Nie będziesz bił dziecka swego


 

Przetacza się od lewa do prawa dyskusja o zakazie stosowania przemocy fizycznej wobec dzieci. Trywializując ją, niektórzy uważają że to jest walka o to czy rodzice mają prawo wymierzyć dziecku klapsa. Pojawiają się argumenty o tym, że katowanie dzieci jest jednak pewnym marginesem.

Tu, i z lewa i z prawa, panuje pełna zgoda – katowanie jest złe.

Wróćmy jednak do tego o czym jest dyskusja. Ona jest o zakazie stosowania przemocy fizycznej wobec dzieci.

Lubię zaczynać myśleć o różnych sprawach od zdefiniowania kwestii, o której miałabym mianowicie rozmyślać. Być może jest to pokłosie odebranej edukacji, które nakłada na mnie potrzebę porządkowania myśli.

I zaczęłam od przywołania na własny użytek definicji przemocy, w szczególności tej odnoszącej się do tego jej rodzaju, który znajduje swoje miejsce w rodzinie:

Przemoc (w rodzinie) to zamierzone działanie, działanie wykorzystujące przewagę sił, wymierzone przeciwko członkowi rodziny (więc także dziecku), działanie naruszające prawa i dobra osobiste tej osoby, jednocześnie powodujące cierpienie i szkody.

Przemoc jest intencjonalna – jest zamierzonym działaniem człowieka mającym na celu kontrolowanie i podporządkowanie drugiej osoby (członka rodziny)

W tej relacji jedna osoba ma przewagę nad drugą. Ta przewaga może mieć charakter fizyczny albo jakikolwiek inny, a naruszając tę przewagę sprawca narusza podstawowe prawa drugiego człowieka takie jak prawo do godności, szacunku a także prawo do nietykalności fizycznej.

Sprawca przemocy naraża zdrowie i życie członka swojej rodziny na szkody – w efekcie doznawanej przemocy osoba jej doświadczająca ma ograniczoną zdolność do samoobrony.

Tyle definicja.

I co?

Zastanówmy się nad tym klapsem. Co to jest ten klaps (znów ta potrzeba definiowania…)?

Klaps według mnie to jest uderzenie otwartą dłonią w dziecko. Gdzie? Zapewne w tyłek. I jest to definicja czysto intuicyjna, bo każdy pewnie uzna że uderzenie pięścią w głowę klapsem już nie jest.

Trzymając się mojej definicji intuicyjnej ja, jako dorosły człowiek daję sobie prawo do tego by otwartą dłonią uderzyć dziecko w tyłek.

A kto to jest dziecko?

Człowiek. Tyle, że mały nad którym prawie każdy ma przewagę.

Jeśli mąż raz, jeden jedyny uderzy swoją żonę, a idąc dalej w stronę bardziej ogólną:jeżeli jeden dorosły człowiek uderzy raz, jeden raz drugą dorosłą osobę to ta osoba podlega ochronie prawnej. Jakie to dla wszystkich dorosłych oczywiste. Przecież żaden tam nie będzie mnie bił!

Bił? No nie przesadzaj uderzył cię tylko przecież. Raz tylko.

Dowiedziono, że przemoc raz użyta ma tendencję do powtarzania się i nasilania. Naprawdę tylko wobec dorosłych?

Dorosłych, którzy potrafią i łatwiej mogą się bronić?

Jestem dorosłym człowiekiem. Mam na przeciwko siebie drugiego, małego człowieka i niekiedy durnowatego w swoich zapędach. On nie ma prawa wiedzieć i przewidywać w taki sposób jak ja wiem i przewiduję. I to ja mam o tym wiedzieć, nie ten mały.

To jest obowiązek dorosłego. Od tego on jest, ten dorosły. Ma wiedzieć, chronić, przewidywać.

Nikt nikomu nie każe być rodzicem.

Dlaczego mielibyśmy sobie pozwalać na takie zachowania wobec własnych dzieci, na które sami nie wyrazilibyśmy zgody jeśli mieliby je stosować wobec nas inni dorośli?

Uderzyć dziecko … O pardon, dać mu klapsa jest łatwo. Za łatwo. I wielu rodziców tę łatwość wykorzysta wielokrotnie.
Pytanie właściwsze jest takie dlaczego rodzic sięga po taki środek.

Obrońcy klapsa mówią, że to tylko w sytuacjach ekstremalnych, że tylko wtedy kiedy ni c innego nie działa, że, że ,że…

A jak właściwie wygląda taka kara?

Najczęściej wraz z nią pojawia się złość, krzyk, a potem dopiero … CHLAST!

Nie chcemy zrobić krzywdy? Oczywiście, że nie chcemy. Ale sięgając po środek fizyczny musimy się z tym liczyć, prawda?

Kto nam daje prawo do przekraczania fizycznej nietykalności drugiego człowieka, niechby i małego?

Dlaczego tak wielu rodzicom udaje się tego nie zrobić?

Czego bronicie obrońcy klapsów?

Bezsilność to uczucie bardzo nielubiane, a tak częste w procesie współtowarzyszenia dziecku w jego rozwoju i dorastaniu.

Chciałabym żeby każdy rodzic zdawał sobie sprawę z tej swojej chwilowej bezsilności, chciałabym żeby dla matek i ojców oczywistą sprawą było, że skoro nie daję w pysk innym ludziom to nie uderzę też swojego dziecka.

Bo to dziecko to niemal kropka w kropkę taki sam człowiek przecież.

Różnica zawiera się w tym, że nieporównanie bardziej kochany, niepowtarzalny i jedyny.

Jeśli męczyzna kocha kobietę prawdziwie. Jeśli kobieta kocha mężczyznę prawdzie.

Nigdy siebie nie uderzą.

Dlaczego mają uderzyć dziecko, owoc tej miłości?

Ten wiersz ponownie dedykuję wszystkim rodzicom…

“Wasze dzieci nie są waszą własnością;

są synami i córkami samej mocy życia.

Jesteście ich rodzicami, ale nie stworzycielami.

Mieszkają z wami, a mimo wszystko do Was nie należą:

Możecie dać im swą miłość, lecz nie wasze idee

ponieważ one mają swoje idee.

Możecie dać dom ich ciałom,

ale nie ich duszom, ponieważ ich dusze mieszkają w domu przyszłości,

którego wy nie możecie odwiedzać

nawet w waszych snach.

Możecie wysilać się, by dotrzymać im kroku,

ale nie żądać, by byli podobni do Was,

ponieważ Życie się nie cofa,

ani nie może zatrzymać się na dniu wczorajszym.

Wy jesteście jak łuk, z którego wasze dzieci,

jak żywe strzały, zostały wyrzucone naprzód;

Strzelec mierzy do celu na szlaku nieskończoności

i trzyma cięciwę napiętą całą swą mocą,

żeby strzały mogły poszybować szybko i daleko.

Poddajcie się z radością rękom Strzelca,

ponieważ on kocha równą miarą i strzały, które szybują,

i łuk, który pozostaje niewzruszony.”

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowna Pani Gretchen

Z wielką uwaga przeczytałem Pani wpis. Nie mogę się zgodzić, w sumie mógłbym ale nie chcę...
Otóż! Definicje definicjami, a życie życiem. Niech mi Pani powie, jak przejść od zastanej ‘tradycji’ w wychowywaniu do nowatorskich przecież pomysłów rodzina bez klapsów? Albo, skoro przeszliśmy z komunizmu do demokracji, jak być tylko bogatym i szczęśliwym, zapomnieć o bezrobociu, biedzie i takich tam…

Jak różne są przypadki przemocy w rodzinie najlepiej wiedzą specjaliści zajmujący się tym problemem, ot choćby Centrum Interwencji Kryzysowej, Ile faktycznej przemocy nie wychodzi na światło dzienne – pomimo zgłoszeń sąsiadów, krewnych!!!

A tu mamy kolejna inicjatywę cwanych załganych kretynów z Wiejskiej w Warszawie. Kolejne odwracanie uwagi od prawdziwych problemów
W tej przeklętej szerokości politycznej zawsze tematy najważniejsze przykrywa się tematami zastępczymi :lesby, pedały, kurestwo i inne

Jak wygląda przemoc dzieci wobec rodziców, to też problem! A jak wielka jest bezsilność urzędników, jak długo (latami!) wloką się sprawy w sądach rodzinnych!

Temat rzeka. Dla mnie w obecnej sytuacji – politycznego syfu – wara politykierom od rodziny! Niech zajmą się własnymi problemami, swoją przypadłością alkoholizmu, rozmaitych dewiacji, i skorumpowania!!!


Gretchen

Bardzo trafny wpis, a najważniejsze potrzebny. Tekst nieomocjonalny, a ukazujący krok po kroku właśnie, jak z niewinności można przejśc do patologii, oczywiście nie chcąc zrobić nic złego. Ale niestety to zło sie dzieje.

Pozdrawiam


Szanowna Gretchen

Piszesz dość podobnie do Dariusza Rosiaka z dzisiejszej Rzepy. On ujął rzecz tak: Klapsy wymierzamy, gdy wpadamy w furię i nie kontrolujemy się – nie znam żadnego normalnego człowieka, który uderzyłby swoje dziecko na spokojnie.

Otóż, proszę sobie spróbować to wyobrazić, są tacy ludzie. Ja znam jednego z pewnością: mój ojciec. Jak daleko sięgam pamięcią – karcił mnie i moje rodzeństwo zawsze na spokojnie, poprzedzając lanie dialogiem który można by porównać do rozprawy sądowej. Z miejscem na obronę i przyznanie się do winy. A przede wszystkim na zrozumienie błędu. Dodać sprawiedliwie trzeba, że akurat mama odpowiada precyzyjnie opisowi p. Rosiaka. Gdy wpadła w furię, można było od niej oberwać dowolnym przedmiotem z tych pod ręką. Tyle, że nigdy bym tych jej zachowań nie nazwał karceniem. Ani nawet wychowywaniem. Emocje akurat w tej dziedzinie są wyłącznie szkodliwe.

Gdy mowa o krzywdzie, muszę wspomnieć, że i wtedy i dziś, po latach, nie chowam żadnej urazy wobec ojca i jego wymiaru sprawiedliwości. Ale pomimo (niełatwego) zrozumienia i wybaczenia, tkwią we mnie boleśnie okrutne, choć zwyczajnie głupio rzucane na wiatr słowa mojej matki. I wiem, że nie jestem w tym wyjątkowy.

Przed błędami rodziców, którzy nie umieją panować nad swoimi emocjami nie uchroni żadna ustawa; a nawet całodobowy nadzór policyjny. Za to penalizacja rozumnego i odpowiedzialnego karcenia może być niepowetowaną stratą — dla dzieci.

Jeszcze poruszę jeden aspekt z definicji przemocy:
Gama zamierzonych działań człowieka mających na celu kontrolowanie i podporządkowanie drugiej osoby jest bardzo szeroka. Widziałem rodziny, podporządkowane i kontrolowane samodzierżawnie przez jedną osobę, bez jakiegokolwiek uderzenia, bez podnoszenia głosu nawet. Widziałem rodziny, w których taką osobą była babka, lub matka. Widziałem i takie, w których pozycję króla zdobywało dziecko.
W tych rodzinach byli ludzie zniewoleni, złamani, skrzywdzeni.
To przemoc?
Jaki na to paragraf?

Z drugiej strony — proszę mi wytłumaczyć, jak może funkcjonować rodzina bez kontrolowania i podporządkowania potomków rodzicom?
Demokracja?
A co z ustawową odpowiedzialnością rodziców za dzieci?
Jakże odpowiadać mam za jakąkolwiek dziedzinę, której nie kontroluję?

O właściwym rozumieniu karcenia i odróżnieniu go od bicia — wspominam na samym początku swojego tekstu; bardzo dobrze napisał o tym także jerzy Maciejowski. Polecam.

Bo niestety, odbieram kolejne perory zwolenników ustawowego ściagnia rodziców za karcenie fizyczne dzieci, jako atak na słomianego luda.


+

najlepszy tekst na ten temat, acz uważam, że ustawa zakazująca czegokolwiek jest zbędna i bezsensowna.
Bo świadomości ustawami się nie zmieni, no i będzie martwa, bo nikt nie będzie nikogo karał za uderzenie dziecka.
Zresztą karanie ,,za klapsa” też byłoby nonsensem.


Panie Marku

To nie jest tekst polityczny, to jest tekst o tym co Gretchen myśli o klapsach wymierzanych dzieciom i dlaczego z mojej perspektywy są one przemocą.

I dlaczego protestuję przeciwko przemocy wobec dzieci od jej najskromniejszych przejawów do najbardziej brutalnych.

Dla Pana to może być temat zastępczy, może również być zastępczy obiektywnie, ale ja się ze szczęścia nie posiadam, że ktoś ten temat poruszył.


Mireks

Dziękuję.

:)


Miła Pani Gretchen

zatem zostańmy przy swoich zdaniach.

Kwestia wychowania dzieci w rodzinie, to sprawa jedna. Temat bardzo ważny. Kwestia socjalizacji dzieci począwszy od przedszkola, to inny temat – równie ważny

Czy skarcenie dziecka w sklepie, kiedy matka delikatnie ruchem dłoni uderza w jego rączkę gdy ono uparcie sięga po towar z półki nie bacząc na jej – zostaw, nie wolno, itd., to już przemoc?
Czym Pani próbuje ten ‘gest’ ostrzegawczy zastąpić?

