To jak w końcu, jest on czy go nie ma?

Czas:

Zdarzyło się to dawno, dawno temu, w czasach, gdy Złotousty, wtedy kędzierzawy, pozbył się już ostatecznie nadziei na północnoeuropejskie strawberry fields forever, bowiem nie osiągnął jeszcze światowego poziomu łelkam sekretary rajs, co przy jego aktualnym wówczas, poziomie non abla , nie pozwoliło mu na objęcie prestiżowego stanowiska operatora traktora.

Dodajmy, traktora o globalnej renomie; ciągnika marki Massey Ferguson!

Wobec takich przeciwności, jedynym satysfakcjonującym rozwiązaniem był powrót do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych … gdzie bez-tęsknoty i bez-myślenia, do tych, co mają tak za tak – nie za nie, bez światło-cienia… i znalezienie odpowiedniego zajęcia na ojczyzny łonie, gdzie każdy kwiatek powie wierszyk Zosi, każda jej gwiazdka piosnkę zanuci…,

Powrót to raz, a przekonanie ufnych i dobrych autochtonów, aby dali mu posadę godną jego osoby, to dwa.

Choć, jak się wkrótce miało okazać, przy jego gadanie, nie skrepowanej już gorsetem non abla, zdobycie godziwej posady w ojczyźnie, było znacznie łatwiejsze niż przekonanie Gunnara Farmera z Larkollen, by ten posadził go na ciągniku.
No i nie wymagało aż takich kompetencji.

Powyższe tło historyczne może nie jest tak istotne dla akcji, jak wiadomość, że Bill Gates nie był jeszcze wówczas absolutnym numero uno, przez co komputer w domu był rzadką ekstrawagancją, ale autor, jak zwykle, nie mógł się pohamować.

Miejsce:

Zdarzyło się to w krainie (vide: wieszcze, raz jeszcze) zamieszkałej przez ludzi, mających bezgraniczne i niczym nieuzasadnione zaufanie do wszystkiego najlepszego.
Tak bezgraniczna to ufność, że nawet normalne oraz pewne, w ościennych regionach, nadejście pory śniegów i mrozów, nie mieści się w głowach tutejszej ludności.
W głowach przepełnionych wiarą w wieczne, rozśpiewane skowronkami lato.

Dzieje się to w miejscu, w którym nadejście zimy zaskakuje od zawsze, powodując chaos gdzie indziej rzadko spotykany.
W miejscu w którym anomalie stanowią normę.

Zatem załatwiliśmy już i czas i miejsce, teraz uwaga!...Cisza na planie…akcja!

Akcja:

Scena 1:

Pod wieczór, w drugi dzień Bożego Narodzenia, rozlega się nieśmiałe pukanie do drzwi, a następnie, ktoś nie czekając na zaproszenie, bezceremonialnie pakuje się wprost do pokoju chłopaków.
To znudzony świętami Hubert, nie zawsze uroczy synek sąsiadów, z racji specyficznego kształtu uszu, zwany Radarem.

Tata chłopaków niby od niechcenia obserwujący sytuację, słyszy taką oto konwersację:

- „ O cześć Hubercik, co dostałeś pod choinkę?”

- „ Czapkę, skarpety od mamy i paczkę z pracy taty…”

- „Łał...a to… skąd macie?” – oniemiały gość, wskazuje na stojący na biurku wyczesany na ful zestaw komputerowy z wszelkimi możliwymi peryferiami i bajerami.

- „ Jak to skąd…od świętego Mikołaja”

- „ No, nie mogę?...Ha!...Ha!...Ha!...Nie wiecie, że Mikołaja nie ma!”

- „Aleś Ty głupi Radar! Jak to nie ma? To niby skąd mamy taki komputer?
Od taty?
Przecież nasz tata nie ma tyle kasy… Nie to co twój!
Popatrz jaki mamy telewizorek maleńki…i jakie stare i zniszczone książki…”

- “A wy macie olbrzymi monitor a wasze książki są kolorowe i pachnące nowością....
i macie maszynę do zmywania naczyń ...a my jej nie mamy.
Twojego tatę, to stać na coś takiego, a naszego? Bez jaj.”

