Gliwicka prowokacja

Niemiecka Radiostacja Gliwice była miejscem jednej z najbardziej spektakularnej akcji niemieckiego wywiadu skierowanej przeciwko Polsce. Nazwa tej radiostacji przeszła do historii drugiej wojny światowej pod hasłem „prowokacji gliwickiej”. Miała ona być pretekstem do wybuchu tej wojny i przez długie powojenne lata tak była przedstawiana w krajowych, jak i zagranicznych opracowaniach. Położona na peryferiach miasta radiostacja znajdowała się ok. 6 km od polskiej granicy i świetnie nadawała się do tego celu. Została ona zaplanowana przez najwyższe niemieckie dowództwo, jednak całkowicie partacko wykonana. Można powiedzieć, że ta fuszerka niemieckiego wywiadu aż po dzień dzisiejszy podlega dezinformacji, tuszowaniu i zakłamywaniu. Znaczną cześć prawdy na ten temat odkrywa książka Andrzeja Jarczewskiego*. Popularna w formie, rzeczowa pod względem technicznym, osadzona w realiach i powiązaniach zawodowych, politycznych i wojskowych tamtych lat, a zarazem o charakterze dokumentalnym spełnia jednocześnie wszystkie wymagania klasycznej powieści sensacyjnej.

Dwie radiostacje
Przemysł radiowy w tamtych czasach rozwijał się mniej więcej w takim samym tempie, jak obecnie komputerowo – informatyczny. Zbudowane w 1925 roku studio nadawcze przy obecnej ul. Radiowej w Gliwicach przestawało wystarczać. Wobec licznych konkurentów, którzy powstawali jak grzyby po deszczu, zasięgi poszczególnych radiostacji nakładały się, co powodowało liczne zakłócenia w postaci szumów, gwizdów itp. sygnałów, które ze względów technicznych wydawały się nie do opanowania i wymagały rozdzielenia nadajnika od studia radiowego. Najkorzystniejsze wyniki emisji programu uzyskiwano przez oddalenie masztu nadawczego od radiostacji na odległość ok. 30 km. Tak też postanowiono to zrobić w Gliwicach. Ponieważ nie było jednak innego miejsca na lokalizację masztu nadawczego umieszczono go ok. 4 km od studia radiowego przy ul. Tarnogórskiej 129, a wymaganą odległość upozorowano zwiniętym kablem o długości ok. 26 km uzyskując ten sam efekt. Dla radiowych laików, a jak się później okazało, takimi właśnie byli agenci gestapo, była to radiostacja gliwicka. Podczas gdy rzeczywiście mieścił tam tylko nadajnik. Była to jedna z najnowocześniejszych instalacji tego typu w Europie. Nie żałowano na nią pieniędzy ze względu na konieczność rywalizacji z polską radiostacją w Katowicach, co związane było z utrzymaniem niemieckich wpływów na Górnym Śląsku. Widoczna z daleka wieża radiostacji o wysokości 111 metrów jest dziś najwyższą tego rodzaju konstrukcją na świecie!

Pogrzeb babci
Po wojnie głównym źródłem wiedzy o napadzie na gliwicką radiostację okazał się SS – Sturmbannfürer Alfred Helmut Naujocks, który dowodził tą akcją. W sierpniu 1939 roku czekał on od dwóch tygodni w najelegantszym hotelu miasta „Haus Oberschlesien” na hasło od swego szefa Heydricha, które brzmiało Grossmutter gestorben, czyli „babcia nie żyje”, odpowiedzią na wykonanie zadania miało być hasło „pogrzeb się odbył”. Jak się później okazało, znający się dobrze na rzeczy Sturmbannfürer mniej myślał o wykonaniu zleconego mu zadania, a więcej o tym, jak w całym tym zamieszaniu ocalić swoje życie. Wiedział, że całą sprawę przygotowali Hitler, Himmler i Heydrich. On był jej wykonawcą. Wiedział też, że niewygodni świadkowie takich prowokacji powinni natychmiast zginąć. I tym zajął się przede wszystkim. Udało mu się zaprosić na sznapsa kierownika Grenzkommissariatu Gleiwitz, któremu zdradził swoje plany w dniu 25 sierpnia, a więc w przeddzień pierwszego termin wybuchu wojny. Chodziło o to, aby w momencie napadu „polskich powstańców” policja i straż graniczna przybyły jak najpóźniej, aby ich nie wystrzelać zanim nie uciekną z tego trefnego miejsca.

