Michael

Nigdy mnie nie fascynował, nawet kiedy byłam nastolatką. Nie rozumiałam wszystkich wstrząśniętych koleżanek, tych rozhisteryzowanych tłumów.

Fakt, panował nad ciałem w stopniu doskonałym, jego taniec był niewiarygodny, ale z czasem i to mi się wydało powtarzalne.

Miał coś takiego przerysowanego, a kiedy kolejne operacje zaczęły go zmieniać w fizyczną karykaturę samego siebie, nie odnajdywałam w sobie wiele więcej, poza współczuciem.
Współczuciem dla skrzywdzonego dziecka, zagubionego dorosłego, który właściwie tym dzieckiem nigdy nie przestał być.

Kolejny smutny Król… Zamknięty w swoim zamku, przepełniony lękiem, ścięty przerażeniem przed światem i ludźmi.

Jedna jego piosenka, jedna, wprowadzała mnie wiele lat temu w hipnotyczny stan, wchłaniała całkowicie.
Zapomniałam o niej, ale dzisiaj działa podobnie.

Jeszcze to. Dla zbuntowanej nastoletniej dziewczynki, która wiele z tekstu nie rozumiała, jedynie tyle, że świat jest generalnie do niczego, rytm był wystarczająco silny.

Kiedy kilka miesięcy temu zapowiedział koncerty, niezmiennie liczne tłumy przeżywały tę samą ekstazę. To miał być ostatni raz, kiedy występowałby publicznie, dla tych którzy go kochali.
Może tylko taką miłość dane mu było przeżywać...

Koncertów nie będzie. Michael Jackson nie żyje.

Smutny, samotny, zagubiony Król odszedł.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Smutny, zagubiony, samotny,

fakt, też mi te określenia pasują do niego, szczególnie to zagubienie.

Kolejna osoba potwierdzająca fakt, że sława czy bogactwo czy uwielbienie fanów nie dają szczęścia.

pzdr


Grzesiu

Nie dają, ale myślę też o tym, co by miał w ogóle, gdyby nie te miliony ludzi, którzy dawali mu znak, że jest dla nich ważny, że na swój sposób go kochają.

Jego izolacja, paradoksalna izolacja, była dla mnie przerażająca.


R.I.P. Michael


Dla mnie nie znaczył nic

Ot był.
Za to ciekawił mnie jako pewien obiekt kultu.
Kultu, którego nie rozumiem, tak samo jak nie rozumiem jakiegoś Mobutu Se Se Seko, Kim Ir Sena, czy McCartney’a.
Ten amok im towarzyszący???

I jak by policzyć dokładnie skutki takiego amoku, to by dopiero wyszło?


Michael

jakoś był, jest i będzie obecny w moim życiu. Precyzyjnie mówiąc nie tyle On, co jego muzyka.
Pod wieloma względami nowatorska, świeża, nowa. Po prostu – inna.
“Powtarzalność” jego tańca – to styl. Jego, własny styl.
Setki gwiazdeczek do tej pory usiłują go naśladować. Kiepściutko.

Jego głos – niepowtarzalny. Jednostkowy.
Nie ma wielu wykonawców, których brzmienie rozpoznaje się po kilku taktach, jednym takcie, jednym dźwięku.
To chyba zaleta? Przynajmniej dla mnie.

Teledyski do jego piosenek to skończone dziełka sztuki filmowej. Niepowtarzalne. W wielu wypadkach absolutnie nowatorskie.

Jego życie? Dziękuję, nie zamieniłabym się.


Little Angel

Dziękuję, że zajrzałeś.


Igło

Myślę, że on w swoich piosenkach odpowiadał na takie bardzo proste marzenia.
Żeby świat był lepszy, żeby ludzie się nie dzielili wedle różnych kryteriów, żeby był pokój, nie było głodu.

W tej jego, dziecięcej wciąż naiwności, było coś pociągającego. Dla publiczności.

Jak mówiłam, nie zaliczam się do grona fanek Michaela, ale niektóre rzeczy doceniam. Może dzisiaj bardziej, niż w latach szczenięcych.
Wtedy wydawało mi się, że umiałabym tak tańczyć, a zaśpiewałabym oczywiście zdecydowanie lepiej.

Jest jeszcze sprawa, którą poruszyła Magia: teledyski. Podpisuję się pod tym, co napisała, bo nic więcej tu dodać się nie da.


A wiesz Magia,

że ja sobie uświadomiłam wczoraj taki fakt, że Michael był zawsze. Odkąd ja jestem na tym świecie, to on już był.

Jego obecność była bardzo naturalna, po prostu był. Nie musiałam go słuchać, nie musiałam kupować płyt, nie musiałam nic w ogóle, bo jakby co to, kto jak kto, ale Jackson był.

Za łatwo się przyzwyczajam, za lekko przechodzę nad , albo mimo .
Tak wiele rzeczy wtapia się w tło…
Dopiero brak, przypomina o wypełnieniu.

