się już doczekać.

Samochód był niezły. Przekroczył już wprawdzie wiek gimnazjalny, ale był w pełni sprawny i pod wieloma względami nie ustępował nowym pojazdom. Odys dosiadał go od niedawna, jednak kotrast między poprzednim matizem a sierrą był szokujący. Samochód świetnie trzymał się drogi, żwawo brał zakręty… no i ten silnik. Może i ford dużo pił, ale odwdzięczał się z całego dwulitrowego serca. Sprawdzona prędkość przelotowa była z półtora razy większa niż ta, którą utrzymywał kierowca tira…

Po ostatniej górce pojawił się krótki odcinek prostej przed łukiem w lewo.
Pusty!
Wiele nie myślałem (pierwszy błąd).
Trójka, gaz, kierunek, wyprzedzam.
Nie żałuję motoru, bo przecież to musi być szybki skok, prosta jest krótka.
I nagle widzę błyskające przez drzewa na łuku światła z naprzeciwka.
Daleko, ale szybko.

Zrezygnowałem (drugi błąd).
Pomyślałem — że nie będę ryzykował. Tir nawet na cal nie zjechał do prawej, na trzeciego ciasno. Tamten z naprzeciwka jeszcze się wystraszy jak wyjechawszy z łuku zobaczy mnie en face kończącego manewr…
Schowam się na powrót za tira.

Ale tir jechał nadal 70, a ja już dobre 110. I byłem z nim łeb w łeb. Odjęcie gazu nic nie spowodowało, więc przyhamowałem. Mocniej.

Ford sierra prowadzi się fantastycznie. W zasadzie — można zapomnieć, że ma napęd na tył. Do takiej chwili. Nawierzchnia była jeszcze mokra po deszczu. Tył sracił przyczepność. Od tej chwili sidziałem za sterami wodolotu.

Spowolnienie wynikłe z hamowania wyrównało moją prędkość z ciężarówką, a facet z naprzeciwka był już naprawdę blisko. Z prawej — ściana naczepy. Na wprost — czołowe na pewną śmierć. Z lewej — pół asfaltowego pobocza. Może się zmieszczę. No to w lewo. Płynę.

Ten z naprzeciwka śmignął środkiem (pierwszy cud).
A ja lecę. I już czuję, że nie zmieszczę się w drodze. Pobocze za wąskie, kierownica ma ograniczony kontakt z drogą, tył leci.

A na tym łuku jakiś kutas nastawiał latarni. Nigdzie na trasie nie ma, a tu — szpaler słupów. Betonowych. Co z tego, że po wewnętrznej — ja tam właśnie lecę!

Resztkami możliwości próbuję korygować tor lotu.
Minąłem latarnię (drugi cud). Z lewej. Z prawej też, ta na większy dystans.
Koniec drogi, skarpa, ze dwa metry w dół jakiś grząski teren, dalej drzewa.

Po tym deszczu ziemia rozmiękła — wyhamowała mój bolid na kilku metrach. Przed zagajnikiem.

...

Żyję.
Kluczyki wyjąć, zanim coś się zapali. Możesz się ruszać. Wysiądź.

Nic.

Samochód cały. Wprawdzie po osie wrył się w trawę, ale nic.

Obchodzę dookoła.
Wieki połamany konar smyrnął przednie lewe koło. Połamał kołpak. Nic poza tym. Pięć centymetrów dalej — i ta gałąź co najmniej urwałaby koło.
Latarnię, sądząc po śladach, minąłem o maks 15cm.

Zjechał ktoś na poprzeczną do trasy drogę. Jakiś dojazd do chałupy czy cóś tam jest. To stąd te słupy z linią energetyczną. Latarnie niby. Kto daje taki wyjazd na łuku. Ten gość, co podjechał, coś krzyczy, wymachuje ręką. A! To ten, co go uniknąłem frontalnie. Spokojnie, nic mi nie jest. Teraz to i ja mądry jestem. Spokojnie. Odjechał. Nie wiem co mówił.

