Naiwna. Głupia

Parę myśli w głowie mam, ale jedna nie daje mi spokoju. Postaram się ją sformuować.

Gdy byłam mała, czytałam wiele pouczających lektur. Dobrych i mądrych. Na przykład — gdy tylko opanowałam sztukę czytania, zachwyciłam się “Opowieściami z Narnii” C. S. Lewisa. Jak każdy, pokochałam Łucję. Zapamiętałam zdanie z początku trzeciego tomu, “Podróży Wędrowca do Świtu”: Łucja, która była bardzo prostolinijna, odpowiedziała bez zastanowienia… — choć wydawało się, że w danej chwili lepiej było milczeć, a Edmund dawał jej znaki, by nic nie mówiła.

Prostolinijna. To zaleta, czy wada?
Co to znaczy: prostolinijna? Czy teraz nie uważa się tej cechy powszechnie za naiwność czy głupotę?

W książkach Małgorzaty Musierowicz, przez niektórych uważanych za głupie czytadła, odnajdywałam wiarę w ludzi, zaufanie. Może błędnie, były one przedstawione jako zalety bohaterów. Jak coś pięknego, co wszyscy cenili, co w ich domu i rodzinie tworzyło “atmosferę”.

Jak można ufać innym? Przecież oni cię oszukają i skrzywdzą. Jak można wierzyć w dobro — że jest ono w każdym człowieku? Jak można tak się narażać na podstępy i zasadzki? Oni czyhają na ciebie i wykorzystają każdy twój błąd!

Obojętne, kim są ci oni. Ale są i trzeba się strzec. Trzeba się pilnować. Trzeba się bronić podejrzliwością, nieufnością. Nie można dać się wykorzystać.

Naiwna. Głupia. Jak możesz mówić obcym wszystko o sobie. Jak możesz zdradzać szczegóły z życia prywatnego, codziennego. Znajdą cię i zabiją! I nie tylko ciebie! Bo potem zabiją mnie i to będzie twoja wina! Ty się zacznij pilnować! Zacznij się kryć!

Czyli prostolinijność i zaufanie są błędem.
A może to nieprawda i wcale tak nie jest?
Może mnie nie zabiją?
Ale jeśli? Sama mogę zginąć — ale narażać innych nie można. Co wobec tego? Żyć jak ślimak w skorupie, jak struś z głową w piachu? Czy raczej udawać kogoś kim nie jestem, nadać sobie inne cechy charakteru a wrodzoną naiwność ukrywać? I wiecznie się chować, i wiecznie się bać?
Co robić???

Ponoć każde czasy w których się żyje, są ciężkie i trudne. Ale nasz świat, a może tylko ta “mroczna strona mocy” mnie przeraża. Czy mam udawać kogoś kim nie jestem, wstydzić się siebie i żyć w ciągłym strachu? Ale jeśli nie, to co mam robić?

Jest odpowiedź. Z Ewangelii: “nie bój się, wierz tylko.”

Ja — cała jestem strachem. Boję się wszystkiego, a każde nowe miejsce i nowe zadanie do wykonania każe mi zwalczać szereg barier. Ale mogę wierzyć. W tym moja nadzieja. Nadzieja, że mój charakter i usposobienie nie doprowadzi do nagłej i nieoczekiwanej śmierci bliskich, a wiara uchroni przed przeciwnościami losu.

P.S. Odysie, wiem, o co ci chodziło i zrozumiałam cię dobrze. Będę się pilnować, bo pewną rację miałeś. Ale przy okazji takie oto napadły mnie myśli.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm, co tak mrocznie dzisiaj?

Zacznę od “Narnii”, niestety do dziś nie przeczytałem, kurde czy w moim wieku wypada jeszcze to czytać:)?

Pewnie tak, zresztą niedługo zamierzam po raz kolejny “Kubusia Puchatka“przeczytać więc czemu nie “Narnię”?

Książki Małgorzaty Musierowicz to bardzo fajne są, nawet jak czytadła

No, innej wersji nie uznajemy:)
Choć całej “Jeżycjady” nie znam, ale kilka pierwszych (tak z 8 chyba) znam, choć nic nie pamietam, to pamietam, że się podobały.

Co do naiwności.

Mam wrażenie, że lepiej czasem być naiwnym niż totalnie nieufnym, zgorzniałym i cynicznym.
Choć wiadomo, że szczerość, naiwność, dobroć czy prostolinijność niektórzy wykorzystają.
I może być niefajnie.

Ale mimo wszystko warto byc takim jakim się jest.
Bo to dobre jest.
No.

P.S. Oczywiście nawet i nawiność musi mieć czasem swoje granice;)

Pozdrówka i fajnie, że znowu jesteś, bo się już kiedyś dopytywałem Jachoo, gdzie Mida i takie tam.


Grzesiu,:)

Na ciebie zawsze można liczyć. Dzięki, że jesteś :)
“Narnię” zawsze można czytać, dowolną ilość razy. Za każdym razem i w każdym wieku znajddzie się coś dla siebie. A teraz warto też oglądać, bo ekranizacje Adamsa są świetne. No i nie skończ na trzecim tomie – bo w “Srebrnym krześle” jest genialny Błotosmętek, którego trzeba poznać...

Ja też Musierowicz bardzo lubię i cenię. Choć momentami trochę zbyt bajkowa i idealistyczna jest, przynajmniej w najnowszym tomie.

