I jak tu nie popaść w pesymizm, a nawet w rozpacz i rezygnację? Człowiek pisze wyraźnie w tytule: Gawędy o niczym, a ludzie swoje.
Do tego, jeśli tylko ktoś poważy się choćby nieśmiało próbować zaszczepić na polskim gruncie choćby namiastkę typowo amerykańskiej dumy, pewności siebie i samochwalstwa pozytywnego, nim kwestię skończy, już zostanie zatupany i wyśmiany przy pomocy głośnego rechotu szyderstwa, przez co może się poczuć tak łyso, jak kolejny prezenter Amway, któremu widownia uciekła zaraz po narysowaniu na tablicy pierwszego kółka.
Klucz do tej dziwności zdaje się tkwić w zagadkowej, niby pustej przestrzeni pomiędzy zwyczajowym sentymentem a nawet uwielbieniem dla Ameryki z jej mitem pucybuta, a odruchowym szyderstwem w bezpośrednim kontakcie z dowolnym propagatorem tego mitu, gadającym po polsku i do tego w Polsce.
Z czegu tu się śmiać? Tu płakać by wypadało nad stopniem i powszechnością niezrozumienia elementarnych związków między jakością myślenia i jakością życia. Nie trzeba od razu znać tajników NLP, żeby wiedzieć o co chodzi, zwykła mądrość ludowa wystarczy. A tu rechot. Tymczasem śmiejemy się tak naprawdę z tego, co jest “tajemnicą” powodzenia innych.
Patrząc na ostatnie kilkanaście lat, śmiem twierdzić, że “śmieszni” dystrybutorzy różnych sieci marketingowych zrobili w Polsce więcej dla przełamania odruchu rechotu ze spraw niezrozumiałych dotąd, a przecież ważnych, niż wszelka rodzima pseudo-edukacja*.
[*] pseudo- dla tej przyczyny, że odbywająca się w/g wzorca z czasów PRL: wy udajecie, że nam płacicie, a my udajemy, że pracujemy. Tutaj: dzieciaki udają, że się uczą, a nauczyciele udają, że nauczają. Podczas gdy jednym i drugim chodzi głównie o to, by mieć to z głowy, jak najmniejszym kosztem. I mamy, co mamy.
Dlatego takich tekstów jak ten Pański, trzeba nam jak chleba.
Panie Yayco
I jak tu nie popaść w pesymizm, a nawet w rozpacz i rezygnację? Człowiek pisze wyraźnie w tytule: Gawędy o niczym, a ludzie swoje.
Do tego, jeśli tylko ktoś poważy się choćby nieśmiało próbować zaszczepić na polskim gruncie choćby namiastkę typowo amerykańskiej dumy, pewności siebie i samochwalstwa pozytywnego, nim kwestię skończy, już zostanie zatupany i wyśmiany przy pomocy głośnego rechotu szyderstwa, przez co może się poczuć tak łyso, jak kolejny prezenter Amway, któremu widownia uciekła zaraz po narysowaniu na tablicy pierwszego kółka.
Klucz do tej dziwności zdaje się tkwić w zagadkowej, niby pustej przestrzeni pomiędzy zwyczajowym sentymentem a nawet uwielbieniem dla Ameryki z jej mitem pucybuta, a odruchowym szyderstwem w bezpośrednim kontakcie z dowolnym propagatorem tego mitu, gadającym po polsku i do tego w Polsce.
Z czegu tu się śmiać? Tu płakać by wypadało nad stopniem i powszechnością niezrozumienia elementarnych związków między jakością myślenia i jakością życia. Nie trzeba od razu znać tajników NLP, żeby wiedzieć o co chodzi, zwykła mądrość ludowa wystarczy. A tu rechot. Tymczasem śmiejemy się tak naprawdę z tego, co jest “tajemnicą” powodzenia innych.
Patrząc na ostatnie kilkanaście lat, śmiem twierdzić, że “śmieszni” dystrybutorzy różnych sieci marketingowych zrobili w Polsce więcej dla przełamania odruchu rechotu ze spraw niezrozumiałych dotąd, a przecież ważnych, niż wszelka rodzima pseudo-edukacja*.
[*] pseudo- dla tej przyczyny, że odbywająca się w/g wzorca z czasów PRL: wy udajecie, że nam płacicie, a my udajemy, że pracujemy. Tutaj: dzieciaki udają, że się uczą, a nauczyciele udają, że nauczają. Podczas gdy jednym i drugim chodzi głównie o to, by mieć to z głowy, jak najmniejszym kosztem. I mamy, co mamy.
Dlatego takich tekstów jak ten Pański, trzeba nam jak chleba.
s e r g i u s z -- 07.02.2008 - 04:45