Szkoła po polsku

Przyszedł maj, przyszły matury. Egzamin dojrzałości. I to nie byle jakiej. Otóż matura jest certyfikatem dojrzałości intelektualnej. Przynajmniej w pewnym stopniu. Dzisiejszy Dziennik donosi, że Marcin Król i Antoni Libera muszą nad swoją intelektualną dojrzałością jeszcze popracować. Król nie przecisną się przez maturalne sito, a Libera ledwie dał radę. Śmiech przez łzy. Ten zabawny przypadek naukowca głupola i pisarza nieuka każe się zastanowić nad miejscem, w którym znalazła się polska edukacja.

Świat wędruje, powiedziałby Balcerowicz. Polska szkoła śmieje się wędrującemu światu w twarz i mówi językiem kuratorów i nauczycieli: mam gdzieś wędrówki, będę tu, gdzie jestem. Rechocze ustami kolejnych ministrów edukacji, których praca ogranicza się właściwie do przeglądu listy lektur. Świat zwiał przed polskim szkolnictwem. Polska szkoła jest na tyle zła, że chyba równie dobrze mogłoby jej nie być. Matura niezdana przez renomowanego filozofa: proszę bardzo. Nie dostosował się do standardów. Głupi czy co? Nie wie, że szkoła nie jest miejscem debaty, dyskusji, finezji? Nie wie, że szkoła nie jest miejscem, w którym premiuje się, banał, myślenie? Polska szkoła unika wyzwań współczesności. Wciąż każe na pamięć uczyć się dopływów Wisły, stolic świata. Podczas wykładania programu sprzed kilkudziesięciu lat zagubiona młodzież używa wynalazków XXI wieku, aby podczas nudnych lekcji nagrywać jak śmieszna koleżanka, śmiesznemu koledze, robi, za przeproszeniem, laskę. Polska szkoła uczy o mitochondiriach, pierwszych Piastach, uczy umiłowania Pana Boga w Trójcy Jedynego Prawdziwego, a na przerwach robi świetny klimat do tego, aby jeden z drugim uczniem nawrzucali nauczycielce od kobiet lekkich obyczajów, a nauczycielom od męskich narządów płciowych. Co na to nauczyciele? A no jak można się domyślić, rośnie wśród nich entuzjazm w stosunku do kar cielesnych. Nic dziwnego, jakby mnie jakiś szczeniak brzydko nazwał też bym mu do, przepraszam, dupska chętnie nakopał; o ile oczywiście dałbym radę. Dzisiejszy młodzieniec wspomagany kreatyną, białkiem, pokrzepiony wielogodzinnymi codziennymi treningami na siłowni, mógłby być trudnym przeciwnikiem. Jednak u statystycznego nauczyciela nie pojawia się głębsza refleksja. Statystyczny nauczyciel, będąc produktem tego samego modelu szkoły, nie jest skory do refleksji. Jak każdy, kto się denerwuje, jest skłonny chwycić za kosę i ściąć kilka niepokornych łbów. I koniec. A, że filozof nie zdał matury? Śmieszne. Głupi jakiś ten filozof.

Świat zwiał polskiej szkole. Uczniowie też jej zwiali. Kto wychowuje uczniów? Rodzina? Szkoła? A może Kościół? Nie sądzę. Uczniów trenuje podkultura, która trenuje także ich kolegów, rodziców i kolegów rodziców. Polski uczeń wiedzę czerpie z YouTube, coraz mizerniejszych filmów opowiadających głównie o wybuchach, pościgach i cysternach krwi. Szkoła się na to obraża i w duchu fałszywej i udawanej dyscypliny, z zamiarem ulepienia za pomocą romantycznej literatury „lepszego człowieka” buduje wielką fikcję, dziwiąc się, że uczniowie jej nie wierzą. Szkoła nie wie, z czego lepić dzisiejszego człowieka, bo nie zauważyła, jaką rewolucję przeszedł budulec społecznego gmachu. Dzisiejszy uczeń to, jak mawia Gucksmann globalny nihilista. Szkoła sama wepchnęła go w objęcia globalnego nihilizmu. Zaszyła się gdzieś w ubiegłym wieku i nie zamierza rozdrapać historycznej skorupy, którą obrosła. Oddała pole ssaniu, które wytworzył Spiderman i komórki.

Czego więc brakuje polskiej szkole? Od czego by zacząć… Polskiej szkole brakuje autorefleksji. Jej demiurgiczna moc już dawno się zdewaluowała, o czym ona sama woli nie wiedzieć. Potrzebna jest reforma, która będzie starała się dogonić zmykający świat. Potrzebna jest rewolucja na miarę Soboru Watykańskiego II, podczas którego Kościół przyznał, że świat mu zwiał i że zamierza go gonić. Szkolny dzwonek został wymyślony, aby dzieci były przyzwyczajane do przemysłowego drylu podczas pracy w fabryce. Zbyt wiele osób w fabrykach już nie pracuje, ale dzwonek pozostał (oczywiście nie mam nic przeciwko dzwonkowi, jest on eufunkcjonalny, chodziło mi o przedstawienie pewnego mechanizmu).

Polska szkoła powinna wyposażyć uczniów w narzędzia radzenia sobie z rzeczywistością i samymi sobą. -Opisz budowę pantofelka; uczeń opisze (przynajmniej teoretycznie). –Powiedz, czym jest życie; nie da rady. Naukowe dowody na ewolucję; uczeń przedstawi (przynajmniej teoretycznie) – czym jest nauka; nie da rady. Dlatego uczeń nie rozróżniając argumentów naukowych od nienaukowych uzna, że na równi z dowodami można postawić kreacjonizm, światowy spisek amerykańskiego rządu etc. Popkultura karmi się tą niewiedzą i produkuje rzesze głupkowatych wykształciuchów, którzy potrafią nawać dopływy Wisły, ale nie widzą związku między tym, czego się nauczyli, a tym co dotyka ich w życiu.