Nie wiedziałam, że go lubiłaś. Zaskoczyłaś mnie.

Co do jego życia, to ja też dziękuję. Za nic.


Gretchen

On był prawie moim rówieśnikiem. Tylko, kiedy mnie wolno było okładać łopatką w piaskownicy kolegów i koleżanki i łazić po drzewach, on już musiał śpiewać. Bo tatuś mu kazał.
Taka drobna różnica.
[...]
Tak, lubiłam i lubię jego muzykę. Z przyczyn dla mnie oczywistych i nadmienionych wcześniej.
Nie jestem uwiązana do trendu, rodzaju. Etykietki mnie nużą.
Ponad wszystko cenię w artyście (takim przez wielkie “a”) własny styl, głos, sznyt. Cokolwiek, ale własne i niepowtarzalne.
To może być Mozart. Może być Michael Jackson.


Magio

To tak jak ja. Ja też tak mam, że nie lubię etykiet. Lubię szukać wszędzie.

Dlatego napisałam, że Dirty Diana wczoraj zakręciła mnie tak samo mocno, jak lata temu.

Dlatego kiedyś napisałam taki, a nie inny tekst o hip hopie.

Nie przylepiam Ci etykietek, no coś Ty. Ja? Tobie?

Strefa wolna :)

Jak miałam chyba z 15 lat, to sobie wymyśliłam, że napiszę do Michaela list, żeby mi odpalił milion dolarów, bo sam tego nie zauważy, a dla mnie to ho ho.
Naprawdę byłam gotowa spróbować, nie wiem co mnie powstrzymało.


Jedna z moich ulubionych

bez playbacku, w za krótkich spodniach, ruch, rytm, życie…


I kiedy pisałam o tym, że nie lubię etykiet

nawet nie przeszłaś mi przez myśl.
Niby z jakiej racji? Dlaczego miałabyś?
No dajże pokój…


Magia

Pamiętam, podświetlające się płyty chodnikowe, z teledysku.

Zobacz jaki on jeszcze wtedy był inny, żywy bardziej, energetyczny.

Ruch, rytm, życie…

Od czego on tak uciekał, zmieniając swoją zewnętrzność...


Gretchen,

a tak się zastanawiam i nie wiem czy to moje wyobrażenie czy cuś w tym z prawdy jest, ale czy ludzie bardziej niż przeciętnie sławni/bogaci/inteligentni/mądrzy itd, po prostu wyróżniający się nie są i bardziej samotni i nie są bardziej w izolacji?

Nie wiem, ale tak sobie myślę.

W sumie nie wiedzą czy ktoś jest z nimi dla ich sławy/bogactwa/splendoru/fanu itd, znaczy może i wiedzą, ale pewnie zawsze czai się ta myśl.

A Michael, poza zagubiony przychodzi mi słowo jak o nim myślę:niedojrzały.

No i ta chęć bycia kimś innym, bo chyba o to chodziło w tym wybielaniu się.

Nie umiem tego do końca zrozumieć.

ogólnie postać ciekawa, a piosenki niektóre piękne.

Taki “Earth song” właśnie słucham.

Ma to urok jak i wiele innych piosenek Jacksona.

Pozdrówka.


Gretchen

Pierwszą informacją, którą dzisiaj usłyszałem, było, że 50-letni król popu nie żyje.
Drugą, że 50-letni mężczyzna na Podkarpaciu utopił się i został znaleziony w gałęziach drzewa. Trafił na czołówki, bo był pierwszą ofiarą powodzi.
Pomyślałem, że teraz wszyscy będą mówić o Jacksonie a o tym drugim człowieku zaraz zapomną. Ale zaraz doszło do mnie, że jakoś tak się dzieje na tym świecie, że śmierć wielkich się celebruje. Tak widocznie trzeba, tego wszyscy potrzebują.
Co by o nim nie mówić, Jackson jako muzyk był wielki.


@

Gretchen

Pamiętam, podświetlające się płyty chodnikowe, z teledysku.

Przypomina mi się “Thriller”, jak po zmroku, będąc sam w pokoju, zobaczyłem wychodzące z grobów zombie i ledwo żywy ze strachu wyłączyłem telewizor:)
Mam to gdzieś nagrane, chyba zaraz sobie puszczę...


Gretchen

Nie wiem czy kiedykolwiek się dowiemy od czego uciekał...
Wiemy od czego uciekała MM?

Przewróciłam dziś do góry nogami półkę z CD. Byłam zdziwiona, że mam tylko pięć krążków Michaela. Hmmm, mam ich dużo, jakby… Tyle lat na scenie i raptem parę płyt…
A największą estymą darzę te niby najgorsze, w których się odsłaniał.
HIStory i Invincible.
Zupełnie jak w przypadku MM i Skłóconych z życiem.