Kto zna najlepiej swoje potomstwo? Matka, ojciec, sąsiadka, czy urzędnik?
Ciekawe.


Odysie

Ależ ja się nie zgadzam ani na model reprezentowamy przez Twojego ojca, ani na ten Twojej mamy.

Mnie osobiście przeraża i jeden i drugi.

Powiem Ci Odysie, że mnie przemoc jakakolwiek przeraża.

Widzę jak głęboko ona siedzi w naszych duszach, tak głęboko że będziemy o nią walczyć.

Przy okazji tej dyskusji już widać, że ludzie licytują się kto był mądrzej i lepiej bity. Kto mądrzej i lepiej bije.

Chciałabym dożyć czasu, w którym to będzie wstyd przyznać się do bicia dziecka, naprawdę bardzo bym chciała.


Grześ

To nie jest tekst o ustawie.

Jeśli coś ma się zmienić w świadomości, a tu się zgadzamy że to właśnie jest najpotrzebniejsze, to można zacząć od pisania tekstów, prawda?

Dziękuję za dobre słowo :)


Gretchen & Odys

Gretchen – mi też się nie podoba model ojca Odysa, tzn. wiem, że ja bym się fatalnie czuła z taką autorytarną władzą w rodzinie. Z drugiej strony – mając szóstkę dzieci i wchodząc z konieczności w rolę głowy pewnie stosowałabym podobne metody, choć na pewno nie w tak wyważony i logiczny sposób. Ja jestem choleryk po obojgu rodzicach i zachowania emocjonalne bardziej do mnie przemawiają. Co nie znaczy, że wolno się zacietrzewiać i trwać w przekonaniu, że ma się zawsze rację. To jest chyba w sumie najbardziej szkodliwe.
A przemoc niestety jest w pewnych ilościach niezbędna na tym świecie. Daleko nie szukając, sama mogłabym mieć ostatniej nocy duże kłopoty, gdybym w określonej sytuacji nie zachowała się agresywnie…

Odys – bardzo mi się podoba ten fragment Twojej wypowiedzi:

“Gama zamierzonych działań człowieka mających na celu kontrolowanie i podporządkowanie drugiej osoby jest bardzo szeroka. Widziałem rodziny, podporządkowane i kontrolowane samodzierżawnie przez jedną osobę, bez jakiegokolwiek uderzenia, bez podnoszenia głosu nawet. Widziałem rodziny, w których taką osobą była babka, lub matka. Widziałem i takie, w których pozycję króla zdobywało dziecko.
W tych rodzinach byli ludzie zniewoleni, złamani, skrzywdzeni.
To przemoc?
Jaki na to paragraf?”

Sedno.
Nauczmy ludzi dbać o swoją godność i zachowywać się odważnie, a patologie znikną. Tylko że to jest błędne koło, bo takich umiejętności nabywa się właśnie w rodzinach “zdrowych” i dających człowiekowi oparcie.
Bardziej mnie odstręcza taki typ ofiar, pozwalający na krzywdzenie siebie i innych (przykład: żona Fritzla) niż sami psychopaci. Oni jacy są, każdy widzi. Ale to właśnie ci pozornie normalni, ale dający się zastraszyć, tworzą dla nich bazę i podglebie.
Gdyby tak każda kobieta, która jeden raz! zostanie uderzona, była w stanie następnego dnia wystawić walizki gościa na klatkę schodową?
Nie mieliby kogo bić i na kim tworzyć poczucia własnej wyższości.


Nie jest prawdą, że

txt Gretchen jes nieomocjonalny.
Jest.
Emocjonalny, choć z 2 strony podparty doświadczeniem zawodowym.

Nie jest też prawdą, że każde karcenie fizyczne rzutuje na potem.

Sam brałem w tyłek od taty i mamy.

Nie odczuwam tego jako balastu, tylko jako zasłużoną karę.

Dawałem też w tyłek swoim dzieciom, zawsze za coś.
Czy żałuję?

Tak, ale tylko za towarzyszące temu emocje.
Te emocje brały się stąd, że gnojek nie reagował na słowo kpił w żywe oczy, kłamał i się wypierał.

Tak, miało wstrząsnąć i zaboleć.
Skoro słowa nie starczają.

Tym bardziej, że kara pozbawienia czegoś, była zaprzeczeniem kary. Mogła np pozbawić dostępu do wiedzy.


Drogi Igło

tak sobie myślę w tej swojej mysiej norce siedząc, że najwięcej do powiedzenia w sprawie mają ci których ona nie dotyczy wcale lub prawie wcale.
O rodzinie triady prowadzą kawalerowie i stare panny.
O wojsku najwięcej do powiedzenia mają cywile. Itd, itd..
Nie mówię że tu na TXT taj jest, mówię ogólnie do twórców nowotworowych przepisów prawa, które poleżą sobie w szufladach a ich twórcy będą dumni z kolejnego bubla lub niedziałającego przepisu


Panie Marku

No, no, no właśnie…
Patrz feministki.
Np?
A wśród facetów kwitowane pogardliwie i dość trafnie, jako niedopchnięte.

Przepraszam za wulgaryzm.
Ale nadal jestem w fazie burzy i naporu.
Ale nie kłamię.

Szukam.
Cholera jasna.
Przepraszać nie mam zamiaru.


z tych wszystkich dyskusji jeden wniosek mi się nasuwa

że ci, co dzieci mają, dopuszczają klapsa, a ci, co ich nie mają, absolutnie nie. Zobaczymy, jak mi pójdzie.

Tak nieco na boku – od jakiegoś czasu mnie zastanawia, czy tylko ludzie nieodpowiedzialni decydują się na dzieci? Bo od odpowiedzialnych słyszę, że mieć dzieci, to duża odpowiedzialność, i długo na dzieci się nie decydują, może w końcu na jedno albo dwoje, bo na więcej ich odpowiedzialnie nie stać. Co nie jest spostrzeżeniem wywołanym przez Tekstowiczów, ale przez różnych skądinąd mniej lub bardziej znajomych.


tak sie zapisałam

że nawet nie zauważyłam, że Pan Marek już mnie ubiegł w konstatacji.


Szanowna Jullllllll !!!

No wreszcie wyszłaś z tych, pieprzonych, polit-poprawnych, uniwersyteckich kaloszy.

Przynajmniej w moich oczach
Za co słusznie lub nie, przepraszam. postrzeganie.


Kurwa mać!!!

Toć dzieci, to jest kosmos emocji.

Własnych i owych dzieci.
To jest bitwa pod Kurskiem.


Gretchen

Gretchen

Ależ ja się nie zgadzam ani na model reprezentowamy przez Twojego ojca, ani na ten Twojej mamy.

Widzisz, Gretchen, i w tym sęk. To jest właśnie powód mojej irytacji i niepokoju.

Że przychodzi Gretchen, przychodzi pani Kudrycka i mówią mi, że nie zgadzają się na moją rodzinę.
Mówią mi, że zostałem skrzywdzony przez to, że dostałem raz czy dwa w dupę (bo każdy klaps to przemoc, każda przemoc to krzywda etc.). I nic ich nie obchodzi to, co ja sądzę na temat kiedy i przez kogo byłem krzywdzony. Grożą mi, że jeśli będę krzywdził (według ich definicji) moje dzieci, to narychtują na mnie paragrafy.
Jak się zapędzą, to dodają, że ci, co dają klapsy nie powinni mieć dzieci. Czyli że ja mam dzieci niesłusznie.

Nie zgadzasz się. Masz prawo. Gorzej, jeśli twój osobisty sprzeciw sprubójesz za pomocą władzy przekuć na powszechny obowiązek egzekwowany przez prokuraturę i sąd.
A to właśnie teraz się dzieje. Widzisz, Gretchen — chowaj swoje dzieci jak chcesz. Pozostaw mi jednak większy margines wolności. Pozostaw przestrzeń na ocenę, kiedy byłem krzywdzony i w jaki sposób. Pozwól mi samemu znajdować konsekwencje błędów moich rodziców i samemu znajdować nową ścieżkę, daj Boże że mniej błędną. Przekonuj mnie argumentami. Merytorycznymi. Logicznymi.
Sorry, ale twoje nadzieje, twoje oceny moralne — do takich argumentów się zaliczyć nie dają.

Powiem Ci Odysie, że mnie przemoc jakakolwiek przeraża.

Mnie też.
Ale bynajmniej nie przemoc fizyczną mam za najgorszą.

Widzisz Gretchen, nie odniosłaś się merytorycznie do mojej poprzedniej wypowiedzi. Do pytań, które stawiałem. Wydałaś jedynie ocenę moralno-estetyczną. Jedyne czego się dowiedziałem, to że według Ciebie przemoc fizyczna jest be.

A ja stawiam konkretne pytania.


Pani Gretchen,

kilka lat temu, moje dziecko kazało mi, w ramach pracy domowej dla szkoły, napisać krótki (mniej niż 300 wyrazów) tekst o biciu dzieci. Jak się zdaje, nie wszyscy rodzice się wywiązali. Mniejsza z tym…

Jasne, że napisanie takiego tekstu to samobójstwo. Uproszczenia są konieczne i bardzo wyraźne. Jednakże pozwolę sobie go tutaj zacytować in extenso:

Ze społecznego punktu widzenia, bicie dzieci jest zjawiskiem kulturowo niejednoznacznym. Jakkolwiek tak zwane „cywilizowane społeczeństwa Zachodu” dawno już odeszły od przyznawania głowie rodziny ( pater familias ) niczym nieograniczonej władzy życia i śmierci nad członkami rodziny i oficjalnie potępiają i ścigają fizyczne znęcania się nad dziećmi, to w praktyce społecznej granice „znęcania się” wyznaczane są nadzwyczaj swobodnie, często nie obejmując daleko idącej swobody rodziców w fizycznym karceniu dzieci za zachowania oceniane przez nich jako niewłaściwe.

Jakkolwiek można łatwo wykazać, że karcenie dzieci bardzo często wynika nie z ich zachowań, ale z frustracji czy też bezradności karcącego, to fizyczne kary są zazwyczaj uzasadniane celami wychowawczymi, których osiągnięcie jest jakoby uzależnione od zastosowania środków, które zdaniem „wychowawców” są adekwatne do faktycznych – albo domniemanych – wykroczeń dziecka.

Jeśli nawet pominiemy przemawiające przeciwko biciu dzieci argumenty: moralny („nie czyń drugiemu…”) i medyczny (zagrożenie zdrowia i życia dziecka), to uznać trzeba, że argument (czy raczej – stereotyp) wychowawczy także oparty jest na wątłych podstawach: wyraźnie widoczny jest tu dziedziczony z pokolenia na pokolenie element tradycyjny, zgodnie z którym bicie jest fizyczną manifestacją władzy nad (słabszym) poddanym.

Należy też pamiętać, że oczywista, choć wymagająca niekiedy zmiany nawyków, jest możliwość zastąpienia kar fizycznych przez inne rodzaje sankcji (kar i nagród), co czyni oczywiście bezzasadnym pogląd, że odstąpienie od karania fizycznego jest jednoznaczne z dopuszczeniem do dowolnych zachowań dziecka i prowadzi do wzrostu przestępczości; twierdzenie, że łagodne traktowanie dzieci prowadzi do ich agresywnych zachowań, jest sprzeczne z przyjętymi w naukach społecznych poglądami, które u źródeł agresji odnajdują raczej lęk, a nie jego brak.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Igło,

zabawne jest patrzeć, jak Panu się nic nie podoba. I jak bardzo jest Pan przekonany, że socjalizacja kulturowa, której pan został poddany, jest jedyną właściwą.

Pan lałeś swoje dzieci, znaczy to dobrze jest. Bo przecież jakby źle to było, to byś Pan nie lał. To oczywiste. Proste jak cep. Dwuelementowy.
To, co proponują inni, za głupie jest, żeby się Pan przejmował.

Pana tak wychowano, więc furda wszelka nauka. To musi głupie być. A jak kto myśli inaczej, to głupek, gej, feministka albo i agent sowiecki przebrany. W sutannę zazwyczaj.

Powiada pan: To jest prawda.

Subiektywna, bo Pan wierzy w to, co mówi, Panie Igło, czy obiektywna, bo wie pan coś na pewno? Bo ja wiem inaczej. I wierzę w to, co wiem. Podobnie jak Pan. Tylko prawdą tego nie nazywam, bo bym się sam musiał wyśmiać, a to nieporęczne jest.

Czy potrafi Pan odróżniać cele wyznaczone, od funkcji obiektywnych? Pewnie tak.

Czy potrafi Pan odróżnić nawyknienia kulturowe, od działań celowych? Zapewne tak.

Dlaczego akceptując postęp techniczny (bo zdaje się nie jeździ Pan po Warszawie linijką ), neguje pan postęp kulturowy?

I jeszcze jedno.

Nawołuje Pan do budowania, ale czy proponuje Pan coś poza negacją cudzych poglądów? Jakoś nie widzę.

Proszę zaproponować jakiś sensowny i dający się łatwo wdrożyć pomysł, na przykład zapobiegający znęcaniu się nad dziećmi, przy zachowaniu Pana prawa do karcenia przyrodzonej latorośli. Chętnie podyskutuję poważnie na taki temat.

W ogóle proszę coś zaproponować, poza pisaniem klechd domowych, bo muszę przyznać, że Pański Sturm und Drang Periode, w którym jedyną propozycją pozytywną jest kiszenie fasoli, wydaje mi się nieco zabawny.

