Po Wołyniu była Galicja

22 lutego 1944 roku Komenda AK Lwów wydała ważne opracowanie, które omawiało „gorącą” sytuację w Galicji (Małopolsce) Wschodniej. Przytaczam jego obszerne fragmenty.

Opinia publiczna Małopolski Wsch[odniej], powoli jednak opinia reszty kraju, w ostatnich miesiącach pozostaje pod stale pogłębiającym się wrażeniem ogromnej fali masowych i bestialskich mordów na ludności polskiej na całych połaciach połudn[iowo]-wsch[odniej] części Polski. Fala mordów wzmaga się nieomal z każdym dniem i grozi objęciem formalnem powstaniem ludności ukraińskiej na całym terenie Małopolski Wschodniej.
Jeżeli nawet uwzględni się okoliczności, że w całym kraju wre właściwie nieustanna walka z najeźdźcą i że – w dosłownym słowa znaczeniu – niema zakątka Polski, gdzieby dziś było spokojnie i bezkrwawo, to jednak obraz Małopolski Wsch[odniej] w ostatnich czasach rzeczywistość malowała specjalnie czarnymi barwami; osadem krwi mordowanej ludności polskiej i dymami pożarów płonących polskich osiedli lub całych nawet polskich wsi. (...) Do łun wojny dołączyły się tutaj jeszcze i inne łuny, do strug krwi jeszcze głębsze potoki krwi polskiej, wylanej i wytaczanej bez mała każdego dnia, raczej każdej złowrogiej nocy, na każdej niemal piędzi tej ziemi przez podstępne, tchórzliwe bandy trzeciego wroga Narodu naszego, przez zbirów ukraińskich spod różnych znaków ich podziemnej przynależności bojowej.
Tę robotę swoją podjęli Ukraińcy na zimno, mordują według politycznego planu, z hasłem zupełnego oczyszczenia w ich mniemaniu ukraińskich terytoriów z elementu polskiego.

Dalej opracowanie omawia przechwycony przez AK rozkaz UPA, który zamieszczam w formie podanej w opracowaniu Komańskiego i Siekierki (pogrubienia moje):

1. Do 25 lutego 1944 r. wójtowie gmin mają przeprowadzić spis wszystkich mężczyzn Ukraińców w wieku od 18 do 55 lat, którzy mają być w pogotowiu mobilizacyjnym.
2. Do 28 lutego wszyscy robotnicy fachowcy mają się przeprowadzić z miasta na wieś.
3. Projektuje się napady na miasta w biały dzień, a nie w nocy. W związku z tym ludności ukraińskiej w mieście zostanie wyznaczone miejsce, z którym mają się znaleźć.
4. W związku z sukcesami bolszewików należy przyspieszyć likwidację Polaków, w pień wycinać, czysto polskie wsie palić, we wsiach mieszanych niszczyć tylko ludność polską. Zagrody polskie palić tylko w takim przypadku, jeżeli są one oddalone od ukraińskich co najmniej 15 metrów.
5. Za zamordowanie jednego Ukraińca, czy przez Polaka, czy przez Niemców – rozstrzelać 100 Polaków.
6. Prowadzić wywiad wśród Polaków, badać siłę oporu i stopień uzbrojenia. Do wywiadu używać kalek i dzieci.
7. Przygotować w lasach rowy strzeleckie, gromadzić w nich słomę.
8. Gromadzić naftę i benzynę. Wieśniacy mają oddać 50% nafty otrzymanej jako premię za odstawione kontyngenty.
9. W czasie napadu na miasto uwolnić więźniów.
10. Gdy podczas mordowania Polaków przez pomyłkę zostanie zabity Ukrainiec – sprawca zostanie ukarany śmiercią.
11. Sporządzić listę volksdeutschów.
12. Zlikwidować niemieckich konfidentów.
13. Zdawać wyznaczony kontyngent na rzecz UPA.
Hasło: „Nasza noc, nasz las”

Był to zatem rozkaz wszczęcia antypolskiej (bo przecież nie antyniemieckiej) rebelii.

