dziękuję Pani za merytoryczny wpis, co tak rzadko się zdarza pod moimi notkami.
Problem z oceną odmiennych kultur jest mi bliski, bo robię to od lat. A raczej się staram.
Zawsze jest to problem. Odejście od ocen powoduje, że de facto akceptujemy czasem zbrodnię oczywistą. Jako przykład można podać to co w afrykańskich krajach muzułmańskich robi się małym dziewczynkom. Oczywistą jednak dla tylko nas, bo nie dla Sudańczyków. Nawet nie dla Sudanek, które nie wiedzą wcale, że są ofiarami.
Ale oceny tego rodzaju są stronnicze. Oceniamy innych przez pryzmat naszej kultury. To normalne i nic w tym nie ma złego, tak długo, jak długo wiemy, że nasza ocena jest subiektywna.
Jest różnica między stwierdzeniem “w moim domu noszenie kapci przy gościach uważane jest za przejaw buractwa”, a stanowczym “każdy kto nosi kapcie przy gościach, zawsze i wszędzie jest był i będzie burakiem”.
A zatem jeśli porównujemy i oceniamy, to warto zaznaczyć, z jakiej kultury wzięte są kryteria ocenne i jaki jest powód dla którego ocenianie jest możliwe.
Z drugiej strony, na poziomie naukowym, nie do obrony jest teza o wyższości jednej kultury nad inną.
Potrzebne są zawsze jakieś normy wspólne (a zatem jakaś płaszczyzna kontaktu kulturowego, żeby nie powiedzieć wspólnoty), dzięki którym da się znaleść wspólną miarę.
Oceny nadal nie są, co prawda, uniwersalne i obiektywne absolutnie, ale są zobiektywizowane w tym sensie, że miara jest miarą znaną i aprobowaną (choćby formalnie) i dla tych co oceniają, i tych, którzy są nią mierzeni.
Dla przykładu: jeżeli jakieś państwo jest członkiem ONZ, to można je oceniać wedle kryteriów wynikających z rezolucji tej zabawnej organizacji.
Albo, jeżeli taka dajmy na to Turcja (Rosja, Ukraina, Kosowo czy co tam bądź) deklaruje, że chce być Europą, to można, ba, nawet trzeba, mierzyć ją europejską miarą, a nie opowiadać historie o odmienności kulturowej.
Na zakończenie chciałbym dodać, że się nie czepiam, tylko zwracam uwagę
Szanowna Pani Magio,
dziękuję Pani za merytoryczny wpis, co tak rzadko się zdarza pod moimi notkami.
Problem z oceną odmiennych kultur jest mi bliski, bo robię to od lat. A raczej się staram.
Zawsze jest to problem. Odejście od ocen powoduje, że de facto akceptujemy czasem zbrodnię oczywistą. Jako przykład można podać to co w afrykańskich krajach muzułmańskich robi się małym dziewczynkom. Oczywistą jednak dla tylko nas, bo nie dla Sudańczyków. Nawet nie dla Sudanek, które nie wiedzą wcale, że są ofiarami.
Ale oceny tego rodzaju są stronnicze. Oceniamy innych przez pryzmat naszej kultury. To normalne i nic w tym nie ma złego, tak długo, jak długo wiemy, że nasza ocena jest subiektywna.
Jest różnica między stwierdzeniem “w moim domu noszenie kapci przy gościach uważane jest za przejaw buractwa”, a stanowczym “każdy kto nosi kapcie przy gościach, zawsze i wszędzie jest był i będzie burakiem”.
A zatem jeśli porównujemy i oceniamy, to warto zaznaczyć, z jakiej kultury wzięte są kryteria ocenne i jaki jest powód dla którego ocenianie jest możliwe.
Z drugiej strony, na poziomie naukowym, nie do obrony jest teza o wyższości jednej kultury nad inną.
Potrzebne są zawsze jakieś normy wspólne (a zatem jakaś płaszczyzna kontaktu kulturowego, żeby nie powiedzieć wspólnoty), dzięki którym da się znaleść wspólną miarę.
Oceny nadal nie są, co prawda, uniwersalne i obiektywne absolutnie, ale są zobiektywizowane w tym sensie, że miara jest miarą znaną i aprobowaną (choćby formalnie) i dla tych co oceniają, i tych, którzy są nią mierzeni.
Dla przykładu: jeżeli jakieś państwo jest członkiem ONZ, to można je oceniać wedle kryteriów wynikających z rezolucji tej zabawnej organizacji.
Albo, jeżeli taka dajmy na to Turcja (Rosja, Ukraina, Kosowo czy co tam bądź) deklaruje, że chce być Europą, to można, ba, nawet trzeba, mierzyć ją europejską miarą, a nie opowiadać historie o odmienności kulturowej.
Na zakończenie chciałbym dodać, że się nie czepiam, tylko zwracam uwagę
Pozdrawiam, wracając do swoich baranów
yayco -- 02.07.2008 - 12:43