Trochę mrocznie, prawda. Ale takie to życie jest :) Momentami trzeba przestać się głupio śmiać, a zacząć myśleć.

Ja znó pojawilam się przelotnie, bo tata stały komputer obiecuje i obiecuje, a nie naprawia… Ale mam laptopa do dyspozycji (z Ameryki! :)) i ferie – więc w wolnym czasie skrobnęłam. Najbliższe dwa tygodnie będę częściej, potem – zobaczymy.

Niezadługo jeszcze jedna notka… Gotowa już...

Pozdrawiam!


Co do Narnii,

obejrzałem dwie części 9chyba tyle nakręcono?), pierwsza mnie chwyciła i spodobała się, druga mniej już znacznie.
Zacznę więc czytać tylko muszem pożyczyć lub zakupić kiedyś.

A nazwa “Błotosmętek” brzmi już tak, że na pewno owa postać mi się spodoba, no:)

A życie jest i mroczne i nie, ja za dużo mroczności mam w sobie a czasem i wokół siebie, więc szukam tych różnych pozytywów ostatnio.
W sumie niewiele znajduję, o, już negatyw za to jest, jutro trzeba wstać o 6.30, bez sensu.

A czasem i głupi smiech pomaga, nawet czasem bardziej pomaga.
A przynajmniej na chwilę.

Czekam na kolejną notke i zycze duzo odpoczynku na feriach.
Ja jeszcze tydzień pracy ponad plusangielski plus dokształcanie się i dopiero od końca nastepnego tygodnia (a właściwie od niedzieli następnej wieczór wolne)

Pozdrówka.


Ja tam

poleciłabym się chwilowo wzorować na Zuzannie, tej co szyła z łuku :)

pozdrawiam serdecznie


Siostro

Bać się nie należy, ufać ludziom trzeba.

Ale wychodząc z domu, zamykasz drzwi na klucz, nie?


Uszy do góry!

Musierowicz, Siesicka, Snopkiewicz wszystkie ksiązki sa ważne. Podbierałem siostrze i czytałem na równi z Bahdajem i Niziurskim. W prosty sposób pobudzają wrażliwość u tych którzy z nią się urodzili, i uczą jej tych, którzy nie posiedli jeszcze.
Co do reszty… Uświadomienie sobie wlasnych ograniczeń, to duży krok w pracy nad sobą. Po latach wiem, że tych rzeczy zmienić, wyrzucić z siebie się nie da. Ale można nauczyć się je ukrywać. Czasami.
I ograniczyć zaufanie.
Dla bezpieczeństwa bliskich i swojego.
Co do czasów….
Najlepsze są te nudne. Ale nam przyszlo żyć w ciekawych. Niestety.
Ale damy radę!

Pozdrowienia!

tarantula


Grzesiu,

Tak, na razie dwie, na przyszły rok zapowiadana premiera trzeciej.
Moja siostra kinomanka, twierdzi, że druga część Narnii jest najlepszym filmem jakie w życiu widziałą, zarówno pod kątem wierności książce, jak i w różnicach z pierwowzorem, a poza tym zachwyca się muzyką, aktorstwem i wszystkim innym. Polecam obejrzenie filmu z komentarzem akttorów i reżysera. Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć.
Jak będziesz kupował, to chyba najlepije wydanie dwutomowe (ostatnio piękne wydanie przygotwało wydawnictwo Media Rodzina, choć trudno to czytać “w drodze”, bo tomy są ciężkie. Ale te pojedyncze tomy są zwykle źle sklejone i od razu się rozrywają.
Ja jakiś czas temu wciągnęłam się w grę Pollyanny, czyli w każdej sytuacji wyszukiwanie czegoś, co cieszy, nawet w sytuacjach na pierwszy rzut oka smutnych. To naprawdę dobrze robi, ale o “grze” się łątwo zapomina…
Głupi śmiech ponoć prtzedłuża życie, bo masuje serce, coś takiego słyszałam ;) Z moim rodzeństwem o to nietrudno :)
ja jeszcze półtora tygodnia wolnego mam, w tym studniówkę, na szczęście już mam konieczne wyposażenie.
Notka zaraz, moze dziś, może jutro.


Pino,

Na Zuzannę zawsze patrzyłąm z powątpiewaniem, szczególnie przy trzecim tomie, kiedy robiłą wszystko, zeby jak najszybciej stać się dorosłą, a poetm jak najdłużej zatrzymać tę chwilę. Było mi jej szczerze mówiąc żal. Ale w pierwszym tomie jest bardzo pozytywną postacią, fakt.
chodzi o to, żeby z bohateró wydobyć to, co najlepsze, odrzucić to, co błędne i iść do przodu, tak?


Odysie,

Zwykle. Ale to też kłopotliwe, bo tyle razy okazywało się, że wszyscy wyszli i muszę wchodzić przez okno ;)


Trantulo,

“Obyś zył w ciekawych czasach” = starożytne chińskie przekleństwo, czy jakoś tak…
Moje rodzeństwo zaczytuje się ostatnio Pratchettem, więc i ten tom dorwali, aj akurat się nie załapałam, ponoć świetny, jak wszystkie :)

Życie nieustannie zaskakuje, to fakt i chyba w większości przypadkó pzoytywnie.
Trochę sobie potragizowałam.
Ale żeby brat podbierał siostrze babskie książki, o tym jeszcze nie słyszałam :)


E tam,

o najlepszych filmach to ja u siebie piszę:)

O tu można znaleźć:

http://tekstowisko.com/tagi/film.html

A jeszcze lepiej to robi RafałB w swoim blogu i też o świetnych filmach pisze.

pzdr


E, no z tymi ksiązkami to czemu nie?

