Nie wiem, czy to było ekstremalne, ale...

Nie wiem, czy to było ekstremalne, ale...

Odwiedziłem rodzinkę w świętokrzyskiej wsi.
Wuje wyjmuje z kredensu butelczynę “Absolwenta”. Zielonkawego z paprochami w środku. Zdziwiłem się, bo nie wiedziałem o tym nowym gatunku tej wódzi.
Szklanki były dwie.
Ta większa zapełniła się alkoholem.
Wypiłem.
Umarłem.
Powstałem.
Bo to jednak bimber był.
A do popicia przegorąca herbata.
Po chwili na stole stanął talerz, a na nim upieczony bardzo mały kurczak.
Mięsko było bardzo smaczne, tylko po tym bimbrze miałem duży problem w utrzymaniu tych drobniutkich kosteczek w pijaniutkich paluszkach.
Potem okazało się, że to gołąbek był.
Gołąbek w pokoju.
Jak się okazuje, pokój to bardzo niepewna sprawa.

It`s good to be a (un)hater!


Kulinarne przygody By: docentstopczyk (31 komentarzy) 15 styczeń, 2008 - 01:03