Spytałem, bo sam się za takowego – “wierzącego agnostyka” – uważam :) Najkrócej rzecz ujmując polega to na tym, że czuję, że coś/ktoś tam jest, ale nie mam potrzeby nazywania tego, czy też wyboru z dostępnych sposobów opisu. Nieco metaforycznie, to postawa człowieka, który stoi nad brzegiem morza, patrzy w horyzont i wie, że gdzieś poza nim jest drugi brzeg. Nie rysuje jednak na piasku swoich wyobrażeń na jego temat.
Po prostu patrzy w horyzont i tęskni… I sama ta tęsknota daje moc. Tak, jak dają ją wędrówki po górach, czy gapienie się w rozgwieżdżone niebo w Puszczy Knyszyńskiej (dlatego akurat tam, że nigdzie indziej tylu gwiazd naraz nie widziałem). W sumie się cieszę, że mimo tych 4 dych na karku i kilku umiarkowanie wesołych doświadczeń, świat wciąż może doprowadzać człowieka do pionu – taka to “duchowość agnostyka” :)
Poldku
Spytałem, bo sam się za takowego – “wierzącego agnostyka” – uważam :) Najkrócej rzecz ujmując polega to na tym, że czuję, że coś/ktoś tam jest, ale nie mam potrzeby nazywania tego, czy też wyboru z dostępnych sposobów opisu. Nieco metaforycznie, to postawa człowieka, który stoi nad brzegiem morza, patrzy w horyzont i wie, że gdzieś poza nim jest drugi brzeg. Nie rysuje jednak na piasku swoich wyobrażeń na jego temat.
Po prostu patrzy w horyzont i tęskni… I sama ta tęsknota daje moc. Tak, jak dają ją wędrówki po górach, czy gapienie się w rozgwieżdżone niebo w Puszczy Knyszyńskiej (dlatego akurat tam, że nigdzie indziej tylu gwiazd naraz nie widziałem). W sumie się cieszę, że mimo tych 4 dych na karku i kilku umiarkowanie wesołych doświadczeń, świat wciąż może doprowadzać człowieka do pionu – taka to “duchowość agnostyka” :)
Pozdrowienia.
PS
Foxx -- 27.01.2012 - 09:12