Lęki pojawiały się nocą jak upiory z rycin Goi. Zwykle po obejrzeniu którejś sztuki Szekspira zrealizowanej przez telewizję BBC. Pamiętam, najbardziej niesamowity dramat “Juliusz Cezar” od którego nie mogłem oderwać wzroku. Leżąc już w łóżku lękałem się ducha Cezara, oczekiwałem że wypłynie ze ściany za mną i usłyszę swoje imię zupełnie jak Brutus zabójca. Okrywałem się kołdrą a demony, sukkuby i dybuki wypełniały pokój. Często matka wchodziła do pokoju i zapalając światło płoszyła je wszystkie. Wyciągała mnie spoconego, wystraszoną mysz na powietrze. Złorzecząc groziła odcięciem od wieczornych seansów telewizyjnych. Cenzura była złem najgorszym, i nie podlegała żadnym regułom. Rządziła się kapryśnymi prawami. Raz wolno mi było coś oglądać,innym razem nie. Raz ojciec satrapa przerwał oglądanie Króla Lira, myślę dostrzegł jakieś podobieństwa do swojej osoby. Gdy zarządzono szlaban na telewizje mogłem zakraść się ciemnym korytarzem, gdzie duchy nawiedzające mnie w snach miały swą ulubioną siedzibę, Przez niedomknięte drzwi próbowałem śledzić akcję na telewizorze rodziców, szczęśliwie ekran zwrócony był ku mnie. Czasami musiałem się zadowolić jedynie czołówką filmu, prędko byłem demaskowany. Z serialu „Ja Klaudiusz” pamiętałem jedynie pełznącą po posadzce żmiję i złowróżbny motyw muzyczny. Korytarz naszego mieszkania pojawiający się w moich marach wypełniony był białymi postaciami które otaczały mnie w jakimś dzikim tańcu. Nie był to najstraszliwszy koszmar jaki dane mi było śnic Odwiedzał mnie we własnej osobie Klaus Kinski. Jako Nosferatu uchylał powoli drzwi, bezgłośnie wchodząc do pokoju. W mroku nocy dostrzegałem jedynie jego twarz i ręce z pazurami. Rzucałem się do okna które oczywiście nie dawało się otworzyć. W ostatniej chwili przeciskałem się przez lufcik i jak Piotruś Pan wzlatywałem w bezgwiezdne niebo. Pewien że zostawiam prześladowcę za sobą odwracałem się do tyłu, ale Klaus-Nosferatu sunął za mną w powietrzu sięgając już już moich stóp, wtedy się budziłem.
Od najmłodszych lat duchy wampiry czy wilkołaki towarzyszyły mi, czy to w bajkach, czy w opowieściach dorosłych. W Bułgarii w kinie obok polskiej instytucji handlowej dzieciaki podczas seansów mogły usłyszeć groźne stłumione ryki. To odzywał się potwór trzymany w jednym z sekretnych pokoi. Opowiadano nam że nawet dorośli karmią go przez dziurkę od klucza wciskając przez nią mięso za pomocą długich szpikulców. Fama o tym stworze utrzymywała się długo, i rozbudzała wyobraźnie nie mniej niż rzucane na białem płótno widziadła. Wiele lat później przekonałem się jednak że spotkanie z niewytłumaczalnym nie przypomina niczego co doświadczysz w filmach.
Wyprowadziłem się z domu by wynająć pokój pod Warszawą. Mieszkałem na pierwszym piętrze a zamiast drzwi miałem kotarę. Na dole pewna rodzinka, na górze strych. Za ścianą obok mieszkała młoda poetka, a po drugiej stronie korytarza drobna staruszka resztkami sił chwytająca się życia. Jej obecność była już widmowa i rzadko wychłodziła z pokoju..
Dom ogrzewalny był piecem gazowym i nie było tego ciepła zbyt wiele, w jesienne wieczory nakrywałem się po czubek głowy tym razem z obawy przed zimnem.
