Państwo i rynek

Coraz bardziej dająca o sobie znać globalna ekonomia światowa dla szarego obywatela naszego państwa, poprzez swoje skomplikowane i ilościowo nieogarnięte powiązania staje się niezrozumiała, a jednocześnie wszechogarniająca. Wydaje się wręcz, że panuje w niej całkowity chaos, który jednak przy pomocy tzw. „niewidzialnej ręki rynku” regulowany jest i przynosi zyski ludziom aktywnym, odważnym i przedsiębiorczym. Dużo tu jednak mitów, półprawd i półkłamstw, typowej propagandy, dezinformacji i skrzętnie skrywanych tajemnic o zasadach ekonomicznych, gospodarczych oraz finansowych naszej gospodarki. Jest to chleb powszedni, jaki codziennie podają nam media, politycy, dobrze opłacani eksperci, którzy bez przerwy usiłują przekonać nas do korzystnych dla siebie rozwiązań gospodarczych. Tyle tylko, że w wyniku wdrażania ich w życie sytuacja, jakby się nie poprawiała, a można odnieść wrażenie, że jest wręcz przeciwnie. Chcąc choć trochę dostrzec sens i ład w krajowej gospodarce Duszpasterstwo Ludzi Pracy’90 w Legnicy zaprosiło pod koniec kwietnia br. profesora Uniwersytetu Warszawskiego – Jerzego Żyżyńskiego do wygłoszenia prelekcji pt. „Gospodarka a polityka”.

Siwy włos
Rozpoczynając prelekcję profesor postawił kilka kwestii i pytań, na które usiłują odpowiedzieć ekonomiści i politycy. Na ile państwo może ingerować w gospodarkę, a na ile ma ją kształtować rynek? Czy rynek ma być całkiem wolny i niczym nieograniczony? Jak zauważają ekonomiści większość społeczeństw, narodów, ludów i obywateli nie zna się na ekonomii. Jej zrozumienie zdaniem profesora wiąże się z proporcją posiadanych siwych włosów na głowie. Jest to całkiem inna dziedzina wiedzy, niż np. nauki ścisłe, gdzie uczeni w młodym wieku, jak np. Albert Einstein mając dwadzieścia kilka lat ogłosił artykuły naukowe z zakresu fizyki, za które otrzymał później Nagrodę Nobla. W naukach ekonomicznych największe niebezpieczeństwo ukrywa się w prostych logicznych konstrukcjach. Na pytanie ile państwa w gospodarce, odpowiedzi są różne. Np. ks. Feliks Szram w książce „Liberalizm jest grzechem” napisanej jeszcze w 1886 roku, a opublikowanej w USA w 1993 r. i w Polsce w 1995 roku, pisze, że liberalizm, to doktryna, która ma zastąpić wiarę, również te wiarę w Objawienie. Doktryna ta uważa, że człowiek jest najmądrzejszy i sam potrafi wszystko zinterpretować. Twierdzi, że indywidualizm jest najważniejszy. Natomiast autor tej książki zauważa, że również w ekonomii są zasady wyższe, których dostarcza religia katolicka. Czy istnieją zatem normy wyższe? Czy istnieją wyższe zasady, cele i kryteria? Czy mechanizm rynkowy wymyślony przez człowieka może być idealny?

Niedoskonałość
Rynek ze swojej natury obarczony jest wieloma niedoskonałościami. Należą do nich te dziedziny, gdzie zakłócona jest zasada konkurencyjności. Rynek daje prawo wyboru. Tymczasem, tak się składa, że w wielu wypadkach nie mamy możliwości wyboru. Np. służba zdrowia. Wzywamy karetkę pogotowia ratunkowego. Nie mamy wyboru, albo przyjedzie tylko ta, która jest albo nie przyjedzie żadna. Idę do dentysty w awaryjnej sprawie bólu zęba podczas wakacji. Jest akurat tylko jeden stomatolog czynny w tej miejscowości, reszta na wakacjach. Jaki mam wybór? Muszę iść do tego jednego, a może nawet i jego zabraknąć. Są to sytuacje bez wyboru, a więc rynek jest niesprawny. Brak w nim konkurencji. Istnieje bariera uniemożliwiająca wejście i wyjście z rynku. Wejście na rynek na ogół blokują korporacje zawodowe. Typowym przykładem jest prawo, gdzie minister Ziobro usiłował bezskutecznie odblokować dostęp młodym prawnikom do zawodu adwokata, prokuratora i sędziego. Podobnie wyjście z rynku utrudniają ogromne koszta reklamy, które jeśli raz się poniosło, stanowią stratę przy wyjściu z rynku.