Pomyłka
Sturmbanfürer Naujocks zajęty przede wszystkim tym, jak wynieść cało swoją głowę z tej awantury, nie zwracał uwagi na istotne szczegóły techniczne czekającego go zadania. Widząc z daleka maszt radiostacji, uznał że to jest obiekt jego działania, który na wszelki wypadek poszedł wcześniej obejrzeć i nie mógł się na dziwić, że obiekt ten nie był prawie wcale chroniony. Był on tak zajęty swoimi problemami z przeżyciem tych trudnych dla niego chwil, że nawet nie zapytał pierwszego lepszego przechodnia, gdzie jest radiostacja w Gliwicach. Każdy z nich wskazałby mu wtedy adres studia radiowego przy ul. Rundfunkstrasse 2 ( dziś przy ul. Radiowej), a nie tak jak mylnie wybrał się Naujocks do Gleiwitzer Sender (Gliwicki nadajnik) przy ówczesnej ulicy Tarnowizer Landstrasse (dziś przy ul. Tarnogórskiej 127 – 129 – 131). W dniu 31 sierpnia 1939 roku ok. godz. 20.00 do niemieckiej radiostacji w Gliwicach wtargnęło kilku uzbrojonych esesmanów w ubraniach cywilnych jako rzekomi powstańcy śląscy. Mieli nadać w świat wiadomość, że Polska rozpoczyna właśnie wojnę z Niemcami. Miało to na celu przekonanie Anglii i Francji, ze Polska jest agresorem i nie można jej w tej wojnie wspierać.

Napaść
Naujocks będąc już pewnym, że policja przybędzie przynajmniej z półgodzinnym opóźnieniem dającym jego ludziom czas na bezpieczny odwrót, przeprowadził zaplanowaną wcześniej akcję. Tego dnia radiostację pilnowało czterech funkcjonariuszy policji bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei), którzy zostali przysłani tu specjalnym rozkazem Himmlera. Była to asekuracja dla zapewnienia powodzenia akcji Naujocksa. Wtajemniczeni wartownicy mogli bez żadnych problemów wpuścić tych nieproszonych gości. Otóż, napastnicy zaraz po wejściu do studia zorientowali się, że trafili nie pod ten adres. Na wszystko już było za późno. Tu nawet nie było żadnych mikrofonów. Można się było podłączyć do sieci, ale trzeba było mieć własny mikrofon, a tego nie mieli. Wszak szli tam, gdzie tych mikrofonów powinno być dużo. Na szczęście w ekipie Naujocksa znajdował się fachowiec od spraw emisji programów radiowych. Postanowił on skorzystać z jedynej możliwości awaryjnego wykorzystania mikrofonu burzowego. Wszystkie związane z tym czynności wykonał on w ciągu kilku minut. Nie znając szczegółów podłączył mikrofon po prostu byle jak, aby prędzej. W rezultacie radiosłuchacze wyraźnie usłyszeli tylko jedno zdanie wypowiedziane w języku polskim; „Uwaga tu Gliwice, radiostacja znajduje się w polskich rękach…” Było kilkanaście minut po godzinie 20 – tej. Lektor czytał odezwę do mikrofonu, w tym czasie ekipa napastników krzyczała na cały głos, śpiewano i strzelano, lecz wadliwie podłączony mikrofon po przekazaniu tych dziewięciu słów wyłączył się, a radiostacja zamilkła aż do północy. Jest duże prawdopodobieństwo, że jeden z niewtajemniczonych hitlerowców z obsługi radiostacji widząc, co się dzieje nacisną przycisk „Aus” blokując audycję.

Pogrzeb się odbył
Natychmiast po przeprowadzonej akcji Naujocks zadzwonił do Heydricha z meldunkiem pogrzeb się odbył. Zamiast gratulacji Heydrich sklął go, bo w Berlinie nie dosłyszano nawet tych dziewięciu słów, które usłyszeli mieszkańcy najbliżej położonych miejscowości. Nie mówiąc już o tym, że nadany komunikat miał być wyraźnie słyszalny w Londynie i w Paryżu. Całą ta klapą jednak niewiele się przejmowano. Dwie godziny później radio Berlin nadaje po niemiecku cała odezwę, jaką odczytano do nieczynnego mikrofonu radiostacji Gliwice. W sprawie niemieckiej fuszerki w Gliwicach, tak na ogół dokładni Niemcy nie przeprowadzili żadnego śledztwa, ani dochodzenia. Na drugi dzień wybucha II wojna światowa i główni inspiratorzy wydarzeń w radiostacji gliwickiej byli już czym innym zajęci.