- “No to sam widzisz, że to musi być od świętego Mikołaja.
Napisaliśmy list, to dostaliśmy! Tata zna adres.
A że ty nie napisałeś, to dostałeś skarpety od mamy i paczkę słodyczy z biura, ty nic nie kapujesz…”

W trakcie tej kanonady argumentów tata zauważa przedziwne zjawisko; Hubercik z wolna zaczyna pobłyskiwać niczym jarzeniówka, najpierw migotliwie i rachitycznie, jakby niezdecydowanie, aby w końcu zajaśnieć najprawdziwszym światłem:

- “Psze pana… a mógłby pan dać mojej mamie adres do świętego Mikołaja?”

Scena 2:

Następnego dnia, w sklepiku osiedlowym tata niespodziewanie natyka się na panią sąsiadkę wraz ze swoim wieczornym gościem.
Na niezauważalne wymknięcie nie pozwala mu czujność radarów Radara, które namierzając jego obecność, alarmują:

- “Psze pana!!! Niech pan wytłumaczy mamie, bo ja już nie mam sił !!!”

Nie jest dobrze; mama Huberta, to kobieta obrotna, zaradna, świetnie orientująca się w świecie w którym żyć jej przyszło i co ważniejsze, w konfiturach tego świata…
a do tego wygadana jak mało kto.
I rzeczywiście, pani sąsiadka korzystając z nadarzającej się okazji (wykorzystywanie okazji to jej specjalność), natychmiast przypuszcza atak:

- “Co też za bzdury naopowiadał pan Hubciowi? Orientuje się pan, że my staramy się wychowywać go nowocześnie, bez tych wszystkich głupot i zabobonów…
a pan co? Zupełnie jak dziecko!!”

- “No niezupełnie, droga pani.
Pani pozwoli, że wyjaśnię:
zazwyczaj w okresie przedświątecznym, trafia mi się niespodziewanie jakiś ekstra lukratywny kontrakt i co się za tym idzie, nieplanowana i łatwa kasa.
Oczywiście mógłbym ją wydać na coś nieodzownie praktycznego;
wymienić samochód na nowy albo kupić zmywarkę, lecz okoliczności świadczą niezbicie o tym, że nie jest to zdarzenie normalne, że dzieje się coś nadzwyczajnego.

Pieniądze te są jakby darowane na specjalny cel.
Na odrobinę szaleństwa, na które na co dzień nie odważyłbym się nigdy. Nie byłoby mnie na nie stać.
Nie mogę tych pieniędzy wydać na coś całkiem trywialnego choć potrzebnego!

Tak dla przykładu; ostatnio, jak pani wie, startowałem w przetargu ogłoszonym przez ***.
Kontrahent cymesik, solidny i pewny. Podmiot państwowy!

Sama pani wtedy orzekła: bez wuja, koneksji, zajęcy, ustawki, bakszyszów, kolacyjek i prowizji – żadnych szans.

I co? Wygrałem!
Nie jest to cud?...”

Gdy tata kończył perorować, katem oka dojrzał coś, co wykluczało możliwość dokonania podmiany na porodówce.
Pani sąsiadka błysnęła i zajarzyła zupełnie tak samo jak jej bystre dzieciątko.
No może światłem nieco bardziej przytłumionym, lecz mimo to wyraźnym…

Średnia ocena
(głosy: 7)

komentarze

-->Yassa

Niedobrze, czyli tak jak myślałem. To się przenosi. Jest jak wirus albo klonowanie mózgu. Jedyna rada to wypalić gorącym żelazem, ale niektórzy mówią, że to już za późno, niezgodnie z prawami człowieka, niesportowo…

A Mikołaj oczywiście istnieje. Potwierdzam ;)

Czołem,
referent

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


Mikołaj

Wierzyłam do 9-go roku życia, aż ojciec się wysypał.

I komu to przeszkadzało? :)

Polecam Tolkiena, Listy od świętego Mikołaja.


Panie Referencie,

eee…przesadza Pan. Nie jest aż tak źle.

Zwłaszcza jak się chwyci intratny kontrakt z państwowym podmiotem.
Wchodzi wtedy człek co chwilę na to swoje internetowe konto i nie może wyjść z podziwu dla własnej przedsiębiorczości.:)

Co do praw człowieka, to sorry, ale straciłem nimi zainteresowanie gdzieś koło 1989 roku.:)

Pozdrawiam serdecznie


Pino nie znasz się i już,

przecież Pan Czajnik był tylko plenipotentem św. Mikołaja.
Przykro mi to mówić, ale cokolwiek niedoskonałym.