Niekompletność rynku
Rynek powinien być kompletny. Tak jednak nie jest. Przykładem jest domena dobra społecznego, ogólnego i niepaństwowego. Pro publico bono – czyli dla dobra powszechnego. Kiedyś przed wojną szkoła była publiczna, czyli powszechna. Dobro publiczne to własność powszechna. Do tego rodzaju powszechnego dobra należy obrona narodowa i bezpieczeństwo powszechne. Czy można je sprywatyzować? Można tylko, że wtedy na straży bezpieczeństwa staje mafia. Z drugiej strony można powiedzieć, po co nam tego rodzaju służby, kiedy nie ma bandytów. Otóż, tu decyduje, tak jak wszędzie biznes. To jest tak, jak ze szklarzem. Wszyscy mieli w oknach szyby. Szklarz był bezrobotny. Więc najął młodego człowieka, który chodził i rzucał kamieniami w okna. On za nim chodził i te okna wstawiał. Podobnie sprawa wygląda ze sprywatyzowaniem kolejnego dobra społecznego, jakim jest szkolnictwo i poddanie go prawom rynku. W takim przypadku bogaty liberał nie będzie chciał łożyć pieniędzy na kształcenie biednych dzieci. Skutek tego jest taki, że sam sobie szkodzi, bo powstają gangi, które zatrudniają młodych ludzi nie mających szans na zatrudnienie w gospodarce. Ci młodzi gangsterzy przy najbliższej okazji napadną na bogatego liberała. Szkoła nie jest więc tylko sprawą indywidualną i nie powinna być poddawana prawom rynku. Podobnie jak wspomniana już medycyna, której sprywatyzowanie przynosi takie same efekty. Lekarz, któremu płacą, tak jak murarzowi, od ilości przyjętych pacjentów i wykonanych zabiegów, nie będzie się starał o wyleczenie pacjenta, tylko o to aby go jak najczęściej odwiedzał. To powinna być służba, która jest dobrze opłacana niezależnie od tego ilu jest chorych, i czy w ogóle tacy są. Powinna być opłacana za samą gotowość do świadczenia tak koniecznych i niezbędnych usług dla ratowania ludzkiego życia. Z medycyną jest trochę inaczej niż z kupnem samochodu, który mogę sobie dowolnie wybrać. Lekarza na ogół nie wybieram, idę tam akurat, gdzie on jest, bo nie jestem w stanie np. po wypadku, ataku, udarze itp. wydarzeniu utraty zdrowia cokolwiek wybrać. Potrzebna jest pomoc natychmiastowa.

Związki zawodowe
W Polsce, gdzie związki zawodowe dokonały przekształceń ustrojowych kosztem zdrowia i życia swoich członków, przynależność do nich jest jedną z najniższych w Europie. Liberałowie uważają, że przeszkadzają one im w pracy, w podejmowaniu niezależnych i suwerennych decyzji rynkowych. Teoretyk liberalizmu Adam Smith, uważał, ze robotnikowi trzeba tyle zapłacić, by mógł utrzymać rodzinę i wykształcić dzieci na nowych robotników. Kto w Polsce może to osiągnąć za 1000 złotych miesięcznie? Według Biura Statystycznego Unii Eurpejskiej – Eurostat, Polska we wszystkich pozytywnych statystykach zajmuje miejsce ostatnie, np. skala dochodu, wykształcenia, a negatywnych pierwsze, jak np. skala bezrobocia, przestępstw itp. Są to skutki gospodarki Balcerowicza. Jednym z tego rodzaju pociągnięć jest przedłużenie wieku emerytalnego, co uzasadnia się utrzymaniem miejsc pracy, a więc ma mieć skutki pozytywne. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Przecież na zwolnione miejsca pracy mogliby przyjść młodzi ludzie, a tak są dłużej bezrobotni. Nikt temu się nie przeciwstawia.