Obawiam się, że jedynym skutkiem będą gazy.

Pozdrawiam Pana


Pani Gretchen,

miałem w swoim życiu wiele sukcesów, miałem też ogromną ilość porażek. Dwie z nich, to jednorazowe uderzenie swoich córek. Porażka całkowita.
Stachu mówi, że zazdrość jest objawm fałszywego mniemania o sobie, zawiść – dowodem własnej niepradności, fizyczne karanie dzieci – totalną porażką bijącego, częstokroć namaszczonego moral insanity…
Serdecznie pozdrawiam…

PS. Panie Yayco, Pański wpis “poświęcony” Igle, jest genialny.


Panie Yayco

yayco

Należy też pamiętać, że oczywista, choć wymagająca niekiedy zmiany nawyków, jest możliwość zastąpienia kar fizycznych przez inne rodzaje sankcji (kar i nagród).

Bardzo nie-oczywista.
Uprzejmie proszę o objaśnienie mojej ograniczonej osobie tej oczywistości.
Proszę także o wyjaśnienie do czego Pan zmierza krytykując dziedziczony z pokolenia na pokolenie element tradycyjny, zgodnie z którym bicie jest fizyczną manifestacją władzy nad (słabszym) poddanym.
Konkretnie: odrzuca Pan władzę rodzicielską, wszelką manifestację władzy, czy tę konkretnie formę fizycznej manifestacji.

Pozdrawiam, szczerze zainteresowany


Panie Yayco

Szanowny.
Odrzucając sztafarz zdań niepotrzebnych.
I budujących tylko otulinę sporu.

To ja widze jedno.
Masz taki sam problem, jak i ja.

Czyli jak w oczach dzieciaka wypaść, jak najlepiej.
Pan masz córkę – a ja 2.
Zupełnie różne
Pan nie masz syna – a ja mam, takiego który w walkę o przewodnictwo stada się włączył.
Jak miał 15 lat
Pan coś wiesz na ten temat?
Czy tylko teoretycznie?

A może pan coś wiesz, jak wyperswadować komuś, tzw. obiektywne racje, kto pana o 10 cm przewyższa i 20 kilo żywej wagi.
I ma w dupie.
Bo generalnie śpi o 14tej?
Pana i jego obiektywne racje, bo ma swoje.

Odsyłam pana, jako niedojrzałego, do pani Julll, która właśnie dostrzegła pewien problem.

Pozostaje szyderczo.


Acha

Nie pierwszy raz używam, w stosunku do pana i nie tylko słowa – praktyka.

Ciekawe dlaczego?


Acha -2

Z akcentem na – a.

Żeby nie było, żem prostak, mimo, że se taką legendę buduję.

Armia – zły, zły, zły – nie mogę ci nic powiedzieć... tyle co nic, w długa zimową noc…
ZŁY


Igło

Konkrety, niestety, są słabością napotkanych przeze mnie dotychczas przeciwników kar fizycznych.
Bo teorie są piękne. Jak socjalizm na przykład.
A szczere oburzenie i pragnienie pokoju — zawsze szlachetne.

Ciekawe, że dotąd nigdy nie spotkałem kogoś, to napotkałby model “niefizyczny” w rodzinie z liczbą dzieci większą niż trzy.
To oczywiście może świadczyc o tym, że rodziny wielodzietne są z gruntu siedliskiem patologii, a odpowiedzialny, światły i wrażliwy człowiek wielu dzieci nie ma. Taki poględ to nic nowego, ale na moment go odłóżmy na bok, nie analizując jego sensowności.
Może też wynikać z tego, że obracam się w specyficznym towarzystwie, a częstość występowania rodzin wielodzietnych w społeczeństwie jest tak mała, że trudno o reprezentatywną próbę wśród ludzi napotkanych.
Może jednak wynikać z tego, że wrodzone cechy ludzi umożliwiające przeprowadzenie takiego właśnie procesu wychowawczego nie są powszechne — i przy większej ilości dzieci “trafi się” takie, z którym dobrym słowem się nie załatwi wszystkiego.
Może też wynikać z tego, że w rodzinach niewielkich daje się ograniczyć lub wyeliminować pole konfliktów. Ludzie bardziej żyją obok siebie, niż ze sobą — i to pozwala rozwiązać każdy problem metodami dyplomatycznymi.

Przyznam, że ogromna większość interwencji rodzicielskich u nas wynika z bezpośrednich lub pośrednich konfliktów czy rywalizacji między samymi dziećmi.

Na koniec — ja się tych konkretów dopominam, bowiem ja jestem ojcem praktykującym, nie zaś studentem ojcostwa.


Panie Odysie,

w kwestii oczywistości. Czy naprawdę nie potrafi pan wymyślić innej kary niż klaps? A czy próbował Pan? Nazywanie swoich przyzwyczajeń koniecznością to nie jest dobry pomysł, moim zdaniem.

I żeby była jasność: do tej oczywistości dochodziłem kilka lat. Być może dla Pana jeszcze za wcześnie. Piszę to bez ironii, odwołując się do swoich doświadczeń rodzicielskich. I mając na koncie porażki, o których pisze Pan Kleina. Nie zamierzam kreować się na świętego.

Ostatniego klapa moje dziecko dostało wiele lat temu. Wielokroć miałem ochotę na powtórzenie tej procedury. Jakoś się powstrzymałem. Dziecko właśnie kończy gimnazjum. Jestem z niej naprawdę dumny.

I jeszcze, proszę pamiętać, że sankcje negatywne (kary) są najbardziej prymitywną formą reagowania na dewiację społeczną (bo problem nie dotyczy wyłącznie dzieci). Głownie dlatego, że mają charakter następczy, to znaczy występują po zamanifestowanej dewiacji.

Są natomiast łatwe i spektakularne. A karzący może sobie powiedzieć, że przecież zareagował. A ja spytam, dlaczego musiał reagować? Czy aby o czymś wcześniej nie zapomniał i swoje zapomnienie odreagowuje na kimś innym?

Co zaś do elementy tradycyjnego, to nie zrozumiał Pan. Ja go nie krytykuję, a jedynie stwierdzam jego obecność i neguję racjonalny charakter.

Proszę pamiętać, że tradycja nie jest statyczna. Zmienia się. My ją zmieniamy.

Wie Pan zapewne, że przez całe wieki władza pater familias, była władzą życia i śmierci i że obejmowała początkowo wszystkich członków rodziny. Strasznie musieli się buntować tradycjonaliści, kiedy zdecydowano, że nie rozciąga się ona na dorosłych mężczyzn. Zapewne w głowach im się nie mogło pomieścić takie naruszenie tradycji i dobrego obyczaju.

Całkiem niedawno mieliśmy na TXT mędrca, który twierdził, że czasami dobre lanie może kobietę naprowadzić na dobrą drogę. Bo przecież tradycyjne prawo karcenia żony, jakkolwiek jest sprzeczne z prawem (też nie, żeby tak od dawna), nadal jest przez wielu uznawane i praktykowane. Przysłowia są zapisem tradycji. I ciągle żyją (kulturowo) przysłowia zachęcające do fizycznego karcenia żon.

Panie Odysie, nie sądzę, aby Pan aprobował takie praktyki. Mimo że są uświęcone tradycją. Wielowiekową. Więc proszę mi powiedzieć, jaka jest zasadnicza i jakościowa różnica, między fizycznym karceniem żon, a fizycznym karceniem dzieci. Jedno i drugie ma za sobą ogromną tradycję.

I odpowiadać na pytanie konkretne: odrzucam tę właśnie formę manifestowania władzy. Uważam, że jest ona przynależna tym, którzy swojego autorytetu nie potrafią budować w inny sposób. Rozumiem ich problem. Znam poczucie bezsilności. Ale nie współczuję.

Pozdrawiam


Panie Igło,

oczywiście może Pan myśleć, że wszyscy mają takie problemy jak Pan.

Nie ma zakazu.

Ale ja nie jestem Panem.

I mam inne problemy. Swoje. Nawet wolę, muszę przyznać.

Bo skupiony na swoich nie muszę się litować nad cudzymi. Zwłaszcza jeśli ich nie rozumiem i nie podzielam.

Pozdrawiam litościwie


I jeszcze,

tym co mi mówią o praktyce, nic od mnie nie wiedząc, zawsze mam ochotę powtórzyć słowa skierowane kiedyś do Riddlera:

If You’re so Smart, why Aren’t You Rich?

Czy myśli Pan, że ustawiczne przechwalanie się swoimi problemami, wystawia Pańskiej praktyce wysoką notę?

Pozdrawiam czysto teoretycznie


Panie Yayco

Czy ktoś panu zarzucił brak racji?
Otóż nie.

Pan nie rozumiesz.
I Odys i ja maluczcy pytamy pana o praktykę?
Taką, że 1 dziecko się drze, drugie się śmieje a trzeci upomina o nagrodę.

Wszystkie pragną jednego.
Zainteresowania, miłości, uwagi.

I czego jeszcze?


Panie Igło,

niech Pan sobie przypomni, o czym tu się rozmawia, a potem uważnie niech Pan przeczyta, co sam napisał:

igla

I Odys i ja maluczcy pytamy pana o praktykę?
Taką, że 1 dziecko się drze, drugie się śmieje a trzeci upomina o nagrodę.

Wszystkie pragną jednego.
Zainteresowania, miłości, uwagi.

I czego jeszcze?

No właśnie, czego? Jest Pan pewien, że odpowiedzią na pragnienie zainteresowania, miłości, uwagi ma być klaps?

Nie zagalopował się Pan aby?

Naprawdę?

A co do zasady, to ma Pan rację, nie znam wszystkich odpowiedzi. Nie jestem telefonem zaufania.

A Pan zna?

Czy Pan jest pewien, że Pan zna wszystkie odpowiedzi na pytania ojca dorastającej jedynaczki? Czy mając problemy z gościem wyższym od Pana, tym samym potrafi Pan odpowiedzieć na pytania ojca, który jest świadom, że jego dziecko przerasta go intelektem?

Czy Pan oczekuje dyskusji, czy instrukcji obsługi własnego życia?

To, że nie jestem równie wylewny, jak Pan, nie znaczy, że nie mam własnych problemow. Ale nie szukam na nie odpowiedzi na blogowisku. Można by nawet powiedzieć, że wprost przeciwnie.

Pozdrawiam


Odysie

odys

Ciekawe, że dotąd nigdy nie spotkałem kogoś, to napotkałby model “niefizyczny” w rodzinie z liczbą dzieci większą niż trzy.

Bez przesady. Mam trójkę rodzeństwa – troje nas jest rok po roku i z opóźnieniem dziesięcioletnim pojawił się najmłodszy brat. Nie wiem, na ile rodzice zakładali, że nas wychowują “niefizycznie”, ale pamiętam jedno lanie w wykonaniu mamy i jedno, emocjonalne i zaraz przepraszane, przez tatę. I, z tego co wiem, moje rodzeństwo nie miało więcej “lań” na koncie. Chyba, że czegoś nie pamiętam.

No ale jak rodzice mieli realizować groźby lania, jak na hasło – Jak się nie uspokoisz, to dostaniesz w tyłek, i będziesz chodził jak w zegarku! – mama słyszała od rozkosznego, ośmioletniego synka
-Tik-tak, tik-tak – któremu towarzyszyło machanie rączkami w rytm.

pozdrawiam


tik-tak, tik-tak

suuuper :)


Ocho

Udało mi się pana Yayco wkurzyć.
No jasne, zlazł z katedry.
Jasne, odsłonił się, że ma problem z 1 dzieckiem.

A co niby my z Odysem mamy powiedzieć?
Że jak mamy wielu, to nam łatwiej, bo to da się podzielić przez 3/5/8?

A gówno, proszę potęgować.
Proszę pana.
I nie teoretyzować, że te jedno jest już geniuszem przerastającym pana.

Uciekasz chłopie.
Chowasz się, w samopodziwieniu żeś spłodził geniusza.

Niby jako gimnazjalistkę?
Nie za wcześnie?


Panie Odysie

Przepraszam.
Z wiadomych względów, nie poświęcam panu tyle uwagi co drugim.
Bo i po co?
Prawda?
Samo się rozumie, przez się.


A można bić dzieci za pomocą gumowych pał?

Strzelać do nich z broni gładkolufowej? Rozpraszać dzieci przy pomocy armatek wodnych? Wykręcać im ręce i przewracać na twardy bruk, tylko dlatego, że dzieci postanowiły podpalić jakiś stadion albo z pustoty i dla zabawy bombardowały autobus albo tramwaj kamulcami?
Rozumiem, że tak, bo cała pisanina jest o rodzicach i dla większego efektu zawsze przed oczami mała zbita pupa, a taka czternastoletnia, to już nie pupa dziecka?
Czyli teraz “pater familias” to państwo występujące w osobach swych funkcjonariuszy?
Czy jak ktoś zobaczy swojego synalka robiącego “dym” pod stadionem i przy tej okazji natrzaska mu po pysku i za łeb zawlecze do domu, stanie się przestępcą, a gdy zrobi to samo ponury typek w państwowym uniformie to szpas, wypas i obrona prawa?
Że ekstremalny przykład?
Tak samo jak robienie z klapsa średniowiecznych albo renesansowych tortur.


Panie Igło,

Pan mnie nie może wkurzyć, ja się nie wkurzam, kiedy śie śmieję. Nie umiem. Nie jestem dwurdzeniowy.