My z siostrą przez lata czytalismy podobne rzeczy, choć bardziej ja sięgałem po jej, bo ona udawała niezależną i moje czy przygodowe czy horrory za nic miała:)

Ale z tego co pamiętam, to ja ją zaraziłem do jej później ulubionej (i mojej też) Iris Murdoch (o której książkach musze napisać), a oboje czytalismy w dzieciństwie i Lucy Maud Montgomery i Niziurskiego i Astrid Lindgren i Musierowicz i “Kubusia puchatka”, a trochę później i Chandlera i Agathę Christie i wspomnianą Iris i literaturą angielską i skandynawską oboje się fascynowalismy.

Nawet stało się tak, że ona Kinga (ale dopiero niedawno, na studiach) zaczęła czytać, choć dawniej twierdziła, że horrory i horroropodobne to nigdy.

I Koontza jej z raz podrzuciłem.

Nie ma to jak wzajemne się inspirowanie, no:)


Grzesiu,

Rację masz. Mnie zawsze podrzucała siostra, bracia raczej mieli inne sprawy na głowie… Ale dużo z tego wyniosłam.
A zauważyłam, że u Jasia o dobrej muzyce niemieckiej rozmawialiście – ja się napraszam o parę dobrych kawałków i polecenie paru zespołów. Mogę ci się pochwalić, ze pisałam ostatnio maturę próbną z niemieckiego, podstawową co prawda, ale za to bez problemu. Bardzo lubię ten język ;)


Linki do mojego przewodnika po niemieckiej muzie w 2 częsciach

i uzupełnienia w komentarzach różne ciekawe.

Specjalnie dla ciebie:)

http://tekstowisko.com/tecumseh/54549.html

http://tekstowisko.com/tecumseh/54559.html

A lecąc skrótem, to Die Toten Hosen, Lacrimosa, niektóre rzeczy Rammsteina.

Z utworków zaś pojedynczych to kawałki Neny, Bohse Onkelz, Theatre of Tragedy, Karat.

Taka trójka ode mnie w prezencie:

A jak matura poszła?

Bo ja własnie idę za jakie 3 godziny jednego maturzystę dokształcać:), acz on to niemieckiego nie lubi raczej…

pzdr


Mida,

mida

Na Zuzannę zawsze patrzyłąm z powątpiewaniem, szczególnie przy trzecim tomie, kiedy robiłą wszystko, zeby jak najszybciej stać się dorosłą, a poetm jak najdłużej zatrzymać tę chwilę. Było mi jej szczerze mówiąc żal. Ale w pierwszym tomie jest bardzo pozytywną postacią, fakt.
chodzi o to, żeby z bohateró wydobyć to, co najlepsze, odrzucić to, co błędne i iść do przodu, tak?

Lepiej bym tego nie ujęła. Zwłaszcza że pani Bovary, znaczy się, ee, Zuzanna z Narni to coś w moim guście jakby :P

No i patrząc na Twój opis w prawej kolumnie się uśmiecham, bo w zasadzie musiałabym tylko zamienić 18 na 20 i już ;)

Pozdrowienia i powodzenia, jak to mawia Jotesz. Damy radę...


Pino,

Przyznam się, że Panią Bovary ledwo przeczytałam i bardzo mi się nie podobała, podobnie jak Cudzoziemka. To znaczy – denerwują mnie postacie, które żyją złudzeniami i do wszystkich mają pretensje, że ich życie nie jest takim, jakie sobie wymarzyły. Chciałabym pokazywać ludziom, że zawsze mają się z czego cieszyć, tylko czasem trzeba się zastanowić i to odkryć. Może to podejście również jest naiwne…


Hm, mnie tam

“Pani Bovary” zachwyciła 9wiem, złe słowo, ale nie mam lepszego a zasypiam i zmęczony jestem)

Ale ja to lubię smętne książki przegrane postaci…

pzdr


Hi hi,

Mida, ustawmy się kiedyś na piwo (albo na herbatę, jeśli nietrunkowa jesteś) – będziemy sobie wzajemnie przytakiwać i wpadać w slowo z okrzykami “no wlaśnie!” :D

To podejście wcale nie jest naiwne. Jest zajebiste i bardzo skuteczne. My jesteśmy śmiech, wszechmogący śmiech, my jesteśmy śpiew, zapomniany śpiew…

Pani Bovary mnie tak jak Grzegorza zachwycila, bo uważam, że jest genialnym językiem napisana. Z glównej bohaterki polewalam od pierwszej do ostatniej strony.