Zbrodnia
Heydrich planując akcje w radiostacji Gliwice nakazał, aby na miejscu pozostawić trupy w mundurach polskich, lub powstańców śląskich w ubraniach cywilnych. Ekipa Naujocksa zabrała ze sobą wcześniej aresztowanego powstańca śląskiego, aktualnie obywatela niemieckiej rzeszy Franciszka Hanioka. Los padł na Hanioka, bo w 1925 roku władze niemieckie usiłowały go wydalić z Niemiec. Haniok odwołał się do sądu przy Lidze Narodów i sprawę wygrał. Został porwany przez Gestapo w dniu 30 sierpnia w miejscowości Łubie. Przetrzymywany w areszcie, w chwili krytycznej odurzony narkotykami został przywieziony wraz z ekipą Naujocksa i zastrzelony w radiostacji. Na drugi dzień przywieziono jeszcze dwa trupy świeżo zastrzelonych ludzi w ubraniach cywilnych. Nie zostały one jednak zidentyfikowane. Ich fotografie mające być dowodami, nigdy nie zostały wykorzystane, ze względu na brak jakichkolwiek cech identyfikacyjnych.

Muzeum w Gliwicach
Podany tu tylko zarys wydarzeń w Radiostacji Gliwice, który poprzedził wybuch drugiej wojny światowej zawdzięczamy istnieniu w jej obiektach „Muzeum Historii Radia i Sztuki Mediów RADIOSTACJA GLIWICE.” Z dalszych dziejów tej placówki można odnotować to, że do roku 1956 zagłuszano stąd program Radia Wolna Europa. Obecnie opisywane obiekty radiostacji zachowały swój oryginalny wygląd z pamiętnego roku 1939. W najbliższych latach cały obiekt ma być poddany gruntownemu remontowi. Jednym z materiałów rozprowadzanych przez Muzeum jest wspomniana książka, która napisana jest w sposób sensacyjny, a jednocześnie dokumentacyjny z przeznaczeniem przede wszystkim dla młodzieży, ale osobom trochę starszym również ją gorąco polecam. Jej autor, długoletni pracownik tejże radiostacji i muzeum, wszystkie szczegóły techniczne, zna na pamięć, a jak wiemy przysłowiowy „diabeł” w nich jest właśnie ukryty. Wspólne z autorem rozszyfrowywanie wszystkich zagadek tej operacji to nauka historii, radiofonii, a przy tym prawdziwa przyjemność. Adam Maksymowicz

*Andrzej Jarczewski – Provokado Gliwice, 31.08.1939. Gawędy Klucznika Radiostacji (Dla gimnazjalistów wyższej klasy). Muzeum w Gliwicach. Gliwice 2008.

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Panie Adamie!

Nigdy nie przypuszczałem, że to była aż taka fuszerka.

Pozdrawiam


@Podróżny

Pan posługuje się nazwą – wywiad niemiecki.
Tymczasem całą akcję przeprowadziło SS i Gestapo a więc tak naprawdę organizacje młode, doświadczone raczej w mordobiciu, huligaństwie i znęcaniu się nad bezbronnymi cywilami. Oparte na aparacie partyjnym NSDAP i partyjnych bojówkach.
I to już wiele tłumaczy.


Wywiad

W III Rzeszy Gestapo pełniło rolę wywiadu wewnętrznego i konkurowało z wywiadem wojskowym Abwehrą. Stąd uzasadnienie dla użycia terminu wywiad niemiecki. Zresztą przeprowadzona akcja na Radiostację w Gliwicach nosi wszelkie znamiona klasycznej operacji wywiadowczej i to jest bezspornie drugie uzasadnienie dla użycia tego termnu. I to już tez wiele tłumaczy.


Nie neguję, że Gestapo było niemieckie :)

Chodzi mi o to, że była to organizacja młoda, upolityczniona, partyjna. Stąd popełnione błędy.


Pani Adamie,

jak zwykle znakomicie napisane i świetnie się czyta.

Pozdrawiam czekając na dalsze historyczne teksty.


Gestapo

Nie chodzi o to, że Gestapo było niemieckie, lecz o to, ze był to wywiad wewnętrzny, który konkurował z wywiadem wojskowym Abwehrą. Zarówno metody, jak icele tej akcji są klasycznie wywiadowcze, tak że nadal podtrzymuję tezę, ze była to operacja niemieckiego wywiadu. Co do młodosci, to chyba cały faszyzm był młody, komunizm toże.


Panie Adamie!

Wydaje mi się, że Igła domaga się rezerwacji terminu „wywiad niemiecki” dla Abwehry, a Pan używa go w szerszym znaczeniu. Po prostu ustalcie protokół rozbieżności i po sprawie. Każdy z Panów ma swoje racje i nie musi podzielać stanowiska tego drugiego.

Pozdrawiam :)


No tak, już dobrze

bo i co można dodać wiecej, żeby autor nie nabrał wody w płuca?

Niemiecki, tyle że gestapowski.


Wywiad

Jeszcze nie tonę, więc wody w płuca nie nabieram. Cieszę się, że w tak kontrowersyjnej sprawie, są tylko tak marginalne uwagi.
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość