powróciwszy z pracy z powodu dzisiaj Walentynki, śpieszę się odnieść do Pańskich kolejnych elukubracji (proszę docenić, że nie użyłam innego długiego słowa na e…).
Barsenian
Czy aby nie jest Pani zbyt przewrażliwiona na swoim punkcie?
Jestem. A co? Równie sensowne byłoby pytanie, czy niebo jest niebieskie…
Barsenian
Doceniam troskę o moje żyłki, ale proszę nie absorbować swej cennej uwagi takimi drobiazgami.
Chciałoby się, ja wiem. Natomiast nie rozumiem, z jakiej racji miałabym spełniać Pańskie prośby.
Barsenian
Co ma pęknąć, nie utonie.
Już dawno pękło, ale wiadomo, jakie są fizyczne właściwości skorupek – one pływają...
Barsenian
Niech Pani spróbuje odczytać moje frazy jako lekką ironię, a bardziej jako moją autoironię.
Czy bardzo zmartwi Pana wiadomość, że ta ironia, zmotoryzowana bądź nie, jest niestety wybitnie nieudolna?
Barsenian
O wiadomym słowie na “W” napomykam publicznie pierwszy raz. Poprzednio było to w liście do Pani.
To daje już dwa razy. Jeszcze mało?
Barsenian
O słowie “biedniaszka”. Używało się w mej rodzinie; znaczna część żyła na Kresach. Kontakty przed wojną były z nimi częste. Niedobitki – via Iran – odnalazły się w Anglii i Szwajcarii. Na szczęście odpowiednia wiedza powstrzymała ich po 1945 r. od przyjazdu pod nową okupację. Dzięki temu przeżyli.
A co mnie to obchodzi? Wydział personalny to nie tutaj…
Barsenian
Znam jeszcze inne słowa, które mogą Pani służyć do karmienia własnej podejrzliwości: n.p. horolezka, wyciąg, hak psychologiczny, dupowsporek, ławeczki, zjazdówka i szereg innych.
Mam zemdleć z zachwytu? Leżę sobie z laptopem, więc krzywdy sobie fizycznej tym nie zrobię.
Barsenian
Przy odrobinie wyobraźni może Pani na ich podstawie wysnuć na mój temat najbardziej makabryczne interpretacje. Ot, choćby imaginacja od słowa “zjazdówka”, czyli młoda kobieta, która robi karierę życiową jako osoba świadcząca usługi erotyczne uczestnikom zjazdów partyjnych PZPR. Idąc dalej tropem takich imaginacji można wykoncypować, że Hodowca to – z racji wieku – jakiś stary, wyuzdany komuch.
Tu przyznaję szczerze, że z tym wyuzdaniem jest coś na rzeczy, ze starością też. Komuchem jednak nie byłem.
Same nowości dla mnie…
Barsenian
Szczegółami z poprzedniego zdania nie będę Pani ekscytował, bo powiedziane jest, że “lepiej uwiesić kamień młyński u szyi i rzucić w odmęty morskie…”
Choć o pewnej szalonej nocy w niezapomnianej knajpie na ul. Juan Carlos Gomez w Montevideo mógłbym napisać zwariowane ale prawdziwe opowiadanie. A ten taniec z pomarańczą...
W wersji pisanej byłoby jednak ułomne, bo nie wszystko da się pokazać słowami.
Rankiem wracałem na statek boso ale w spodniach (w ostrogach też...); koszula gdzieś przepadła. Był tam wtedy początek lata. Zguby odnalazły się po paru miesiącach. Koszula była uprana i wyprasowana, a buty wypastowane i wyglansowane. Ta Kobieta znała swoje miejsce…
“A po trzech dniach, pamiętasz, w cukierence,
Wyśmiałam Ciebie okrutnie, tak na złość,
Że to Twój fach, Twój zawód i nic więcej,
Gdy płacą Ci, to bierz i patrz, czy dość!”
Barsenian
Inne znaczenie “zjazdówki” to: lina poliestrowa o średnicy 8 mm ( długość 80 m) służąca do zjazdów w ścianie skalnej w trakcie wycofania lub powrotu.
No ludzie kochani. Gretchen, miałaś rację, podryw na edukację to rzecz wybitnie absurdalna.
Barsenian
Jeśli popatrzy Pani na obcych ludzi z odrobiną życzliwego dystansu i z przymrużeniem oka, to okaże się, iż nie w każdym czyha wilk dybiący na najcenniejsze elementy Pani jestestwa. Albo i na całość...
Choć co do całości, gdybym był młodszy…? Hmm, nie wiem, nie jestem pewien…
Taka urocza, młoda i bojowa jędza…
Mogłyby być wrażenia jak na filarze Kazalnicy lub na diretissmie Mięgusza czy Niżnych Rysów zimą.
Mogłoby być jedynie wyjące z bólu, jako ten wilk, męskie ego.
Barsenian
Pozdrawiam Panią szczerze i serdecznie!
Ja również, a Pańską małżonkę to już w ogóle wyjątkowo gorąco!
Barsenian
PS. Pewno zaraz zostanę postępowo oskarżony o gorszące molestowanie młódki nadobnej.
Za późno. Co miało wisieć, to już utonęło.