Ale proszę się nie zrażać i starać się dalej. Na przykład, idąc za przykładami, może Pan opublikować zdjęcie swego torsu w siatkowym podkoszulku. Nie wiem czy zadziała, ale zrobi Pan furorę.

Ja ostatnio mało się śmieję, więc będę wdzięczny.

Zastanawim się, czy Pan naprawdę wierzy w każde słowo, które ja napiszę? Cudnie. Nigdy nie miałem takiej mocy! Żałuję, że nie pisałem tutaj o podbojach miłosnych…

Wnioskuje Pan z tego, co ja piszę? Podobnie jak o moim wzroście i łysinie?

To może jeszcze zganie Pan ile mam lat?

Gratuluję metodologii, jest urzekająca. Przypomina mi, że jakiś czas temu dowodzono na TXT, że jestem kobietą.

I chyba mnie Pan z kimś myli zasadniczo, bo ja jestem na wieś uczulony, więc z chłopami nie mam wiele wspólnego.

A mówiąc poważnie: nie potrafi Pan dyskutować, bo ma Pan kłopot z oderwaniem się od jednostkowych, przykładów i przejściem do abstrakcyjnego uogólnienia.

Ja napisałem jedynie, że ojcowie jedynaczek mają problemy inne od Pańskich. Ma Pan jakiś papier, że to ja mam akurat jedynaczkę?

W efekcie zabawnego pomieszania mojej fikcji, ze swoją, nie dyskutuje Pan, ale szuka zaczepki, co wychodzi całkiem śmiesznie, ale niewiele wnosi do dyskusji. Konkretnie: nic nie wnosi.

Zaczynam się zastanawiać, czy możliwy jest troll – administrator ( no offence), i czy to dobrze.

Na razie mnie to bawi, za co serdeczne Panu: Bóg zapłać


Panie Yayco

dziękuję za podpowiedź, choć wiem że nie celował Pan w moje pytanie.
Teraz wiem dlaczego mój laptop się mnie wkurza, czasem sobie wisi niby ten żyrandol nad moją głową – a mnie krew zalewa
Ale teraz wiem: on ma proceser dwurdzeniony i raz sobie chodzi prędko innym razem jak chce, a mnie jednako diabli biorą :)


Apropos

tej praktyki, mam dwoje rodzeństwa, nie pamietam, by ktokolwiek z nas kiedykolwiek był uderzony, a pamięć mam dobrą.
Aczkolwiek problemy wychowawcze rodzice mieli różne i czasem pewnie powazne, więc to trochę mit, co tu niektórzy wypisują.


Przemoc???

Córa mojego kuzyna pomiędzy trzecim a czwartym rokiem życia miała osobliwy zwyczaj gryzienia wszystkich gdzie popadło- bez emocji z uśmiechem blond aniołek wtapiał małe ząbki w ciała całej rodziny i licznych znajomych.Nie pomagały cierplwe tłumaczenia,lamenty,modlitwy i inne zaklęcia.Pewnego dnia latem bolesnie ugryziony w brzuch,złapałem małą rączkę i…..bez emocjii z uśmiechem ugryzłem …..Na małej buzi pojawiło się zdziwienie,w małym oczku coś okrągłego i mokrego, ale od tej pory dziecko nie ugryzło już nikogo.Dziś studentka,piękna dziewczyna opowiada swoim koleżankom i kolegom,że jej ulubiony wujek ugryzł ją jak miała trzy lata.Czy to była przemoc fizyczna???


Ooo...

robi się jeszcze ciekawiej!!!???
Bo pan obrażać się raczysz.
Bo ja nadużywam, konfabuluję, i do własnych o zgrozo doświadczeń temat sprowadzam. Statystyk światowych & opracowań Polskiej Akademii Nauk nie znam.
Ot prymityw. I pasa używa.
A gdzie mnie, wieśniakowi, do warszawsko/uniwersyteckich doświadczeń?

Mnie , który w kiblu może z koleżkami wedle pana o dupie Maryni, a wogóle to pare bachorów w pijanym widzie spłodził, dobrze, że z własną żoną / na jej nieszczęście/.
Boć pan to intelektualnie do tego podszedł, plan&schemat mając, z feministkami, socjologami, sufrażystkami i psychologami konsultując.
W pełni świadomie.
Dopiero potem pod kordełka pofikał, wcześniej uświadamiając we wszystkie filozoficzne niuanse swoją żonę.
Żeby była pewna.

No i z tego geniusz miał się narodzić.
I jest.

Poczęty rozumnie i wychowany bezstresowo.

No jasne.

No to zazdroszczę i przepraszam.

Bo jak z facetem gadałem.
I ojcem.
Nie z cyborgiem.

Pozdrawiam wycofująco.


Pani Gretchen dziękuję Pani

za to przypomnienie niektórym, że dziecko jest CZŁOWIEKIEM tylko słabszym , za ten piękny wiersz też dziękuję, bo jakże wielu rodziców traktuje swoje dzieci jak WŁASNOŚĆ i nawet teorie i regulaminy na tę okoliczność stwarzają które mają w ich mniemaniu usprawiedliwić to czego nie można usprawiedliwić – przemoc silniejszego wobec słabszego i zależnego od niego, wg jakiego kodeksu to miała by być cnota? To oczywiście retoryczne pytanie.
Pozdrawiam


Panie Grzesiu,

no i sam Pan widzi, co z Pana wyrosło, prawda?

Więc nie wiek komu Pan dostarcza argumentów.

A przy okazji, dziękuję Panu i Pani Julll za przykłady.

Nic tak dobrze nie rozbija pseudouogólnień niż konkretne kontrprzykłady.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Yayco,

ale to co wyrosło to już wina moja, rodziców nie.
Odzielam swoje porażki/problemy/dołki pychiczne i takie tam od ich błędów.
W ogóle mam wrażenie, że wbrew pozorom rodzice nawet dobrzy mają tak naprawdę mniejszy wpływ na dzieci(szczególnie od pewnego wieku) niż myślą. I


Panie Igło,

nie obrażam się, ale już się nie śmieję.

Jest mi przykro, że Pan inaczej nie potrafi.

Nie wiem dlaczego obraża Pan siebie, przypisując mi poglądy i opinie, których nie wypowiedziałem. To przykre, że Pan takim siebie widzi w cudzych oczach. Współczuję.

Nie wiem dlaczego nieudolnie próbuje Pan obrazić mnie.

Na szczęście nie muszę wiedzieć

Pa


Szanowni Państwo!

Docentem Stopczykiem przemówię: – jak ktoś tak kocha swoje dzieci, że je leje to niech je leje. potem te dzieci go oleją.
AMEN!


Panie Grzesiu,

myślę, że to rożnie bywa.

Pan po szkołach kształcony jest, więc pewnie wie, że się odróżnia wychowanie dla kontroli i wychowanie dla autonomii. Mógłbym uprościć i powiedzieć, że to pierwsze jest bardziej represyjne, ale to bardziej skomplikowane.

Jak się dzieci wychowuje dla autonomii, to szybciej same zaczynają decydować o sobie. To się wydaje ok, ale z drugiej strony są zazwyczaj niedostatecznie skonformizowane i gorzej się czują w szkole i generalnie – w zbiorowości.

Oczywiście w życiu to raczej można mówić o przewadze pierwszego, albo drugiego modelu wychowania.

Ale jak się rozejrzeć, to skutki można dostrzec.

A rodzice? Pewnie ma Pan rację, że im się wydaje…

Pozdrawiam


Jacku,

jarecki

Strzelać do nich z broni gładkolufowej? Rozpraszać dzieci przy pomocy armatek wodnych? Wykręcać im ręce i przewracać na twardy bruk, tylko dlatego, że dzieci postanowiły podpalić jakiś stadion albo z pustoty i dla zabawy bombardowały autobus albo tramwaj kamulcami?
Rozumiem, że tak, bo cała pisanina jest o rodzicach i dla większego efektu zawsze przed oczami mała zbita pupa, a taka czternastoletnia, to już nie pupa dziecka?
Czyli teraz “pater familias” to państwo występujące w osobach swych funkcjonariuszy?
Czy jak ktoś zobaczy swojego synalka robiącego “dym” pod stadionem i przy tej okazji natrzaska mu po pysku i za łeb zawlecze do domu, stanie się przestępcą, a gdy zrobi to samo ponury typek w państwowym uniformie to szpas, wypas i obrona prawa?
Że ekstremalny przykład?
Tak samo jak robienie z klapsa średniowiecznych albo renesansowych tortur.

Jacku, jakby ktos rzucał w ciebie cegłówką albo kamieniami albo płytą chodnikową, to czy mna znaczenie czy on ma 15 czy 18 lat?
No, sorry, ale demagogię uprawiasz.
A rodzic dzieciaka, co robi zadyme na stadionie, to powinien się o niego wcześniej zatroszczyć niż w trakcie zadymy.
Takie mam wrażenie.


All - parę wrzuconych naprędce

nie kumam tych zbędnych emocji,

podejrzewam że większość tu obecnych choć raz dostała pasem lub konkretnie dłonią itp.

i teraz: Igła czy to są dobre wspomnienia z Twojego dzieciństwa?

dwa: po latach wielu gada, gdybym nie był lany to…
dzięki temu jestem jaki jestem

szczerze mówiąc to w to nie wierzę,

wcale nie czuje sie lepszy przez to że mając 4 lata małoco nie spaliłem dziadkowi stodoły, za co dostałem manto życia

wcale nie uważam że to mnie oduczyło zabawy zapałkami – przeszło mi samoistnie
uraz jakiś tkwił kupę czasu a naście razy oberwałem

bo: nie dostwałem klapsów i Ty też nie, dostawaliśmy różnymi wynalazkami,

klaspów się nie pamieta

lanie się pamięta,

to ja się pytam rozmowa jest o laniu czy dawaniu klaspa, czy klapsów?

klaspy daję,

wstydzę się później i przepraszam bo widzę ten ból – mnie tez boli bo wiem że dałem ciała jako rodzic,

nie wiem jak można karać 15-ltaka fizycznie, nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.

po prostu

Prezes , Traktor, Redaktor


Max,

+ za ten komentarz.
Znaczy trafnie.

pzdr


wychowanie dla kontroli

yayco

wychowanie dla kontroli i wychowanie dla autonomii. Mógłbym uprościć i powiedzieć, że to pierwsze jest bardziej represyjne, ale to bardziej skomplikowane.
Ale jak się rozejrzeć, to skutki można dostrzec.
Pozdrawiam

Według moich doświadczeń osobistych jak również z obserwacji edukacji mego dziecka powszechnym jest “wychowanie dla kontroli” które twórczo zamierzał rozwinąć poprzedni minister edukacji złośliwie go nazwę R.G i wielu rodzicom to ,że się tak wyrażę pasuje( poprzednim ministrom to też pasowało nie będę rozwijąć tu dlaczego), nawet niektórym komentującym ten wpis również, to nie rokuje dobrze na przyszłość.


Pani Arundati,

to wszystkim (prawie – co czyni różnicę, wiem) pasuje.

Bo można potem zwalić odpowiedzialność: na szkołę, na kościół, na kolegów.

Wychowanie dla kontroli nie uczy odpowiedzialności.

I daje poczucie dobrze spełnionego obowiązku

A dla wielu takie poczucie jest ważniejsze od spełnienia obowiązku

Pozdrawiam serdecznie


Max

Miałem już zdrowo powyżej 18-stki kiedy mało brakowało a zdrowo oberwał bym od ojca.ZA co? Był Stan Wojenny no i jakoś tak impreza się przedłużyła no a potem godzina milicyjna no i powrót do domu rano, no a z telefonami to wiesz jak wtedy było.No , z milicją to ja tak nie zabardzo i wogóle wyobrażnia w domu zadziałała i do końca dni moich nie zapomnę jak mną tatuś “zatrzepał”.Czy to była przemoc to też nie wiem, ale Jacka rozumiem- czasami lepiej póżno niż wcale.Pozdrawiam.


Michał

prawie, no dobra ale to w wieku lat nastu już nie bywa wychowawcze, rczej potęguje bunt,

pamiętam że moi rodzice dorastali ze mną, znaczy rozwijali się

jak schlałem sie na maxa mając lat 14 to nie kiwnęli palcem przemocy mama zrobiła mi tylko i aż awanture przy znajomych, chyba lepiej podziałało jakbym oberwał pasem…

Prezes , Traktor, Redaktor


Pino

Bronić siebie to zupełnie co innego niż atakować słabszego.

Jedyne co ja mogę zrobić, albo jedna z nielicznych rzeczy to pisać o tym co myślę, co czasem wiem, nad czym się zastanawiam…


Panie Igło

W jednym ma Pan absolutną słuszność – to jest bardzo emocjonalny tekst.


Klapsów się nie pamięta

to fakt. pamięta się lanie i katowanie
Odczuwa się ból razów, wstyd popękanej skóry na ciele
Jeśli zdarzy się raz przez to przejść, może i można zapomnieć; jeśli więcej razy, bo ojciec to kat, to pytasz się sam siebie dlaczego on ciebie nie kocha? Zadajesz sobie pytanie czy on jest twoim ojcem. Modlisz się w duchu aby ktoś cię uratował.
Wtedy przestaje boleć ciało –krwawi dusza
Gdy byłem mały dzieci nie miały do kogo zwróć się po pomoc. Dziś mogą, czasem wystarczy jeden telefon.
Nie było łatwo, przeżyłem. Za tamto mój oprawca dziś zgniłby w kryminale…

Dzieci nie biję, nie powielam moich własnych doświadczeń. Zdecydowanie jestem przeciwny biciu ( o katowaniu nie wspominam, bo to zbrodnia), ale dopuszczam skarcenie klapsem, a nawet w sytuacjach wyjątkowych użycie pasa. Karze się zachowanie nie dziecko.
Nie lubię teoretyzować , uważam je za pustawe gadanie.


