- nikt mnie nie kocha – nikt mnie nie pokocha (tu trochę wzmacniamy efekt) – jaka ja biedniutka jestem i znikąd ratunku (pojawienie się ratunku co prawda byłoby aboslutnie niebezpieczne dla niego, ale znikąd ratunku) – dlaczego jestem taka brzydka? no dlaczego? Przecież mogłabym być piękna, ale nie, oczywiście ja muszę być taka brzydka – nie ma jednego człowieka, który zrozumiałby mój skomplikowany świat wewnętrzny – mężczyźni są bez sensu jak motylek – niech mnie ktoś przyyyytuuuuli – nie zapłaciłam rachunku – jestem nieszczęśliwa
A potem się zaczyna. Kilka dni później okazuje się, że trąba powietrzna przy mnie jest jedynie nieporuszoną taflą jeziora.
Jedno słowo źle użyte, że o całym zdaniu nie wspomnę, staje się zapalnikiem.
Chcieć czegoś ode mnie, to już zdecydowana przesada. Jak można czegokolwiek ode mnie chcieć?!
Odpieprzcie się wszyscy!
Czy mnie ktoś coś daje, żeby miał prawo oczekiwać?
Kłapię i macham, rzucam się.
Przychodzi dzień zero, czyli dzień kocykowy i wszystkie fazy się mieszają.
A potem wszystko cichnie… Jestem aniołem… Kobietą piękną i dobrą, której uda się wszystko czego zapragnie… Jestem młoda i wszystko przede mną... Możliwości jak wachlarz się rozwijają...
Aż któregoś dnia zaczynam płakać w tramwaju.
To teraz pytam: jaki mężczyzna dałby sobie radę ze sobą mając taki, naturalnie wbudowany, mechanizm maniakalno-depresyjny?
Dorcia
Nieskończoność, fakt.
Moja lista:
- nikt mnie nie kocha – nikt mnie nie pokocha (tu trochę wzmacniamy efekt) – jaka ja biedniutka jestem i znikąd ratunku (pojawienie się ratunku co prawda byłoby aboslutnie niebezpieczne dla niego, ale znikąd ratunku) – dlaczego jestem taka brzydka? no dlaczego? Przecież mogłabym być piękna, ale nie, oczywiście ja muszę być taka brzydka – nie ma jednego człowieka, który zrozumiałby mój skomplikowany świat wewnętrzny – mężczyźni są bez sensu jak motylek – niech mnie ktoś przyyyytuuuuli – nie zapłaciłam rachunku – jestem nieszczęśliwa
A potem się zaczyna. Kilka dni później okazuje się, że trąba powietrzna przy mnie jest jedynie nieporuszoną taflą jeziora.
Jedno słowo źle użyte, że o całym zdaniu nie wspomnę, staje się zapalnikiem.
Chcieć czegoś ode mnie, to już zdecydowana przesada. Jak można czegokolwiek ode mnie chcieć?!
Odpieprzcie się wszyscy!
Czy mnie ktoś coś daje, żeby miał prawo oczekiwać?
Kłapię i macham, rzucam się.
Przychodzi dzień zero, czyli dzień kocykowy i wszystkie fazy się mieszają.
A potem wszystko cichnie… Jestem aniołem… Kobietą piękną i dobrą, której uda się wszystko czego zapragnie… Jestem młoda i wszystko przede mną... Możliwości jak wachlarz się rozwijają...
Aż któregoś dnia zaczynam płakać w tramwaju.
To teraz pytam: jaki mężczyzna dałby sobie radę ze sobą mając taki, naturalnie wbudowany, mechanizm maniakalno-depresyjny?
Hę?
Gretchen -- 12.02.2010 - 22:58