Następnie autor opracowania AK stwierdza: Informacje dalsze wskazują, że nowsze rozkazy U.P.A. określiły już termin ostatecznego wyniszczenia Polaków. Do kwietnia [1944 r.] po San ma się wyrżnąć ludność polską bez reszty. (...)
Uderza (...) dziwnie powściągliwe stanowisko Ukraińców wobec akcji eksterminacyjnej band U.P.A. Polityczne koła ukraińskie zachowują w tej kwestii delikatne milczenie. Wśród ukraińskich sfer inteligentnych w razie zahaczenia o ten temat, dają się słyszeć głosy raczej o tym, że to bandy polskie i żydowskie napadają na wsie ukraińskie i mordują tam ukraińską ludność. (...)
Przed nami w ogniu nasilenia czwarta kampania ukraińsko-polska: Małopolska Wsch[odnia]. (...) Teraz bandy U.P.A. mają rozkazy do generalnej akcji eksterminacyjnej ludności polskiej. Do ostatniego śladu zetrzeć mają wszystko co polskie z naszych wsi i miast! (...)
Tymczasem niewiedzącym dokładnie wyjaśnić trzeba, że w grupach bojowych armii U.P.A. nie ma z pewnością żadnych zagadnień filozoficznych, żadnych problemów moralnych czy etycznych. Tam w ogóle inteligentów jest nader mało. Przywódcami, ba, komendantami wyższych rang są ludzie prości, jeżeli już nie chłopi, najczęściej zwyczajni sobie inteligentni wiejscy, którzy zajmują placówki choćby nawet „pułkowników”. Rzecz nie do uwierzenia w naszych stosunkach i warunkach. (...)

W pewnym momencie opracowania przerażony sytuacją analityk woła: „Wyrżną nas!”

Historyk ukraińskiego podziemia nacjonalistycznego Grzegorz Motyka jako wyjaśnienie „antypolskiej akcji” w Galicji (Małopolsce) Wschodniej cytuje natomiast zachowany w kijowskim archiwum rozkaz głównodowodzącego UPA Romana Szuchewycza-”Tarasa Czuprynki” z maja 1944 (będący, jak się Motyce wydaje, odzwierciedleniem wcześniejszych zamiarów UPA):

Z uwagi na oficjalne stanowisko polskiego rządu w sprawie współpracy z Sowietami należy Polaków z naszych ziem usuwać. Proszę to tak rozumieć: dawać polskiej ludności polecenia wyprowadzenia się w ciągu kilku dni na rdzennie polskie ziemie. Jeżeli tego nie wykonają, wtedy wysyłać bojówki, które mężczyzn będą likwidować, a chaty i majątek palić (rozbierać). Jeszcze raz zwracam przy tym uwagę na to, żeby Polaków wzywać do opuszczenia ziemi i dopiero później likwidować, a nie na odwrót (proszę na to zwrócić szczególną uwagę).

W tym miejscu pozwolę sobie na polemikę z G. Motyką. Motyka, starający się w swojej pracy wszelkie wątpliwości rozstrzygać na korzyść Ukraińców, cytuje powyższy rozkaz i – mimo że przerażony jego treścią – twierdzi, że zamiary ukraińskiego dowództwa były łagodniejsze niż przypisują mu polscy publicyści. Chodzi o zamiar mordowania „tylko” mężczyzn oraz (jak sądzę) o wezwania do „opuszczenia ukraińskich ziem”. Ponadto Motyce wydaje się, że „generalna depolonizacja” miała nastąpić dopiero w kwietniu 1944 roku a w lutym i marcu miało mieć miejsce tylko swoiste przygotowanie polegające na atakowaniu silniejszych wsi. Przyznam, że obraz wynikający z publikacji polskich publicystów jest rzeczywiście inny od obrazu przedstawianego przez Motykę. Według moich obliczeń, opartych na spisach ofiar, największe nasilenie mordów przypadło na marzec 1944 roku. Do kwietnia 1944 niemal brak doniesień o wzywaniu Polaków do opuszczenia swoich domów. Wezwania (powinno być: wypędzenia) te zaczynają pojawiać się na większą skalę dopiero od połowy kwietnia. Ponadto w miesiącach marzec-kwiecień 1944 jest tak wiele przykładów eksterminacji całych miejscowości bez względu na wiek i płeć, że należy postawić sobie pytanie, czy do kwietnia-maja 1944 r. zamiary kierownictwa UPA były rzeczywiście „łagodniejsze”. Znacznie bardziej do obrazu sytuacji pasuje ww. opracowanie AK oraz pierwszy cytowany rozkaz, który o wypędzaniu Polaków nic nie wspomina lecz nakazuje wycinać ich „w pień” – a więc wszystkich bez wyjątku. Tych dokumentów Motyka nie zauważa.
Dopiero od maja 1944 skala napadów na Polaków mierzona liczbą ofiar, znacznie spadnie, co należałoby wiązać właśnie z owym majowym rozkazem Szuchewycza. Nie może to dziwić – znacznie łatwiej „walczyło” się podkomendnym „Czuprynki” z kobietami i dziećmi niż (tylko) z mężczyznami.

