Jednostka kultu

Rafał Ziemkiewicz opisywał kiedyś sytuację z okresu studiów, kiedy został zagoniony na jakąś akademię ku czci czerwonych świętych, gdzie obok portretów wierchuszki wisiał cytat z Norwida „Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek”. Widząc to, obecny obok wykładowca zwrócił się do RAZa z sugestią powołania towarzystwa ochrony Norwida – i ta koncepcja pasuje jak ulał do tego, co dzieje się obecnie wokół dziedzictwa Jana Pawła II.

Na pierwszy rzut oka, wszystko jest OK: „lip service” składają duchowni i świeccy, politycy z prawa i z lewa, zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy integracji z Unią. Wspomnienia, książki, albumy zdjęć, Kolberger na zmianę z Adamczykiem grają i czytają... Pełna sielanka i kwiaty w każdym wazonie, nie? Taaak… Patrzenie z dystansu ma sporo zalet.

Problem w tym, że człowiek jest istotą ciekawską i czasem lubi się przypatrzeć z bliska temu, co podobało mu się z oddali. I co widać jak się człowiek wpatrzy trochę uważniej w ten obrazek sielski-anielski?

Idąc od góry, to na przykład kult jednostki w wykonaniu następcy: „Jak w przypadku Jezusa, także dla Jana Pawła II na koniec słowa ustąpiły miejsca najwyższej ofierze, darowi z samego siebie. A śmierć stała się pieczęcią życia w całości ofiarowanego Chrystusowi, upodobnionego do Niego także fizycznie w rysach cierpienia i ufnym oddaniem się w ręce Ojca niebieskiego”... Przepraszam za cynizm, ale od takiej porcji patosu w jednym zdaniu po prostu mnie mdli – a już zrównywanie cierpienia Jana Pawła II (które było niemałe, w co wcale nie wątpię) z agonią Chrystusa na krzyżu uważam za, hmm, powiedzmy może delikatnie: nie do końca przemyślane. Czy gdyby Jan Paweł II umarł, nie męcząc się, na przykład na zawał – to jego przesłanie straciłoby na wartości?

Chociaż w sumie, co ja się czepiam – takie teraz czasy, że PR jest najważniejszy, a po JPII to nowych asów w talii KK za bardzo nie widać.

Patrzmy dalej, jakież to widoki oczom naszym się ukażą w tym kraju kultem przepełnionym… Na przykład przewodniczącego chadeckiej ponoć partii Kaczyńskiego Jarosława, który w swoim przemówieniu kapitulującym w temacie Traktatu podpiera się, jakże by inaczej, cytatem z Jana Pawła II. Zupełnie jakby przywołanie tej konkretnej osoby czyniło człowieka odpornym na wszelkie zarzuty: o krętactwo, tchórzostwo i ogólnie cały żałosny spektakl, który PiS uskutecznił przez ostatnich parę miesięcy.

Choć rzadko mi się to zdarza, muszę powiedzieć dobre słowo o premierze: Donald-„polskość to nienormalność”-Tusk przynajmniej głosił od początku, że nie ma innego wyjścia niż szybka ratyfikacja. Ani chybi wie co mówi, bo jak ludzie kulturalni i eleganccy (spod znaku GW / TVN / TP) zwiną chroniący obecny rząd parasol medialnej życzliwości, to DT podzieli los Kaczora szybciej niż mu się wydaje. Nie żeby mnie kłopoty Donka ruszały, ale trzeba docenić otwartość premiera: nie zasłania się kim innym i jest w swoim wazeliniarstwie pod adresem „Europy” konsekwentny i szczery.

Co jeszcze widać? Na przykład „Kapciowego” Dziwisza, którego główną zasługą dla Kościoła jest bycie przez wiele lat przybocznym Jana Pawła II. Wychodzi z założenia, że skoro Polacy kochali masowo JPII, to część tego afektu przeleje się na niego i ujdzie mu na sucho kneblowanie ks. Zaleskiego i redakcji „Tezeusza”. Przecież człowiek, który był przez tyle czasu obok Naszego Nieustająco Najukochańszego Ojca Świętego ma rację praktycznie z definicji, prawda?

Niestety, prawda. Przynajmniej w oczach większości – bo stopień sympatii Polaków do biskupów jest wprost proporcjonalny do bliskości z Janem Pawłem II w wykonaniu rzeczonych purpuratów.