W polskiej szkole nie ma psychologii, podczas której dzieciarnia mogłaby usłyszeć, że wkładanie komuś kosza na głowę jest niehalo, która mogłaby powiedzieć, że kupowanie wcale do szczęścia jednego z drugim nie doprowadzi. W polskiej szkole nie ma zajęć z socjologii, która powiedziałaby, że społeczeństwo, to wbrew temu, co mówi ksiądz z ambony (acz nie każdy), to nie tylko Polacy-Rodacy, ale też pewne procesy, z których warto byłoby zdawać sobie sprawę. W polskiej szkole nie ma edukacji seksualnej z milczącym przyzwoleniem na to, aby uczniowie uczyli się o „tych sprawach” na trzepakach, gdzie zostanie im wyjaśnione, że mężczyzna dobry, to ten, który ma długiego, a pedał to najgorsze stworzenie na świecie. W polskiej szkole nie ma antropologii, która powiedziałaby, że Polska, a nawet Europa nie są we wszechświecie centrum, pomimo tego, że jak się patrzy na mapę takie wrażenie odnieść można. Taka antropologia, która mogłaby powiedzieć, że nasz system liczbowy nie jest jedynym zesłanym przez absolut; w Ameryce południowej istniał system dwudziestkowy, ponieważ tamtejsi rzadziej niż Europejczycy nosili buty. Interdyscyplinarność w polskiej szkole ogranicza się do słów pani nauczycielki: „zapewne mieliście to już na polskim/historii”. W szkole nie ma etyki, na której jeden z drugim usłyszałby o zarodku nie tylko tyle, więcej niż na biologii i na kółku różańcowym. W polskiej szkole, i tu ukłon w stronę liberałów, nie ma prawdziwej nauki o tym jak radzić sobie w skórze homo economicus.

Dlaczego grzęznę w takich szczegółach? Ponieważ uważam, że szkoła powinna dawać narzędzia do samookreślania kierunków, a nie dawać zardzewiałe drogowskazy. Szkoła powinna uczyć, i tu obrzydliwy banał, samodzielnie myśleć. W przeciwnym razie egzamin dojrzałości (intelektualnej) otrzymają kolejni średniacy, a jeden z drugim profesorem, wg polskiej szkoły powinni jeszcze trochę popracować.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm, witam,

ostra, pewnie w dużej mierze celna diagnoza.
Ale jak dla mnie skupiasz się tylko na krytyce, nie za bardzo dając program pozytywny, no i piszesz: szkoła to, szkoła tamto, ale ci powiem, że czesto jest tak, że ty się wysilasz, dajesz z siebie, a napotykasz się na mur obojętnośći, znudzenia, lenistwa.
Wiem, bo tak sam miałem, że czasem olewałem sobie nauczycieli i porzedmioty różne, choć nie było wiele do zarzucenia im.

A i szkołę tworzą nie tylko nauczyciele, nie da się zrobić dobrej szkoły bez wspólpracy rodziców i uczniów.

A i ztym brakiem myślenia, to zalezy, są świetni uczniowie, świetni nauczyciele, jest czesto ferment intelektualny, są i sukcesy, choć pewnie masz rację, że bywa źle też bardzo.

Pozdrówka


witam

i od razu gratuluję dobrego wpisu

p.s ja słyszałem że sporo osób połozyło się na odpowiedzi jak nazywa się osoba prowadząca bloga…

pozdrawiam
Prezes , Traktor, Redaktor


No Max, bo to nie łatwe takie

bloger, blogier mógłby być, blagier albo nawet blogujący
:)
Polski język nie jest łatwy.

A tak w ogóle to teksty Króla i Libery trochę mnie rozczarowały jak na maturalne prace.
Znaczy Króla, bo Libery mi się czytać nie chciało.


Ho Ho Ho!

Chwila moment i od razu takie ciepłe przyjęcie? Bardzo mi miło. Nie komentuje komentarzy jeszcze, bo poruszam się na tekstowisku po omacku. Czas wykorzystuję na zapoznawanie się z nowym środowiskiem.

Pozdrawiam


No Ezekielu,

a jakie ma być przyjęcie?
W końcu same przyjazne tu istoty, no może nie wszystkie , są wyjątki, taki Max np. złośliwy człek:)
A oczywiście w ramach zapoznawania to mnie możesz poczytać, znaczy moje teksty, o, a czemu nie.

pzdr


Grzesiu,

wiadomo, że Twoje teksty są o wiele ciekawsze…
Ale coś mi się zdaje, że wszyscy piszecie nieznając egzaminu (części podstawowej i rozszerzonej). Daję Wam słowo, a można je ściągnąć np. z onetu, że nie mielibyście z ich rozwiązaniem żadnego kłopotu. Ba, ręczę swoja głową. I choć w artykule jest wiele prawdy o naszej współczesnej szkole, wiele jest też nieprawdy, opartej na stereotypach osoby, która, tak przypuszczam, nie jest ze szkołą związana.
Któryś z Was pisze, że nie czytał tekstu Króla i Libery. Jakiego tekstu? Przecież takich nie było?
Na poziomie podstawowym był tekst I.Janke, na rozszerzonym – Miłosza.
A więc Panowie, najpierw przeczytajcie, później komentujcie.
A może spróbować zastanowić się, dlaczego im (Król i Libera) tak słabo wyszła ta próba?