Oczywiście nawet rozkaz eksterminacji jedynie ludności męskiej w Galicji Wschodniej spełnia przesłanki ludobójstwa w świetle art. II Konwencji o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, który mówi: „ludobójstwem jest którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych jako takich”. Czyn wymieniany na pierwszym miejscu to „zabójstwo członków grupy”.

A więc człowiek, któremu buduje się pomnik we Lwowie, ogłoszony przez prez. Juszczenkę “bohaterem Ukrainy”, jest ludobójcą.
Shukhevych_stamp_2007.jpg
Znaczek pocztowy z Szuchewyczem. Źródło: Wikipedia
_______________________
Tymczasem…

Przeszło pół roku temu cytowałem fragment listu brata Cypriana, karmelity z Wiśniowca Nowego (Wołyń, Krzemienieckie), który pisał do przeora we Lwowie: „(...) Uchodźcy wszyscy uciekają do Wiśniowca, gdzie w klasztorze żyją w opłakanych warunkach, cierpią straszną nędzę. (...) I tak dzień po dniu upływa w męce i naprężeniu nerwów, bo nie ma wątpliwości, że *gdy załoga niemiecka opuści Wiśniowiec-Zamek, to pierwszej nocy wszyscy Polacy będą wymordowani.*” [list z 7.06.1943]

Zamek w Wiśniowcu. Zdjęcie przedwojenne.

Niemcy opuścili Wiśniowiec 2 lutego 1944 roku. Po nich w połowie lutego wycofała się załoga węgierska oraz polscy szucmani a wraz z nimi część Polaków. W Wiśniowcu Nowym pozostało około 300-400 bezbronnych Polaków, głównie kobiety i dzieci. Niestety w moich opowieściach niemal nie ma happy endów – przepowiednia brata Cypriana spełniła się.

Świadkiem tamtego ludobójczego rajdu banderowców, najprawdopodobniej bojówki Służby Bezpieczeństwa OUN (tajna policja OUN, formacja składająca się z najbardziej zwyrodniałych nacjonalistów) był komendant samoobrony Rybczy Jan Niewiński. W trakcie samotnego rekonesansu w terenie zauważył kolumnę sań zmierzającą w stronę jego wsi. Natychmiast zaalarmował swoich podkomendnych. Tak wspomina ten dzień: 20 lutego 1944 roku, był to dzień, w którym banderowcy podjęli kolejną próbę likwidacji wsi Rybcza. Podszywając się pod partyzantkę sowiecką, usiłowali wkroczyć podstępnie „na nocleg” (...) Do stojącej na drodze grupy obrońców [Rybczy] z całym kierownictwem podjechał na koniu z dużą białą flagą parlamentariusz ubrany w sowiecki szary szynel i czapkę budionnówkę, na której widniała duża gwiazda. Przebraniec zażądał w imieniu „sowieckiego dowódcy” zakwaterowania ich oddziału na „nocleg”. Kierując się bardziej intuicją, niż argumentami, zdecydowanie odmówiłem. (..) Po kilkunastu minutach banda zawróciła do Katerburga i omijając Rybczę skierowała się do Wiśniowca. Następnej nocy, też podstępem [znowu podając się za Sowietów – przyp. D.B.], banderowcy wtargnęli do klasztoru i na teren zamku Wiśniowieckich, dokonali okrutnej masakry chroniących się tam Polaków.

