Wartko zleciało, kurwa, zbyt wartko…

Murowaniec.jpg

Kiedyś, kiedy… esce som sa neozenil…

...do pełnego szczęścia wystarczała solidna porcja ziemniaków z zsiadłym mlekiem. Ewentualnie kasza gryczana ze skwarkami.
Opłacona w kantorku pani Hani. Która z iście profesjonalną wprawą wyliczała należność na liczydle pamiętającym czasy pana Karłowicza.
Smak gryczanej czasem wzbogacano kuflem Żywca… Napełnionym ręką bufetowej Teresy – mamy Darka.
Rzecz jasna, z beczki przytoczonej przez Józka Bobaka wespół z kierowcą zgniłozielonego lublina – Jędrkiem (o poparzonej twarzy)
Toczonej po kamiennych schodach pod czujnym okiem kierownika Drągowskiego.
Dzielącego się przy służbowym stoliku aromatem czerwonej amphory… z Kwakwą, względnie ujkiem Uznańskim.

Uwaga!
Harcerzy satysfakcjonował mały kufelek, z sokiem malinowym.

A dzisiaj… Tak już nie cieszą, ani śródziemnomorskie frykasy, ni wykwintne sałatki z przepiórczych jajec … Pod wytrawne wina. Nawet Chateau Petrus…

Jubilatowi… Dostojnemu Jubilatowi…
Zdrowia!
Syćko wozne, len łone nojwozniejse… Ku Wom pije!
Ku Wom Merlocie… nepij vodu, voda je ti len na skodu, napij sa ty radsej vina, to je dobra medicina…

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

No to z innej beczki…

I niech mi nikt nie gada, ze czardasz to taniec węgierski…


Tak tam karmili, kiedy Merlot jeszcze pilnie studiował…

Gdy łagodny głos Kochanej Dziuni siał trwogę, Wojtek służył w Modlinie, a roztrzepana pani Jadzia wiecznie myliła się w rachunkach…
W ostateczności postawienie stylowej chałpy w Nowym Targu parę dutków kosztowało… :))


Są prezenty i Prezenty…

Piękny mi Prezent sprawiłeś Yasso. Fast Rewind zadziałało natychmiast…

scroll

Harcerzy satysfakcjonował mały kufelek, z sokiem malinowym.

Tak zaczynałem. Jeszcze przed Akademią, mieszkając w Betlejemce zjechałem na sylwestra do miasta, gdzie poznałem Blankę, której obwieściłem, że się z nią kiedyś ożenię. Plan zrealizowałem kilka lat później. “U Dunaju” śpiewam do dziś, a w naszej drużynie był to item obowiązkowy. W Moku nie mieszkałem nigdy. Betlejemka i Pięć Stawów. Ale Murowańca wspominam ciepło do dziś…

Podsumowując: Jestem wzruszony ogromnie. Sprawiłeś mi radość…


Daj spokój... sam się wzruszam, i mi zleciało...:)

W Pięciu od czasów Marysi Krzeptowskiej także wiele się nie zmieniło…

Mnie najbardziej żal outdoorowego kibla w stylu starofrancuskim. Korzystanie z niego zimą stanowiło nie lada wyzwanie… bez raków i dziaby nie dało rady.:)

Zresztą… mogliśmy się spotkać, ten mały w krótkich portkach, z kieszeniami wypchanymi kostkami kawy zbożowej (wysępionymi od desantowców Skoczylasa), to byłem ja…
Dziewczyny wtedy jeszcze mnie nie interesowały. Ludzie mają różne priorytety.

A skoro jesteśmy przy wojakach…
„Hercegowina” to dopiero była jazda!
Przy słowach: za Cisare pana, a Jeho Rodinu wstawało się, prężyło i oddawało honory…:))


Na marginesie, dwie drobne uwagi...