MagdoF,

moje teksty sa nudne a nie ciekawe, to raz.

Dwa wiem, jakie teksty były na maturze, chodzi mi o zabawe ,,dziennika”, która kazała Królowi pisać maturę (wypracowanie) na poziomie podstawowym, a Liberze na rozszerzonym i te teksty przejrzałem, o nich tyż autor pisze, że nie zdali.

Co do nieznajomości matury, mas zrację, bo nie znam się specjalnie na nowej maturze, choć ze szkołą trochę wspólnego mam, ale z póxniejszym jej etapem.

A co do tekstu Ezekiela, no też się zgadzam, że jedzie trochę jednostronnie i stereotypami w tekście.


Grześ

najczęściej właśnie szkołę zabijają stereotypy + MEN.
Zlikwidować MEN I CKE, dać większą władzę dyrekcji i nauczycielom!!!
A egzamin maturalny, na obu poziomach, był bardzo ciekawy i solidnie przygotowany.


Panie Ezekielu!

Ja pozwolę sobie dodać łyżkę dziegciu do tych dwóch łyżek miodu.

Szkoła nie jest instytucją wychowawczą. Jedyny aspekt wychowawczy szkoły to niszczenie niezależności i twórczości u dziecka, tak aby nie odstawało od przeciętnej.

Od wychowywania są rodzice, nawet gdy państwo utrzymuje, że to ono wie lepiej jak dzieci wychowywać. Tak się składa, że wychowywać może tylko człowiek. Instytucja nie jest w stanie tego zrobić. Jedyna organizacja społeczna mająca ograniczone sukcesy wychowawcze to harcerstwo. Jak przestudiuje Pan metodykę harcerską, o może Pan odkryje dlaczego tak jest.

Wprowadzanie psychologii do szkoły niczego nie załatwi. Spokojnie można zanaleźć w psychologii poglądy mówiące, że ekspresja własnej osobowości jest ważniejsza niż normy współżycia czy szacunek dla drugiego człowieka. Wiem, że są to bzdury, ale na pewno znajdzie się autorytet gotowy potwierdzić słuszność przytoczonego poglądu.

Generalnie szkoła nie jest taka najgorsza. Wystarczy źeby była nieobowiązkowa i by stworzone zostały klasy czy nawet szkoły dla dzieci wybitnie uzdolnionych. To wystarczy żeby poziom poszybował w górę niebotycznie.

Pozdrawiam


MagdaF:

O ile obstaje raczej za decentralizacją, tak decentralizacja w oświacie może pogłębić edukacyjne nierówności, które i tak są już ogromne. Zresztą jeśli się zdecentralizuje szkolnictwo, jest zagrożenie, że się ono zamerykanizuje, czego byśmy nie chcieli. Nie trudno sobie wyobrazić, że szkoły bardzo dobre powstawałyby tam, gdzie jest inteligenka tradycja, swobodny dostęp do kultury, etc. A jakieś podkarpacie, czy białostocczyzna ugrzęzłoby w marazmie. Niech tam sobie będzie, że władza w ręce rad, ale nie cała.

Pozdrawiam


grześ

Mogę się tylko przyznać do jednostronności. W końcu nie przedtawiam tu wyników badań, a tylko to mogłoby uchronić, i to zapwne nie w pełni, od subiektywizmu. To jest tekst pisany “na żywo”, a przedstawione w nim zagadnienia to te, które najbardziej rzuciły mi się w oczy.

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski:

Z tym, że ogromna większość rodziców nie ma zielonego pojęcia jak dzieci wychowywać. Jeżeli się tego podejmuje, to z marnym skutkiem, bo dzieci wolą wychowywać siebie nawzajem, a często jest tak, że rodzic w ogóle do wychowania się nie przykłada i co mu tam wyrośnie z tego dziecka, to będzie miłością bezwarunkową kochał.

Instytucja nie jest autonomicznym bytem, który swoją metaobecnością wpływa na ludzi. W instytucjach są/powinni być przeszkoleni ludzie. Jednocześnie przyznaje Pan, że pewne instytucje są zdolne do wychowywania. Myślę, że i szkoła może wychowywać ludzi. Oczywiście uważam, że jest to bardzo trudne zagadnienie.

Nie znam tej szkoły psychologicznej. Możliwe, że taka istnieje. Nie trwierdzę, że sama psychologia coś by zmieniła. Trzeba usadowić ją w pewnym systemie przedmiotów, który byłby funkcjonalny wobec nowych czasów. Dlatego widzę w szkole również silną etykę, ale nie taką na której dostaje się oceny za to, że się ściągnie na kartkówce od kolegi, tylko taką, w której jest żywa debata. Na lekcjach tzw wychwy, czyli godziny wychowawczej, prowadziliśmy czasami zażarte spory (a było to nie tak dawno). Niestety takie lekcje, które rozwijały umiejętność słuchania i dyskusji odbywały się raz na kilka miesięcy.

Szkoła jest fatalna. Takie jest moje zdanie.