Wsiadam.
Silnik odpalił.
Nic nie czuć. Dymu, czy czego tam.
Kontrolki OK.

Udało się wybujać samochód z wyrytch w glebie kolein. Dojechałem na tą gruntową dróżkę. Tu odtajam. Jeszcze raz oglądam samochód. Nic.

Ruszam w końcu.
Mokra ziemia na butach pachnie intensywnie.
Grobem.
Radio się zresetowało (typtak, coś tam miał źle podłączone i zawsze po zgaszeniu resetował pamięć). Pierwsza stacja którą łapię — radyjo. ...Teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen. Różaniec.
Nigdy nie słucham tej stacji. Tym razem nie przełączam.

Jest już ciemno.
Do domu jeszcze sto kilometrów.


Okolice Bródna: Jak chciały mnie papierosy zabić (pierwsze podejście). By: yayco (119 komentarzy) 22 październik, 2008 - 21:09
  • mindrunner By: max (23.10.2008 - 20:35)
  • Panie Yayco By: odys (23.10.2008 - 20:29)
  • Witam po pracy. By: Plenczow (23.10.2008 - 19:50)
  • Ciekawy gadget, By: yayco (23.10.2008 - 14:07)
  • Dobry odkurzacz:) By: max (23.10.2008 - 13:48)
  • Ja to ćwiczylem wiele razy, Panie Maxie! By: yayco (23.10.2008 - 13:36)
  • a...haaa By: max (23.10.2008 - 13:31)
  • Pani Gretchen, By: yayco (23.10.2008 - 13:06)
  • OPtymizm ważna rzecz, By: yayco (23.10.2008 - 12:59)
  • Dzieci Drogie (Max und Gretchen), By: yayco (23.10.2008 - 12:58)
  • Ha! By: Gretchen (23.10.2008 - 11:52)
  • Też tak mam! Znaczy nie, już nie bo wywaliłem By: max (23.10.2008 - 11:41)
  • Max By: Gretchen (23.10.2008 - 11:37)
  • Gretchen By: max (23.10.2008 - 11:32)
  • Panie Yayco By: Gretchen (23.10.2008 - 11:21)
  • Max By: Gretchen (23.10.2008 - 11:18)
  • To świetnie By: max (23.10.2008 - 09:43)
  • Panie Maxie, By: yayco (23.10.2008 - 09:10)
  • Pania Yayco By: max (23.10.2008 - 08:58)
  • Sam Pan się prosił, Panie Mindrunnerze By: yayco (23.10.2008 - 07:19)
  • Tak By: Plenczow (23.10.2008 - 07:00)
  • Panie Grzesiu, By: yayco (23.10.2008 - 06:56)
  • Hm, to co opisałem, to tylko fragment, By: tecumseh (22.10.2008 - 23:20)
  • Panie Grzesiu, By: yayco (22.10.2008 - 23:09)
  • Brrr..., By: tecumseh (22.10.2008 - 23:00)
  • Czy ja wiem, panie Mindrunnerze, By: Pino (22.10.2008 - 22:39)
  • Tej latryny, By: yayco (22.10.2008 - 22:13)
  • I jesze Pani Pino By: Plenczow (22.10.2008 - 22:12)
  • Ech. To ja tak przed snem zaznaczę By: Plenczow (22.10.2008 - 22:09)
  • Panie Odysie, By: yayco (22.10.2008 - 21:56)
  • Opowiem w rewanżu o lataniu fordem. Ale nie dziś... By: odys (22.10.2008 - 21:53)
  • Pani Pino, By: yayco (22.10.2008 - 21:50)
  • Ok. By: Pino (22.10.2008 - 21:39)
  • Panie Mindrunnerze, By: yayco (22.10.2008 - 21:36)
  • Aż mi serce stanęło jak przeczytałem Panie Yayco By: Plenczow (22.10.2008 - 21:27)