Prywatyzacja
Powszechnie uważa się, że wszystko, to co prywatne jest lepsze niż państwowe, a więc prywatyzacja ma swoje uzasadnienie. Tymczasem nie zawsze to się sprawdza. Wybiegiem prawniczym było utworzenie instytucji jednoosobowych spółek skarbu państwa, po to aby można było ich majątek zamienić na akcje. Ich sprzedaż miała być przeznaczona na konsumpcję i oszczędności, z których finansowano by inwestycje. Tak się jednak nie stało. Wszystko przejmował budżet całość dochodów przeznaczając na bieżącą konsumpcję. Wydawało się, że kapitał zagraniczny będzie środki te przeznaczał na rozwój firmy. Jednakże okazało się, że jest to na ogół kapitał wrogi, którego celem jest zniszczenie konkurencji i po to wykupuje branżowe przedsiębiorstwa, aby je zlikwidować i zapewnić zbyt swoim towarom produkowanym zagranicą. Ten sam cel przyświeca też zamierzonej sprzedaży największej firmy miejscowej jaką jest KGHM Polska Miedź. S.A. Każdego roku kolosalne dochody tej firmy mają być odprowadzane zagranicę, w zamian za jednorazową wpłatę do skarbu państwa. Czy państwo powinno się biernie przyglądać tym procedurom, czy aktywnie bronić pozycji swoich obywateli?

Podatek liniowy
Wydaje się, ze jest on najbardziej sprawiedliwy. Wszyscy po równo. Tak to wygląda od strony sprawiedliwości, ale od strony gospodarczej to 95 % podatników mieści się w stawce 19%, pozostali płacą odpowiednio: 5% płaci stawkę 30%, tylko 1% stawkę 40%. Z tym, że te dwie ostatnie stawki pokrywają wpływy podatkowe w wysokości ok. 20%. Podatek liniowy spowoduje, że te 20% wpływów zniknie i ktoś będzie musiał je pokryć. Otóż podniesie się inne podatki, które wpłacą najbiedniejsi, wszak kasa musi się bilansować. I nie chodzi tu o sprawiedliwość, lecz o gospodarkę. Najbiedniejsi swoje dochody lokują w mieszkania, zakupy inwestycyjne i żywnościowe napędzające zbyt i rozwój gospodarki, co przekłada się na nowe miejsca pracy. Najbogatsi dochody lokują na spekulacyjnych rynkach finansowych, które nie mają żadnego przełożenia na gospodarkę, a dają dochody wielkim bankom, korporacjom i finansowym pośrednikom. W ich interesie jest właśnie wprowadzenie „sprawiedliwego” podatku liniowego.
Niewyczerpany temat
Profesor Jerzy Życzyński przedstawił, omówił i poruszył ogromne bogactwo gospodarczych tematów, problemów, pozorów i zwykłych oszustw gospodarczych, które często przedstawia się jako sukcesy. Nie sposób ich nawet zasygnalizować w krótkiej notatce. Podobnie żywa i kompetentna dyskusja warta jest odrębnego zapisu. Waga poruszanych spraw, a także ich znaczenie dla naszej codziennej kondycji wymaga, aby wykład ten został w całości opublikowany w jak najbliższym czasie.
Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Podróżny

Pan przeczysz faktom.
Tak, jak i różne profesory.

Prawdę pokazuje reklama która dźwignią handlu jest.
Jak mawiali Fenicjanie.

