Wiosna i kontrkultura

Szanowny Panie Redaktorze!

Wczoraj w trójce mówiono o przyjściu „wiosny astronomicznej”, po wielu latach mieszania jej z „wiosną kalendarzową”. Już się cieszyłem, że wreszcie w redakcji ktoś nauczył Szanownych Państwa, czym się różni jedna „wiosna” od drugiej. niestety dzisiaj okazało się, że nadal nie wiecie co to znaczy wiosna kalendarzowa. W całej Europie, poza Polską, ludzie wiedzą, że miesiące wiosenne to: marzec, kwiecień i maj, więc „wiosna kalendarzowa” zaczyna się 1. marca, a nie 21. marca jak u Państwa. Najśmieszniejsze jest to, że „wiosna kalendarzowa” (związana z odpowiednimi miesiącami) jak i „wiosna astronomiczna” (związana ze znakami zodiaku) jest w tym samym czasie na półkuli północnej, co na półkuli południowej (Australia, Nowa Zelandia…). Natomiast wiosna następuje po przedwiośniu i przychodzi wtedy, gdy przyjdzie, a nie wtedy, gdy jaki niedouczony redaktor zaordynuje „pierwszy dzień wiosny”. Gdyby wiosna przychodziła zawsze tego samego dnia roku, to Koszałek Opałek nie ruszałby na poszukiwanie wiosny, tylko sprawdziłby datę w kalendarzu. Wiedza o tym, to elementarna rzecz w kulturze polskiej. Tylko zwolennicy kontrkultury walczącej z tradycyjnymi wartościami mogą powtarzać bzdury o 21. marca jako pierwszym dniu wiosny.

Łączę wyrazy należnego szacunku

Jerzy Maciejowski

PS. Ponieważ nie wierzę, by przedstawił Pan uczciwie ten punkt widzenia na antenie, to niniejszy list publikuję na moim blogu.

JM

Średnia ocena
(głosy: 0)
Subskrybuj zawartość