Granicę Nalkowskiej czytalaś? :)

pururu


Grzesiu, Pino

Ja nie lubię postaci tragicznych z powodu ich głupoty. Najpierw mi ich żal, a potem mnie wkurzają, bo mogłyby być szczęśliwe, gdyby chciały docenić, odkryć to, co jest im darowane przez życie. Emma miała wspaniałego męża, wszystko czego chciała, a marzyła o niebieskich migdałach. Idiotka po prostu i jeszcze sie do tego otruła. No mnie takie podejście wkurza niemożliwie, tym bardziej, że moja mama prezentuje podobne: nieustanne pretensje do życia. Bo miało być tak pięknie, a jest jak zawsze.
Ja po prostu chciałabym, żeby wszyscy byli szczęśliwi – żeby umieli swoje szczęście dostrzegać, lub cieszyli się z tego co mają.
Choć ja sama nie zawsze te piękne idee realizuję.
Przeczytałam “Granicę”, ale ledwo. W tej książce załamała mnie całkowita beznaadzieja. Tam nie ma ani jednego wątku, który dawałby wwyobraźni punkt zaczepienia, żeby móc mysleć – ta i ta postać może mieć lepiej. Nie, tam jest podobnie jak w tragedii antycznej: wszyscy umierają prócz głównego bohatera, który tez powinien umrzeć w ostatnim akcie. Z tym że kolejność jest odwróćona, bo najpierw umiera główna postać...
Tak samo nie toleruję Romea i Julii. Za brak nadziei na szczęście w życiu. A wizja musicalowa Józefowicza ze szczęściem po śmierci jest naciągana.
Ja preferuję literaturę pozytywną :) historie piękne, wesołe najlepiej, choć mogą być z dozą smutku: książki Patricii St. John. Dla każdego, choć głównie dla dzieci. Edith Nesbit. I tyle innych… Tylko nie w kanonie lektur licealnych :/
Pino, boska myśl. Tylko kiedy, jak mi się ferie kończą ;) Najbliższe wakacje to ja mieć będę po maturze ;)
A z alkoholi to najlepiej czewrwone wino :) i dobra muzyka.


Pani Bogusiu!

Bycie naiwną, może być bardzo atrakcyjne dla przedstawicieli płci przeciwnej. W końcu „słodkie idiotki” nigdy nie narzekają na brak wielbicieli.

Moim skromnym zdaniem lepiej jest innym ufać, niż nabawić się nerwicy. Oczywiście można udowodnić, że ufność prowadzi do strat moralnych. Tyle tylko, że brak zaufania przed tym nie chroni, a uniemożliwia bliskość.

Wybór należy do Pani.

Pozdrawiam


Mido, co do "Granicy"

zgoda, nudna powieść dydaktyczna, ale “Pani Bovary”?
Dla mnie arcydzieło.
Pod wieloma względami choć czytałem dawno temu, chyba w liceum jeszcze więc już kilka lat temu dobre.

Co do zaś samej postaci, no wiesz, ja tam akurat wolę bohaterów literackich smętnych, nieszczęsliwych, miotających sie, trudnych itd

A Emma Bovary choć z powieści realistycznej to romantyczka, wiecznie odczuwająca brak, weltszmerc i takie tam.
Mnie nie zniechęcała, z takich bohaterów to Wertera nigdy nie polubiłem.


Siostro

Można literaturę traktować jak plastetr na weltschmerz.

Można też od niej oczekiwać działania takiego, jakie przypisował sobie wobec Ateńczyków imć Sokrates: drażniącego gza, który tnie w d… leniwego rumaka, motywując go do zdrowego ruchu.

Ostanio bodaj szwedzcy jacyś socjo-badacze opublikowali raport, że oglądacze komedii romantycznych mają statystycznie kłopoty z budową relacji, zwłaszcza trwałych związków.
Bo czym skorupka nasiąknie, tym trąci.

I nic nie pomaga świadomość, że to tylko komedia.
Po prostu — oglądasz te sceny, gdzie wszystko jest łatwe i dobrze się kończy — i potem oczekujesz tego od życia. Odruchowo.

Literatura traktowana jako odskocznia jest równie niebezpieczna, co każda inna odczulająca używka.


Odysie, Grzesiu,

Każdy ma swój sposób na relaks.
Z resztą pozytywne nie są tylko komedie romantyczne. Cudowne powieści Sienkiewicza, zaliczane do klasyki, są też pozytywne, z pięknym przesłaniem.
Mnie tam bohaterowie w stylu: takie wady źle kończą – nie przekonują. Wolę czytac o takich, którzy walczyli z przeciwnościami losu nigdy nie odchodząc od wyznawanych wartości. Lub jakies wartosci i idee znajdując: Kmicic.
Taka Emma Bovary nie wyznawała żadnych wartości i nie miała w życiu żadnych wyższych celów. Skrzywdzona i skrzywiona osoba. Jedyne co mogę, to jej współczuc.
Co nie znaczy, że ja lubię. O.
A książka napisana pięknie, fakt i chgyba tylko dlatego przez nią przebrnęłam. Co najlepsze, jnie ma jej na naszej liście lektur do matury :P


Panie Jerzy,

Prawda to, ale w moim przypadku się nie sprawdza.
No i dziękuję za piękne podsumowanie. Chyba najlepsze jak dotychczas :P


Cześć Mida,

sorry, że dopiero teraz odpisuję, ale pochlonęlo mnie życie studenckie :)

mida

Ja nie lubię postaci tragicznych z powodu ich głupoty. Najpierw mi ich żal, a potem mnie wkurzają, bo mogłyby być szczęśliwe, gdyby chciały docenić, odkryć to, co jest im darowane przez życie. Emma miała wspaniałego męża, wszystko czego chciała, a marzyła o niebieskich migdałach. Idiotka po prostu i jeszcze sie do tego otruła. No mnie takie podejście wkurza niemożliwie, tym bardziej, że moja mama prezentuje podobne: nieustanne pretensje do życia. Bo miało być tak pięknie, a jest jak zawsze.