Mnie jeszcze nikt nie złapał na gorącym uczynku.
I dlatego nadal jako p.o. odbieram maile od domowników kierowane na adres [email protected]śtam.pl.

Dziś pół dnia, pod nieobecność zainteresowanych, sekretnie testowałem różne numarki i vestaxy (doc. wie o co chodzi) na wiadomą okoliczność.

Tak zapamiętale testowałem, że o mały figiel bym wpadł. Na szczęście była to tylko mocno przerażona yassowa; “zmiłuj się, czyś ty zgłupł już dokumentnie, cała chałupa się trzęsie!!!”
Ale co ona tam wie, przecież to zgredka…:)

pzdr


Istnieje, istnieje

ja opowiadam moim chłopakom różne bajki i wierzą jak nic.

Ostatnio 7 latek powiedział w tajemnicy mamusi, że owe postacie nie istnieją realnie – tylko w bajkach. Prosił usilnie, żeby nie mówić o tym tatusiowi, znaczy mnie – i tutaj ważne uzasadnienie – “aby tatusiowi nie było przykro”.

A bajki uwielbiają i tęsknią za nimi, pomimo tego, że wiedzą, że to tylko bajki. Ale tata opowiadający tego jeszcze nie wie.. . :-))))

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku,

jeśli wpadłby tu jakiś racjonalny racjonalista, wytknął Cię palcem i oburzył na pokoleniowe wzajemne zakłamywanie się chrześcijan, jako że u mnie jest tak samo jak u Ciebie, mógłbym mu tylko odpowiedzieć, że trochę mi go żal, bo nawet nie wie ile traci.:)

Pozdrawiam Cię serdecznie, dobranoc


Yassa

nie strasz mnie racjonalistami bo jeszcze jaki proces mi wytoczą za indoktrynację bajkową.. . Chociaż cieszę się, że Ty też tak masz więc jakby co będziemy siedzieć w jednej celi. :-)))

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


-->Yassa

scroll

Co do praw człowieka, to sorry, ale straciłem nimi zainteresowanie gdzieś koło 1989 roku.:)

To jest dobre. Rzeczywiście godne uwagi. Dobry punkt wyjścia do kolejnych tekstów-ilustracji. Naprawdę dobre ;)

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


Yasso

To:

Dzieje się to w miejscu, w którym nadejście zimy zaskakuje od zawsze, powodując chaos gdzie indziej rzadko spotykany.
W miejscu w którym anomalie stanowią normę.

jest nieprawdziwe. To jest przereklamowany stereotyp. Ekhm… takich miejsc są setki, w tym również w oświeconej tej, tam… Europie. Czy cóś.

Jeśli chodzi o markę, to nazbyt dobrze to pamiętam. Żaden facet w czerwonym kubraczku powożący zaprzęgiem reniferów nie wysypał się z tym dobrem przez komin.

Mikołaj (w tym święty) może i coś przyniesie. Coś dobrego. Coś, z czego Yassowie mogliby się radować przez cały następny rok.

Czego życzy z całego serca gupia


Magio,

nie zaczynaj znowu…
Choć w tych dniach pozbądź się swej czepliwości i dociekliwości. Bądź magiczną Magią!

A stereotyp wcale nie jest tak przereklamowany.
Owszem, w oświeconej Europie zdarzają się anomalie, czasami nawet często, ale to, nawet mimo częstotliwości występowania, tylko anomalie.
A u nas to norma!
(Spór co jest normą, a co nie, rezerwuję sobie na inna okazję.):)

Nie zdarzyło się jeszcze nigdy, podczas mego cudownego, długachnego i przebarwnego życia, by zima nas nie zaskoczyła.

Nas, czyli obywateli PRLu, III, IV i znowu III RP.
Nawet, gdy przy mrozie -1, spadnie 1,01 cm. świeżego śniegu.

Bo w takiej Skandynawii, na ten przykład, już październiku, drogi, na wszelki wypadek, są otyczkowane, a piaskarki i pługi śnieżne porozmieszczane w miejscach komunikacyjnie newralgicznych.
Oczekują tam w spokoju, na nagły i niespodziewany atak zimy…

Ale czy ja przypadkiem znowu nie zaczynam ględzić?

No dobra, kończę... takie jest moje zdanie, Ty masz swoje i niech Ci będzie.

