Falafel to był synonim słowa „nie wiem” mojej dziewczyny. Nikt za bardzo nie wiedział z czego on jest. A gdy ona nie chciała bym ja coś wiedział, lub gdy byłem zbyt wścibski i ciekawski odpowiadała również „Falafel”. Słowo okazało się pojemne wieloznaczne i bardzo pomocne. Pomyślałem sobie o niej o piątej nad ranem, nie byliśmy już razem, i wiedziałem że słowo przynajmniej w kulinarnym znaczeniu kryje kombinację soczewicy grochu i ciecierzycy. Arabskie danie nie chciało mi dać spokoju .„Green Way” zamknięty o tej porze. Od dawna poza tym w menu ich tam brak. Pozostał podziemny bar w okolicy dworca centralnego. Oszałamiająca nazwa Bosfor (czy coś w tym stylu), jarzy się niebiesko i czerwono, drzwi otwarte. Myślę sobie że jeśli kuchcik oddaje część dochodów dla swoich wojowniczych braci w wierze to mam chyba powód do poczucia winy. Ale falafel stale mi się wyświetla w głowie, no po prostu obsesja. Podchodzę do baru zaglądam, w przybytku tylko dwie osoby pochylone nad szczątkami posiłku. Wchodzę...Za ladą krępy arab o wyglądzie rzeźnika. Uśmiech Barabasza, aparycja też. Byczy kark szczecina na karku i niedźwiedzie łapy, w tym jedna z sznytami.
-Falafel z sosem pikantnym, mówię. A dwa indywidua siedzące przy sąsiednim stoliku przerywają kontemplację pustej tacki i zaczynają komentarze. – Sos ostry to raczej nie, bo mi pysk wypali i przez godzinę to czuć się będę jak smok wawelski zdradziecko nakarmiony przez szewca Dratewkę. Próbuje żartować mówiąc że nie zamawiałem baraniny, żaden kebab, tylko danie wegetariańskie, pacyfistyczne, i ogólnie mam twardy jęzor. Obaj podpici nalani masywni i z wyglądu podejrzani nie mniej od kucharza. Małą Coca cole podają sobie z ręki do ręki.. Pytają dalej. – A kolega jedzie daleko?
-Daleko.
-Gdzie daleko?
Pytania zbyteczne i niepokojące. W końcu jeden podnosi się, grubas jeden, z blizną przez policzek i myślę że pasuje do tego kucharza co mi falafela przyniósł, odstawia Colę i włazi prawie na zaplecze. -EJ MASZ COŚ DO ŻARCIA CZARNUCHU ? krzyczy Na to Arab wybiega wściekły i staje przede mną wymachując długim nożem do odcinania skrawków mięsa z kręcącego się rożna.
-“Słyszałeś co on powiedział, słyszałeś, ?“powiedział czarnuchu”!? W ostatnim zdaniu daje się odczuć nutkę histerii. RASISTA! krzyczy, łapiąc grubasa za kurtkę i popychając go do wyjścia, tylko to rozumiem, całą wiązankę puszcza w swoim języku sprzedając dodatkowo nikczemnikowi kopniaka w dupę. Grubas zatrzymuje się przede mną wielki że muszę głowę podnieść i pyta:
-Ja tak powiedziałem? SŁYSZŁEŚ COŚ?, przecież jest czarny nie?. Ciemny znaczy czarny. Tak czy nie?
Wskazuje na mnie swoim brudnym paluchem. Zapada krótka cisza stoję miedzy nimi, obaj czekają. Cholera mam rozstrzygnąć, czy co?, ale mediatora sobie znaleźli – myślę i chociaż już widzę jak frunę przez szybę zupełnie jak na filmach ,odpowiadam -TAK właśnie powiedziałeś, i po tych słowach kucharz wypycha grubasa za drzwi sprzedając kolejnego kopa na odchodne. Kompan neutralnie zachowuje dystans i korzysta z zamieszania by dopić smętne resztki coli, ale gdy wstaje również wylatuje na zewnątrz. .Przybiegają ubrani na czarno ochroniarze zjawia się inny południowiec, no i obaj krzyczą coś do siebie gardłowo. To już koniec przygód w tym miejscu. Dojadam bardzo wczesne śniadanie a dwaj Arabowie za blatem duży i mały pokrzykują coś do siebie przejęci.
komentarze
Hm,
doibry tekst.
Znaczy trzyma w napięciu i zaciekawia ta scenka.
pzdr
P.S. A słowo ,,falafel” to ciekawie brzmi, nigdy w sumie go nie słyszałem.
grześ -- 27.09.2008 - 15:28chm...
w takim razie pewnie nie jadłeś ; )
ernestto -- 27.09.2008 - 16:22pzdr.
Falafele jadałem
na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, też ostre
często i późnym wieczorem
miód w gębie :)
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 27.09.2008 - 18:52Dobrze, że trafiło
na takiego, co się nie bał.
A tamci?
Pewnie za pare dni znajdą mniejszego od siebie.
Takie bydlaki są aktywne, zawsze znajdą słabszego.
Igła -- 28.09.2008 - 14:56