Marku

do bólu szczere i wyważone,

Prezes , Traktor, Redaktor


(prawie - co czyni różnicę, wiem)

cóż więcej można dodać
pozdrawiam


Szanowna Gretchen

tak se oczko puszczam. K’ tobie
Piśmiennie i pytająco?

Czy tylko twój?

Ja już za stary wróbel jestem, żeby k’mnie akademickie podjazdy czynić.

I, żebym ja na nie odporności nie miał?

Za długo pracowałem nad systemem immunologicznym&odpornościowym.


Odysie

A gdzie ja napisałam, że nie zgadzam się na Twoją rodzinę?
Wyciągasz bardzo osobiste a jednocześnie niezwykle daleko idące wnioski z tekstu, w którym nie ma ani słowa o Tobie i Twojej rodzinie.

Napisałam w komentarzu o pewnym modelu zachowań, które sam opisałeś. O modelu a nie o Twojej rodzinie. To przecież nie jest to samo.

Naprawdę nie mówię Ci co masz robić ze swoim życiem i swoimi dziećmi. W żaden sposób nie zamierzam czegokolwiek Ci dyktować w kwestii Twoich rodziców. Skąd ten pomysł?

Napisałeś swój tekst, a ja swój. Ty myślisz tak a ja myślę inaczej.

Na Twoje zapytania merytoryczne nie zdążyłam odpowiedzieć. Chciałam to przemyśleć i napisać później lecz kiedy tu przyszłam zobaczyłam, że wszystko co mogłabym odpowiedzieć merytorycznie napisał Pan Yayco już.
Uznaj proszę, że to jest dokładnie to co ja bym odpowiedziała.

Zauważyłam też pewną prawidłowość dla mnie dość niekomfortową. Otóż ja niechętnie wychylam się z czymś więcej jak swoje opinie i przemyślenia. Mogłabym powoływać się na teorie naukowe, przeprowadzone badania, swoje doświadczenie zawodowe i inne tego rodzaju argumenty.

Tyle, że to również nikogo nie przekonuje, bo każdy i tak swoje wie.

Napisałam na txt kiedyś, że ja się na wielu rzeczach nie znam. Na tym jednak na czym się znam znam się bardzo dobrze. Chciałam się w kilku ostatnich tekstach tą wiedzą podzielić. Chyba niepotrzebnie.

Pewnie swoje osądy czy refleksje opieram nie tylko na tym co sama przeżyłam, ale też na tym, że przez lata swojej pracy poznałam wiele ludzkich historii, doświadczeń także, jeśli nie przede wszystkim, tych bolesnych.

Nadal jednak nie twierdzę, że wiem. Dowiaduję się i poznaję.

Krzywda bitych dzieci jest dla mnie oczywista i dawaniu sobie prawa do krzywdzenia się sprzeciwiam.


Jak

marekpl

ale dopuszczam skarcenie klapsem, a nawet w sytuacjach wyjątkowych użycie pasa. Karze się zachowanie nie dziecko.
Nie lubię teoretyzować , uważam je za pustawe gadanie.

Panie Marku, po mimo Pańskich przykrych doświadczeń- których szczerze współczuję, nie wiem jak Pan karze to zachowanie , jak bite przez Pana pasem dziecko się orientuje, że to nie ono jest karane tylko zachowanie, ja się nie czepiam tylko nie rozumiem


Panie Igło

A jak Pan tak puszczając oczko pytasz czy mój tekst jest tylko mój, to co Pan konkretnie ma na myśli?


Panie Jarecki

No istotnie przykład dość ekstremalny.

Nie robię z klapsa tortur, awracam uwagę jedynie na to, że jak silniejszy pod wieloma względami i ten, co powinien być mądrzejszy okazuje się słabszy i durniejszy to się we mnie coś burzy.

Zgadzam się całkowicie z tym co Grześ napisał, że jak dorastające dziecko wali w ludzi czym popadnie oraz cokolwiek podpala to jego rodzice coś przeoczyli kiedyś. No i powinni być ostrożni z uderzeniem takiego dziecka, bo może oddać.

Miło, że Pan do mnie zajrzał


Arundati.roy

Napisałam ten tekst ponieważ wydawało mi się, że potrzebna jest przeciwwaga w opiniach.

Napisałam go zgodnie ze swoją wiedzą i najgłębszymi przekonaniami.

I jeszcze z jednego powodu. Zawsze mnie dziwiło, że to nie są sprawy oczywiste. Od dziecka mnie dziwiło i wtedy marzyłam, że przyjdzie jeszcze taki dzień, że ktoś zacznie o tym głośno mówić.

Przyszedł. Nie mogę się do tego głosu nie przyłączyć.

Dziękuję, za Pani wpis.


arundati.roy

arundati.roy
marekpl

ale dopuszczam skarcenie klapsem, a nawet w sytuacjach wyjątkowych użycie pasa. Karze się zachowanie nie dziecko.
Nie lubię teoretyzować , uważam je za pustawe gadanie.

Panie Marku, po mimo Pańskich przykrych doświadczeń- których szczerze współczuję, nie wiem jak Pan karze to zachowanie , jak bite przez Pana pasem dziecko się orientuje, że to nie ono jest karane tylko zachowanie, ja się nie czepiam tylko nie rozumiem

Nie napisałem że ja biję dzieci pasem. Nie biłem i nie biję.
Napisałem, że dopuszczam zaznaczając kiedy
W innym wątku temat rozwinę szerzej
Dla większego zobrazowania do istniejących teorii dorzucę troszkę praktyki

Postaram się opisać jak boli skatowane ciało, jak boli skatowana dusza. Spróbuję opisać jak rodzi się strach , gniew, jak się wegetuje ze złamaną dumą,
W co ucieka złamane dziecko potem młodzieniec i na końcu dorosła osoba.
Napiszę co czuje 14 letni chłopak, któremu “ojcec” zakłada petlę na szyję i zaczyna wieszać...


Panie Andrzeju

Każdy taki głos jak Pański jest dla mnie ważny. Nawet nie dlatego, że współbrzmi z moim lecz dlatego, że umacnia przekonanie o nie byciu samemu…

Dziękuję Panu i Stachowi


Szanowna Gretchen

Toć już muszę do pani, jak do człowieka jakiego przemówić, nieprzymierzając.

Przecież nie napisałem, że pani nieswojo piszesz.
Ino, że nie tylko pani nieemocjonalnie ale i inni ludzie.

Co jako kobiecie Tobie przystoi, ale innym ludziom?

Ooo , co to, to nie.


Panie Yayco

Powinien Pan dostać szóstkę za to wypracowanie.

Wyręczył mnie Pan dzisiaj z dużej pracy w odpowiadaniu, bo tylko się zgrabnie mogłam podpisać.

Proszę przyjąć moje podziękowania


Panie Igło

Co mi się Pan teraz rakiem jakim wycofuje?

A te akademickie podjazdy?

O co Panu idzie?

Może mi Pan to wyłożyć jak człowiekowi. Powinnam chyba zrozumieć?


Panie Marku

Proszę napisać. Każdy taki tekst jest drogocenny.

Dobrze, że i Pan tu jest.


Oco mnie idzie?

Szanowna Gretchen!!!

O to, żem się okopał, jak sowieci w Stalingradzie.
I nikt mnie nie ruszy.

Bo na panine emocje i innych ludzi mam swoje.

A na paniny brak argumentów, i innych ludzi nie muszę się wysilać aby szukać własnych.

Bo wrzeszczący bachor nie wymaga katowania, ani nie wzbudza wbrew temu co pani pisze, zbyt wielu emocji, bo nie jest CZŁOWIEKIEM, mówiącym JĘZYKIEM.
Jest tylko kłębkiem człowieczych, kochanych emocji, które rozładowuje się właśnie,... no czym?
Oczywiście, jak już zawiodą inne perswazje.


Panie Igło

No nie sprowokuje mnie Pan.

Stara się Pan doceniam, ale po pierwsze jestem zmęczona jak koń po westernie, po drugie jak się Pan okopał to dojścia do Pana nijak nie ma, po trzecie zupełnie nie wiem z czego to się bierze więc pozostaje dla mnie całkowicie niezrozumiałe, ale nie chcę się z Panem kłócić.


Pani Gretchen,

proszę nawet tak nie pisać.

Pani Gretchen, czy ktoś uwierzy, że jest taka szkoła, gdzie się zadaje prace domowe rodzicom? I to przy kościele ta szkoła jest?

To contra naturam być musi.

Mnie tu ostatnio uporczywie podejrzewa się o spiski i manipulacje. Niedługo za węża morskiego będę biegał. W Zalewie Zegrzyńskim.

Pani powinna się ode mnie odciąć i manifestacyjnie ignorować. Co zresztą będzie też poczytane Pani za przyznanie się do winy.

Nie ma dla Pani nadziei.

Pozdrawiam jednakże


Eee

A ja myślałem, że wy, mieszkańcy Śródmieścia, jak już nie wiecie co zrobić, to się obrażacie i proces cywilny zakładacie?
Niezależnie od zmęczenia.

Znowu czuję się sponiewierany & zagubiony.

Chyba w step pójdę, miedzy burzany zapadnę.


panie Yayco

yayco

Czy naprawdę nie potrafi pan wymyślić innej kary niż klaps? A czy próbował Pan? Nazywanie swoich przyzwyczajeń koniecznością to nie jest dobry pomysł, moim zdaniem.

Czasami nie potrafię innej. Czasami nie potrafię lepszej.
Ale mógłbym się poczuć urażony sugestią, że klapsy są jedyną formą kary w moim domu, i że jest stosowana bezmyślnie.
Trudno mówić o przyzwyczajeniach… Mam wprawdzie trójkę dzieci, ale najstarsza ma cztery lata. A klapsy zbiera młodszy syn.
Niedużo czasu było, by się przyzwyczaić.
Konieczność... Trudno też o niej mówić. Zawsze jest wybór. Ja po prostu w niejednej sytuacji taki wybór uważam za najlepszy.

Być może dla Pana jeszcze za wcześnie.

Bardzo możliwe. Mam nadzieję niejednego się jeszcze nauczyć.

Ostatniego klapa moje dziecko dostało wiele lat temu. Wielokroć miałem ochotę na powtórzenie tej procedury. Jakoś się powstrzymałem. Dziecko właśnie kończy gimnazjum. Jestem z niej naprawdę dumny.

Gratuluję.
Pamiętam, że ja ostatnie lanie dostałem w wieku gimnazjalnym (wówczas to była 7 klasa podstawówki). Tamta sytuacja pomogła mi zapamiętać, że kontestacja elementarnych obowiązków bywa bolesna w skutkach. Kto wie, czy skończyłbym szkołę gdyby nie to… Trzeba dodać, że wcześniej przez lata już ojciec nie podniósł na mnie ręki, mając mnie od dawna za wystarczająco dojrzałego. Ale też trzeba dodać, że ja nie byłem córką, lecz synem.

Widzi Pan, jest jeszcze kwestia etapów rozwoju.
Może łatwo Panu mówić, gdy dziecko jest już w wieku, w którym inne metody wystarczają...
Może potrafi pan sobie wyobrazić sytuacje z wojowniczym dwulatkiem w roli głównej, w których odmówienie deseru czy bajki w tv tudzież zmarszczenie brwi nie są wystarczające. A na logiczny wykład jest ciut za mały.

I jeszcze, proszę pamiętać, że sankcje negatywne (kary) są najbardziej prymitywną formą reagowania na dewiację społeczną (bo problem nie dotyczy wyłącznie dzieci). Głownie dlatego, że mają charakter następczy, to znaczy występują po zamanifestowanej dewiacji.

Co nie czyni kar zbędnymi.
Nawet jeśli przyjąć, że każda dewiacja jest skutkiem zaniedbania — gdy dom płonie, trzeba gasić, a nie sprawdzać zabezpieczenia p-poż.

Proszę pamiętać, że tradycja nie jest statyczna. Zmienia się. My ją zmieniamy.

Proszę wskazać miejsce, w którym argumentuję “z tradycji”.
Nie stosuję klapsów bo tak robił ojciec i dziad. Zresztą, np. moja mama została wychowana bez jednego klapsa, w domu gdzie nikt nigdy nie powiedział bodaj nawet dupa. Nie podziwiam zbytnio efektów tego wychowania. Tamtej tradycji kontynuować nie zamierzam. Jak również tradycji wyrzucania mężczyzn poza nawias rodziny i rozwodów w każdym pokoleniu jak daleko pamięć sięga — w rodzinie żony.
Więc zgryźliwości a propos tradycji są chybione.

Więc proszę mi powiedzieć, jaka jest zasadnicza i jakościowa różnica, między fizycznym karceniem żon, a fizycznym karceniem dzieci.

Żona jest osobą dorosłą, w pełni samodzielną i niezależną. Posiada ogólną wiedzę o świecie. Dziecko — nie.

