otwarcie archiwów nie oznacza, że trzeba je koniecznie opublikować w Internecie – co jest zresztą fizycznie nierealne i też niepotrzebne.
Wystarczyłoby otwarcie “konwencjonalne” czyli bez ograniczeń dla “wybranych badaczy”. W celu odfiltrowania “czytaczy z nudów” wystarczyłoby wprowadzić jakieś płatne bilety wstępu.
Nie sądzę też, by przed Archiwum ustawiały się kolejki. Już sam fakt, że każdy chętny mógłby bez przeszkód wejść i poczytać byłby wystarczającym straszakiem w większości przypadków, dzięki regule “gorejącej czapki” i braku efektu “zakazanego owocu”, a obieralni i decydenci nieobieralni do którejś tam półki lustrowani z urzędu i już.
No i oczywiście bez straszenia nas “bombą obyczajową”.
Panie Zbigniewie,
otwarcie archiwów nie oznacza, że trzeba je koniecznie opublikować w Internecie – co jest zresztą fizycznie nierealne i też niepotrzebne.
Wystarczyłoby otwarcie “konwencjonalne” czyli bez ograniczeń dla “wybranych badaczy”. W celu odfiltrowania “czytaczy z nudów” wystarczyłoby wprowadzić jakieś płatne bilety wstępu.
Nie sądzę też, by przed Archiwum ustawiały się kolejki. Już sam fakt, że każdy chętny mógłby bez przeszkód wejść i poczytać byłby wystarczającym straszakiem w większości przypadków, dzięki regule “gorejącej czapki” i braku efektu “zakazanego owocu”, a obieralni i decydenci nieobieralni do którejś tam półki lustrowani z urzędu i już.
No i oczywiście bez straszenia nas “bombą obyczajową”.
s e r g i u s z -- 22.09.2008 - 00:50