Najwyraźniej masz lepszy ode mnie charakter, bo mnie takie postacie wylącznie bawią serdecznie. Jak sobie przypomnę tę Emmę szepczącą w upojeniu “mam kochanka!” po spotkaniu z tym calym Rudolfem, czy jak mu tam bylo, to się chichram. Z kolei Karolek niestety glupawy byl i nie potrafil się zdobyć na stanowczość, czy to żona, czy Homais, kręcili nim jak chcieli…
“Idiotka po prostu i do tego się otrula” – rotfl, powinnaś pisać streszczenia lektur na wesolo :D
Co do Twojej mamy, to nie chcę się wcinać w cudze sprawy prywatne, ale jednak bylabym wyrozumiala dla każdej kobiety, która wychowala szóstkę dzieci…

mida

Ja po prostu chciałabym, żeby wszyscy byli szczęśliwi – żeby umieli swoje szczęście dostrzegać, lub cieszyli się z tego co mają.
Choć ja sama nie zawsze te piękne idee realizuję.

Eee, no wszyscy to nigdy szczęśliwi nie będą. Niektórzy wolą się pogrążać w melancholii i dobrze im z tym ;)

mida

Przeczytałam “Granicę”, ale ledwo. W tej książce załamała mnie całkowita beznaadzieja. Tam nie ma ani jednego wątku, który dawałby wwyobraźni punkt zaczepienia, żeby móc mysleć – ta i ta postać może mieć lepiej. Nie, tam jest podobnie jak w tragedii antycznej: wszyscy umierają prócz głównego bohatera, który tez powinien umrzeć w ostatnim akcie. Z tym że kolejność jest odwróćona, bo najpierw umiera główna postać...

To prawda. Poza tym ironia pani Zofii jeszcze bardziej toporna byla niż u Prusa. Ale i tak Granica to jedna z niewielu lektur, które w liceum przeczytalam bez przykrości, bo ująl mnie zmysl konstrukcyjny autorki. Ja chyba zresztą ogólnie większą uwagę na formę zwracam niż na treść...
Jako że bylam w klasie z rozszerzonym polskim, to w kwietniu przed maturą pojechaliśmy na tydzień do Solca na powtórki. Do dziś pamiętam zlotą myśl jednej koleżanki: “Justyna po aborcji popada w oblęd. Tak więc, nie usuwajcie dzieci.” ;)

Może być po maturze, tylko ladnie zdaj :)

pozdrawiam


Hm, apropos

“Granicy” to nuda była, pamiętam jak w jednym wywiadzie Gretkowska się z tej książki wyśmiewała, acz sama pisze w większości pretensjonalne pierdołki, ale miała rację, nawet jak przesadzała.

Jak już schodzi tu na polską literaturę, to w 19 wieku “Lalka” plus niektóre rzeczy romantyków, z ciekawostek “Rekopis znaleziony w Saragossie” (czemu tak dobra rzecz do czytania nie jest lekturą?, nie mam pojęcia), XX wiek niestety zbyt wojennie straumatyzowany został, no i poezja jednak góruje.

Ale Iwaszkiewicz, Hłasko, Konwicki mieli rzeczy wybitne, moim zdaniem skromnym:)


Mein Gott,

co ja poradzę, że nudne książki lubię, z der Zauberberg na czele.

Kompensacja zapewne i poszukiwanie tego, czego ma się w życiu za malo – w moim przypadku nudy…

Potockiego nigdy nie bylam w stanie skończyć, zawsze utykalam w 3/4. Za duża motka z tymi szkatulkami.

Ze zdaniem skromnym się calkowicie zgadzam :)


Eeeeee,

ja tytż nudne lubię, z najnudniejszych polecam “Gormenghast” albo “Tytus jakiś tam” Marvyna Peake, nie zauważyłem, że brakuje jakichś 60 stron, taka smętna była:)
Ale w końcu powieść gotycka…

A Zauberberg nie żadna nuda, mistrzostwo.
Zresztą z Manna to mi tylko Buddenbrokowie nie podeszli, Doktor Faustus był za mądry, a “Józefa i jego braci” przeczytałem zze 20 stron.
Ale “Zauberberg”, opowiadania, Śmierć w Wenecji, Wybraniec, Felix Krull nawet momentami, świetne.


O rany,

ja tych Buddenbroków przeczytalam kiedyś na rekolekcjach w Wesolej – świetnie się wpasowali w ogólny klimat umartwień wielkopostnych :D Dziękuję, więcej nie zamierzam.

Faustusa też ciepnęlam, Józefa jakoś nie chcialo mi się próbować... ogólnie czytanie seriami się nie sprawdza moim zdaniem, no oprócz Kinga, Koontza czy Agathy Christie.

Za to “Śmierć w Wenecji” nosilam kiedyś ileś czasu w kieszeni kurtki skórzanej, aż grzbiet się przedarl calkiem, hehe.

A z tą nudą to ciekawa rzecz jest, bo np. Twojej ulubionej Iris Murdoch zmęczyć też nie moglam.


No nie,

kolejna osoba co Iris nie lubi?
Znam taką jedną wrogo nastawioną.
Przecież Iris to świetna jest.

A co do czytania seriami fakt, zawsze planowałem, ale rzadko kiedy wychodzi.
Jeszcze z Chandlerem, Cobenem czy w ogóle autorami horrorów, sensacji czy kryminałów wychodzi, ale z ambitniejszymi rzeczami trudniej.

