Czytałam kiedyś w Empiku Wyprawę czarownic i to podejrzane gumbo pani Gogol natchnęło mnie kulinarnie. Oczywiście nie w sensie krabów i szafranu, tylko czegoś o zbliżonej gamie smaków, uwzględniając oczywiście fakt, że Kraków to nie Nowy Orlean.
Skonsultowałam się z Kacprem, który jest moim największym autorytetem kulinarnym (mam pewne podejrzenia, że jedna pani może się z nim równać, ale to się dopiero okaże, jak mi obiadem zapłaci za swą kompromitację) i podjęłam decyzję co do przypraw. One są tu bowiem najważniejsze, a nie ryba. Student jest biedny, student dofinansowuje chiński reżim, kupując jakieś paskudne pangi lub tilapie. Ale przecież nie zmuszam was do tego samego. Tylko nie bierzcie morszczuka, on się nie nadaje.
Nawet miłość mi wyznano kiedyś, podczas gdy ową rybę przyrządzałam. Rotfl.
Imbir, gałka muszkatołowa, curry. To jest baza. Jak ktoś nie lubi curry, można użyć kurkumy od biedy. Dobry jest korzeń imbiru, taki marynowany, ale proszek z torebki też nam styknie.
Kupujemy jogurt bałkański, który jest jedynym uzasadnieniem pretensjonalnej nazwy tego dania. Ale szczerze mówiąc, grecki też się nada. W ostateczności zwykły naturalny. Cytryna, czosnek, budujemy sobie mostek, sól, makaron, jak ma być ryba na wypasie, to jeszcze camembert.
A potem to już banał. Rybkę zostawić do lekkiego rozmrożenia, polać i posypać. Podsmażyć na patelni z obu stron. Postawić wodę na makaron. Obsmarować rybkę jogurtem, do czego używa się łyżki. Polać cytryną, dorzucić pokrojony czosnek i ewentualnie pleśń, posolić dużo, (a i tak wychodzi niesłone zawsze, nie wiem czemu), sypnąć curry, imbiru i gałki. Mały ogień, kurna. Doglądać z użyciem drewnianej pateczki. Przykryć pokrywką. Napić się herbaty. Pograć w scrabble. Nigdy nie gotuję niczego, co wymaga nieprzerwanego stania nad kuchenką. Jestem leniem.
Rybka się rozpada pod pierzynką, sos się robi płynny, najlepiej spożywać to na głębokim talerzu i używa się do tego łyżki. Aż cholera głodna się zrobiłam na myśl. Idę posiedzieć w lodówce.
komentarze
Dobre się zapowiada,
a mi się w ogólności gotować odechciało, w ogóle to jestem zakatarzony, jem czekoladki i popijam niedobra kawę, bo bez mleka.
grześ -- 06.01.2010 - 14:11Co wszyscy z tym katarem,
Matylda też mnie pytała, pokasłując, czy razem z oświeceniem duchowym przeziębienia nie złapałam w pakiecie.
No cóż, żłopię browar, jaram szlugi, nie ma na mnie żadnej siły…
Kawa, jeśli już ma ona być, musi być z cukrem. Mleko jest dobre, ale drugorzędne.
Może być imbir świeży???
I jaka rybka byłaby najlepsza, gdyby nie student kupował?
jotesz -- 06.01.2010 - 14:22:)
Pino
kurkuma nie zastąpi curry bo curry to jest curry. najlepiej robić swoje własne
a imbir tylko w korzeniu bulwie czy jak to się tam nazywa
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 06.01.2010 - 14:28Ale jeśli w korzeniu,
to chyba utarty?
jotesz -- 06.01.2010 - 14:30?
Docent,
wiem, ale tu chodzi o wygląd. To musi być żółciutkie.
Zresztą to tylko bażant jest zboczony, że nie lubi curry.
Joteszu, nie mam pojęcia, mnie stać tylko na pangę... z tych tłustszych, generalnie.
joteszu
może być utarty może być w cienkie plastry. jak kto lubi i do czego ?
ja zwykle kroję w plasterki bo lubię je potem wyławiać.
a ha zajebisty jest też marynowany imbir
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 06.01.2010 - 14:33Się marynuje samemu,
czy trza kupować?
jotesz -- 06.01.2010 - 14:35się kupuje
ale pewnie można samemu. chociaż nie mam pojęcia jak :) ale kupczy jest wyborny
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 06.01.2010 - 14:37Moja Naj rybki robi ostatnio
w kombiwarze – musiałbym to jakoś przystosować...
ps. a cebuli szkoda! Lubię ją w każdej postaci, choć cuchnie, zwłaszcza moim córom.