W Wiśniowcu Nowym zginęło ok. 300 Polaków, wśród nich brat Cyprian. Oprócz tego w pobliskim Wiśniowcu Starym zamordowano około 138 polskich mieszkańców, w tym kilkadziesiąt osób paląc w kościele. Tym samym powtórzył się rok 1655, kiedy ludność prawosławna podburzona przez Kozaków wymordowała polską ludność i zakonników w Wiśniowcu.

Niektórym osobom udało się znaleźć schronienie w ukraińskich domach. Na przykład M. Ciesielska była przez 6 tygodni przechowywana przez Ukraińców Romaniszynów pod łóżkiem. W tym czasie była świadkiem wizyt banderowców, którzy przechwalali się, jak mordują Polaków.
nowy_wisniowiec.jpg
Współczesne ruiny klasztoru w Wiśniowcu

Po mordzie w Wiśniowcu banderowcy – wciąż wg relacji J.Niewińskiego – przekroczyli utrzymywaną przez Niemców granicę między Wołyniem (Reichskomissariat Ukraine) a Generalnym Gubernatorstwem i wjechali na ziemie b. województwa tarnopolskiego, gdzie dokonali mordu na 131 Polakach w Berezowicy Małej (powiat Zbaraż).

Mieszkańcy Berezowicy Małej, znający „realia” pobliskiego Wołynia, byli świadomi niebezpieczeństw, jakie groziły im ze strony nacjonalistów ukraińskich. Mieli wybudowane schrony, zazwyczaj wystawiali warty mające ostrzegać przed napadem. Niestety mężczyźni ze wsi byli w tym czasie wykorzystywani przez Niemców do budowy umocnień i fortyfikacji. Po tak ciężkiej pracy nikt nie był w stanie jeszcze czuwać w nocy. Liczono, że obecność Niemców w okolicy odstraszy napastników. Tymczasem w nocy z 22 na 23 lutego 1944 roku przybyła z Wołynia bojówka zaatakowała wieś „po cichu” – przy pomocy noży i siekier, bez używania broni palnej. Być może wyrąbano by wszystkich 600 polskich mieszkańców Berezowicy Małej, gdyby nie Władysław Korylczuk, który wyrwał się oprawcom i pędząc w samej bieliźnie przez wieś z okrzykiem „alarm, rżną!”, pobudził niedoszłe ofiary, które ratowały się ucieczką.

Nad ranem ocaleni dokonali pośpiesznego pochówku ofiar – zamiast trumien używano łóżek i naprędce zbitych skrzyń mieszczących po kilka ciał – i uciekli ze wsi.

Długo można by wymieniać sposoby zadawania śmierci użyte przez ouenowską bezpiekę w Wiśniowcu i Berezowicy Małej. Najbardziej poruszająca jest jednak relacja jednego ze świadków z Wiśniowca- na stosie trupów siedziała 8-letnia dziewczynka nieprzytomnie powtarzająca w kółko: „Pani mi źle pościeliła”...

Po latach wydarzenia z 21-23.02.1944 wspomni były upowiec: „SB pogospodarzyła w Wiśniowcu i jego okolicach, o czym świadczyły pożary. (...) Hroza powiadomił, że trwa likwidacja wrogów Ukrainy. Ale sądu nie było (...).”

Literatura:
H. Komański, S. Siekierka, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946”. Wrocław 2006.
G. Motyka, “Ukraińska partyzantka 1942-1960”, Warszawa 2006
W. Poliszczuk, “Dowody zbrodni OUN i UPA” t.2, Toronto 2000
W. Siemaszko, E. Siemaszko, “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, Warszawa 2000

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

@Dymitr Bagiński

...stanowisko polskiego rządu w sprawie współpracy z Sowietami…
Wiesz może o jakie stanowisko mogło chodzić?

Pozdrawiam


Panie Radecki!

Jakie to ma znaczenie. Przecież to mogło być nawet zerwanie stosunków. Jak się chce psa uderzyć to kij się zawsze znajdzie.