No i w wychodziło mi z całą literatura przygodową i obyczajową za nastoletnich i wczesniejszych czasów:May, Szklarscy, Centkiewiczowie, Fiedler, Yacta Oya, Nienacki, Siesicka, Ożogowska, Musierowicz, Bahdaj, Niziurski, Curwood, Sat-Okh, jan Longin Okon i jeszcez kilku innych ważnych dawniej autorów i autorek.

pzdr


Tam nie lubi,

pamiętam, że kiedyś zaczęlam “Morze, morze” z entuzjazmem sporym, tylko mi przeszlo w trakcie :P

Z tych przygodowych tylu wymienileś, a brakuje na liście mojej ulubionej mutacji Maya, czyli Wieslawa Wernica :) Tego to faktycznie kiedyś polykalam… Tomki też, ale to jednak zbyt dydaktyczne bylo. Jak nabijal się Eco: bohaterowie wchodzą do lasu i potykają się o korzeń baobabu, w tym momencie następuje wyklad o baobabach.

pozdro


No tyż go czytałem,

nawet na półce jedną rzecz Wernica mam.

A co Szklarskich, to bardziej niż nawet “Tomki” miałem na myśli trylogię “ZŁoto gór czarnych” o Dakotach.
A dydaktyczne wstawki mi nie przeszkadzały, zresztą duzo się rzeczy można było o świecie dowiedzieć, no:)

A z Iris zacznij od “Zielonego rycerza”, moja ulubiona.
Może cię wciągnie, bo o ile pamiętam, “MOrze, morze” specyficzne akurat jest, choć zabawne, że to chyba pierwsza jej książka, którą przeczytałem.
Pamiętam, że siostra była chora, wysłała mnie do biblioteki z zaleceniem, weź mi coś grubego bardzo z literatury angielskiej.
No i wziąłem “Morze, morze” Iris Murdoch:)

Ale może zmyślam, kto to wie:)

pzdr


Może być problem,

bo w Krakowie nie jestem w stanie się zapisać do żadnej biblioteki. Jakoś wciąż pozostaję wierna żoliborskiej na Próchnika – kartę w portfelu noszę i jak jestem w tamtym mieście, to uzupelniam zapasy.

Empik na Rynku sklania mnie nieodparcie do lektur latwych i przyjemnych, ostatnio przesiaduję sobie w kawiarence z widokiem na Wieszcza (tu stoi wieszcz, przechodniu nie szcz) i czytam Trudnego trupa Chmielewskiej. Udane to jest dzielo, aż dziw, bo późne, z 1998 bodajże. Jeśli sobie nabędę, to kilka cytatów ma szansę ozdobić ulotną mą prawą kolumnę :)

pozdrawiam


O Chmielewska,

to z kolei wieloletnia czytelnicza miłość siostry mojej.
Mnie tam w miarę szybko zniechęciła, choć wczesne rzeczy Chmielewskiej cenię i lubię, acz nie pamiętam, bo to dawno je czytałem strasznie.

Ale może kiedyś wrócę do nich, kto wie.


No wiesz,

ja jednej mojej przyjaciólce usilnie ją polecam, bo ona jest rocznik 73 i za jej czasów czytali to wszyscy, więc M. w ramach mlodzieńczej przekory ominęla :) A szkoda, bo to i absurd piękny, i językowo genialne, i potrafi natchnąć cholernym optymizmem. Cale zdanie nieboszczyka z depresji mnie kiedyś wyciągnęlo :)

No i Lesio, porąbany kompletnie, ale cudowny imho:

“- Lochy – powiedział pośpiesznie. – Tu są lochy.
Chwilę trwało milczenie. – Lochy są bardzo niebezpieczne – powiedział ostrzegawczo Janusz. – Szczególnie, jak mają małe. Rzucają się na każdego.
Barbara i Karolek zgodnie odczuli jakieś dziwne oszołomienie.
Obydwoje wiedzieli wprawdzie, że locha to jest maciora dzika, ale w pierwszej chwili wydało im się, iż Lesio ma raczej na myśli tereny poniżej zamkowych piwnic. Wizja lochów lęgnących małe i rzucających się na każdego, odebrała im głos.
Lesio popatrzył na Janusza wzrokiem całkowicie pozbawionym wyrazu. – One są chyba stare – powiedział trochę niepewnie. – I w ogóle dlaczego małe?... – No, małe – wyjaśnił Janusz niecierpliwie. – Warchlaki. Nie wiem, czy stare mogą mieć ale przecież są i młode!
Teraz Lesio odczuł oszołomienie. Barbara i Karolek wymienili spojrzenia. – Jeden z nich zwariował – powiedziała Barbara z troską. – Nie wiem, który. – Mnie się wydaje, że obaj – odparł Karolek z głębokim przekonaniem. – O co wam chodzi – zdziwił się Janusz. – Chyba dobrze mówię, nie? Warchlaki. Lochy mają warchlaki. – Nie, to my mamy lochy – zaprotestował słabo Lesio i Janusz przyjrzał mu się nagle z nie ukrywanym zdumieniem. – Loch… – zaczął Karolek. – Locha – poprawił Janusz. – Ratunku – powiedziała beznadziejnie Barbara…”


Pino,

bo tak mnie naszło na wspomnienia różne czytelnicze, a nie chcę się powtarzać zbyt i przy okazji świetną rzecz ci polecę, więc zajrzyj tu:

http://popisowiec.salon24.pl/16859.html

Świetny tekst i prawie 200 komentarzy o książkach pod nim, w tym trochę moich.
takie klimaty jak na TXT, no ale S24 w pierwszej połowie 2007 roku miał swój urok.
I to duży.
Ale ta epoka już dawno minęła…

P.s. Przy okazji, w jednym z komentarzy jest zagadka, na którą do dziś nie znam odpowiedzi i nie wiem, co czytałem, bo jednak notatek nie odnalazłem.
Może wiesz?
:)
Albo Mida.
Albo ktokolwiek inny.