Zresztą spora część Episkopatu wspiera entuzjastycznie ścisłą integrację z UE – powołując się przy tym na JPII, rzecz jasna. Umyka im nieco fakt, że – o ile mnie pamięć nie myli – papież dość wyrażnie mówił o re-chrystianizacyjnej misji Polski na zlaicyzowanym kontynencie. Ale o tym jakoś niezbyt słychać: biskupi Pieronek czy Życiński plotą tylko w kółko językiem agitatorów z „GW” i dają upust swojemu parciu na szkło.

To jest zresztą bardzo typowe: wycinamy z kontekstu jakąś wypowiedź JPII i tłuczemy nią adwersarza po głowie – w racjonalnym skądinąd oczekiwaniu, że przecież nikt normalny (posłanka Senyszyn odpada z definicji) nie będzie polemizował ze słowami TAKIEGO autorytetu. Uprawia to regularnie „Gazeta Wyborcza”: z jednej strony promuje Bartosia, Milcarka i Obirka, z drugiej – skwapliwie podpiera się słowami JPII w kontekście akcesji do UE. Dochodzą jeszcze akcje poboczne w rodzaju koszulek „Miałam aborcję” i „nie płakałe(a)m po papieżu”- i ludzie łykają tę sprzeczność bez większego problemu…

To samo „Nasz Dziennik”: przypomina słowa o „cywilizacji śmierci” w kontekście krytykowania obyczajowego liberalizmu i podpiera się papieżem przy swoim potępianiu w czambuł UE jako idei (co nie przeszkadza RM ubiegać się o unijne dofinansowania na to i owo). Z drugiej strony, obecni na łamach byli tępiciele syjonistów nikomu nie przeszkadzają – pomimo regularnie wyrażanego przez JPII żalu / skruchy / współczucia / blablabla pod adresem „braci” starszych. I co? I nic.

No dobrze, Banachewicz, ponawalałeś na elity – powie ktoś – ale może chociaż ludzie mają zdrowsze podejście? No, może i mają – ale ja takowych spotykam raczej rzadko, ze wskazaniem na wcale. Osobiście stykam się z jednym z dwóch typów postawy. Z jednej strony, cepelia: w domu albumy z JPII, film(y) z Adamczykiem na półce, bywa że zdjęcie na ścianie… Ale może jakaś przeczytana encyklika? Wysłuchane i zapamiętane homilie? Nie bardzo…

Jest jeszcze wariant drugi, przypominający mi historię zrelacjonowaną mi kiedyś przez Tatę po jego pobycie w Stanach. Otóż koledzy z pracy nie byli, powiedzmy, modelowymi chrześcijanami – co absolutnie nie przeszkadzało im szaleć z okrzykami „J-P-Two! We-love-you” podczas pielgrzymki JPII do USA. Traktowali go jak gwiazdę rocka gdy się pojawiał – a potem wracali do swojego „business as usual”. I u nas jest podobnie: „zostań z nami”, kremówki i masowy wścieklizna mózgu na punckie szybkiej beatyfikacji…

To ostatnie denerwuje mnie wyjątkowo: przecież ustanowienie kogoś świętym to nie zawody sportowe, żeby czas miał znaczenie! Jeśli poczekamy jeszcze chwilę, nie poganiając trybunału – to JPII od tego ubędzie? Umniejszy go to jako człowieka? A może by tak przeznaczyć ten czas na lekturę choć jednej encykliki? Jeśli Oprah Winfrey mogła przekonać parę milionów Amerykanów do przeczytania „Anny Kareniny”, to wszystko jest możliwe… Trzeba tylko mieć dobrą wolę, a czy komuś na wierchuszce się chce?

Nie, bo wygodniej jest międlić w kółko te same frazesy zamiast pomyśleć, w jaki sposób polski Kościół ma stawić czoła wyzwaniom współczesności bez Jana Pawła II. To był wielki człowiek zdaniem wielu, ale nie można pozwolić by ta wielkość przysłoniła zasadniczą idee uzasadniającą istnienie Kościoła: niesienie światu Dobrej Nowiny. Jeśli to podejście zniknie z pola widzenia, to będzie znaczyło, że Jan Paweł II poniósł klęskę i nie pomoże nawet dziesięć beatyfikacji , ustanowienie każdej niedzieli świętem ku jego czci i przemianowanie wszystkich ulic w Polsce.

Zresztą, tak jest łatwiej: wrzucimy JPII na ołtarze, okadzimy parę razy do roku – i święty spokój, można wrócić spokojnie do codzienności. Gdzie te wzorce w kościele, tylko zostaje modlić się do wódki i papieża – jak śpiewa na swojej najnowszej płycie O.S.T.R.