jotesz -- 06.01.2010 - 14:41:)
Nie cierpię cebuli,
mój prapradziadek prawie umarł z głodu w Kijowie, w osiemnastym rokiem, bo sołdaty wprawdzie go chcieli karmić, ale wszystko było z cebulą.
pij, pij, będziesz łatwiejsza
spadaj, cebulę jadłaś
:P
Ojciec kolegi
zasypany w czasie wojny w piwnicy jadł przez kilkanaście dni tylko masło z beczki i po wojnie nie ruszał masła przez ponad dwadzieścia lat. Ale się przemógł...
jotesz -- 06.01.2010 - 15:04Imbir,
to ja dziś wykorzystam do grzańca, oczywiście cynamon i goździki tyż:)
A imbir mam i cały i w proszku, oczywiście jako że idem na łatwiznę, to używam sproszkowanegoo, bo tamtego nie chce mi się ścierać.
A marynowany?
Jak to w ogóle smakuje:)?
Musze sem kupić.
grześ -- 06.01.2010 - 15:09Dorszyk.
Only dorszyk mi tu pasuje.
Najlepsza rybka na świecie dla mnie.
A Bałkański…Że niby gęsty ma być?
To już ze śmietanką nie da rady?
Ja na Bałkany mam zapitalać, żeby rybki pojeść???
dorcia blee -- 06.01.2010 - 17:53Kanieczno,
z Lublany to daleko generalnie nie jest.
Fuck the Cola!
Fuck the pizza!
All we need is shleevovitza!
Chyba umiem wklejać...
Dorciu,
on jest nasz bałkański, patriotyczny.
merlot -- 06.01.2010 - 18:39Jeszcze jest drugi niezły – zabużański, z powodu poprawnosci politycznej sprzedawany jako nadbużański. Jeszcze bardziej patriotyczny.
A wspomniany grecki to sam agar-agar IMO.
Doc&Pino,
zajebisty tekst&obrazek, nie znałem:)
Merlocie, what is to agar agar?
ja to ignorant żem chyba jak was czasem czytam, dobrze że wiem co to jest IMO:)
Acz długi czas tez miałem problem z tymi akronimami w necie (wow, jakie ja uczone słowa znam:))
grześ -- 06.01.2010 - 19:35Pino
gotuj se sama.
A przynajmniej beze mnie.
Phi.. ryba..
Igła -- 06.01.2010 - 21:40Nawet nie śledź.
Jak Ci podrzucaliśmy śledzia
toś nawet nie spróbował...
merlot -- 06.01.2010 - 21:42Gotuję se sama, Igiełko,
jestem samowystarczalnym bażantem.
Podano, że...
ryba ma być TŁUSTA!
Dorsz jest chudy…
jotesz -- 07.01.2010 - 11:08Ale jeśli
dorcia lubi dorsze, to co jej szkodzi spróbować?
Chociaż w sumie dorsz czy morszczuk to nie są specjalnie dobre, moim zdaniem.
podobno kiedyś było takie powiedzenie
“jedzcie dorsze – gówno gorsze”
dorsz to narodowa ryba Portugalczyków. oni nawet lody z dorsza robią ...
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 12:41Och jej,
skoro centrala rybna była w Warszawie, to co się dziwić... jesiotry drugiej świeżości ;)
A skoro już jesteśmy przy rybach, to nie ma nic bardziej zajebistego od świeżej, smażonej flądry z frytkami i cytryną, w nadmorskiej smażalni. Że tak ujawnię mój plebejski gust.
pod warunkiem że nie na oleju po 120 smażeniach
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 13:11Jasne, myślę o flądrze kapitalistycznej ;)
Smacznie tutaj
mimo obecności curry. :)
Z cytryną to już po burżujsku przesadziłaś!
Tacka tekturkowa, flądra, chleb (opcjonalnie frytki).
Czy do tego Twojego dania sandacz nie byłby akuratniutki?
Ojjjj, ostatnio dostałam kawałek takiego, świeżo złowionego, pysznego cudownie.
Gretchen -- 07.01.2010 - 13:18Dlatego, między innymi, warto przyjaźnić się z mężczyznami. Jak pójdą na polowanie to i jakaś korzyść z tego jest. :)
To prawda,
ale się ciesz, że nie posiadałaś dziadka wędkarza. Ludzie! Cała kabina zawsze była w muchach i rosówkach. A fuj.
Czajnik i ja uważamy, że ryby są do jedzenia, a nie łowienia ich.
Jestem burżujem mentalnym, nic nie poradzę, na chleb mi braknie suchy i na paczkę fajek, ale zasadniczo, to ja powinnam mieć bogatego męża, albo coś w tym stylu.
Bez cytryny odpada w ogóle. Już wolę zrezygnować z flądry.