Chodzi o to:

“A jeszcze z dzieciństwa kojarzę takie podróżnicze rzeczy, moze ktoś podpowie, akcja dwu czy trzech się działa w Afryce, motyw był, że jacyś przyrodnicy szukali róznych egzotycznych zwierząt do ogrodów zoologicznych. Momentami to sagę o Tomku Wilmowskim przypominało, chyba jakieś rodzeństwo tam było, jakiś młody bohater. Nie wiem dokładnie, może teraz kompiluję treść różnych książek nawet nie wiedząc o tym, ale takie cuś mi się przypomina.
Może ktoś skojarzy.”

dalej tego nie wiem:)


Hm,

jedyne moje skojarzenie to Pozwolenie na przywóz lwa Nienackiego, ale na pewno blędne.

A teraz idę poczytać :)

Edit: już mi się podoba. Siódme wtajemniczenie to wręcz genialne bylo…

Edit2: te różne zielone pieczęcie to też z upodobaniem, nie powiem. Rany, kiedy to bylo.


Nie, to nie był nikt znany,

było tego 3 części chyba, wszystko się działo w Afryce, chyba nawet konkretnie w krajach typu Kamerun, Gwinea , gabon czyli Zachód Afryki.

Więcej nie pamietam:)
No ale pocieszyć się moge, że Nameste też nie wiedział:)


Ach Verne

i kapitan Nemo, mój idol z lat mlodzieńczych :)

Normalnie zaraz się rozczulę i jak to wplynie na mój image, hę?


He, pozytywnie:)

zresztą co ty się imidżem przejmujesz?

Imidż to tylko etykietka kolejna…

P.S. A Mida narzekała, że nie komentuje u niej nikt, a tu już niedługo 50 komentów będzie w tym wątku:)


No, ludzie,

Aleście zmienili temat pięknie.
Dzięki za mnóstwo inspirujących tytułów. Kiedyś tę książki dopadnę – ale nie przed maturą, niestety…
Ja jak czytam serię, to staram się czytać do końca. Tej wspaniałej zasady nie utrzymałam przy Tomkach, po 4tym tomie wymiękłam.
Grzesiu, zagadka przypomina mi tylko Tomki, nic innego w tym guście nie znam.
Linki obejrzę kiedyś, kiedy, nie wiadomo.
Pinoi, co do śmiania się z postaci tragicznie głupich: nigdy nie umiałam, zawsze było mi ich żal. Tej jednej cechy nie umiem zrozumieć u mojego ulubionego pana Benneta z Dumy i uprzedzenia.
Teraz czytam Mistrza i Małgorzatę, ale o tym ciii, bo jeszcze nawet połowy nie mam za sobą.
Chmielewską kocham od wieków, ostatnio dorwała moja siostra słuchowisko – Lesia, świetną adaptację książki. lesia gra Zamachowski, reszta aktorów też świetna. Moja ulubiona seria Chmielewskiej to książki o Teresce i Okrętce. Bardziej młodzieżowe i romantyczne, nie skażone dorosłym życiem.
Napiszę coś kiedyś o książkach i wtedy zobaczycie :)
Pino, jak znajdę czas, to odwiedzę cię wirtualnie na blogu najpierw. Tylko tak trudno mi zrobić wszystko co bym chciała. Tak brak mi komputera… :( Tata go naprawia już niedługo od 4ech miesięcy :P
Pozdrówka na razie, wpadnę niedługo z nowym tekstem wspominkowym! A wy sobie gadajcie, chętnie poczytam…


O, ja już się wypowiem na temat

“Mistrza i Małgorzaty”, czytałem dwa razy, chyba w pierwszej klasie Liceum i później jako lekturę w czwartej.
I podobało się, szczególnie motywy wszystkie z Wolandem i jego świtą związane, ale ja na punkcie diabelskich motywów zawsze miałem fazę.
Ale inne rzeczy Bułhakowa już mnie nie przekonały.

W ogóle literatura rosyjska to jest temat rzeka: Tołstoj, Dostojewski, kiedyś mój ulubiony Turgieniew, jeszcze kilka rzeczy.
Też muszę wrócić do tego, kurde, do czego ja nie muszę wrócić?
A tu jeszcze takie braki w oczytaniu….

Bez sensu.


Mida,

warmly welcome :) A jakbyś miala jakieś problemy z tymi przygotowaniami do matury, to slużę chętnie – od 2006 się chyba aż tak te zasady nie pozmienialy, a wtedy osiągnęlam dumny wynik 84 i 80%. Jeśli zdajesz historię, to tym bardziej wal jak w dym.

Grzesiu – literatura rosyjska mnie nie przekonuje specjalnie. Oprócz Bulhakowa to Rybakow, Gonczarow, Tolstoj, od biedy Czechow i tyle. Za to poezja… ooo, w najbliższym czasie chyba zainauguruję nowy cykl na txt :>


Mido, a że tak zapytam wścibsko,

o czym przygotowujesz prezentację z polskiego?

Bo wbrew powszechnym narzekaniom na nową maturę, to ja żałuję, że ja jako tę starą zdawający nie miałem takiej możliwości, bo tu swietne rzeczy można wymyślić, od tematu poczynając przez wykonanie i na happeningu, znaczy efekcie końcowym kończąc.

A jeszcze z książek, bo Pino o Agacie Christie mojej ulubionej wspomniała, to z Agathy warto też romansidła pod pseudonimem Mary Westmacott pisane poczytać, nawet ostatnio jedną czytałem, urocze:)

Pino, na poezji to jak wiesz, to ja się nie znam.
Poza Broniewskim, Osiecką, Staszewskim seniorem, Gałczyńskim,Grabażem, Nosowską i Budzym to reszta to dla mnie zbyt odległa jest.
No ewentualnie jeszcze Różewicz, Baczyński czy ze dwu/dwie innych.


Spoko spoko,

jak dla mnie to wystarczy, by uznać Cię za bratnią duszę. Galczyński jest moim best of the best, Osiecka gra w ekstralidze, a z reszty wymienionych przez Ciebie tylko Różewicza nie lubię.

A w ramach rozszerzania tutejszych horyzontów postaram się przystępnie und interesująco w najbliższych dniach opowiedzieć o pewnym wariacie i pewnej wariatce z Rosji mroźnej :)

Co do ustnej matury, mnie skręcalo z obrzydzenia, że prawie każdy prezentację ściągal lub kupowal, nie widząc w tym absolutnie niczego nagannego. To jest ten minus, polskie dzieci są troszkę za glupie en masse na taką formę egzaminu. Bat jakiś na plagiatorów powinno się skręcić – i wtedy by to mialo więcej sensu.

Moim tematem byl Czlowiek wobec absurdu :) 20/20, bardzo przyjemna rozmowa, slynna i grozę budząca pani Marta oświadczyla, że moją zlotą myśl będzie uczniom na lekcjach cytowala.

Ta matura jest ogólnie śmiesznie latwa…


Z konieczności, a może mnóstwa wątków, odpisuję zbiorczo.

Ja z literatury rosyjskiej mało znanego Leskowa uwielbiam. Piękne opowiadania. No a zapomniany przez was Puszkin? Od dziecka kochany… :P

Temat prezentacji mojej brzmi: Opera jako przykład syntezy sztuk. Omów na wybranych przykładach.
Temat z działu zwanego korespondencją sztuk.

Tak, to jedno mi się podoba, że mogę wybrać coś, co jest ciekawe i inspirujące. Chcę zagrać motywy operowe na flecie :). Jakoś trzeba dodatkowwe punkty od komisji dostać :P
Właśnie wróciłam od znajomego muzyka, któy podrzucił mi literaturę i nagrania i właściwie jestem urządzona elegancko. Wiem nareszcie, co i jak pisać. Kamieńs padł mi z serca, bo porzucona z powodu braku komputera prezentacja momentami nie dawała mi spać.

Agathę Chriestie ostatnio poddrzuciłąm Jachowi: z grubej rury, Dziesięciu murzynków. Przeczytał od razu wszystko, co mamy w domu.\

A ja ostatnio w temacie wampirów siedzę, głównie musicalowym, ale czytałam też trochę, a właśnie byłam na filmie Zmierzch. Oglądaliście? Jakieś opinie?


O wampiry,

o wampirach a dokładniej świecie grozy to ja cykl w wakacje albo kiedyś planuję, taki rzetelny i ciekawy:)
Oczywiście na TXT.
“Zmierzchu” nie oglądałem, ale wątpię, by mi się podobał.
Myślę, że wampirolog początkujący zacząć powinien od filmów: “Dracula”, “Zagadka nieśmiertelności”, “Wywiad z wampiremm”, “Nosferatu”.

No a z książek to przede wszystkim “Dracula” Stokera, “Miasteczko Salem” Stephena Kinga, “Carmilla” Sheridana LeFanu plus opowiadanka edgara Allena Poe, Hoffmanna itd.

Zresztą o wampirach to i klasycy pisali: Goethe, Reymont, Turgieniewe, Tołstoj (ale Aleksy chyba, a nie Lew).

A temat prezentacji ciekawy, acz nic na ten temat nie wiem:)

Pino, fakt, plagiaty to problem.
Niestety.

A na teksty czekam z ciekawością.

pzdr


Mido,

“Maskarada” Pratchetta do tej prezentacji. Koniecznie.

Dzięki nienawiści, milości i nerwom. To wlaśnie jest opera…

Jedna z moich najukochańszych fraz w ogóle. Ech.

Jak mając lat piętnaście zapalilam trawę w Parku Praskim, to najpierw dostalam strasznej gonitwy myśli, później się śmialam patrząc na latarnie, a następnie pojechalam tramwajem przez miasto do domu i wlaśnie “Maskaradę” sobie czytalam wtedy, chichrając się, jak przystalo na ćpuna-debiutanta.

W moim domu cytowal Miltona
Lubi wiersze, gdy wchodzi na haj,
Wciąż to widzę, dloń prawa, czerwona,
Pandemonium… Utracony raj…

No wlaśnie, utracony, Grzesiu. Do 6 lutego pogrążam się w trzeźwości i cynizmie, więc mowy nie ma, żebym cokolwiek pisala o poezji.

Pozdrawiam jednakowoż


Subskrybuj zawartość