Grzesiu

Myślę, że może być tak, że Ci z Góry wykombinowali sobie, że jak już czegoś w życiu człowiekowi zabraknie, ale czegoś bardzo ważnego, jak miłość, dzieciństwo, bliskość, zrozumienie… Więc jak jakiemuś człowiekowi tego zabraknie, to być może Ci z Góry zbierają się na naradę i jednomyślnie uchwalają, że taki ktoś dostanie coś w zamian.
Jakiś niepowtarzalny dar: wrażliwość, delikatność, umiejętność widzenia, czego inni nie widzą, niepowtarzalny talent – taki jedyny na świecie.

Ten okaleczony przez ludzi człowiek, idzie w świat z tym wszystkim danym od Nich, Tych z Góry. I poprzez ten dar rozmawia, nawiązuje kontakt.

Bardzo trudno o kogoś, kto pokocha poranionego człowieka, łatwiej o kogoś, kto pokocha ten dar. I na dar wyłącznie będzie patrzył.

Wtedy taki dar może się stać kamieniem, który zabija.


Dymitrze

Tego samego dnia co Michael, umarła Farah Fawcett… Kilka, może kilkanaście godzin wcześniej.

Tego samego dnia zginął ten mężczyzna, pierwsza ofiara powodzi.

Śmierć wielkich też nie jest równoważna. Dla mediów.

Dla ludzi, którzy kochali Farah, Michaela, tego mężczyznę, ta śmierć będzie najbliższa. Zapewne dzisiaj zmarło wielu ludzi, dla nas bezimiennych, którzy byli kimś najbliższym na świecie, dla garstki. Z pewnością ta garstka nie myśli o Michaelu…

Właściwie nieważne o czym pamiętają inni, ważne o czym my pamiętamy, i co z tą pamięcią robimy.

“Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże zapomnij o mnie”...


Co do zombie Dymitrze

To strachałam się tak samo.

Nie włączę tego teraz za nic, bo siedzę sama w domu, a potem nie zasnę jak się znowu zestracham.


G.

:)


Magia

Może kiedyś, jak już jego rodzice nie będą żyli?

Może ktoś coś odsłoni?

Pomyślałam dzisiaj, że jednak pewnie będą trzymać tajemnicę, dla pieniędzy.
Albo dla pieniędzy ją zdradzą...

Jednak kiedy pomyślę o tym domu, o tej gromadce dzieci, o tym co już wiadomo, to ciarki mi po plecach chodzą.
A dorosłe życie Michaela, tylko to uczucie wzmacnia.


Gretchen

Bardzo piękne jest to, co napisałaś w komentarzu do Grzesia.
Być może prawdziwe…


Powiem Ci Magio,

że właściwie nie wiem czy chciałabym, żeby było prawdziwe, czy nie.

Jeśli bowiem nie poszczęści mu się powtórnie. Jeśli wobec najpierwszego zranienia, otrzymawszy dar, człowiek taki odkryje, że nadal jest tak samo, że wszystko co widzą inni to tylko ten dar, że on sam wciąż nie ma bardzo ważnych rzeczy…

To czy taki człowiek wolałby nie mieć daru?

Czy lepiej jednak go mieć?


Gretchen

Nie musi być powtórnie. Nie musi, jeśli zostało wypełnione to, co miało być.

Każdy dar jest po coś. Chyba niekoniecznie w celu zobaczenia nosiciela daru. Mało to razy tak się działo?

Dzięki za przypomnienie Farrah Fawcett. Piękna kobieta. Utalentowana. Niezwykła.
Nie będę jej pamiętać za to, że była Aniołkiem. Nawet nie zwróciłam wtedy na nią uwagi. Będę ją pamiętać w roli prostytutki wychodzącej na prostą i ją samą, Farrah, w kosmicznym dokumencie “All of Me”.

Dobrej nocy, Gretchen.


Magia

Pisałam powtórnie mając na myśli, że kolejny raz w tym samym.

Dar oczywiście jest po coś, i ja akurat skłaniam się do myśli, że lepiej go mieć niż nie, bo zawsze jest gdzie uciec, zawsze jest jakieś u siebie .
A Ci z Góry są mądrzejsi od nas, choć tak trudno chwilami w to uwierzyć.

Nie jestem w stanie obejrzeć tego filmu All of Me . Nie chcę. Jeszcze nie.

Dobrej nocy, Magio.


Gre

Wiesz, myślę, że ta notka powinna być na czołówce. A nie jest.
To taki mały dowód, że TXT jest wsobne.
Tu sensowny człowiek się wypowiada: http://muzyka.interia.pl/pop/news/kydrynski-wstrzasniety-smiercia,132967...


Dymitrze

Jak Marcin Kydryński, zastanawiałam się wczoraj nad podobnymi wątkami w życiu Elvisa i Michaela, obaj zbudowali sobie, już nie posiadłości, lecz wyspy własnego świata, obaj się krzywdzili, Michael poślubił córkę Elvisa.

Obu nazwano Królem…

Obaj są legendą.

Dwie smutne historie mężczyzn, którzy wnieśli coś nowego, przełomowego do świata muzyki, a przez to zrobili coś dobrego dla innych.


Subskrybuj zawartość