Wyluzowanych i uciesznych świąt życzę Tobie i Twoim. Serdecznie!


Yassa

Jasne, że ględzisz, jak potłuczony. :) Toć już nawet co poniektórzy nabijali się z Jego Ocieploności, pana prezydenta Obamy, że wracał z niezwyczajnie ocieplonej Danii, w której po raz siódmy w tym stuleciu spadł śnieg ale po raz pierwszy z taką mocą, że prawie wszystko siadło. :)
Nadto ciopągi podtunelowe zamarzli, samoloty zagrzebały się we śniegu, autobusy nie chciały przedrzeć się przez nieodśnieżone drogi i ulice. Wszendzie.
A, co gorsza, traktat, w uzgodnionej za kurtyną wersji, nie został podpisany.
I tenże pan prezydent nie mógł przesiąść się z erforsa 1 do tiptotelka w bazie Andrews, tylko został przewieziony do swojego Białego Domostwa autem, bo tam też takich śniegów ocieplonych od 80-ciu lat nie widzieli.
No cholera! To wszystko moja wina? :)

No dobra. Poczuwam się. Niech tam. :)

Dobra wszelakiego, Yasso! (cholera wie, może tym razem też się uda? :)


Jesteście nie na czasie,

globalne ocipienie zwyczajnie wykupiło bilet na Hawaje, buja się pod palmą i ma z nas wszystkich ubaw. Wróci pewnie w kwietniu.


Kurde, przeoczyłam :)

Nie zdarzyło się jeszcze nigdy, podczas mego cudownego, długachnego i przebarwnego życia, by zima nas nie zaskoczyła.
Nas, czyli obywateli PRLu, III, IV i znowu III RP.
Nawet, gdy przy mrozie -1, spadnie 1,01 cm. świeżego śniegu.

Nic z tego, proszę Wysokiego Sądu. Strażacy Strażnicy Miejscy tylko na taką okoliczność czyhają (przez pozostałą część roku, pozbawioną opadów białego czegoś ani ich uświadczysz), a ja – bidusia – robię za pana Zenka.

No, zara znowu pójdę walczyć z ociepleniem klimatycznym za pomocą szufli do śniegu. :)


Hm, ładne to

plus komentarze Poldka tyż:)

A ja jakoś szybko przestałem wierzyć w Mikołaja, ale nie był to żaden problem w sumie, chyba od początku przypuszczałem, że te prezenty to sprawka rodziców.

pzdr


Grześ

od początku przypuszczałem, że te prezenty to sprawka rodziców.

Przecież jedno drugiemu nie przeczy.. . Św. Mikołaj to super biznesmen więc/bo ma wolontariuszy.

Hehehe!!!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


A propos odśnieżania,

jak dobrze mieszkać w bloku :p


Pino

mieszkałem conieco i co ? I nic, mieszkam sobie w domku, Hehehehe!!! To je dopiero normalność i jazda na całego:

- odśnieżanie – oświetlanie – ziemia za progiem albo za kostką, ale swoja – poczucie posiadania jakiegoś kawałka ziemi do swojej dyspozycji a nie fragmentu “klatki”, jak jakieś zwierzątko ( każde w swojej, na odpowiedniej półeczce). – itd, itd.

Blokowsko jest prowizorką i więcej się nie da z tego wycisnąć.

Chyba, że ktoś żyje w mieście a czasem wpada do “klatki” wziąć prysznic, pokimać, zaryźć, i znowu “wypad”. Blok na czasy studenckie jak znalazł, ale dla “wapniaka” to proteza. :-)))

Pozdrawiam.

p.s.
“wapniak”, to taki ktoś kto już ze “studiowania” wyrósł.

p.s.2.
Jeszcze możnaby studiowanie zdefiniować. Ale po co.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


No ja nie wiem,

domek z ogródkiem jakoś mnie nie kusi… warszawski blok (bardzo porządny środkowy Gomułka, ocieplany, ściana narożna, a zatem widna kuchnia) i krakowska kamienica z lat 30-tych, oto moje lokale konspiracyjne. Kawałek ziemi jest mi raczej zbędny, ważne, że niczego nie muszę odśnieżać, walcząc w ten sposób z globalnym ociepleniem :)


Pino

Pino

domek z ogródkiem jakoś mnie nie kusi… warszawski blok (bardzo porządny środkowy Gomułka, ocieplany, ściana narożna, a zatem widna kuchnia) i krakowska kamienica z lat 30-tych, oto moje lokale konspiracyjne. Kawałek ziemi jest mi raczej zbędny, ważne, że niczego nie muszę odśnieżać, walcząc w ten sposób z globalnym ociepleniem :)

Nie kusi bo studiujesz jeszcze, co nie?

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Nie sądzę,

mój ideał to 80m2 na Bielanach, Mokotowie, albo Saskiej Kępie…


Pino

Pino

mój ideał to 80m2 na Bielanach, Mokotowie, albo Saskiej Kępie…

Też kiedyś taki ideał miałem( nie ważne miejsca). :-)))

Pozdrawiam.

p.s.
A ON jest.. – a’propos tematu głównego i mieszkania też “przynosi”. :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Pino, no nie

jak mogłaś do tak prozaicznego tematu jak odśnieżanie wykorzystać moją ulubioną piosenkę:)

Za karę wyzywam cię na pojedynek muzyczny pt. Najsmutniejsze piosenki Pidżamy i SNL:)

Ale gdzies jutro wieczorem, no:)


Przynosi mieszkania

Ostatnio pisałam esejek świtem bladym i zamiast horse races stworzyłam nową dyscyplinę sportową – wyścigi domów.

Muzyczny pojedynek? Moralne salto, Magda była jak śmierć i tyle tego… Pomysł jest ciekawy, ale proszę o szerszą formułę :)


E tam, jest więcej

szerszej formuły na razie nie mam, bo moje genialne pomysły najlepsze sa jak nie są oparte o żadne konkrety, bo wtedy tracą:)

Ale mogłoby to wyglądać tak: załóżmy u kogoś w blogu powstaje notka (a właściwie tylko zajawka), pod którą w komentarzach na przemian wrzucamy utwory wyżej wymienionych. (po jednym najlepiej, można dodawać uzasadnienia złośliwe komentarze itd)

Trwa to do naturalnego wyprztykania się pojedynkowiczów lub do wyczerpania zasobów youtube:), względnie wrzuty.pl (ewentualnie ograniczenie czasowe wprowadzić np. czas pojedynku 1h 30 lub coś takiego:))

Aaaa, tematycznie, piosenki mają być smutne, smętne i nie czadowe:), znaczy np. odpadają wszystkie Dzien dobry kocham cię czy Piła Tango.

A na końcu Docent okiem jurora ocenia, kto wybrał ciekawszy zestaw i najsmutniejszy:), ewentualnie jest to czas dla publiki, która wcześnuj tylko kibicuje, nie wpisuje się zaś ni na ring się nie pcha:)

To taki zarys:) beznadziejny mi przyszedł do głowy właśnie, no.

I znowu gadam nie na temat u kogoś, bez sęsu, musze się tego oduczyć.


Jestem za,

jak wrócę jutro z czekolady, dam Ci znać. Możemy się pobawić. Ale czemu tylko Pidżama i SNL? To nie fair, ja w odróżnieniu od Ciebie nie znam całej dyskografii… Proponuję to rozszerzyć na smętną muzykę w ogólności (może być tylko polska i z założeniem wiodącej roli Pidżamy), plus nasze własne tragicznie smutne przemyślenia o Życiu.


Już mi się oczy pocą...

no, prawie.


Okej, smętna muza,

proponuję ograniczyć się do polskiej, bo w zagranicznej ja z moim antytalentem do inglisza, to nie wiem czy tekstowo cuś jest smętne cyz tylko muzycznie, a to ma być jedność tekstu i muzyki:)

Znaczy smętnie, smutno i dołująco się zapowiada:)


Teoretycznie jestem

na straconej pozycji. Ale wierzę, że moja rozwinięta wyobraźnia posłuży za substytut weltszmercu…


-->Yassa

Zdrowia i czego tam ;) Dużo nie będę pisał ;)

referent

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


Jassieńku,

żebyś zawsze był taki błyskotliwy i złośliwy, jak jesteś :)

pururu i szczęść Boże


Wszystko ma swój czas...

Choinka niestety już się posypała – musiałem ją rozebrać.
Ale nie ma się co smucić!

W jej miejsce (prawy, górny róg) daję coś radosnego… coś w duchu karnawału!


Subskrybuj zawartość