Ciekawe czasy przyszły, skoro najcelniejszy komentarz do polskiej rzeczywistości religijnej wygłasza elokwentnie pyskaty raper z Bałut.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

banan144

problemem jest brak wizji ewangelizacji w Polsce, także z czym mamy iść do

Europy, skoro sami jesteśmy na starcie re-ewangelizacji?

doby i prawdziwy post

Prezes , Traktor, Redaktor


Bananie

mamy tu do czynienia z przypadkiem kultu, ktoremu obiekt kultu byl zgola przeciwny. ale nikt Go nie sluchal… smutne to…


@Griszeq

Też i z wyjątkiem drobnej uszczypliwości nt dialogu polsko-żydowskiego nie krytykuję samego JPII ani przez moment – tylko podczepiających się epigonów.

A że smutne – zgoda.


"Ale może jakaś przeczytana encyklika?"

A co stoi na przeszkodzie, żeby zamiast pomstować na bezrefleksyjną ludyczność, wziąć się za “popularyzowanie” encyklik? Ludyczność i walenie po głowie cytatami zawsze były i będą. Ale to jakoś nie przeszkadzało JPII w pisaniu tych encyklik i głoszeniu “trudnych kazań”. To dlaczego nam ma to przeszkadzać w niesieniu tego dziedzictwa dalej?


Szanowny Panie Autorze

Mam niejasne wrażenie, że osoba JPII jest już od pewnego czasu gdzieś z tylu wydarzeń. Bo tak naprawde to nie Karol Wojtyla zostal papieżem, ale my, znaczy się Polacy. Niejako nam sie to historycznie należalo. Podobnie jak to “my” – Polacy en masse -wygrywaliśmy w hokeja z ZSRR w Katowicach.

Tak traktowany JPII nie odnosil i nie odniesie powszechnego sukcesu jako kaznodzieja (iluż tak naprawdę czytalo jego slowa i je rozumialo, a potem jeszcze zechcialo wicelać w życie). Liczyla się Stolica Apostolska, tron papieski, pozycja jednego z najważniejszych przywódców na świecie. A teraz liczy się biznes pod tytulem “świętość”. Bez jakiegokolwiek zastanowienia, co wlaściwie to slowo czy pojęcie oznacza poza bezmyślnym klepaniem zdrowasiek i litanii na chwale i ku czci.

Czyżbyśmy sadzili, że ewentualna świętość Jana Pawla sprawi, że i Polacy stana się nimi także? Bardzo prawdopodobne. I smutne zarazem, jeśli ktoś tak sądzi.


Słuchaj

mam to samo.
Choć Papież był bardziej dla mnie przewodnikiem w sensie przywódcy i przewodnika, niż superkapłana.

Niestety wiedziałem, że za nim nikt nie idzie.
W sensie następców.
Została goła mizeria.
To tak jak odwalisz kamień a tam czarna ziemia i uciekające robaki.

Boli.
Igła


@Igła

No boli, boli – ale co zrobić, siedzieć cicho? Może ktoś to przeczyta i zrozumie, że nie jest sam w swoim w#@$wie na temat kremówek, kapciowego i wycierających sobie JP2 gębę pajaców.

A czy nikt nie idzie… Na wierchuszce nikt nie idzie, ale to nie znaczy, że nic po nim w ludziach nie zostało. Tylko ci, co sie przejęli i posłuchali, nie prą do TVN albo RM – i stąd Twój czy mój czasem pesymizm.


Dobry tekst, pewnie momentami przerysowany,

ale w sumie większość też zauważam z tego.
Dla mnie jeszcze jedno jest zabawne, zawłaszczanie Jana pawła II, to znaczy jego słowa np. posłowie PiS mogą powtarzać i nikogo to nie oburza, nawet jak manipuluja czy zaraz gadają głupoty lub się zapluwają z nienawiści.
Ale jak Senyszyn, pewnie i nawet prowokacyjnie rzuciła tekst z papieża, to od razu w całym kraju oburzenie, że to świętokradztwo, że coś tam itd.
I najgłośniej krzyczeli ci, co sami se wycierają twarz jego słowami i traktują go tak samo przedmiotowio jak senyszyn albo i bardziej, bo ta raz se zrobiła happening a ci ciagle podpierają się jego słowami, tyle, że dla popularności/efektu itd, nie z jakiejś głębszej potrzeby.


@grześ

Co do PiS: mnie oburza – stąd ten tekst …


Subskrybuj zawartość