proszę się nie napraszać o komplementy, bo poniedziałek jest. A za komuny to był dzień bezmięsny. W poniedziałki dusery tylko na kartki.
Się z Panem w sprawie bandy nie zgadzam. Albo się czasy zmieniły, albo w dawnych latach w S. inne były bandy. Albo oba.
Nie można było chcieć. A ściślej, samo chcenie nie starczało.
W okolicy bandy były dwie. Jawnie konkurencyjne i strzelające się na kusze. Do bandy można było być przyjętym, albo nie. N strasznie się cieszył, jak go przyjęli, bo był chuderlawy (to widać na zdjęciu) i nie używał wyrazów. Dla dobrego wychowania wyniesionego z ubogiego, ale czystego domu.
Ale jego chcenie miało jedynie przedwstępny charakter. Dopiero jak go przyjęli to mógł zrobić kuszę i chodzić z nimi.
Klub to jest co innego. W klubie każdy, który spełni warunki członkostwa, ma psie prawo w fotelu siedzieć i kuriery czytać.
Może gadać, może milczeć. Może wódkę pić sam, albo w towarzystwie. Może rozrzucić roberka, albo sobie pasjanse rozkładać.
Banda ma zadania. Banda ma zwykle antybandę, bo nic lepiej jej nie dookreśla jak wróg.
Jak kogo w klubie dojdzie brzydki zapaszek, to sę dyskretnie na bok odsuwa i czeka aż ktoś posprząta. Nie jego jest sprawą czy ktoś miał niezawinioną gastryczną przypadłość, czy na butach coś przyniósł, czy też powinien być za kołnierz wzięty i za drzwi wystawiony.
W bandzie, jak ktoś smród robi, to zwykle jest śmiechem zabijany. W trudniejszych przypadkach się takiemu robi dintojrę, bo niektóre takie działanie jest wykluczające skutkować musi publicznym osądem, a nawet ewentualnym mordobiciem.
Z bandy wyklucza banda (bod dozorem herszta bandy). W klubie rządzi regulamin.
Ja bywam w klubie.
Nie należę do bandy.
Pozdrawiam
PS Jak Pan jeszcze raz mi tutaj urządzisz Hołd pruski, to bacz Pan, żebyś nie oglądnął sobie Batorego pod pskowem! No!
Panie Griszqu,
proszę się nie napraszać o komplementy, bo poniedziałek jest. A za komuny to był dzień bezmięsny. W poniedziałki dusery tylko na kartki.
Się z Panem w sprawie bandy nie zgadzam. Albo się czasy zmieniły, albo w dawnych latach w S. inne były bandy. Albo oba.
Nie można było chcieć. A ściślej, samo chcenie nie starczało.
W okolicy bandy były dwie. Jawnie konkurencyjne i strzelające się na kusze. Do bandy można było być przyjętym, albo nie. N strasznie się cieszył, jak go przyjęli, bo był chuderlawy (to widać na zdjęciu) i nie używał wyrazów. Dla dobrego wychowania wyniesionego z ubogiego, ale czystego domu.
Ale jego chcenie miało jedynie przedwstępny charakter. Dopiero jak go przyjęli to mógł zrobić kuszę i chodzić z nimi.
Klub to jest co innego. W klubie każdy, który spełni warunki członkostwa, ma psie prawo w fotelu siedzieć i kuriery czytać.
Może gadać, może milczeć. Może wódkę pić sam, albo w towarzystwie. Może rozrzucić roberka, albo sobie pasjanse rozkładać.
Banda ma zadania. Banda ma zwykle antybandę, bo nic lepiej jej nie dookreśla jak wróg.
Jak kogo w klubie dojdzie brzydki zapaszek, to sę dyskretnie na bok odsuwa i czeka aż ktoś posprząta. Nie jego jest sprawą czy ktoś miał niezawinioną gastryczną przypadłość, czy na butach coś przyniósł, czy też powinien być za kołnierz wzięty i za drzwi wystawiony.
W bandzie, jak ktoś smród robi, to zwykle jest śmiechem zabijany. W trudniejszych przypadkach się takiemu robi dintojrę, bo niektóre takie działanie jest wykluczające skutkować musi publicznym osądem, a nawet ewentualnym mordobiciem.
Z bandy wyklucza banda (bod dozorem herszta bandy). W klubie rządzi regulamin.
Ja bywam w klubie.
Nie należę do bandy.
Pozdrawiam
PS Jak Pan jeszcze raz mi tutaj urządzisz Hołd pruski, to bacz Pan, żebyś nie oglądnął sobie Batorego pod pskowem! No!
yayco -- 25.08.2008 - 10:40