Takiej chłodnej nocy zasypiałem sobie spokojnie gdy poczułem jak ktoś zaciska palce na kołdrze i próbuje ją ciągnąć. Nikogo nie słyszałem, nikt nie wszedł do pokoju. Chociaż znajdowałem się na pograniczu snu i jawy musiałbym usłyszeć nawet ciche kroki. Nigdy nie lubiłem zimna zacisnąłem więc ręce na kołdrze i mówiąc sobie „nie ściągniesz ze mnie tej kołdry”-szarpałem się z natrętem.
I w tej chwili, przez ścianę, z sąsiedniego pokoju dotarło do mnie trwożliwe wołanie poetki. – Erneeest, wołała przytłumionym głosem.
Nie reagowałem zajęty walką o kołdrę i bardzo bardzo chciało mi się już spać.
W końcu złośliwiec dał za wygraną a ja wpadłem w głęboki sen.
Rano przy śniadaniu poetka zapytała mnie urażona czemu do niej nie zajrzałem. Nie dość że ktoś był w jej pokoju kogo nie widziała to jeszcze próbował skraść jej kołdrę, a ponieważ wystraszyła się nie na żarty wołała mnie spod pierzyny… Ale tacy są faceci nie można na nich liczyć gdy są naprawdę potrzebni.
komentarze
przeterminowane
:(
Docent Stopczyk -- 05.11.2009 - 12:54__________________________________________________________________
“Cała siła fotografii ulicznej opiera się na zdjęciach zrobionych bez pozwolenia”
Gilbert Duclos
Klimatyczne,
i dobrze się czyta:)
No i pointa feministyczna, panie się ucieszą:)
Acz w sumie prawdziwa ta pointa, no.
A Nosferat Wampir z Klausem Kinskym dobry film, zresztą w ogóle kino herzoga acz dziwne i męczące to oglądania warte.
Może obejrzęw ramach zajęć na kulturze Niemiec coś, ale to dopiero w drugim semestrze, zresztą pewnie się nie wyrobię, mając tej kultury 45 minut…
Więc niedosyt zostanie.
A swoją drogą może w końcu zacznę pisać o kinie niemieckim.
Pozdrawiam kończąc ten przydługi monolog:)
grześ -- 05.11.2009 - 20:39Ernestto,
tak w ogóle napisałbyś co czasem, co?
Przecież nie moge na tym portalu tylko ja z Pino pisać:)
pzdr
grześ -- 28.12.2009 - 15:49Czemu nie?
Ja w ogóle mam koncepcję, że powinniśmy się pobrać.
W Las Vegas.
Z wrażenia
zamilknę:)
grześ -- 28.12.2009 - 16:12Lol
Sprawdzimy w banku kurs dolara USA
Skoczymy tam na mur, gdy los ciut grosza da
Kurde, dziwne propozycje dzisiejszego popołudnia dostaję,
przed chwilą dostałem zaproszenie na Sylwestra od pwnej (nie)znajomej tajemniczej:)
No ale na (nie)szczęście jadę już na Słowację.
Tu jakies matrymonialne awanse:)
Życie jest pełne zaskakujących niespodzianek, jak wiadomo.
:)
grześ -- 28.12.2009 - 16:27Jakie znowu awanse,
awanse to nie ja tu powinnam robić chyba :P
Deal jest dobry moim zdaniem, przy okazji można Hudsona wynająć, przejechać całe Stany, a potem przez Teksas do Meksyku. Po rozwód. :P
Fajna bryka, nie?
Tylko kto nam to zasponsoruje, cholera…
A to taka wycieczka ze ślube m i rozwodem po drodze,
jestem bałdzo za:)
Chilowo to ja mam tylko jedno lub ewentualnie dwa wolne miejsce na Słowację:), acz w towarzystwie moim i moich znajomych to nie wiem czy ktoś 4 dni chciałby przebywać.
Ale zawsze możesz zaryzykować:)
grześ -- 28.12.2009 - 16:42No tak,
jedno budżetówka, drugie w przyszłości też budżetówka, gdzie nam do San Fran :(
Problem w tym, że do Dirty Danzig na sylwestra jadę.