Wedle niej reklamy społeczeństwo składa się z entuzjastycznych, lekko przygłupich, dobrze zarabiających trzydziestolatków, niemowląt gustujących w pampersach oraz kilku starszych, dziwnie młodo wyglądających ludzi zażywających Geriawit Farmakon lub Burlecitin albo jak to się tam pisze.

I żadne wykłady wyciągniętych z kapelusza profesorów tego nie zmienią.


Strzał w dziesiatkę

Nie przeczę faktom. Ja tylko piszę co mówia inni. To co mówi warszawski profesror to też fakt. Zgadzam się, że na bilbordach w prasie i w TV “Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej”. To jest tak jak mawiał satyryk PRL: “Jak wiecie stopa najszybciej podnosi się w gazecie”. Skąd u Igły tyle wyostrzonego zmysłu obserwacji? Skąd ta doskonała znajomość socjotechniki politycznej? Gratuluje wpisu. Podzielam opinię. Byc może, ze żadne profesory nic tu nie zmienią, ale wiedzieć warto.


Najlepiej każdemu przydzielić urzędnika

Niech za niego decyduje. Do tego poprowadzą propozycje “siwych włosów”.

dawniej KriSzu


Można sobie teoretyzować

Ale fakty są takie: szkolnictwo jest państwowe, służba zdrowia jest państwowa, państwo wciąż jest ogromnym właścicielem. I co, dobrze jest?
Wiem, jestem korwinistą

dawniej KriSzu


Państwo właścicielem

Tu nie chodzi chyba o to, że tylko panstwo ma byc właścicielem. Wydaje mi się, ze w wypowiedzi profesora chodzi o to, jakim jest właścicielem, a no takim, który ma to wszystko głęboko gdzieś, mówiąc językiem dyplomatycznym. W tym przypadku państwo jest destruktorem własnych obywateli, zasłaniając się prawami rynku, koniecznością prywatyzacji itp. Oczywiście, że wszystko można sprzedac i tez jakoś życ. Proszę zwrócić uwagę na problem prywatyzacji. Np. Czy warto mieć własne mieszkanie (jako odpowiednik państwa), czy je sprzedac i wynajmowac to samo mieszkanie u nowego właściciela na warunkach przez niego podyktowanych. Zmierzamy do tego drugiego rozwiazania. Wydaje się ono łatwiejsze, bo płącę i o nic nie muszę się martwić. Tymczasem nowy własciel się bagaci, a ja biednieję. Moim zdaniem w wywodzie tym nie chodzi tylko o własność państwową, która sparwuje się obecnie na ogół ponizej wszelkiej krytyki, lecz chodzi własnie o jej jakość, która powinna dbac o obywateli, a nie traktować ich jak zbedne śmiecie, które trzeba jak najszybciej wyrzucić na śmietnik lub oddać komuś w zarząd pozbywając się kłopotów własnościowych. Krótko mówiąc chodzi o to, ze państwo nie może traktować swoich obywateli, jako ich kolejny właściciel, którego zadaniem jest wycisnąc z nich jak najwięcej pieniędzy i dac im w zamian jak najmniej usług, które bedą na najnizszym mozliwym poziomie cywilizacyjnym. Tak własnie wyglada służba zdrowia itp, itd.
Pozdrawiam


Panie Adamie!

amaksymowicz

Coraz bardziej dająca o sobie znać globalna ekonomia światowa dla szarego obywatela naszego państwa, poprzez swoje skomplikowane i ilościowo nieogarnięte powiązania staje się niezrozumiała, a jednocześnie wszechogarniająca.

Przecież ekonomia światowa, to ekonomia globalna. Co zatem znaczy globalna ekonomia światowa?

Wydaje się wręcz, że panuje w niej całkowity chaos, który jednak przy pomocy tzw. „niewidzialnej ręki rynku” regulowany jest i przynosi zyski ludziom aktywnym, odważnym i przedsiębiorczym.

Gdzie w świecie istnieje wolny rynek? W czasach kolonialnych wolny rynek istniał w Hong-Kongu. Jak jest teraz, nie wiem, ale w Europie i Ameryce Północnej wolnego rynku nie ma.