Po wtórę inteligencja nie jest zdobyta ab ovo. Jest funkcją stymulacji mózgownicy. Wiele przypadków blizniąt jednojajowych rozdzielonych przy urodzeniu pokazuje, że w zależności od tego w jakim otoczeniu się rozwijali, jedno zniczy było bardzo inteligentne, drugie przeciętne. Szkoła powinna stymulować, a nie robić wyspy dla młodzieży, która i tak już posiada kapitał kulturowy. Zresztą takie wyspy istnieją: nazywają się szkoły społęczne, albo prywatne. Uczniowie tam uczęszczający są nader rozwinięci, dlatego, że ich rodziców stać na czesne. Poziom edukacji z tego powodu nie poszybował pod chmury.

pozdrawiam


Ja skończyłem

biedną, komuszą szkołę z apelami i akademiami “ku czci”.

Mam wrażenie, że moje dzieci skończyły szkołę, już w wolnej Polsce, na poziomie parafialnej szkółki niedzielnej dla polskich emigrantów w Buffalo.

Na dodatek mają komputery.


autor

No zgoda, więc cóż zrobić? Czy mamy już dziś, na starcie, wystarczający potencjał w nauczycielach by zacząć zmiany, czy najpierw trzeba przygotować kadrę?
Bo nie oszukujmy się, szkoła to ludzie, jacy oni są, taka jest szkoła. Oczywiście ster w rękach nauczycieli, dyrekcji, czy jest w odpowiednich rękach i naprawdę nie potrzeba żadnych gruntownych reform, poza odcięciem pępowiny MEN?


Panie Ezekielu!

Rodzice nie muszą chcieć wychowywać. Oni wychowują nawet wtedy, gdy się od tego odżegnują. Nawet wtedy, gdy widzą dzieci raz na tydzień, a na co dzień opiekują się nimi nianie, guwernantki czy guwernerzy, to też rodzice decydują o wychowaniu. Tak to działa, bez względu na to co piszą pedagodzy.

Niestety nie ma instytucji zdolnych do wychowania. Są tylko ludzie. To wynika ze sposobu w jaki kształtuje się psychika. Wiara w instytucje jest piękna ale oparta na fałszywych założeniach. Przykro mi.

Nie mam nic przeciwko dyskusji w szkole. Ale szkoła ma uczyć, a nie wychowywać. Dlatego zajęcia z etyki mogą być poświęcone wiedzy o moralności – etyce, a nie wychowaniu. Żadna lekcja nie wychowa, bo kształtuje inną sferę psychiki. Lekcje służą przekazywaniu wiedzy i kształtują element racjonalny psychiki.

W Wielkiej Brytanii uczeń kończący szkołę gimnazjalną, mając 16 lat może nie umieć pisać i czytać. To jest standard europejski. Czy na pewno powinniśmy równać w tę stronę?

Inteligencja jest miarą sprawności procesów poznawczych, a wyrażana jest za pomocą miary jaką jest iloraz inteligencji. Na ogólny wynik w pomiarze ilorazu inteligencji wpływają dwa czynniki: potencjał intelektualny (inteligencja płynna) i wiedza (inteligencja skrystalizowana). Ten drugi rodzaj zależy od środowiska. Ten pierwszy nie.

Szkoły społeczne czy prywatne nie mają nic wspólnego ze szkołami dla dzieci wybitnie uzdolnionych. Średni potencjał intelektualny dzieci w szkołach prywatnych nie może odbiegać od tego jaki jest w szkołach ogółem, bo nie ma zależności pomiędzy zamożnością rodziców, a możliwościami intelektualnymi dzieci.

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski:

Mówiąc o wychowaniu sensu stricto rozumiemy świadome oddziaływanie. Mówiąc o wychowaniu sensu largo wychowanie to całe otoczenie, które oddziałuje na podmiot wychowywany, że tak brzydko powiem. Tak więc rodzice, którzy nie wychowuja sensu stricto, wychowują sensu largo zaszczepiając przypadkiem w dziecku brak empatii, narcyzm etc etc. Swoją drogą w jaki sposób może Pan rozpoznać proces wychowawczy, jeżeli nie opierając się o zdaniu pedagogów?

Pańska niewiara w instytucje opiera się na postrzeganiu ich absurdalnie holistycznie. Patrząc na instytucję widzi Pan “byt”, nie zauważając, że w instytucjach znajdują się ludzie. Same instytucje zaś pełnią również funkcję kultrotwórcze, więc oddziałują i na ludzi, i szerzej- na kulturę.

Nie zgadzam się z redukowaniem zadań szkoły tylko do edukacji. Szkoła powinna wychowywać spłęcznie przystosowane jednostki (oczywiście nie kierują mną jakieś totalitarne ciągoty. Chodzi mi o to, żeby uczniowie zdawali sobie sprawę z tego, że “ten drugi” jest takim samym człowiekiem jak “ja”. Tyle wystarczy).

Oczywiście szkoła powinna uczyć racjonalności i tym samym oddziaływać powinna na sferę nieracjonalności, bo wszystko to jest jednym połączonym bajzlem w naszych głowach.

Czy ja mówię, że należy obniżać poziom edukacji? Jestem nawet skłonny podwyższyć wymagania, ale tylko w przypadku zupełnego zredefiniowania modelu nauczania, który jest reliktem minionej epoki.

Jest około miliarda definicji inteligencji, stąd sam termin jest raczej konotacyjny. Iloraz inteligencji jest bardzo czesto krytykowany. Dam Panu przykład jak wiedza oddziałuje na potencjał intelektualny:
Jeśli ktoś poznał zasady logiki (wiedza) tym łatwiej jest mu rozwiązywać wiele problemów (inteligencja).

