Znaczy którego? Narratora, czy Tyera nie ma, czy obu? Bo dla mnie oczywstem było, że Tyera nie ma. Znaczy od początku właściwie to wiadomo. A od sceny w gabinecie szefa, wiadomo to na 100%. Dla mnie nie o tym jest ten film. Ale też wyraźnie czytam w nim to, że ten wewnętrzny bunt, pomieszanie w głowie, te urojenia, jak piszesz, mają jak najbardziej realne przełożenie na rzeczywistość.
Dla mnie to Fight Club istniał (niestety, lub na szczęście) w rzeczywistości fimu. Urojeniem był Tyler.
Gretchen
Znaczy którego? Narratora, czy Tyera nie ma, czy obu? Bo dla mnie oczywstem było, że Tyera nie ma. Znaczy od początku właściwie to wiadomo. A od sceny w gabinecie szefa, wiadomo to na 100%. Dla mnie nie o tym jest ten film. Ale też wyraźnie czytam w nim to, że ten wewnętrzny bunt, pomieszanie w głowie, te urojenia, jak piszesz, mają jak najbardziej realne przełożenie na rzeczywistość.
Dla mnie to Fight Club istniał (niestety, lub na szczęście) w rzeczywistości fimu. Urojeniem był Tyler.
mindrunner -- 10.08.2008 - 22:44