Dużo tu jednak mitów, półprawd i półkłamstw, typowej propagandy, dezinformacji i skrzętnie skrywanych tajemnic o zasadach ekonomicznych, gospodarczych oraz finansowych naszej gospodarki.

Nikt nie skrywa wiedzy ekonomicznej, bo jej nie ma. Wystarczy udać się na jakikolwiek kurs dla maklerów i posłuchać co mówią „specjaliści”. To jest bełkot nie mający nic wspólnego z rzeczywistością.

Jest to chleb powszedni, jaki codziennie podają nam media, politycy, dobrze opłacani eksperci, którzy bez przerwy usiłują przekonać nas do korzystnych dla siebie rozwiązań gospodarczych.

A dlaczego ktokolwiek ma przekonywać kogokolwiek do rozwiązań niekorzystnych dla niego? Przecież ci ludzie nie są idiotami. A jeśli współobywatele okazują się głupcami to ich problem.

Tyle tylko, że w wyniku wdrażania ich w życie sytuacja, jakby się nie poprawiała, a można odnieść wrażenie, że jest wręcz przeciwnie.

Każdy ma takie wrażenia, na jakie go stać.

Chcąc choć trochę dostrzec sens i ład w krajowej gospodarce Duszpasterstwo Ludzi Pracy’90 w Legnicy zaprosiło pod koniec kwietnia br. profesora Uniwersytetu Warszawskiego – Jerzego Żyżyńskiego do wygłoszenia prelekcji pt. „Gospodarka a polityka”.

Intencja słuszna, tylko czy tytuł profesorski gwarantuje mądrość? Bo ja jestem w takich wypadkach ostrożny.

Siwy włos

Siwe włosy są wynikiem zmian w organizmie, ale nie mają związku z mądrością

Rozpoczynając prelekcję profesor postawił kilka kwestii i pytań, na które usiłują odpowiedzieć ekonomiści i politycy. Na ile państwo może ingerować w gospodarkę, a na ile ma ją kształtować rynek?

Wiadomo, że państwo w gospodarce tylko bruździ. Odpowiedź jest tak oczywista, że pytanie należy traktować jako retoryczne.

Czy rynek ma być całkiem wolny i niczym nieograniczony?

Albo jest rynek, albo go nie ma. Rynek częściowo wolny to konstrukcja bezsensowna. Jeśli ceny ustala urzędnik lub możliwość wykonywania zawodu zależy od uzyskania koncesji, to nie ma mowy o rynku.

Jak zauważają ekonomiści większość społeczeństw, narodów, ludów i obywateli nie zna się na ekonomii.

Jak zauważa Jerzy Maciejowski, ekonomiści nie mają pojęcia o ekonomii, więc dlaczego nie ekonomiści mają mieć o niej pojęcie.

Jej zrozumienie zdaniem profesora wiąże się z proporcją posiadanych siwych włosów na głowie.

Co to jest?

Jest to całkiem inna dziedzina wiedzy, niż np. nauki ścisłe, gdzie uczeni w młodym wieku, jak np. Albert Einstein mając dwadzieścia kilka lat ogłosił artykuły naukowe z zakresu fizyki, za które otrzymał później Nagrodę Nobla. W naukach ekonomicznych największe niebezpieczeństwo ukrywa się w prostych logicznych konstrukcjach.

Co ma wiek Alberta Einsteina, gdy ogłaszał idee swoje i swojej pierwszej żony do specyfiki ekonomii? Poza tym nie istnieją jedne nauki ekonomiczne. Zupełnie inny charakter ma rachunkowość (księgowość), a zupełnie inny charakter mają dziedziny wiedzy zajmujące się rynkiem, pieniądzem itp.