Powyższą uwagę można rozumieć dosłownie, ale też metaforycznie.
Ja bym spróbowała
tego zaklęcia z wyznaniem miłości.
Ciekawe, czy jak będę postępowała zgodnie ze wskazówkami, to wyznanie jest w pakiecie, czy to tylko tak jednorazowo, dla Ciebie.
hi hi
Gretchen -- 07.01.2010 - 13:32Aha,
osobiście najszybciej zrezygnowałabym z frytek.
Cytrynę zazwyczaj odkładam, ale ja to dziwna jestem.
Gretchen -- 07.01.2010 - 13:33a ja dziś serwuję bawarską sałatkę ziemniaczaną
ino musztardę muszę kupić :)
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 13:45Przepis!
Ino migiem Stopczyku. :)
Gretchen -- 07.01.2010 - 13:47Bażancie,
już lepiej może nie próbuj :D
Nie?
Dlaczego?
Chwilowo i tak muszę lecieć wiadomo gdzie. :)
Gretchen -- 07.01.2010 - 13:51ja nie wiem czy to jest
na pewno straight bawarska, ale robił to mój kolega Niemiec
gotujesz kartoflen in munduren (kartoflen w odmianie sałatkowej!)
jak ostygną kroisz w kostken
smażysz cebulę (Pino odpada) na złoto, nawet lekko podpiekając (ja tak lubię)
ogórek kiszony w kostkę albo plasterki jak kto lubi
mieszamy to zusamen do kupy dodając octu winnego i słodkiej musztardy albio niesłodkiej
to jest danie które nie kazdy lubi więc ja zwykle zjadam wszystko co mję niezmiernie cieszy :)
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 13:56Nie no, spoko,
chcesz, to próbuj. Zapewne i tak się nie uda.
Bo jeśli się uda… To kto potem będzie mścił się za Ciebie, mój Ty bażancie czarny?
Miłego ratowania świata życzę
P.S. Ja odpadam, masz rację Docent. Magda by Ci natomiast dobry uczynek chętnie zrobiła za ową sałatkę :P
wyślim mi ją jako
załącznik na: docent [dot] stopczyk [at] gmail [dot] com
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 15:30Opanuj się, Docencie!
Miałeś faszystowski klasztor zakładać z Natalią Julią Nowak!
A co tam, pierdolnięci zawsze uśmiechnięci…
faszystowski klasztor
kuszące… ale wiesz z Monachomachii co działo sie w klasztorach? :P
a poza tym faszyści są jeszcze bardziej nudni i przewidywalni niż seks … to już wolę lewaków z czerwonego Berlina lat 20. taki Brecht to był ciekawy koleś ...
a wiesz, że Kinski mawiał o sobie że jest lewakiem?
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 16:16Leżę na glebie :D
I wpisuję do kajetu najcelniejszych złotych myśli: faszyści są jeszcze bardziej nudni i przewidywalni niż seks.
Choć oczywiście się nie zgadzam, jako ta bywsza faszystka.
Junger jest nudny? Zwariowałeś?
Istnieje kilka wielkich i niezmiennych miar, które pokazują znaczenie człowieka. Do tych miar należy ból; jest on najmocniejszą próbą w łańcuchu, który zwykliśmy nazywać życiem.
Albo:
Dla ludzi ogarniętych chęcią wzbicia się czasem na skrzydłach upojenia ponad własne zahamowania, nie istnieje zasadnicza różnica między natarciem w walce, a uczuciem podniecenia w samym środku szampańskiej biesiady. Eskalacja życia, oszalały bieg krwi, nagłe wolty uczuć, eksplozje myśli w mózgu – oto forma bycia, która dochodzi tu do głosu.
hi hi
w sumie to nie wiem
nigdy nie przegranym przez Sartre’a, a tym bardziej przez Heideggera z viceversy … musi apolityczny ulicznik ze mję jest … oi!
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 16:24Dobra, dobra,
wszyscy wiemy, żeś lewak z weimarskiej republiki rodem.
A wiesz, dlaczego Auden tak się wściekł, kiedy naziści doszli do władzy?
Bo już nie mógł jeździć na chłopców do Berlina :)
Jakby Rohm i całe SA nie było ciepłe :P
Die Fahne hoch, Die Reihen fest geschlossen
SA marschiert mit ruhig festem Schritt
Kam’raden, die Rotfront und Reaktion erschossen
Marschier’n im Geist in unser’n Reihen mit
Tylko proszę mnie nie posądzać nie wiem o co… Ja też jestem apolityczna, a to nie moja wina, że naziole (tak jak i lewacy) dobrą muzykę grają... Kwestia skrajności i pasji, ideologia jest rzeczą obojętną. Kiedyś miałam w kompie, w tym samym folderze, Red Army Choir i Wehrmacht-Schlagern ;)
kurwa, nazi geje to jednak patologia
nie nie naziole są wtórni i zrzynają z motorhead i ejsidisi … patrz No Remorse i Skrudrajwer
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 16:47Patologia?