Ja tu się produkuję, a i tak wszystkim najbardziej się spodoba podpis.
Panie Hodowco najukochańszy,
powróciwszy z pracy z powodu dzisiaj Walentynki, śpieszę się odnieść do Pańskich kolejnych elukubracji (proszę docenić, że nie użyłam innego długiego słowa na e…).
Czy aby nie jest Pani zbyt przewrażliwiona na swoim punkcie?
Jestem. A co? Równie sensowne byłoby pytanie, czy niebo jest niebieskie…
Doceniam troskę o moje żyłki, ale proszę nie absorbować swej cennej uwagi takimi drobiazgami.
Chciałoby się, ja wiem. Natomiast nie rozumiem, z jakiej racji miałabym spełniać Pańskie prośby.
Co ma pęknąć, nie utonie.
Już dawno pękło, ale wiadomo, jakie są fizyczne właściwości skorupek – one pływają...
Niech Pani spróbuje odczytać moje frazy jako lekką ironię, a bardziej jako moją autoironię.
Czy bardzo zmartwi Pana wiadomość, że ta ironia, zmotoryzowana bądź nie, jest niestety wybitnie nieudolna?
O wiadomym słowie na “W” napomykam publicznie pierwszy raz. Poprzednio było to w liście do Pani.
To daje już dwa razy. Jeszcze mało?
O słowie “biedniaszka”. Używało się w mej rodzinie; znaczna część żyła na Kresach. Kontakty przed wojną były z nimi częste. Niedobitki – via Iran – odnalazły się w Anglii i Szwajcarii. Na szczęście odpowiednia wiedza powstrzymała ich po 1945 r. od przyjazdu pod nową okupację. Dzięki temu przeżyli.
A co mnie to obchodzi? Wydział personalny to nie tutaj…
Znam jeszcze inne słowa, które mogą Pani służyć do karmienia własnej podejrzliwości: n.p. horolezka, wyciąg, hak psychologiczny, dupowsporek, ławeczki, zjazdówka i szereg innych.
Mam zemdleć z zachwytu? Leżę sobie z laptopem, więc krzywdy sobie fizycznej tym nie zrobię.
Przy odrobinie wyobraźni może Pani na ich podstawie wysnuć na mój temat najbardziej makabryczne interpretacje. Ot, choćby imaginacja od słowa “zjazdówka”, czyli młoda kobieta, która robi karierę życiową jako osoba świadcząca usługi erotyczne uczestnikom zjazdów partyjnych PZPR. Idąc dalej tropem takich imaginacji można wykoncypować, że Hodowca to – z racji wieku – jakiś stary, wyuzdany komuch.
Tu przyznaję szczerze, że z tym wyuzdaniem jest coś na rzeczy, ze starością też. Komuchem jednak nie byłem.
Same nowości dla mnie…
Szczegółami z poprzedniego zdania nie będę Pani ekscytował, bo powiedziane jest, że “lepiej uwiesić kamień młyński u szyi i rzucić w odmęty morskie…”
Choć o pewnej szalonej nocy w niezapomnianej knajpie na ul. Juan Carlos Gomez w Montevideo mógłbym napisać zwariowane ale prawdziwe opowiadanie. A ten taniec z pomarańczą...
W wersji pisanej byłoby jednak ułomne, bo nie wszystko da się pokazać słowami.
Rankiem wracałem na statek boso ale w spodniach (w ostrogach też...); koszula gdzieś przepadła. Był tam wtedy początek lata. Zguby odnalazły się po paru miesiącach. Koszula była uprana i wyprasowana, a buty wypastowane i wyglansowane. Ta Kobieta znała swoje miejsce…
“A po trzech dniach, pamiętasz, w cukierence,
Wyśmiałam Ciebie okrutnie, tak na złość,
Że to Twój fach, Twój zawód i nic więcej,
Gdy płacą Ci, to bierz i patrz, czy dość!”
Inne znaczenie “zjazdówki” to: lina poliestrowa o średnicy 8 mm ( długość 80 m) służąca do zjazdów w ścianie skalnej w trakcie wycofania lub powrotu.
No ludzie kochani. Gretchen, miałaś rację, podryw na edukację to rzecz wybitnie absurdalna.
Jeśli popatrzy Pani na obcych ludzi z odrobiną życzliwego dystansu i z przymrużeniem oka, to okaże się, iż nie w każdym czyha wilk dybiący na najcenniejsze elementy Pani jestestwa. Albo i na całość...
Choć co do całości, gdybym był młodszy…? Hmm, nie wiem, nie jestem pewien…
Taka urocza, młoda i bojowa jędza…
Mogłyby być wrażenia jak na filarze Kazalnicy lub na diretissmie Mięgusza czy Niżnych Rysów zimą.
Mogłoby być jedynie wyjące z bólu, jako ten wilk, męskie ego.
Pozdrawiam Panią szczerze i serdecznie!
Ja również, a Pańską małżonkę to już w ogóle wyjątkowo gorąco!
PS. Pewno zaraz zostanę postępowo oskarżony o gorszące molestowanie młódki nadobnej.
Za późno. Co miało wisieć, to już utonęło.
Ja tu się produkuję, a i tak wszystkim najbardziej się spodoba podpis.
Pino -- 14.02.2010 - 21:33