Na pytanie ile państwa w gospodarce, odpowiedzi są różne. Np. ks. Feliks Szram w książce „Liberalizm jest grzechem” napisanej jeszcze w 1886 roku, a opublikowanej w USA w 1993 r. i w Polsce w 1995 roku, pisze, że liberalizm, to doktryna, która ma zastąpić wiarę, również te wiarę w Objawienie. Doktryna ta uważa, że człowiek jest najmądrzejszy i sam potrafi wszystko zinterpretować. Twierdzi, że indywidualizm jest najważniejszy. Natomiast autor tej książki zauważa, że również w ekonomii są zasady wyższe, których dostarcza religia katolicka. Czy istnieją zatem normy wyższe? Czy istnieją wyższe zasady, cele i kryteria? Czy mechanizm rynkowy wymyślony przez człowieka może być idealny?

Publikacja ks. Feliksa Szrama świadczy o tym, że papier przyjmie wszystko, nawet największą głupotę. Zastanawiające jest, czemu „słuszna” krytyka liberalizmu nie ukazała się w czasach gdy Stany Zjednoczone Ameryki Północnej były liberalne, tylko teraz, gdy są mocno socjalistyczne?

Niedoskonałość

To raczej normalny stan rzeczy. Doskonały jest tylko Bóg.

Rynek ze swojej natury obarczony jest wieloma niedoskonałościami. Należą do nich te dziedziny, gdzie zakłócona jest zasada konkurencyjności.

Albo rynek ma niedoskonałości, albo niedoskonałości są tam, gdzie rynku nie ma. Nie można upierać się, że kłopoty tam gdzie nie ma konkurencji świadczą o słabości rynku. To jest błąd logiczny.

Rynek daje prawo wyboru. Tymczasem, tak się składa, że w wielu wypadkach nie mamy możliwości wyboru.

W tych dziedzinach nie ma rynku tylko lokalny monopol.

Np. służba zdrowia. Wzywamy karetkę pogotowia ratunkowego. Nie mamy wyboru, albo przyjedzie tylko ta, która jest albo nie przyjedzie żadna. Idę do dentysty w awaryjnej sprawie bólu zęba podczas wakacji. Jest akurat tylko jeden stomatolog czynny w tej miejscowości, reszta na wakacjach. Jaki mam wybór? Muszę iść do tego jednego, a może nawet i jego zabraknąć. Są to sytuacje bez wyboru, a więc rynek jest niesprawny. Brak w nim konkurencji.

Zawsze może Pan nie iść do dentysty. W sytuacji limitowania możliwości wykonywania zawodu z przyczyn administracyjnych, jak w przypadku lekarzy, nie ma mowy o rynku. Poza tym, zawsze można poszukać kowala, gdy mowa o bolącym zębie.

Istnieje bariera uniemożliwiająca wejście i wyjście z rynku. Wejście na rynek na ogół blokują korporacje zawodowe.

Wejście do uprzywilejowanej grupy, a nie na rynek

Typowym przykładem jest prawo, gdzie minister Ziobro usiłował bezskutecznie odblokować dostęp młodym prawnikom do zawodu adwokata, prokuratora i sędziego.

Zgoda.

Podobnie wyjście z rynku utrudniają ogromne koszta reklamy, które jeśli raz się poniosło, stanowią stratę przy wyjściu z rynku.

A propos czego te koszty? Kto dobrowolnie usuwa się z rynku? Z ryku się wypada, gdy nie wytrzymuje się konkurencji.

Nie mam dość samozaparcia aby wskazać wszystkie błędy w Pańskim tekście. Powiem tylko, że rozkradanie nazwane prywatyzacją nie jest argumentem przeciwko własności prywatnej. Urzędnik reprezentujący państwo prawie zawsze jest mniej zaangażowany w dobro powierzonego majątku niż właściciel. Proszę zanleźć błąd w tym zdaniu, wtedy będzie sens dyskutować o przewagach własności państwowej nad prywatną.