1. Betlejemkę pominąłem celowo…
Z chwilą, gdy Ryba zainstalował w niej prysznic, przestała dla mnie istnieć!
Niczym kolejka na Kasprowy dla państwa Paryskich…

Nie, żebym miał coś przeciw postępowi! Co to, to nie…
Podążam z duchem czasu, i owszem, lecz jedynie w granicach rozsądku…

Jestem zarówno fanem tradycyjnej pięciostawiańskiej szarlotki, jak i serwowane tam ostatnio sałatki a’la Merlot mogę jakoś zaakceptować.
Są niczego sobie…

Jednakowoż…. robienie z Betlejemki SPA, to już jest grube przegięcie!
Nikt do niej nie przychodzi dla kąpieli!
Na gwizdek ona komu?
Kto potrzebuje SPA, ten udaje się do wód…
NeSPA?

2. Zaiste, dalekowzroczna była myśl polityczna Najjaśniejszego Pana…

”Támhle po stráni, schnellzug uhání,
a v něm seděj zatracený mohamedáni.
Mohamedáni, lautr pohani,
kalhoty maj roztrhaný plivaj do dlaní.
Tyhle Turkyně, tlustý jak svině,
Císař Pán je nerad vidí ve svý rodině”

Gdyby nie doszczętne zidiocenie CK arystokracji (vide; Róża Maria Barbara Grafin von Thun und Hohenstein) nie mielibyśmy dziś takiego zamtuzu.


No to..

Nieźle się wpasowałem z moim angielskim humorem! Sorki Merlocie :-) 150 lat!


Serg, bez przesady

Popełniłeś kawałek uniwersalny, a do tego wrażliwy…
Czuję się powinszowany;-)


Hercegowina

była zawsze królową naszego śpiewnika. I oczywiście z obowiązkowym rytuałem: Śpiewało się na siedząco, ale na każdą wzmiankę o cesarzu lub jego rodzinie wszyscy podrywali się na baczność i natychmiast po salucie siadali. Ja było “Pro Cysare Pana, Jego Rodinu” trzeba było wstać, zasalutować, siąść, wstać, zasalutować, siąść…
W odróżnieniu od jutubkowej intrpretacji u nas były jeszcze przerywniki “ha-ha” a jak było o Turkach to “fuj-fuj”. Już wtedy wiedzieliśmy czego się trzymać!

W Pięciu bywałem tylko zimą lub wiosną. Organizowali prywatny Narciarski Bieg Zjazdowy “Krokusika”. Startowało zazwyczaj 100-150 ludzi, którzy najpierw pracowicie udeptywali trasę zjazdu. Chlubię się moim najlepszym wynikiem w pierwszej sześćdziesiątce;-) Potem była oczywiście szarlotka rabarbarowa i pamiątkowy, emaliowany krokusik do przypięcia.


No masz...

„Ha! ha!” w wersji biesiadnej (a cappella) jest nieodzowne, w kanonicznym wykonie (z wojskową orkiestrą dętą) zastępuje je stylowa tuba.
Ale, żeby nie popaść w melancholię, jeszcze jedna, znana i lubiana, w powiewie świeżości…
Raz… dwa… Raz! dwa! trzy!


Wygląda na to…

…że uzyskałeś nieautoryzowany dostęp do głębokich warstw mojego osobistego RAM-u. Chyba będę musiał coś z tym zrobić.


Takie czasy, wszyscy wszystko wiedzą…

Nic się nie da zrobić…

Co chwile jakiś nieznajomy zwraca się do mnie po imieniu, żeby mi zrobić gratisowe EKG, albo korzystnie ubezpieczyć moje życie…
Ale spoko…
Nie chcę Ci okazyjnie opchnąć flakonika krystalicznie czystej wody z siklawy, w pakiecie z oryginalnym kamykiem z kasprowej góry…:))


Chociaż… hmmm…

Jakbyś był zainteresowany… po kosztach…:))


Subskrybuj zawartość