1. Celowość
Jako osoba dorosła, żona raczej wie już, iż nie należy wychodzić przez balkon na szóstym piętrze. Nie muszę jej zakazywać wkładania kredek do kontaktu. Jeśli przyjdzie jej na myśl robić głupstwo — np. nie zapiąć pasów w samochodzie lub użyć elektrycznej suszarki w wannie — mogę z nią o tym rozmawiać, nie ryzykując zanadto jej życia.
Mogę z nią dyskutować, używając argumentów, odwołując się do ogólnej wiedzy, apelując o wyobrażenie sobie konsekwencji błędnych czynów. Z trzylatkiem — w stopniu ograniczonym.
A więc — nie ma raczej powodu sądzić, że zbicie żony w ogóle jest celowe.

W przypadku dziecka, odwoływanie się do niewyobrażalnych konsekwencji (“to grozi śmiercią” — nic nie znaczy, gdy nie wiemy czym jest śmierć) jest niewystarczające. Ryzyko nieskuteczności tłumaczenia, że następne wyrwanie się dziecka na ulicy pod koła aut skończy się śmiercią jest zbyt poważne.
Klaps jest czytelnym sygnałem zwrotnym: jest taką negatywną konsekwencją czynu, której doświadzczenie zahamuje następnym razem przed czynem zakazanym, a która jeszcze nie zagrozi życiu i zdrowiu. Jest też istotne, że kara następuje w bezposrednim związku z występkiem.

2. Prawomocność
Za dziecko odpowiadam w pełni. Jeśli ukradnie — ja będę sądzony. Jeśli zginie — moja będzie wina. Dziecko mam obowiązek utrzymywać i posyłać do szkoły. Nie mogę mu powiedzieć, nawet gdybym chciał — fora ze dwora, radź sobie sam jak wiesz lepiej.
Żona odpowiada za siebie sama. Zechce odejść — nie mam prawa jej powstrzymać. Będzie się awanturować po nocach — przyjedzie policja i ją zgarnie (ją — nie mnie). Jeśli, przywołując wcześniejszy przykład, żona mimo wszelkich argumentów nie zapnie pasów i się zabije — jest sama sobie winna. Jeśli w wypadku zginie moje dziecko, które odmówiło zapięcia pasów (proszę wierzyć, dzieci tego nie lubią) — zainteresuje się mną prokuratura. I słusznie.
Żona nie jest mi podporządkowana (jeżeli sama nie zechce się podporządkować). Dziecko — jest.
Innymi słowy — nawet, gdyby dopuścić celowość procesu wychowawczego wobec osoby dorosłej — nie mam żadnego prawa takiego procesu wobec dorosłego stosować.


Gretchen

Pozostaje w szacunku za piekne przykazanie.


Panie Yayco

Nie musi Pan tak podkreślać, że dla mnie nadziei nie ma bo ja to sama wiem aż za dobrze.

Wyobrażenie Pana jako biegającego po Zalewie węża morskiego mnie przerasta chyba…

Pozdrawiam z rozbrajającym uśmiechem


Panie Marku nie napisał Pan , fakt

marekpl
marekpl

Nie napisałem że ja biję dzieci pasem. Nie biłem i nie biję.

Przepraszam bardzo , co nagle to po diable mówią niektórzy, przeczytałam bez zrozumienia jak się okazało

pozdrawiam szczerze i ze zrozumieniem


Borsuku

Dziękuję i posyłam uśmiech oraz tyle dobrej energii ile Ci aktualnie potrzeba.


Panie Igło

Dobre słowo też Panem wstrząsa?

My tu w Śródmieściu tacy jesteśmy mili i uprzejmi, wystawia nam Pan niesprawiedliwą opinię, ale niech tam.


Panie Odysie,

Pan zadawał pytania, a ja odpowiadałem.

Proszę nie odnosić wszystkiego do swoich doświadczeń.
Każdy ma inne.
Każdy ma w plecach inne wychowanie.

Różnimy się (nie Pan i ja, ale ludzie, w ogólności) temperamentem.

Nikt Pana nie potępia.
To jest kwestia zasad aspirowanych.
Przecież zapewne przyzna Pan, że fajnie byłoby nie dawać klapsów, prawda?
Ja też dawałem. A potem przestałem.
I tyle.

Nikt nie twierdzi, że sankcje negatywne są zbędne. Mogą być różne. Czasami te następcze są jedynymi dostępnymi. Każdy musi sobie odpowiedzieć, czy tak jest, jeśli chodzi o dzieci.

Pan pytał o tradycję, ja o tradycji odpowiedziałem. I jestem daleki od zgryźliwości. Ja bardzo cenię tradycję i uważam, że stanowi ona jeden z podstawowym motorów zachowań społecznych. To nie znaczy, że muszę akceptować wszystko, co dawne. Więcej, niektóre tradycje uważam za złe. Niech Pan zauważy, jaki opór społeczny wywołują proboszczowie, wymuszający przystępowanie do I Komunii Świętej w identycznych i tanich (względnie) albach. Bo tradycja się zdegenerowała i ze święta duchowego zrobiła materialne. Nie każda tradycja jest OK.

Co do różnic między kobietami a dziećmi, to będę się upierał, że nie są one jakościowe, a ilościowe. Ale to drobiazg. Ale różnice są i Pan je widzi. Dobrze. Ale wnioski wyciąga pan dziwne.

Proszę Pana. Każdy sobie radzi jak może. Ja nie kupiłem mieszkania, bo okna były za nisko. Kontakty były zabezpieczona, tak długo, że dziecko się zdziwiło, że się je w końcu odbezpieczyło. Jeżeli dziecko nie myśli, to rodzice powinni myśleć w dwójnasób. Przed, nie zaś po.

Może być, że to dlatego, że ja jestem geriatryczny ojciec. Miałem czas, żeby się zastanawiać. Ale będę się upierał, że jeśli dziecko wychodzi na balkon, to nie jest to wina dziecka. Jeśli już, to nie ono powinno dostać klapsa.

Co do odpowiedzialności, to na szczęście się Pan myli. Jak dziecko ukradnie, to nie będzie Pan sadzony. Wystarczy oddać rzecz skradzioną. Naprawić szkodę. Odpowiedzialność karna jest za czyny własne. Cywilna także za cudze. Ma pan obowiązki, to jasne, nic nie ma za darmo. Ale, znowu, czy jest Pan pewien, że jeśli pana dziecko zabierze koledze zabawkę, to jedyne co mu się od pana należy to klaps? A będzie wiedziało za co?

Czy to uzasadnia karanie tych, wobec których ma Pan obowiązki? Jeśli tak, to pana zdaniem przywrócenie zwierzchności prawnej mężczyzny nad kobietą, całkiem niedawno przecież zarzuconej, oznaczałoby również powrót prawa do wymierzania kar fizycznych? Naprawdę?

A przykład z żoną był właśnie dlatego, że Pan widzi różnicę. Całkiem niedawno, jak wspominałem, bywał tu taki, co przypisywał bezmyślność i niefrasobliwość kobietom. Ma to ogromną tradycję.

Bardzo łatwo jest się usprawiedliwiać słabościami innych.

Ja nie twierdzę, że Pan tak robi. Ja w ogóle Pana nie znam i daleki jestem od osądzania. Co najwyżej staram się opisać pewne mechanizmy, rządzące ludzkimi działaniami. Tak jak je rozumiem i wedle mojej wiedzy. Takie mechanizmy nie są uniwersalne, bo ludzie nie są z pod jednej sztancy. Coś, co jest statystyczną regułą, nie musi się stosować do konkretnych ludzi.

Na pytania odpowiadam z dobrą wolą, zwłaszcza, jeśli odpowiadam ludziom, których darzę sympatią.

Pozdrawiam Pana i rodzinę Jego


panie Yayco

yayco

Proszę nie odnosić wszystkiego do swoich doświadczeń.
(...)
Nikt Pana nie potępia.

Primo, jak kto pisze, że każdy klaps to bicie, każde bicie to krzywdzenie i po tych prostych implikacjach aż się z oburzenia nie posiada na tych co to krzywdzą dzieci — a ja swoim pociechom od czasu do czasu wlepię klapsa — to ów piszący mnie potępia, czy nie?

Po drugie — dyskutujemy tu o tym (psałem to do Gretchen, ale chyba mój komentarz trafił w przerwę w połączeniu internetowym), w kontekście projektów penalizacji karcenia fizycznego dzieci.
Czyli — nie tylko potępienia, ale groźby ścigania i karania takiego postępowania.

To jest kwestia zasad aspirowanych.
Przecież zapewne przyzna Pan, że fajnie byłoby nie dawać klapsów, prawda?
Ja też dawałem. A potem przestałem.

Byłoby fajnie.
Gratuluję zaprzestania.
Jak tylko dostrzegę taką możliwość, skorzystam z niej.
Niepokoi mnie jednak perspektywa napiętnowania jako przestępcy jak długo tego nie uczynię.

Proszę Pana. Każdy sobie radzi jak może. Ja nie kupiłem mieszkania, bo okna były za nisko. Kontakty były zabezpieczona, tak długo, że dziecko się zdziwiło, że się je w końcu odbezpieczyło. Jeżeli dziecko nie myśli, to rodzice powinni myśleć w dwójnasób. Przed, nie zaś po.
Może być, że to dlatego, że ja jestem geriatryczny ojciec. Miałem czas, żeby się zastanawiać. Ale będę się upierał, że jeśli dziecko wychodzi na balkon, to nie jest to wina dziecka. Jeśli już, to nie ono powinno dostać klapsa.

Pamięta Pan tę historyjkę o królu, który spalił wszystkie wrzeciona w królestwie, by ustrzec swą córkę przed ukłuciem. Nie da się wszystkiego przewidzieć.
Z tymi zatyczkami np. — to zależy od dziecka. Ciekawskie i spostrzegawcze usiądzie cichutko w kąciku i wydłubie zatyczkę z gniazdka.
Moje dzieci wiedzą, że gniazdka elektrycznego ruszać nie wolno. Dopijać ze szklanek pozostawionych przez dorosłych. Wchodzić na parapety (po stołeczku wejdzie się i na wysoki). Wychodzić na balkon. itp.
Moja żona może dzięki temu zająć się czasem czymkolwiek innym niż nieustanna obserwacja trójki rozbieganych maluchów.
Żeby dziecko wiedziało trzeba mu powiedzieć i wytłumaczyć. Ale musi też doświadczyć, że gdy rodzic czego wyraźnie zakazuje — takiego zakazu przekroczyć nie warto.
Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść — i o to chodzi.

Odpowiedzialność karna jest za czyny własne. Cywilna także za cudze. Ma pan obowiązki, to jasne, nic nie ma za darmo.

Ech, miesza mi się zakres prawa karnego i cywilnego. Nie moja branża. Fakt faktem, odpowiedzialność jest.

Ale, znowu, czy jest Pan pewien, że jeśli pana dziecko zabierze koledze zabawkę, to jedyne co mu się od pana należy to klaps? A będzie wiedziało za co?

Nie, nie uważam tak. W takiej sytuacj bym dziecka nie karcił. Nonsens.
A już na pewno, jeśli o mnie chodzi, nie ma sytuacji, w której należy się jedynie klaps. Kara mui być zrozumiana. Wymaga co najmniej uzasadnienia ustnego.
Ale jak słusznie Pan zauważył, nie ma nic za darmo. Odpowiedzialność i obowiązki muszą iść w parze z uprawnieniami. Inaczej nie da rady.
Odpowiedzialność za dziecko jest szczególna. Uprawnienia takoż.

Czy to uzasadnia karanie tych, wobec których ma Pan obowiązki? Jeśli tak, to pana zdaniem przywrócenie zwierzchności prawnej mężczyzny nad kobietą, całkiem niedawno przecież zarzuconej, oznaczałoby również powrót prawa do wymierzania kar fizycznych? Naprawdę?

Panie Yayco — ja podałem dwa punkty, które tłumaczą różnicę w podejściu do dorosłych bliskich i dzieci.
Jeden — to uprwanienia wynikające z odpowiedzialności. To nie tylko obowiązki. To jest zwierzchność. Obowiązki mam wobec pracodawcy. Ale to wobec pracownika mam szczególne uprawnienia. To pracownika mogę dyscyplinować, nagradzać i karać.
Gdyby odpowiedzialność za żonę była w naszym obyczaju i prawie większa, z pewnością wiązać by się to musiało z większymi uprawnieniami.
Ale jest jeszcze punkt drugi — to celowość procesu wychowawczego.
Otóż wobec dorosłego klaps (klaps? Dorosłego już można wyłącznie bić, a to jest różnica!) do tego nie posłuży.
To można rozwinąć i uzasadniać, ale nie o tej porze, zwłaszcza że mam co robić.

Na pytania odpowiadam z dobrą wolą, zwłaszcza, jeśli odpowiadam ludziom, których darzę sympatią.
Pozdrawiam Pana i rodzinę Jego

Szanowny Yayco, dyskusja z Panem to czysta przyjemność.
Pozdrawiam wzajemnie.


Szanowny Panie Odysie,

żeby nie ciągnąć tego w nieskończoność, tylko dwie kwestie.

Po pierwsze, starałem się Panu pokazać, że racjonalne i formalne a argumenty były historycznie odnoszone nie tylko do dzieci. Kobiety, niewolnicy, niepełnosprawni – wszyscy byli uważani za niezdolnych do sensownych decyzji. Byli też poddawani cudzej władzy, w zamian za odpowiedzialność, która spoczywała na mężach, właścicielach, opiekunach.