Myli się Pan. Jest olbrzymia zależność między możliwościami intelektualnymi dzieci a zamoznością ich rodziców. Dzieci, których rodziców stać na stymulację intelektualną ch dzieci są o wiele bardziej rozwinięte niż dzieci, których roziców na ich stymulację nie stać, albo na stymulacji własnych dzieci im nie zależy. Przytłaczająca większość tzw ludzi niedorozwiniętych w stopniu lekkim, to ludzie niestymulowani intelektualnie.

Oczywiście są pewne predyspozycje do bycia “inteligentnym”, takie jak reaktywność, wrazliwość na bodźce, etc, (stąd biorą się inteligentne dzieci z biednych rodzin) ale wiele z nich można nadgonić przez odpowiednie wychowanie.

Pozdrawiam


Panie Jerzy

Nie zgodzę się z Panem. A co z dziećmi z domów dziecka, albo adoptowanymi, osieroconymi i wychowywanymi przez na przykład dziadków?
Tych dzieci nie wychowują rodzice. Kiedy tak spojrzę na swoje życie, to moje wychowanie to funkcja oddziaływania na mnie wielu osób. Nie tylko z rodziny. To nauczyciele, trenerzy,duchowni, ludzie, z którymi życie mnie złączyło.
Rodzina wbrew pozorom często szkodzi, ogranicza, blokuje. Wtedy szansą dla dzieciak jest tylko trafienie pod opiekę wychowawaczą kogoś mądrego.
Instytucja szkoły, może być tak zorganizowana, że daje możliwość i nauki i wychowania. Jej obecna forma ogranicza wg mnie i to i to. Z rozmów ze znajomymi nauczycielami wiem, że tylko ich powołanie daje siły i jeszcze chęci by coś z dzieciakami robić pomimo instytucji.
Mój ukochany dyrektor, już nie żyje, był człowiekiem instytucją, harcerzem, patriotą, wychowawcą wielu pokoleń.


AnnaP:

Zgadzam się z Panią w pełni. A co do samej technicznej strony reformy, który to wątek poruszyłą Pani w poprzednim wpisie, to nie wiem jak należałoby to zrobić. Wilką siłą inercji szkoły są sami nauczyciele, którzy nie rozumieją świata, w którym przyszło im uczyć. Ich mentalność to mentalność PRL, a w najlepszym przypadku telewizora. I o ile rewolucje telewizyjną potrafią zrozumieć, tak w internecie, globalizacji, komórkach i mp4 widzą tylko jakieś tam głupawe wynalazki. Nie rozumieją, że dzięki nim na ich oczach dzieje się kolejna rewolucja.

Pozdrawiam


ezekiel

chyba nie jest aż tak źle, mam sporo znajomych nauczycieli, może to kwestia odejścia tych właśnie z czasów PRL?


Hm, trochę się czepnę znowu,

np. pamiętam z LO nauczycieli tych z czasu PRL jak tu mówicie czyli starszych, którzy np. zaczynali uczyć na początku lat 80-tych czy wcześąniej i byli dobrzy, byli tyż świezo po studiach niektórzy, co byli słabi.
Dla mnie nie ma to znaczenia.
Można było być w PRL swietnym nauczycielem i było takich mnóstwo, teraz można być beznadziejnym i tyż niewiele rozumieć z cywilizacji czy procesów różnych choć się ma np. 30 lat.

A i jeszcze jedno, nie ma tak, by nauczyciel młody był bardzo dobry, znaczy może być poełen pasji, ciekawy, inteligentny, mądry, zaangażowany, lepiej rozumieć się z uczniami, ale jednak do tyego by być naprawdę świetnym, to trza te kilka lat porzepracować, poznać młodych, dowiedzieć się wiele, pogadać ze starszymi nauczycielami, coś przeżyć.

Od razu nikt nie będzie dobrym nauczycielem, tak jak zresztą w każdej pracy jest, że kto zaczyna, ten się dopiero uczy.


Anna P.

myślę, że , jak w każdym zawodzie, potencjał mamy i taki, i średni. Ale przecież doskonaleniem nauczycieli zajmują się ponoć wyspecjalizowane ośrodki (ODN-y i CODN). A może tak zrobic kontrolę? Może żyją one tylko dla siebie? Pamięta Pani, jakie wielkie było halo, gdy Giertych zdymisjonował dyr. CODN. Ile było protestów. A jakoś nikt nie zainteresował się merytoryczną stroną jego działalności? Czy to nie hipokryzja i obłuda?
Znam to środowisko i wiem, że decyzja była słuszna. Naprawdę, proszę mi wierzyć. Bez względu, kto miałby ją podjąć, (jaki rząd), byłabym ZA.


Magda&grześ

Magda jak dla mnie te ośrodki można zlikwidować, a nauczyciele mogą się dokształcąć w dostępnych na rynku uczelniach, o ile chcą lub naprawdę muszą.
Grześ pełna zgoda.


A jeszcze apropos szkoleń, to jest różnie,

ja np. byłem na kilku i powiem tak: jedno (a właściwie kurs) to była strata czasu i z powodu prowadzących iz powodu braku chyba koncepcji tego kursu, jednym słowem nieciekawie.
Ale uczestniczyłem w szkoleniach kilku tyż, krótkich po 2, 3 godziny, prowadzonych przez 2 osoby, które mają uprawnienia do przeprowadzania takich szkoleń i były to rzeczy, które i były ciekawe i mi się jakoś przydało.

A i CODN chyba też organizuje np. konferencje naukowe, byłem na jednej wspólorganizowanej przez MEN, British Council i jeszcze kogoś i było to też doświadczenie w sumie korzystne.

Pozdrawiam.


grześ

i ja bym optowała za sprywatyzowaniem tego typu ośrodków, wtedy z oferty wypadną szkolenia, które są stratą czasu i istnieją dla uzasadnienia czyjegoś bytu chyba tylko, albo wymysłu urzędników.


AnnoP,

możliwe, że masz rację, nie znam się za bardzo na tym.
Może Sajonara się pojawi, to nam coś o szkoleniach tyż napisze jako ktoś bardziej doświadczony niż ja, zresztą zdarzało się mu pisać i to chyba raczej krytycznie.

pzdr


Panie Ezekielu!

post-nowoczesny

Mówiąc o wychowaniu sensu stricto rozumiemy świadome oddziaływanie. Mówiąc o wychowaniu sensu largo wychowanie to całe otoczenie, które oddziałuje na podmiot wychowywany, że tak brzydko powiem. Tak więc rodzice, którzy nie wychowują sensu stricto, wychowują sensu largo zaszczepiając przypadkiem w dziecku brak empatii, narcyzm etc etc. Swoją drogą w jaki sposób może Pan rozpoznać proces wychowawczy, jeżeli nie opierając się o zdaniu pedagogów?

Ponieważ jest Pan tu nowy, to drobna informacja o mnie: jestem psychologiem, co nie jest tajemnicą dla uczestników tutejszych dyskusji, a model umysłu jest w centrum mojego zainteresowania. Pedagogika jest dziedziną stosowaną wykorzystującą zdobycze psychologii. Zatem oparcie się na wiedzy z zakresu psychologii, a w szczególności na wiedzy o funkcjonowaniu i rozwoju psychiki jest rzeczą bardziej wskazaną niż opieranie się na koncepcjach zastosowania wiedzy psychologicznej. Ponieważ nie ma jednej, powszechnie akceptowanej teorii psychiki, zatem nie ma jednej, powszechnie akceptowanej teorii pedagogicznej. Stąd moja wstrzemięźliwość w powoływaniu się na wiedzę pedagogiczną, choć szkolenie podyplomowe mam zaliczone.

Pańska niewiara w instytucje opiera się na postrzeganiu ich absurdalnie holistycznie. Patrząc na instytucję widzi Pan „byt”, nie zauważając, że w instytucjach znajdują się ludzie. Same instytucje zaś pełnią również funkcję kulturotwórcze, więc oddziałują i na ludzi, i szerzej- na kulturę.

Oddziaływania na kulturę nie mieszczą się w przedmiocie dyskusji. Nauczyciel, dziadkowie czy instruktor harcerski mogą stać się substytutem rodziców w procesie wychowania. Niemniej, jeśli rodzice spotykają się z dzieckiem, to oni są czynnikiem oddziałującym najmocniej, zaś wszyscy inni mogą tylko modyfikować ten wpływ.

Nie zgadzam się z redukowaniem zadań szkoły tylko do edukacji. Szkoła powinna wychowywać społecznie przystosowane jednostki (oczywiście nie kierują mną jakieś totalitarne ciągoty. Chodzi mi o to, żeby uczniowie zdawali sobie sprawę z tego, że “ten drugi” jest takim samym człowiekiem jak “ja”. Tyle wystarczy).

Szkoła, telewizja i inne instytucje mogą wpływać na powierzchnię psychiki czyli na to, jak się dziecko będzie podczas oddziaływania i tuż po zachowywać. System wartości, między innymi normy moralne, wynosi się z domu i nawet kościołowi z ponad 1000 lat tradycji oddziaływania na wiernych nie udało się wypracować metody wdrukowania norm w „owieczki”. Tym bardziej nie ma szans szkoła. Zatem może Pan być przeciw, tylko co to da?

Oczywiście szkoła powinna uczyć racjonalności i tym samym oddziaływać powinna na sferę nieracjonalności, bo wszystko to jest jednym połączonym bajzlem w naszych głowach.

Psychika nie jest dwubiegunowa. (Wiem, że tego nie wykładają na uniwersytetach, ale to nie moja wina.) Oddziaływanie za pomocą instrukcji działa tylko na sferę racjonalną. Sfery nieracjonalne, co najmniej dwie, są kształtowane w zupełnie inny sposób. Zatem nie da ich się kształtować tym samym narzędziem. Жалко. Szkoła ma dawać wiedzę. Resztą niech się zajmuje jak najmniej.

Czy ja mówię, że należy obniżać poziom edukacji? Jestem nawet skłonny podwyższyć wymagania, ale tylko w przypadku zupełnego przedefiniowania modelu nauczania, który jest reliktem minionej epoki.

Przymusowa oświata nie może być najlepsza. Choćby, dlatego że marnuje energię na uczenie jednostek odpornych na wiedzę.

Jest około miliarda definicji inteligencji, stąd sam termin jest raczej konotacyjny. Iloraz inteligencji jest bardzo często krytykowany. Dam Panu przykład jak wiedza oddziałuje na potencjał intelektualny:
Jeśli ktoś poznał zasady logiki (wiedza) tym łatwiej jest mu rozwiązywać wiele problemów (inteligencja).

Jakoś mnie Pan nie przekonał. Znam zasady logiki matematycznej i nie ma to żadnego wpływu na moje zdolności intelektualne. Natomiast rozwiązywanie problemów, bywa dla ludzi wybitnie inteligentnych czasem bardzo trudne. Zatem przedstawiony przykład jest obok inteligencji i niczego nie dowodzi.

Myli się Pan. Jest olbrzymia zależność między możliwościami intelektualnymi dzieci a zamożnością ich rodziców. Dzieci, których rodziców stać na stymulację intelektualną ich dzieci są o wiele bardziej rozwinięte niż dzieci, których rodziców na ich stymulację nie stać, albo na stymulacji własnych dzieci im nie zależy. Przytłaczająca większość tzw ludzi niedorozwiniętych w stopniu lekkim, to ludzie niestymulowani intelektualnie.

Z mojej praktyki zawodowej mogę przytoczyć przykład dziecka skierowanego do psychologa z podejrzeniem upośledzenia, które okazało się wybitnie inteligentne. Jeśli zatem opiera Pan swoje przemyślenia na ocenie intelektu dokonywanej „na oko”, to zgodzę się, że coś jest na rzeczy. Solidnie zdiagnozowani ludzie mając lekki deficyt intelektu, więc znajdujący się w dole szeroko pojętej normy, nie znajdą się tam tylko, dlatego że mamusia nie czytała im wystarczająco długo. Można takie dzieci wyszkolić tak, aby w testach wiedzy wypadały trochę lepiej. niemniej są metody badania potencjału intelektualnego i wtedy kawa wychodzi na ławę.

Oczywiście są pewne predyspozycje do bycia „inteligentnym”, takie jak reaktywność, wrażliwość na bodźce, etc, (stąd biorą się inteligentne dzieci z biednych rodzin) ale wiele z nich można nadgonić przez odpowiednie wychowanie.

Przykro mi, ale zupełnie nie wiem co reaktywność czy wrażliwość na bodźce ma do inteligencji. Jak jestem daltonistą to procesy przetwarzania informacji są u mnie słabsze? A ślepy jest z definicji idiotą?! Panie Ezekielu!

Pozdrawiam


Pani Anno!

AnnaP

Nie zgodzę się z Panem. A co z dziećmi z domów dziecka, albo adoptowanymi, osieroconymi i wychowywanymi przez na przykład dziadków?

Mają przechlapane (dzieci z domów dziecka), zależy czy dziadkowie wejdą w role rodzicielskie. Ale może się Pani nie zgadzać. Ma Pani prawo.

Tych dzieci nie wychowują rodzice. Kiedy tak spojrzę na swoje życie, to moje wychowanie to funkcja oddziaływania na mnie wielu osób. Nie tylko z rodziny. To nauczyciele, trenerzy, duchowni, ludzie, z którymi życie mnie złączyło.

Różnica między oddziaływaniem a wychowaniem jest taka, że oddziaływania jesteśmy świadomi, zaś wychowanie dzieje się samo. Oczywiście może mi Pani nie wierzyć.

Rodzina wbrew pozorom często szkodzi, ogranicza, blokuje. Wtedy szansą dla dzieciak jest tylko trafienie pod opiekę wychowawczą kogoś mądrego.

Czy ja twierdzę, że skutki wychowania są pozytywne. Nie! W wyniku wychowania popełnimy wszystkie błędy popełniane przez naszych rodziców.

Instytucja szkoły, może być tak zorganizowana, że daje możliwość i nauki, i wychowania. Jej obecna forma ogranicza wg mnie i to, i to. Z rozmów ze znajomymi nauczycielami wiem, że tylko ich powołanie daje siły i jeszcze chęci by coś z dzieciakami robić pomimo instytucji.

Jak już tu pisałem instytucja nie może wychowywać, gdyż nie dysponuje instrumentami kształtującymi nieracjonalne sfery psychiki. Może to robić nauczyciel, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Mój ukochany dyrektor, już nie żyje, był człowiekiem instytucją, harcerzem, patriotą, wychowawcą wielu pokoleń.

Tak się składa, że jeśli tenże dyrektor miał wiedzę z zakresu metodyki harcerskiej, to wiedział jak wychowywać (jest to jedyna skuteczna metoda wychowawcza). Bycie harcerzem tłumaczyłoby dlaczego odnosił sukcesy wychowawcze, choć zawsze istnieje problem jak je mierzyć.

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski:

Jeżeli jest Pna psychologiem, to jest Pan rozgrzeszony. Moje pytanie wzięło się z nadzwyczaj częstej niewiary w nauki humanistyczne najczęściej będące domeną ludzi, którzy mieli z nimi do czynienia tylko w “Najwyższym czasie”.

Co do nieistnienia jednej powszechnie akceptowanej teorii psychologicznej to powiem więcej: nie ma jednej powszechnie akceptowanej teorii stosuknów międzynarodowych, teorii politologicznej, teorii władzy, teorii takiej i owakiej. Czy to powoduje, że gałęzie tych dziedzin są mało wiarygodne?

Ależ kultura mieści się jak najbardziej w dyskusji. Uważam, że zachowania społęczne są pochodną kultury. Wierze również w sprzężenia zwrotne między wzorcami i trendami, które te trendy tworzą. Aby nie bełkotać: akt przemocy nie jest autonomiczny. Jest czymś spowodowany i powoduje określone reakcje. W pewnym momencie ludzie stają się zakładnikami przemocy tworząc klimat, który sprzyja multiplikacji podobnych aktów. Jednak wierzę również w trend odwrotny, gdzie akt zrozuienia rozprzestrzenia się jak domino. Szkoła powinna być tym miejscem gdzie ten drugi trend stara się materializować.

Rodzice wytwarzają w dzieciach ssanie na mp4, na oglądanie włatców much, na pranie się i publikowanie tego w Internecie? To się nie klei na chłopski rozum. Nie zgodzę się w tym, że normy moralne wynosi się z domu. można sprowadzić taki tok rozumowania ad absurdum bardzo łatwo. Dzieci nie plują na krzyże. Boją się tego jak mało czego. Jest to rodzaj bardzo silnie osadzonej normy moralnej. Jednak jeśli rodzice im przekazali, to znaczy, że im też przekazali
rodzice, a im ich rodzice. I tak dochodzimy do pnia: wszyscy jesteśmy dziećmi 12 apostołów. Nie! Kultura nakłada na nas pewne normy, a od rodzicó tylko cześć kulturowych zachowań (w tym norm moralnych) otrzymujemy.

Co do niewiary w instytucje zdolne zmieniać mormy moralne, chciałbym zauważyć o niedawnej pogardzie dla czarnych, których to instytucje wzięły w obronę, przez co zmieniły normy moralne spoleczeństw. Przykłady można mnożyć, kobiety i ich prawa wyborcze, niepostrzeganie zwierząt jedynie jako żródła pożywienia, ale jako autonomiczne istoty.

Szkoła uczy zachowań społęcznych, nawet jeśli nie robi tego celoqwo. Jest ona zbiorowiskiem czniów, między którymi zachodzą pewne interakcje. Jeśli szkoła nie uczestniczy w tych interakcjach, wtedy wśród uczniów wytwarza się niezrdowa hierarchia z kozłami ofiarnymi na samym dole. Nie wierzy Pan, że można zminimalizować instytucję kozłą ofiarnego?

Pozdrawiam


Panie Ezekielu!

Niestety nie mogę Panu przyznać racji. Kultura jest kostiumem jaki przywdziewa człowiek żeby realizować swoje cele.

Jaka norma jest realizowana, czy stoi za parciem na posiadanie mp4 lub oglądaniem „włatców much”. To jest sztafaż. Normą jest konieczność bycia na czasie lub swobodnego stosunku do bycia na czasie. To jest norma, a nie posiadanie takiego czy innego gadżetu.

Zachowanie jest czymś innym niż norma. Norma jest jednym z, co najmniej, trzech czynników psychicznych wpływających na zachowanie. Zatem podobieństwo zachowań nie musi świadczyć o podobieństwie norm. To jest trochę bardziej złożone zagadnienie niż się Panu wydaje.

Gra w kozła ofiarnego jest opisana przez Eryka Berna w książce „Games people play” („W co grają ludzie”). Jest to typowe zachowanie społeczne człowieka nagminnie stosowane poza szkołą. Co ma to wspólnego z dyskusją o szkole?

Powinien Pan zobaczyć jak w kraju, gdzie oficjalnie premiuje się różnorodność, zwykli ludzie traktują odmieńców. W jednej z gazet polonijnych czytałem tekst o pracy kierowcy autobusu. Opisywany był przypadek, gdzie wychodząca z autobusu grupa białej młodzieży przechodziła koło Hinduski. Każda osoba z tej grupy biła ją w twarz a ona nie śmiała zaprotestować. To się dzieje w kraju, gdzie oskarżenie o prześladowanie na tle rasowym pogrąża gwiazdy. Oficjalne stanowisko państwa i normy stosowane przez ludzi to zupełnie inne rzeczy. Przykro mi, nie ma Pan racji.

Pozdrawiam


Niby dobry tekst

Polskiej szkole brakuje autorefleksji. Jej demiurgiczna moc już dawno się zdewaluowała, o czym ona sama woli nie wiedzieć. Potrzebna jest reforma, która będzie starała się dogonić zmykający świat.
Niby racja, ale…. zanim zacząłem pracować juz myślałem jak zmienić skostniałą oświatę. Dalej sobie mogę myśleć, pisać bloga, gadać z nauczycielami, którzy wiedzą o potrzebie zmian, a potem przeczytać, ze brakuje polskiej szkole autorefleksji. Polskiej szkole czyli komu??czemu??

Szkoła nie wie, z czego lepić dzisiejszego człowieka, bo nie zauważyła, jaką rewolucję przeszedł budulec społecznego gmachu.
Szkoła jest wykonawcą woli narodu. Naród wybiera władzę, która od lat gmera nieznośnie przy szkole zamieniając nauczyciela w urzędnika. Z lepienia nikt szkoły nie rozlicza, za to kontroluje się czy skutecznie ogłupia się młodsze pokolenia. Dochodzi do paradoksu gdzie na poziomie rady pedagogicznej wiemy co robic (przynajmniej pozornie, ale na nic nasza wiedza skoro narzędzi brak, a zwierzchnicy oczekują zupełnie czego innego.

W polskiej szkole nie ma psychologii, podczas której dzieciarnia mogłaby usłyszeć, że wkładanie komuś kosza na głowę jest niehalo, która mogłaby powiedzieć, że kupowanie wcale do szczęścia jednego z drugim nie doprowadzi.
A bez tej psychologii to nie słyszeli, że wkładanie kosza na głowę jest niehalo? Jakoś co drugi dzień nie wkładają.

Reszty nie komentuję.
Na pierwszy rzut oka to ciekawy tekst. Sporo w nim racji, ale rozwiazania przynajmniej ta krztyna opierają sie na chciejstwie, o którym kiedyś pisałem. Zadekretować zajęcia z psychologii, socjologii czy ekonomii miałyby uzdrowić polskie szkolnictwo. tylko czy te zajęcia wygrają z podkulturą? Czy nastolatek, który posługuje się zupełnie odmiennym kodem językowym od nawet kilka lat starszych studentów coś zrozumie z tych zajęć? Czy zanim opracujemy programy tych zajęć, świat znowu nie odjedzie o kilka lat świetlnych? i kto miałby opracować te programy?


Subskrybuj zawartość