Zwykły mechanizm wyparcia, swastyka jest różowa…
Jeden z najbardziej, że tak powiem, heteroseksualnych kolegów moich, jest socjaldemokratą. Co widać, słychać i czuć.
A biorąc rzecz historycznie i na zdrowy rozsądek, jak facet ma być wojownik i berserker, to kobiety nie mają racji bytu… Legion Tebański, ten, co został wyrżnięty pod Termopilami, to 150 par męskich przecież było.
Żaden nie stchórzy przecież, skoro kochanek patrzy na niego i macha obok mieczem
Stopczyku
Dziękuję, wypróbuję, zaraportuję.
:)
Gretchen -- 07.01.2010 - 21:35Bażancie
O coś innego mi chodziło. Wymyśliła!
Szło mi o to, czy to może ta potrawa działa jak zaklęcie. Ogólnie .
Takie proste rzeczy obtłumaczać. Phi!
Gretchen -- 07.01.2010 - 21:36Republika Weimarska?
I nadchodzący nazizm?
A proszę, to pasuje:
A Republika Weimarska, fakt, ciekawy czas strasznie, miałem nawet ochotę coś kiedyś się tym zajmować więcejh, znaczy czytać i dokształcać.
Fajnie Canetti w swej autobiograficznej powieści pisał o Berlinie w 1928, acz akurat Brechta nie znosił.
Nie tak dawno ktoś na salonie 24 przy okazji obrazy uczuć religijnych przypomniał obrazek Georga Groscha z tamtych czasów
http://iszbin.salon24.pl/146631,o-pewnym-rysunku-grosza
Kurde, wiecie że ja “Kabaretu” nie oglądałem…
Ignorant ze mnie.
A no i ten Remarque, który pasował do tych lat dwudziestych choćby ze swoją fascynacją samochodami i przemysłm.
Boi to ryczące dwudziestki przecież były:)
Acz Remarqe’a wolę późniejszego, tego z emigracji, gdzie smutno, gorzko, zawiedzione miłości, przegrani bohaterowie i tylko ten, kurwa, calvados zostaje.
Nie piłem nigdy calvadosu, kolejny przykład mej ignorancji.
Napiłbym się, niekoniecznie z Joanną jakąś rawik np. ale pod Łukiem Triumfalnym mogłoby to być.
Albo w innej Lizbonie, fado słuchając.
Tak w ogóle to nie bredzę, rzucam inteligentnie i erudycyjnie nawiązaniami kulturowymi, no:)
grześ -- 07.01.2010 - 21:46Pomijając
bredzącego erudycyjnie Grzesia, pozwolę sobie pozdrowić bażanta, bo mi właśnie mężczyzna poszedł po Marlboro Light.
Ale zasadniczo, to dzisiaj chyba masz spokój od absurdalnych nocnych rozmów :P
pururu
Niegrzeczny bażant :)
Przyjmij więc też pozdrowienia.
:)))
pururu
Gretchen -- 07.01.2010 - 22:57bażant
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 22:59Ja niegrzeczny?
To ten mi tu kurde cytuje
“Młodą, śliczną dewotkę w szyję całowałem…
-Co robisz – ta ofuknie – piekło twym udziałem!
Rzekłem skromnie: – O miła, na co ten skandalik?
Nie szyjkę ja całuję, lecz złoty medalik.
Czy mam przestać?
Odrzecze: – Skoro tak, nie trzeba. Będę cierpieć bez słowa,
byś mógł wejść do nieba.”
A teraz się morduje przy kuchence, bo oczywiście ja nie mogę tego zapalić, to byłoby za proste… o, pierwszą zapalniczkę już zepsuł
co za absurdalny gatunek
taaa i wódka w parku wypita
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 07.01.2010 - 23:22Grzesiu
Obejrzyj ‘Kabaret’.
Jedna z wielu genialnych scen:
Tomorrow belongs to me. Der morgige Tag ist mein.
Agawa -- 08.01.2010 - 11:15Ale to jest fajne,
też nie oglądałam kabaretu. Kurde, jakież te zjeby były jednak melodyjne i fotogeniczne… Do tego jeszcze Leni…
To jest jeden z wielu absurdów mojego charakteru, że przy totalnym rozchełstaniu i anarchii mam zarazem jakieś zamiłowanie do militariów i dyscypliny… Jestem pruski dryl i jestem też pierdolone Emo, he he