Każda rezygnacja z uprawnień, zwłaszcza utrwalonych tradycją budzi opór. Myślę, że właściciele niewolników też nie byli zadowoleni, że tracą uprawnienia. I też mieli liczne argumenty za utrzymaniem status quo. I też podkreślali swoją odpowiedzialność.

Po drugie, wbrew temu, co Pan pisze (choć rozumiem Pana intencje), ja wcale się nie odnoszę do planu penalizacji. Co więcej, uważam, że penalizacja, w tym akurat przypadku, ma te same cechy, co bicie dzieci: jest efektem poczucia bezradności. I próbą udawania, że coś się zrobiło. I że będzie nieskuteczna, bo zbyt trudna do wyegzekwowania. A jeśli nawet, to zapadać będą wyroki ośmieszające prawo. Innymi słowy będzie miała taki sam skutek, jak uznanie jazdy po pijanemu za przestępstwo. Prawo jest tanie, ale wiara w jego omnipotencję jest bałwochwalstwem. Prawo powinno iść na końcu działań społecznych, a nie na początku. A na pewno nie powinno działań społecznych, edukacyjnych, pomocowych etc. zastępować.

To wszystko nie zmniejsza mojego przekonania, że bicie dzieci jest złe i wynika głównie z kulturowego nawyknienia, czasami nazbyt szumnie nazywanego tradycją.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Yayco

yayco

To wszystko nie zmniejsza mojego przekonania, że bicie dzieci jest złe i wynika głównie z kulturowego nawyknienia, czasami nazbyt szumnie nazywanego tradycją.

to szumne nazywanie bicia tradycją jest ni mniej ni wiecej, próbą (nieudolną) zakrycia własnych win, uspokojenia sumienia kata.

Jak odróżnić co jeszcze nie jest biciem, co nim jest, a już zaczyna się katowaniem?

Pozdrawiam


Panie Marku,

nie wiem, jak odróżnić i dlatego wolę nie odróżniać, całkiem rezygnując z karcenia fizycznego.

Pozdrawiam


Odysie

Napisałam wczoraj odpowiedź do Ciebie, ale sądząc po tym co piszesz do Pana Yayco chyba jej nie zauważyłeś.

“Primo, jak kto pisze, że każdy klaps to bicie, każde bicie to krzywdzenie i po tych prostych implikacjach aż się z oburzenia nie posiada na tych co to krzywdzą dzieci — a ja swoim pociechom od czasu do czasu wlepię klapsa — to ów piszący mnie potępia, czy nie?”

Ten ktoś to ja?
Jeśli ja to niezupełnie odnajduję to co napisałam, w Twojej interpretacji moich słów. Mniejsza o to.

Moja skłonność do potępiania drugiego człowieka jest naprawdę zerowa. Pisząc swój tekst miałam nadzieję, że może Ci co są rodzicami i Ci co nimi będą pomyślą o tym przez chwilę.

“Po drugie — dyskutujemy tu o tym (psałem to do Gretchen, ale chyba mój komentarz trafił w przerwę w połączeniu internetowym), w kontekście projektów penalizacji karcenia fizycznego dzieci.”

Dla mnie ten kontekst to pretekst do wyrażenia swojej opinii. Ponieważ niestety w tej kwestii znowu zgadzam się z Panem Yayco to mam nadzieję, że moje stanowisko jest dla Ciebie jasne.

W kilku komentarzach powyżej napisałam dość jasno, że nie wypowiadam się w sprawie sensowności czy bezsensowności projektów ustaw a raczej w sprawie pewnego społecznego przyzwolenia na coś co moim zdaniem jest szkodliwe.


Pani Gretchen,

Pani skłonność do zgadzania się ze mną zaczyna mnie niepokoić. Cieszy mnie tylko słowo “niestety”, świadczące o tym, że nie do końca oderwała się Pani od rzeczywistości.

Pani już jedzie do tego Wrocławia i pozdrowi jego ode mnie, tak jak i ja Panią pozdrawiam


Gretchen, króciutko

Pół godziny przed pojawieniem się Twojego pięknego i mądrego tekstu poparłem głos Odysa w dyskusji o klapsie.

Dalej uważam, że pryncypialne i bezwarunkowe włączenie klapsa w katalog narzędzi przemocy jest dowodem bezradności (lub braku chęci) wobec konieczności ustalenia sobie własnej, nieprzekraczalnej granicy stosowania przymusu fizycznego.

Ale uświadomiłem sobie coś, czytając to co napisałaś. Chociaż świetnie pamiętam wszystkie kary, które z rąk rodziców otrzymałem (klapsy, odsiadki w szafie, a nawet raz baty pasem), to po pierwsze, doskonale pamiętam za co je dostałem, po drugie, że nie ma żadnej traumy w tych wspomnieniach, a po trzecie, że tradycja rodzinna wyraźnie zmieniła się w następnym pokoleniu.
Moje dzieci nie pamiętają żadnych kar cielesnych, które miałyby z rąk moich czy żony oberwać...

Nie wyobrażam sobie, żeby owego klapsa nigdy nie dostały, ale też nie pamiętam żadnego konkretnego przypadku.

Argumentacja którą się posługujesz jest na pewno potrzebna, żeby wielu innym rodzicom pomóc ich własną granicę ustalić. Na pewno część rodzin wybierze opcję zerową. Część przesunie ją może do kary pasem. Sądzę, że większość zachowa się tak jak ja i moja żona.

Serdeczności,


Panie Merlot

To ja muszę do innego miasta wyjechać żeby Pan coś napisał u mnie?

Dziękuję, że Pan przyszedł i się wypowiedział.

Z przykrością stwierdzam, że mogę wyglądać na fundamentalistę w sprawach dzieci.

No trudno, dam sobie radę z tym jakoś. W końcu wiem to nie od dzisiaj…

Tak naprawdę to jest mi przykro z innego powodu…

Powiem Panu w sekrecie… Żałuję, że żyję w takiej rzeczywistości która powoduje, że to ja wychodzę na oszołoma i ja się muszę tłumaczyć ze swojego tekstu i bronić przed zarzutami.

Ze mnie się ludzie śmieją, że komarów nie zabijam ani innych tam. Nawet pająków choć się ich boję. Jak mogłabym dopuścić uderzenie człowieka? No jak?

Cholera jasna, nieudolna buddystka w kraju katolików!

Pozdrawiam Pana z Wrocławia, gdzie uczyć się przyjechałam jak pomagać ludziom.
I rodzinie.


Pani Gretchen,

to zaś ale cwana jest jednak.

Jak Pani uciekła do Wrocławia, to Pani myśli, że może spór na tory religijne zwekslować?

A ja mam rodzinę we Wrocławiu. Wszyscy jak jeden rzymskokatoliczni jak ja. I daleko bardziej dzieciaci. A jakoś nic mi nie wiadomo, żeby mieli inne poglądy niż ja. Więcej nawet, mam wrażenie, że to oni (choć ściślej – odłam Świdnicki) kiedyś mi pewną sprawę tak wyłożyli, że mam poglądy podobne do Paninych.

A za gadanie głupot, to niech Panią komary ugryzą. W miękkie.

Pozdrawiam, snując nić jak pająk


Panie Yayco

Ależ absolutnie żadnych torów religijnych tu nie chcę!

Żal wylać chciałam wyłącznie oraz osobiste wyobcowanie podkreślić. Tylko tyle.

Osobiste wyobcowanie jest jednak zmniejszone nieco dzięki Panu, Panu Andrzejowi, Pani Arundati.roy, Grzesiowi, Panu Merlot i kilku innym osobom.

A komary mnie nie gryzą o czym już mówiłam.

Pozdrawiam Pana fucząc i prychając


Panno Gretchen,

podejrzewam, że Pani żal jest tożsamy z goryczą Pana Odysa. Tylko, że przeciwny wektor ten paniny posiada…

I to jest sedno skrzeczącej polskiej rzeczywistości. Nie tylko w kwestii klapsów.

Wystarczy sobie uzmysłowić, że każdy dla kogoś jest oszołomem i może wtedy łatwiej przyjdzie się dogadać.

Między nami oszołomami.

Optymistycze dusery zasyłam


Merlocie

:-)


pozwolę sobie przekleić własny komentarz

Użycie przemocy fizycznej wobec dziecka jest przejawem bezradności.
Nie ja to wymyśliłem.

Gdy mój półtoraroczny bamber uparcie sprzeciwia się zakazowi NIE!! to dostaje po łapkach albo klapaka. Jest to wynik mej bezradności wobec braku komunikacji z niemówiącym jeszcze synem.
Gdy mój trzyletni bamber robi podobnie dostaje karę, bo potrafię z nim się dogadać. Klaps jest używany bardzo rzadko gdy muszę iść na skróty. Potem mam wyrzuty sumienia, bo zaczyna się od klapsa, a potem dwa a potem wali się w malucha.
Dlatego tak ważne jest uświadamianie rodzicom, że są inne skuteczniejsze metody wychowawcze.
To, ze ktoś używa bicia jako metody wychowawczej na kilkuletnim a zwłaszcza kilkunastoletnim potomku oznacza, że został gdzieś zachwiany jego autorytet rodzicielski.

Ustawowo nie da się rozwiązać tego problemu, bo miłość i szacunek nie zapisuje sie ustawowo.

Jarecki ciekawy rzucił przykład, ale trochę chybiony, bo państwo ma prawo zadbać o bezpieczeństwo ogółu, stąd uprawnione są extremalne środki. Policja nie ma możliwości odizolowania pojedynczych osób aby zająć się wychowaniem i nie chodzi nawet o środki fizyczne, ale o autorytet formalny. Powinien mieć go ojciec bądź matka. Gdy go brakuje próbuje się budować go poprzez przemoc fizyczną. Ślepy to zaułek.

ps. W szkole przemoc fizyczną stosuję wobec młodszych. (z braku czasu i niewykształconych u nich jeszcze postaw współżycia w społeczności) Im starszy uczeń tym mniej tej przemocy. Z wiekiem jest ona przeciwskuteczna. Nie wyobrażam sobie przepychanek z nastolatkami. Wobec dwóch kogutów startujących do siebie na korytarzu najlepiej rozbroić atmosferę żartem choć w sytuacjach ekstremalnych zdarzyło się użyć siły fizycznej, ale głównym celem było zabezpieczenie innych uczniów.


Gretchen i inni

Proszę o wybaczenie, postaram się odpowiedzieć dzisiaj w porze podwieczorku.
Przez ostatnie dwie doby siedziałem w pracy nad bardzo pilnym zadaniem, i tak przestępstwem była dyskusja z p. Yayco. Na staranne czytanie a zwłaszcza odpowiadanie innym zdecydowanie nie miałem czasu.


Julll

odys

Ciekawe, że dotąd nigdy nie spotkałem kogoś, to napotkałby model “niefizyczny” w rodzinie z liczbą dzieci większą niż trzy.

julll

Bez przesady. Mam trójkę rodzeństwa (...) pamiętam jedno lanie w wykonaniu mamy i jedno, emocjonalne i zaraz przepraszane, przez tatę. I, z tego co wiem, moje rodzeństwo nie miało więcej “lań” na koncie. Chyba, że czegoś nie pamiętam.

Szapo ba!
Muszę swoje dotąd umieścić w czasie przeszłym.

Pozdrowienia, także dla rodziny.

PS. Grzesiu — mimo najszczerszych chęci, twoje świadectwo nie weryfikuje mojej wypowiedzi. W niej tkwi więcej niż trzy. Nie bez przyczyny, choć być może bez sensu.

PS2. Panie Yayco. Mam za złe sugestię, iż moja wypowiedź była (zawierała) psudouogólnieniem. Cóż to w ogóle znaczy? Ze była uogólnieniem pozornym?
Smiem twierdzić, że wypowiedź do której odniosła się Julll i Grześ nie była uogólnieniem w ogóle. Nawet pseudo.


Panie Odysie,

już mi się nie chce, naprawdę.

Jeżeli ktoś pisze takie zdanie, jak to które Pan zacytował jako pierwsze, to udając , że nie uogólnia, uogólnia, bo odwołuje się do najpopularniejszej kategorii uogolniającej – do doświadczenia potocznego. Dla mnie to jest właśnie pseudouogólnienie.

Ale może Pan to sobie nazywać dowolnie. Ja nie jestem przywiązany do słów.

Pozdrawiam wieczorową porą


Panie Marku

marekpl

Jak odróżnić co jeszcze nie jest biciem, co nim jest, a już zaczyna się katowaniem?

To nie jest najlepszy przykład, ale przyszedł mi do głowy, nim doczytałem Pańskie pytanie.

Tak jak z pornografią. Nie daje się sformułować jednoznacznie żadnych granic.
Ale każdy normalny człowiek na oko wskaże że jest
— nagość, która pornografią nie jest
— pornografia
— hard-porno, za kórego dystrybucję należy karać

I większość ludzi uznaje z bzdurę próby zakazu wszelkiej golizny, nawet, jeśli uważamy że jest jej zbyt wiele i zbyt nachalna.

W kwestii rozróżnienia jednak raczej intuicja niż definicja

Pozdrawiam


Sajonaro

Dzięki za interesujący komentarz.


Panie Yayco

Pan zajrzy do tego mojego wpisu, z którego pochodzi cytowane zdanie.
Nie odwoływałem się do doświadczenia potocznego, a do własnego. Z zastrzeżeniami. I nad tym osobistym doświadczeniem spekulowałem. Wśród równoległych interpretacji zawarłem i tą, że doświadczenie jest mylne, bo niereprezentatywne.Tyle.

Kilka razy w naszej debacie poczułem się nieswojo, jakby mi przylepiano zupełnie niechciane postawy czy poglądy. Pozwolę sobie bronić własnych słów.

Ja doskonale rozumiem, że Pan się znużył tą dyskusją. Ale dla mnie ten temat jest ważny, a Pan jako jedyny dyskusji się podjął. Proszę się nie dziwić, że nie odpuszczam.
Jeśli ma Pan dość, zawsze można nie odpowiadać.


Gretchen

Jak wyczytałaś z rozmowy z p. Yayco, nie tylko przeczytałem Twoją odpowiedź, ale i odpisałem Ci — tyle, że komentarz po wcisnięciu dodaj komentarz poleciał w kosmos, nie na TXT. Trudno.

Ten ktoś to ja?
Jeśli ja to niezupełnie odnajduję to co napisałam, w Twojej interpretacji moich słów.

Ujmę to tak. Nie tylko i nie całkiem Ty.

Twój tekst pojawił się w konkretnym kontekście sytuacyjnym. Przez Polskę przewala się dyskusja o karceniu dzieci, rząd zajmuje wyraźne stanowisko i chce wprowadzić kary. Liczne autorytety głoszą, że same paliły, ale się nie zaciągały... sory, nie ten temat… Że same dzieci karciły, ale żałują i są przeciw.
Wszyscy wokół głośno i szlechetnie potępiają dzieciobijców. Czyli i mnie. Twój tekst zawisł na czołówce naszej konfederackiej gazetki obok mojego. Tylko że pod moim dyskusja jakoś nie wyszła. Zabrakło komentarzy ludzi o przeciwnym do mojego poglądzie. Ci zaistnieli Tu. Nie dziw się, że dyskutuję u Ciebie, odnosząc się nie tylko do Twojego tekstu, ale także do wypowiedzi pod tekstem. Twoich i innych. I że cały kontekst ma wpływ na odbiór Twojego tekstu i komentarzy.

Moja skłonność do potępiania drugiego człowieka jest naprawdę zerowa. Pisząc swój tekst miałam nadzieję, że może Ci co są rodzicami i Ci co nimi będą pomyślą o tym przez chwilę.

No to powinnaś być szczęśliwa. Myślę o tym nawet dłużej niż przez chwilę. A jeszcze i kilka osób przy okazji.

A tak na marginesie…

Gretchen

Żałuję, że żyję w takiej rzeczywistości która powoduje, że to ja wychodzę na oszołoma i ja się muszę tłumaczyć ze swojego tekstu i bronić przed zarzutami.

Ja też żałuję, że sprawy dla mnie oczywiste — dla innych oczywistymi nie są.
Ale tego, że trzeba się tłumaczyć ze swojego tekstu i bronić przed zarzutami — nie żałuję.
Gdyby mi to nie pasowało, nie pisałbym w miejscach, gdzie pod tekstem jest możliwość dodaj komentarz.
A przecież, jeśli mam rację, przed zarzutami się wybronię, z poglądów się wytłumaczę.
Nawet jeśli odejdziemy niepogodzeni, to przynajmniej może ciut zrozumiani.
Warto rozmawiać.

W kwestii poczucia wyobcowania bardzo trafnie odpowiedział Merlot


Panie Odysie,

Pan ma skłonność do nadawania pojęciom opisowym cech ocennych.

Nazywając jeden z Pana zabiegów erystycznych, pseudouogólnieniem opisywałem jedynie pewien sposób argumentowania. W tym wypadku dość bezpieczny dla Pana, bo gdyby nie zgłosiła się Pani Julll, to Pańskie ja się nie spotkałem, nabrało by cech uogólnienia, bowiem nie zostało by obalone przez kontrprzykład.

Jeżeli Pan sądzi, że źle go interpretuję, to trudno. Nie znam Pana. Trochę znam Łotmana, ale słabo, więc łatwo mi o nadinterpretacje.

Nie zmienia to faktu, że gdybym napisał: chwyt erystyczny Pana Odysa, polegający na odwołaniu się do doświadczenia osobistego, subiektywnie prawdziwego, któremu trzeba przeciwstawić kontrprzykłady, to by było to samo.

Panie Odysie, nie dlatego jestem zmęczony rozmową, że nie chcę już czytać Pana argumentów. Po prostu nie bardzo widzę sens. Ani Pan mnie nie przekona, ani ja Pana.

Na szczęście zgadzamy się (w innych kwestiach) i tak częściej, niż by statystycznie (w obrębie TXT ) wypadało.

Pozdrawiam


Ale

Przynajmniej czegoś się nauczę z dziedziny erystyki.
Bowiem tu jestem stuprocentowym amatorem-samoukiem.

Czy ja wspominałem już, że lubię z Panem rozmawiać?

Pzdrawiam na dziś ostatecznie.
Dobranoc


Panie Odysie,

dziękuję i wzajemnie.

Dobranoc


Odysie

Odpowiem dopiero zapewne w poniedziałek ponieważ teraz jestem poza Warszawą i nie mam jak (w sensie zebrania myśli, nie w sensie technicznym – jak widać).

Dobrej niedzieli


Odysie

Formalnie rzecz biorąc jest już wtorek, ale naprawdę nie miałam kiedy rzetelnie odpisać.

Otóż powiem Ci najszczerzej jak potrafię, że nie istnieje dla mnie argument wystarczająco przekonujący bym mogła uznać uderzenie dziecka za uzasadnione. Tak mam.

Mówisz o kontekście, o dzieciobijcach, o swoim osobistym urażeniu.

Mój tekst nie zawisłby obok Twojego gdyby nie jedna rzecz maleńka.

Bo wiesz nie wiem dlaczego tak mam, czasem wolałabym inaczej, ale pamiętam różne rzeczy. Jedna moja bardzo bliska znajoma powiedziała, że przeraża ją ile ja pamiętam, i że strach przy mnie cokolwiek powiedzieć.

Pamiętam jak siedziałam na swoim tapczanie w dziecinnym pokoju, zalana łzami. Pamiętam wciąż jakie to uczucie dla dziecka. Chciałam to zapamiętać wiedząc, że to nie jest w porządku.

Potem kiedy byłam wystarczająco starsza i siedziałam w tym samym miejscu pomyślałam: dlaczego tak jest? dlaczego nikt o tym nie mówi? dlaczego nikt się nie sprzeciwia? Dlaczego do jasnej cholery dorośli czują się aż tak bezkarnie dobrze?

Mała byłam Odysie i wiedziałam, że to jest siła niesprawiedliwa.

Dlatego zawsze stanę po stronie dziecka.

Patrzę na Twój avatar i te roześmiane małe twarze. Poszukaj innych sposbów.

To nie jest tylko klaps, to jest siła przed prawem. Prawem do nietykalności, prawem do nieprzekraczania granic. Prawem do tego by w przyszłości Twoje dzieci szukały innych sposobów.

Bo ja tak rozumiem odpowiedzialność za te istnienia – to ja mam wzbijać się na wyżyny kreatywności, bo to ja jestem rodzicem.

Sama jestem przykładem na to, że mały człowiek pamięta kiedy staje się duży. Wciąż też pamiętam jak wtedy bardzo chciałam by to wszystko miało mniejsze znacznie dla mnie.

Tymczasem miało i ma ogromne.

Odpuściłam wiele walk w moim życiu ponieważ znalazłam dla tego odpuszczenia ważne uzasadnienie.

Jedno wciąż wiem, zapamiętanie tej małej upokorzonej duszy jest doświadczeniem koniecznym do tego bym kiedykolwiek mogła uznać, że dojrzewam i dorastam do bycia matką.

~~“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”~~


Szanowna Gretchen

Nie wiem dlaczego, ale mnie Pani argumentacja tak jakoś mnie nie przekonuje, troszkę to trąci zbyt naukowo, nazbyt teoretycznie.
Gdyby świat był tak ułożony tak jak pani go widzi z pozycji katedry, to nie było wojen, a ludziom urosłyby skrzydła. Pani i wielu innych nie mieliby zajęcia. Byłoby tak niebiańsko. Może nawet za nudno i aniołowe musieliby coś wykombinować.

Nadwrażliwość nie jest cechą pożądaną, prowadzić może do rozpaczy, załamania psychicznego. A to, że na kilku innych zasłyszanych przypadkach można stworzyć nową teorię spisać ją wydać kolejną książkę, to jeszcze nie wszystko…
Życie jest brutalne. Wie Pani o tym prawda?
Sorry za prostote języka, wydaje mi się, że nią trafiam najcelniej
Pozdrawiam


Panie Marku

Pana zdaniem ja widzę świat z pozycji katedry? I siedząc za nią sobie teoretyzuję?

Ciekawe jest dla mnie na czym Pan opiera to przekonanie.

To co napisałam do Odysa wydaje mi się aż nazbyt osobiste i nieteoretyczne…

A co do nadwrażliwości to nawet jeśli nie jest pożądana to są ludzie, którzy ją mają. Tego się nie wybiera.

Może trudno z tym żyć, ale nadwrażliwość jest też ogromną pozytywną siłą.

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Pani Gretchen

z Pani wpisów. Tylko jest jedno ale, nie twierdzę, że takie widzenie jest złe.
Punkt widzenia
Teoria w zderzeniu z praktyka daje (często) niespodziwane rezultaty.
Co do tego zdania
“A co do nadwrażliwości to nawet jeśli nie jest pożądana to są ludzie, którzy ją mają. Tego się nie wybiera”
Wielu cech się nie wybiera, niech Pani zerknie na wpisy kochających inaczej
Ich Pani już przekonała!
Mnie nie.
Pozdrawiam :))


Panie Marku

A do czego ja miałabym Pana przekonać, bo tego chyba nie rozumiem?

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Pani Gretchen

czego Pani (chyba) nie rozumie? :))
Kłaniam się i znikam

PS
Dla każdego istnieje inna miara (nie chodzi o wzorzec miar).


Gretchen

Ja też pamiętam.

To uczucie.

I inne.

To bardzo łatwo jest pokazać siebie jako wrażliwca, by oponent wyszedł na gruboskórnego typa pogrążonego w znieczulicy.

Moje najbardziej bolesne wspomnienia z dzieciństwa bynajmniej nie wiążą się z tym co opisałaś — z siedzeniem na tapczanie z obolałym zadkiem, z goryczą i pretensją. Wcale nie z tym.

Gdy staram się dziś, łącząc moje wspomnienia z wiedzą zdobytą później, ogląd nieświadomego dziecka z punktem widzenia nieco bardziej świadomego dorosłego, dokonać ocen i wyciągać wnioski z błędów moich rodziców — to wiem, że nie karcenie fizyczne jest korzeniem zła. Nie przyzwolenie na klapsa jest winne przemocy w rodzinie.
A dziecko najgłębiej rani nie rozsądna kara. Ale ślepe wyładowanie na nim własnych złych emocji przez rodzica.

Dziecko potrzebuje się uczyć. Oczekuje sygnałów zwrotnych, pozwalających ocenić źle – dobrze. Najbardziej oczekuje ich właśnie od rodziców. Bardzo być może, że klaps jest nie zawsze (może w niektórych przypadkach w ogóle nie) konieczny jako taki sygnał.

Ale realną krzywdą dziecka jest, jeśli “karane” jest bez związku ze swymi czynami — zależnie od nastroju czy innych uwarunkowań rodzica.
Jeśli wzrasta w niepewności, czy rodzic w ogóle je kocha.
Lub wręcz umacnia się w przekonaniu, że nienawidzi.
I taką krzywdę można wyrządzić, zapewniam, bez podniesienia ręki. A nawet głosu.

Na to nie ma paragrafów.


Odysie

“To bardzo łatwo jest pokazać siebie jako wrażliwca, by oponent wyszedł na gruboskórnego typa pogrążonego w znieczulicy.”

Wiesz ja myślę, że o ile pokazać siebie jako wrażliwca jest istotnie dość łatwo o tyle być wrażliwcem bywa trudno nawet bardzo…

A co do oponenta to przecież ja nie próbuję nic w Twojej sprawie wykazać.

Z pozostałymi Twoimi przemyśleniami się zgadzam i mogłabym się pod nimi podpisać choć w sprawie klapsów moja opinia się nie zmienia. Raczej się nie zmieni.

Paragrafy są i na to o czym mówisz, ale bardzo trudno jest walczyć występując przeciwko krzywdzicielom, którymi są rodzice. Poza tym ja wcale nie uważam, żeby trzeba było załatwiać takie sprawy przy pomocy wymiaru sprawiedliwości. Można tak i można inaczej.

Ja się nie sprzeciwiam wyłącznie klapsom. Sprzeciwiam się wszelkim formom krzywdzenia dzieci.

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Gretchen

Czyli mamy protokół rozbieżności — oraz przestrzeń, gdzie się zgadzamy.

Dobrze, że mogliśmy się zrozumieć.

Dzięki i pozdrawiam.


Odysie

To właśnie jest w rozmawianiu najbardziej niesamowite.

Dziękuję także oraz również pozdrawiam :))

PS. Ładnie zaprzeczyliśmy temu zdaniu poniżej.

“ludzie dzielą się na dwie kategorie: ty i inni. Nigdy się nie spotkacie.”


Subskrybuj zawartość