Pozdrawiam


Radecki

być może chodzi o odmowę walki AK z Armią Czerwoną. Słowo “współpraca” jest tu zdecydowanie na wyrost.


Panie Jerzy

Otóż to. To były raczej zaklęcia na wewnętrzny użytek – “zobaczcie, jakie te Lachy złe, z Sowietami wchodzą w komitywę”. Tyle samo warte, co doniesienia o “polskich i żydowskich bandach”.

PS. Zresztą ciężko o logikę w tym rozkazie. Jak można najpierw kogoś “zlikwidować” a później wzywać go do wyjazdu?


@Dymitr Bagiński & Jerzy Maciejowski

Być może faktycznie to nie ma znaczenia.
Ludobójstwo to ludobójstwo.
Pretekst (czy powód) to rzecz drugorzędna.

Tym niemniej pogrzebałem trochę w sieci i podejrzewam, że mogło chodzić o Akcję Burza.
Słowa współpraca wcale nie brałbym w cudzysłów.
Przykładowo opanowanie Lwowa koniec lipca 1944 zostało przeprowadzone w ścisłym współdziałaniu oddziałów Armii Krajowej i regularnych wojsk sowieckich.
(to, co Sowieci później z tymi oddziałami zrobili, to już zupełnie inna sprawa)

O ten kontekst właśnie mi chodziło.

Pozdrawiam


Radecki

Mogło rzeczywiście chodzić o współdziałanie AK i ACz. w walce z Niemcami.
Tyle że to nie była współpraca rządów.


@Dymitr Bagiński

Tak, to nie była współpraca rządów.
To były doraźne sojusze na poziomie taktycznym.
Nieźle, choć skrótowo, opisane to jest w Wikipedii:
(...) Rozkaz KG AK przewidywał natomiast współdziałanie z Armią Czerwoną na szczeblu taktycznym i występowanie w roli sojusznika , połączone z ujawnieniem dowództw AK wobec dowództw Armii Czerwonej (...)
-> http://pl.wikipedia.org/wiki/Akcja_Burza
To się wydawało wtedy racjonalne.
Dopiero później okazało się, że niekoniecznie.
Natomiast rozkazy UPA wydają się kompletnie idiotyczne, żeby nie powiedzieć debilne.
(Pomijam celowo ich zbrodniczy charakter – czysta logika zysków i strat)
Co OUN chciał uzyskać dla swojego narodu eksterminując Polaków?
Może to tak jest, że skrajny nacjonalizm nie ma nic wspólnego z racjonalizmem.

Pozdrawiam
Radecki

PS. Dymitrze, uważam, że zrobiłeś naprawdę porządny kawał dobrej roboty. To, że się czasem czepiam właśnie z tego faktu wynika.


Radecki

Wręcz przeciwnie, to było bardzo racjonalne. Oni zdając sobie sprawę, że nie mają sił, by walczyć z Niemcami czy Sowietami, wzięli się za tych, z którymi mieli jakieś szanse. Kogo nie wycięli, ten uciekł albo w końcu się “repatriował”. Tak to pozbyli się kłopotliwej mniejszości narodowej, która w razie jakichś sporów o granice mogła się liczyć jako karta przetargowa (przecież wtedy jeszcze nie było wiadomo, że Stalin wszystko zagarnie).
Oczywiście czepiałem się sprzeczności w rozkazie, ale to drobnostka.


Panie Dymitrze!

Wydaje mi się, że można było już wtedy założyć, że za Stalina nie będzie niepodległej Rusi. Do tego nie trzeba było być jasnowidzem.

Pozdrawiam


@Jerzy Maciejowski

Dymitr ma rację.
Można było wszak założyć, że Stalin nie będzie wieczny.
Do tego nie trzeba było być jasnowidzem.


@ JM i Radecki

Oni liczyli na wybuch III wojny.


Panie Dymitrze

czytał Pan?:

Polacy i Ukraińcy patrzą na Hutę Pieniacką

jest też coś chyba o nas: “choć radykałowie po obu stronach granicy próbują im przeszkadzać.”

pozdrawiam ak


Subskrybuj zawartość