Pozdrawiam


To nie jest błąd

Proszę o zwrócenie uwagi, na to że ja relacjonuję spotkanie ze znanym ekonomistą i działaczem gospodarczym, a zarazem naukowcem. To, że je opisuję nie znaczy wcale, ze podzielam opinie. Już wielokrotnie wyjasniałem, opisując nadejscie burzy z gradobiciem nad Wrocławiem, a oskarzono mnie, że przez ten opis podzielam jej dzieło zniszczenia, spowodowałem te zniszczenia, bo gdyby nie było tego opisu, chmura by napewno nie przyszła….. Jest to logiczne, ale i zrozumiałe, dlatego boję się cokowielwiek opisywać. Miałem napisac o katastrofie klimatycznej w Birmie, ale jesli moge być przez to oskarzony o zamordowanie 22 tysięcy ludzi, to wziąłem na wstrzymanie. Za wytknięte mi błędy stylistyczne, które moim zdaniem mają drugorzędne znaczenie w tekście gospodarczym, serdecznie dziękuję i na przyszłość obiecuję większą dyscypline słowa pisanego. Swoje zdanie o roli państwa w gospodarce napisałem w komentarzu powyżej. Niestety, nie mogę odpowiedzieć na postawione zarzuty i kwestie, gdyż również trzeba dużego samozaparcia aby odczytać tekst komentarza, który został pionowo przepołowiony (brak drugiej połowy tekstu), jednakże większość kwestii jakoś odczytałem i domyśliłem się. Odnośnie błędów i wypaczeń merytorycznych to oczywiście profesor znanej warszawskiej uczelni (bodajże najlepszej w kraju) może nie znać się na swoim zawodzie, swojej dziedzinie badań itp. Ciekawe za co dostał profesurę? Dziesiątki opublikowanych książek, setki artykułów w prestiżowych czasopismach ( o trochę wyższej randze niż TXT), wykłady na zagranicznych uczelniach. To wszystko oczywiście nic. Rozumiem, że każdy Czytelnik może publicznie w czambuł potępić poglądy i dorobek każdego naukowca. Może – oczywiście, że może – wszak jest wolność i kazdy ma prawo do korzystania z jej przywilejów. Po tym komentarzu żałuję, że zamieściłem ten tekst w TXT. W ogóle wydaje mi się, że trzeba trochę więcjej wstrzemięźliwości, powściagliwości i odpoczynku od publikacji w TXT.
Pozdrawiam serdecznie


Panie Adamie!

Wie Pan jak cenię Pana teksty mówiące o historii Śląska. Tyle, że trudno podejrzewać Pana, że relacjonując nawet czyjeś poglądy z XIV w. prezentuje Pan swoje stanowisko. Natomiast gdy pisze Pan tekst w którym ja nie jestem w stanie odróżnić poglądów Pańskich od poglądów zaproszonego profesora, to rodzą się problemy.

Co do wiedzy ekonomicznej, to podam przykład chyba najsłynniejszego prawa ekonomicznego i przedstawię wyjaśnienie gdzie tkwi błąd w podejściu uczonych ekonomistów.

Jest takie prawo, przypisywane Mikołajowi Kopernikowi, mówiące, że „Pieniądz dobry jest wypierany z rynku przez pieniądz słaby.” Jak wynika z treści jest to prawo dotyczące pieniądza, czyż nie? Tak samo, w tej samej konwencji, pisze się o trendach giełdowych.

Natomiast pieniądz nie zachowuje się. Zachowują się ludzie. Prawdziwy mechanizm opisywany przez owo prawo to preferencja ludzi do gromadzenia zasobów w lepszym pieniądzu i regulowanie bieżących należności w gorszym pieniądzu. Pieniądz niczego nie czyni. Czynią to ludzie. Tak samo dzieje się na giełdzie. Kursy rosną czy spadają nie ze względu na jakieś cechy wykresów tych kursów, tylko ze względu na decyzje podjęte przez graczy giełdowych. A ekonomiści nie interesują się socjologią, która jest najwłaściwszym narzędziem do robienia analiz ekonomicznych. To tyle uwag na temat dziedziny, na której nie powinienem się znać.

A tytuł naukowy świadczy o umiejętności robienia kariery, a nie byciu wybitnym naukowcem.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość