Panie Ezekielu!

Panie Ezekielu!

post-nowoczesny

Mówiąc o wychowaniu sensu stricto rozumiemy świadome oddziaływanie. Mówiąc o wychowaniu sensu largo wychowanie to całe otoczenie, które oddziałuje na podmiot wychowywany, że tak brzydko powiem. Tak więc rodzice, którzy nie wychowują sensu stricto, wychowują sensu largo zaszczepiając przypadkiem w dziecku brak empatii, narcyzm etc etc. Swoją drogą w jaki sposób może Pan rozpoznać proces wychowawczy, jeżeli nie opierając się o zdaniu pedagogów?

Ponieważ jest Pan tu nowy, to drobna informacja o mnie: jestem psychologiem, co nie jest tajemnicą dla uczestników tutejszych dyskusji, a model umysłu jest w centrum mojego zainteresowania. Pedagogika jest dziedziną stosowaną wykorzystującą zdobycze psychologii. Zatem oparcie się na wiedzy z zakresu psychologii, a w szczególności na wiedzy o funkcjonowaniu i rozwoju psychiki jest rzeczą bardziej wskazaną niż opieranie się na koncepcjach zastosowania wiedzy psychologicznej. Ponieważ nie ma jednej, powszechnie akceptowanej teorii psychiki, zatem nie ma jednej, powszechnie akceptowanej teorii pedagogicznej. Stąd moja wstrzemięźliwość w powoływaniu się na wiedzę pedagogiczną, choć szkolenie podyplomowe mam zaliczone.

Pańska niewiara w instytucje opiera się na postrzeganiu ich absurdalnie holistycznie. Patrząc na instytucję widzi Pan „byt”, nie zauważając, że w instytucjach znajdują się ludzie. Same instytucje zaś pełnią również funkcję kulturotwórcze, więc oddziałują i na ludzi, i szerzej- na kulturę.

Oddziaływania na kulturę nie mieszczą się w przedmiocie dyskusji. Nauczyciel, dziadkowie czy instruktor harcerski mogą stać się substytutem rodziców w procesie wychowania. Niemniej, jeśli rodzice spotykają się z dzieckiem, to oni są czynnikiem oddziałującym najmocniej, zaś wszyscy inni mogą tylko modyfikować ten wpływ.

Nie zgadzam się z redukowaniem zadań szkoły tylko do edukacji. Szkoła powinna wychowywać społecznie przystosowane jednostki (oczywiście nie kierują mną jakieś totalitarne ciągoty. Chodzi mi o to, żeby uczniowie zdawali sobie sprawę z tego, że “ten drugi” jest takim samym człowiekiem jak “ja”. Tyle wystarczy).

Szkoła, telewizja i inne instytucje mogą wpływać na powierzchnię psychiki czyli na to, jak się dziecko będzie podczas oddziaływania i tuż po zachowywać. System wartości, między innymi normy moralne, wynosi się z domu i nawet kościołowi z ponad 1000 lat tradycji oddziaływania na wiernych nie udało się wypracować metody wdrukowania norm w „owieczki”. Tym bardziej nie ma szans szkoła. Zatem może Pan być przeciw, tylko co to da?

Oczywiście szkoła powinna uczyć racjonalności i tym samym oddziaływać powinna na sferę nieracjonalności, bo wszystko to jest jednym połączonym bajzlem w naszych głowach.

Psychika nie jest dwubiegunowa. (Wiem, że tego nie wykładają na uniwersytetach, ale to nie moja wina.) Oddziaływanie za pomocą instrukcji działa tylko na sferę racjonalną. Sfery nieracjonalne, co najmniej dwie, są kształtowane w zupełnie inny sposób. Zatem nie da ich się kształtować tym samym narzędziem. Жалко. Szkoła ma dawać wiedzę. Resztą niech się zajmuje jak najmniej.

Czy ja mówię, że należy obniżać poziom edukacji? Jestem nawet skłonny podwyższyć wymagania, ale tylko w przypadku zupełnego przedefiniowania modelu nauczania, który jest reliktem minionej epoki.

Przymusowa oświata nie może być najlepsza. Choćby, dlatego że marnuje energię na uczenie jednostek odpornych na wiedzę.

Jest około miliarda definicji inteligencji, stąd sam termin jest raczej konotacyjny. Iloraz inteligencji jest bardzo często krytykowany. Dam Panu przykład jak wiedza oddziałuje na potencjał intelektualny:
Jeśli ktoś poznał zasady logiki (wiedza) tym łatwiej jest mu rozwiązywać wiele problemów (inteligencja).

Jakoś mnie Pan nie przekonał. Znam zasady logiki matematycznej i nie ma to żadnego wpływu na moje zdolności intelektualne. Natomiast rozwiązywanie problemów, bywa dla ludzi wybitnie inteligentnych czasem bardzo trudne. Zatem przedstawiony przykład jest obok inteligencji i niczego nie dowodzi.

Myli się Pan. Jest olbrzymia zależność między możliwościami intelektualnymi dzieci a zamożnością ich rodziców. Dzieci, których rodziców stać na stymulację intelektualną ich dzieci są o wiele bardziej rozwinięte niż dzieci, których rodziców na ich stymulację nie stać, albo na stymulacji własnych dzieci im nie zależy. Przytłaczająca większość tzw ludzi niedorozwiniętych w stopniu lekkim, to ludzie niestymulowani intelektualnie.

Z mojej praktyki zawodowej mogę przytoczyć przykład dziecka skierowanego do psychologa z podejrzeniem upośledzenia, które okazało się wybitnie inteligentne. Jeśli zatem opiera Pan swoje przemyślenia na ocenie intelektu dokonywanej „na oko”, to zgodzę się, że coś jest na rzeczy. Solidnie zdiagnozowani ludzie mając lekki deficyt intelektu, więc znajdujący się w dole szeroko pojętej normy, nie znajdą się tam tylko, dlatego że mamusia nie czytała im wystarczająco długo. Można takie dzieci wyszkolić tak, aby w testach wiedzy wypadały trochę lepiej. niemniej są metody badania potencjału intelektualnego i wtedy kawa wychodzi na ławę.

Oczywiście są pewne predyspozycje do bycia „inteligentnym”, takie jak reaktywność, wrażliwość na bodźce, etc, (stąd biorą się inteligentne dzieci z biednych rodzin) ale wiele z nich można nadgonić przez odpowiednie wychowanie.

Przykro mi, ale zupełnie nie wiem co reaktywność czy wrażliwość na bodźce ma do inteligencji. Jak jestem daltonistą to procesy przetwarzania informacji są u mnie słabsze? A ślepy jest z definicji idiotą?! Panie Ezekielu!

Pozdrawiam


Szkoła po polsku By: post-nowoczesny (31 komentarzy) 6 maj, 2008 - 23:05